https://vignette.wikia.nocookie.net/animal-jam-clans-1/images/d/d2/Leaders_underling.gif/revision/latest/scale-to-width-down/300?cb=20170417223438
Białe koty:
https://www.flickr.com/photos/wee3beasties/4936417118/
Kocię:
https://www.flickr.com/photos/kyebrown/9037083964/
https://www.flickr.com/photos/hoelzerphotography/8233685202/in/photostream/
Term:
https://www.flickr.com/photos/ehecatl09/6798960879/
https://i.imgur.com/zjycEag.jpg
Woj:
Podpisy i inne htmle:
[size=9][color=~black][u]Wszyscy[/u] coś mi pieprzą o [/color][color=pink]miłości[/color][color=black] w kółko
Ale gdzie nie spojrzę wszędzie widzę [b]przemoc[/b]
Przelewam [/color][color=#a1d3f3][i]krew za krew[/i][/color][color=black], wymieniam [/color][color=#BCFF9B][i]wdech na wdech[/color][/i]
[color=black]Jak włączyć mam [/color][color=pink][b]s e r c e[/b][/color][color=black], jak mniemam, że [u][i]nie mam[/i][/u], ej?[/color][/size]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
http://www.artemida.webd.pl/warriorcats/images/avatars/1341958485a0f3ccf18802.jpg
[center][img]https://orig00.deviantart.net/dcea/f/2017/321/6/1/mantisgot_by_zewkrwi-dbu0sep.png[/img]
[size=9][color=black][u]Wszyscy[/u] coś mi pieprzą o [/color][color=#5ec423]miłości[/color][color=black] w kółko
Ale gdzie nie spojrzę wszędzie widzę [b]przemoc[/b]
Przelewam [/color][color=#5ec423][i]krew za krew[/i][/color][color=black], wymieniam [/color][color=#5ec423][i]wdech na wdech[/color][/i]
[color=black]Jak włączyć mam [/color][color=#5ec423][b]s e r c e[/b][/color][color=black], jak mniemam, że [u][i]nie mam[/i][/u], ej?[/color][/size]
[/center]
a1d3f3
fdede8
[center][img]https://orig00.deviantart.net/f70b/f/2017/327/0/c/krakrapodgot_by_zewkrwi-dbumhwc.png[/img]
[size=9][color=black][u]Wszyscy[/u] coś mi pieprzą o [/color][color=#a1d3f3]miłości[/color][color=black] w kółko
Ale gdzie nie spojrzę wszędzie widzę [b]przemoc[/b]
Przelewam [/color][color=#a1d3f3][i]krew za krew[/i][/color][color=black], wymieniam [/color][color=#a1d3f3][i]wdech na wdech[/color][/i]
[color=black]Jak włączyć mam [/color][color=#fdede8][b]s e r c e[/b][/color][color=black], jak mniemam, że [u][i]nie mam[/i][/u], ej?[/color][/size]
[center][img]http://skeenaflyfishing.com/wp-content/uploads/2015/01/Page-Layout-Line.png[/img]
[img]http://49.media.tumblr.com/9c5ffa31636ec4071140f2128bc9cbee/tumblr_o3phmu0OLU1qmopexo1_500.gif[/img]
[img]http://skeenaflyfishing.com/wp-content/uploads/2015/01/Page-Layout-Line.png[/img]
[/center]
KP:
[color=#5ec423][b]Imię:[/b][/color][color=black] Kra > Lodowa Łapa > Gorczyca [/color]
[color=#5ec423][b]Klan:[/b][/color][color=black] Rzeka >Samotnik [/color]
[color=#5ec423][b]Ranga:[/b][/color][color=black] Kocię > Terminator > Samotnik [/color]
[color=#5ec423][b]Wiek:[/b][/color][color=black] 6
6 w chwili adopcji[/color]
[color=#5ec423][b]Opis Wyglądu:[/b][/color][color=black] Czyżby to cienie z najdalszych kątów Pierzastej Jamy zbiły się w okrągłą kulę, która przez ostatnie księżyce przybrała kształty młodego kota? Czarnego futra tego osobnika nie rozjaśnia nawet niewielka smuga brązu w pełnym słońcu, ani jeden jasny włosek, ani jeden fragment skóry pozbawiony pigmentu. Jedyną rzeczą, która czarna nie jest są jego ślepia – w kształcie migdałów, dość wąskie, z charakterystycznym diabelskim błyskiem – a przede wszystkim są dwukolorowe: prawe ma barwę lodowego błękitu, lewe zaś kolorem przywodzi na myśl młodą trawę. Kra jest kociakiem o przeciętnym wzroście, ładnej, harmonijnej budowie – nijak nie przypomina okrągłej beczki jaką był kilka księżyców temu. Teraz jest kocurkiem szczupłym; ani chudym ani masywnym, raczej mocno średnim. Porusza się lekko niczym piórko, starając się poruszać bezszelestnie, nawet jeśli przemieszcza się z jednego kąta obozu w drugi. Posiada duże uszy, ciut większe niż u przeciętnego kota, co z pewnością wynika z dodatku krwi kotów orientalnych, tak samo jak długi, biczowaty ogon.[/color]
[color=#5ec423][b]Opis Charakteru:[/b][/color][color=black] Już na pierwszy, ewentualnie drugi, rzut oka można dostrzec, iż Kra jest introwertykiem. Cecha ta nie ma nic wspólnego z nieśmiałością, objawiającą się brakiem inicjatywy czy też strachem przed kontaktami z innymi. Kocurek po prostu nie ma ochoty na rozmowę z dwudziestym kotem z rzędu o tym, że pogoda dzisiaj nie dopisała czy o tym, że poślizgnął się na trawie i wylądował mordką w błocie. Zwyczajnie nie jest mu to do niczego potrzebne, a wręcz nadwyręża jego zasoby energetyczne, bowiem Kra jako introwertyk czerpie energię z wewnątrz siebie, z przebywania sam ze sobą, zaś kontakty z innymi powodują ubytek tejże energii. Nie oznacza to jednak, że unika wszelkich kontaktów z innymi. Wbrew pozorom lubi rozmawiać, jednak nie na tematy "o pogodzie", a o czymś konkretnym, co go ciekawi i sprawia, że potrafi mówić przez rekordowo długi czas. Trzeba przeto wiedzieć, iż czarnofutry jest typem małomównym, który woli słuchać cudzego gadania i od czasu do czasu wtrącić swoje trzy grosze. Właściwie rzadkością jest usłyszenie od niego czegoś więcej niż "tak", "nie" lub "może" - lubi przekazywać informacje zwięźle i krótko, czasem mocno w tym przesadzając, gdyż zdarza mu się powiedzieć kilka wyrazów zamiast zbudować zdanie.
Brak potrzeby ciągłego odzywania się ma swoje plusy, a jednym z nich jest zdolność słuchania drugiego kota. Kra nie ma w zwyczaju komuś przerywać, koncentrować się na czymś innym niż rozmówca czy też słuchać jednym uchem, a wypuszczać drugim, chyba że jest to działanie z premedytacją. Kolejnym plusem jest myślenie zanim coś powie lub zrobi, przez co zazwyczaj unika nieciekawych sytuacji. Nie oznacza to jednak, że nie potrafi działać impulsywnie, szybko, bez zbędnego wahania - ma bardzo dobry refleks i bystry umysł, nie jest też z natury flegmatykiem. W dodatku jego kocięca ciekawość, chęć odkrywania świata i brak doświadczenia sprawiają, że zdarza się mu działać pod wpływem impulsu co często owocuje głupimi wpadkami, kłopotami i niebezpiecznymi przygodami.
Mimo, że nie jest nieśmiały, należy do kotów wycofanych, nie ma zbyt rozwiniętego życia towarzyskiego, nawet z rodziną nie utrzymuje silnych więzi, pozwalając rozleźć się rodzeństwu po świecie i układać sobie życie - bez niego. Trochę go to boli, gdzieś tam w środeczku, ale nie na tyle mocno, by cokolwiek z tym zrobił.
Ma żal do siebie, że przez jego głupotę i "niewinne" wypady poza obóz wylądował na długi czas w lecznicy, co zupełnie odcięło go od klanowego życia. Jako, że należy do kotów ambitnych, marzących o tym, by w przyszłości być [i]kimś[/i] dla klanu, świadomość, że inni w jego wieku zaczynają nauki, podczas gdy on się "obija" mocno go przytłoczyła. Teraz, gdy wyzdrowiał, zamierza nadrobić stracony czas, zarówno pod względem nauk jak i życia towarzyskiego.
~*~
Niestety, nic z tego nie wyszło.
Porwany przez jakiegoś dwunoga, który zabrał go hen daleko od dawnych terenów klanów, był zmuszony żyć jako pieszczoszek. Nie trwało to jednak długo, gdyż Lodowa Łapa uciekł przy pierwszej nadarzającej się okazji. Mimo beznadziejnego położenia w jakim się znalazł, jego ośli upór nie pozwolił mu się poddać. Od tego momentu przyświecał mu tylko jeden cel - odnaleźć Klan Rzeki, wrócić do domu. Pragnienie to rosło wprost proporcjonalnie to ilości krzywd jakie los postanowił wyrządzić czarnemu kociakowi, aż w końcu stało się czymś na wzór obsesji, która zupełnie go pochłonęła.
[/color]
[color=#5ec423][b]Historia:[/b][/color][color=black] Urodził się jako potomek pary wojowników Klanu Rzeki - Mysiego Kroku i Gilowego Gardła. Wraz z nim na świat przyszli: Lilia, Mięta, Kasztan, Orzeszek, Sadzawka i Płatek.
Pierwsze księżyce nie niosą ze sobą żadnych ciekawszych zdarzeń. Ot, kolejny kociak zwiedzający obóz, uczący się życia w klanie, poznający nowe koty i swoje miejsce na świecie... Dopiero trochę później, gdy podrósł, jego introwertyczny charakter zaczął dawać o sobie znać. Kra lubił przebywać sam, nigdy nie czuł się samotny ani nic w tym stylu - miał przecież siebie i takie towarzystwo odpowiadało mu, szczególnie, gdy zapragnął zobaczyć coś więcej niż obóz. Wymknął się niezauważony raz, drugi, trzeci... nigdy jednak nie oddalał się zanadto, zawsze mając obóz w zasięgu wzroku i zwiedzając Wielki Świat spomiędzy gałęzi krzewów i innych chaszczy - nie chciał by ktokolwiek go przyłapał na samotnych eskapadach. To jednak okazało się niewystarczającym zabezpieczeniem. Sam kocurek nie pamięta co było przyczyną, ale najprawdopodobniej podczas jednego z takich wypadów zaraził się jakimś świństwem, którego nazwa wyleciała mu z głowy. Umieszczono go w Korzennej Norze przez co został zupełnie odcięty od innych, spędzając dni na walce z chorobą. Nikt go nie odwiedzał; nie mógł w obawie o rozniesienie tego świństwa po obozie i zarażenia kolejnych kotów. Był jednak zbyt słaby by się nudzić, niewiele też pamięta z tego okresu; jedynie silny zapach ziół, Łososiową Łapę i niezbyt smaczne zioła, które musiał jeść. Na szczęście choroba przebiegła łagodnie i kocur po jakiś czasie wrócił do zdrowia.
[/color]
[color=#5ec423][b]Statystyki:[/b][/color][color=black]
20 punktów do rozdzielenia: [/color]
[color=#5ec423][u]Siła (S):[/u][/color][color=black] 3[/color]
[color=#5ec423][u]Zręczność (Zr):[/u][/color][color=black] 6[/color]
[color=#5ec423][u]Szybkość (Sz):[/u][/color][color=black] 6[/color]
[color=#5ec423][u]Zmysły (Zm):[/u][/color][color=black] 5[/color]
[/color][color=black]100 punktów do rozdzielenia:
[color=#5ec423][u]Punkty Życia (HP):[/u][/color][color=black] 50[/color]
[color=#5ec423][u]Punkty Wytrzymałości (W):[/u][/color][color=black] 50[/color]
[color=#5ec423][u][b]Czy zgadzasz się na ewentualną adopcję postaci?[/b][/u][/color][color=black] Nie.[/color]
~~~~
Sound of silence. Głos ciszy. Usłyszenie z jej pyszczka złożonego zdania to prawdziwy sukces - niewielu udało się wyciągnąć z niej więcej niż "tak", "nie" oraz "shhh" połączone z wymachiwaniem przed cudzym nosem łapą z wysuniętymi pazurami. Wygląda to trochę tak, jakby kotka starała się oszczędzać swój cenny głos, albo uważała, że nie każdy kot jest godzien dostąpić zaszczytu jakim jest rozmowa z nią. Nic jednak bardziej mylnego. Modliszka po prostu nie lubi odzywać się jeśli nie jest to absolutnie konieczne i nigdy nie mówi więcej niż musi, by przekazać to co chce. Z tego też powodu zdarza jej się wymawiać same wyrazy, zamiast budować zdania. Albo uciekać się do mowy ciała, mimiki i pierwotnych dźwięków, których używanie zdaje się jej tak "nie boleć". Kociczka uwielbia ciszę i spokój; z miejsca skreśla każdego, kto w jakikolwiek sposób burzy ową harmonię swoim chaosem. Właściwie nie przeszkadzają jej pojedyncze, nawet głośne dźwięki, za to konkretnie potrafią wkurzyć ją dźwięki powtarzające się i wydawane przez dłuższy czas. Sierść jej się samoistnie jeży, uszy kładą, a ogon niebezpiecznie drga, gdy tylko ktoś w jej pobliżu zacznie mlaskać, ciamkać, chrapać albo gadać o pierdołach. Zazwyczaj w takiej sytuacji wycofuje się i szuka miejsca z dala od owego osobnika, a gdy jest to niemożliwe to... cóż, ostrzega tylko raz, pełnym jadu "Zamknij dziób" zanim w ruch pójdą pazury. Czarnofutra nie tylko stawia takie wymogi w stosunku do innych, ale też do samej siebie. Stara się wszystko robić cicho; jeść, spać, chodzić... a przy tym zawsze trzyma się cienia, nie zwracając na siebie większej uwagi. Lubi być niewidoczna przez większość czasu by nagle wyjść z cienia i się odezwać, tym samym podziwiając miny zaskoczonych kotów, które dały się podejść kocięciu. Czyje w tedy wielką satysfakcję
Modliszka jest kotką dość nerwową i drażliwą. Łatwo ją sprowokować i wyprowadzić z równowagi. Na szczęście równie szybko potrafi się uspokoić, choć nigdy nie wraca do stanu sprzed incydentu. Opinię o innym kocie wyrabia sobie bardzo szybko, a jeśli komuś w myślach przyklei konkretną łatkę, to bardzo trudno będzie jej spojrzeć na owego kota inaczej i zmienić swoje zdanie o nim.
Szalenie nieufna w stosunku do obcych, co demonstruje całą sobą. Jak na razie akceptuje wyłącznie rodziców i rodzeństwo, do których czuje coś na wzór miłości i przywiązania. Gdy któremuś z członków jej rodziny dzieje się krzywda budzą się w niej instynkty obronne, karzące ratować tego mysiego móżdżka, który nie potrafi poradzić sobie sam.
Podsumowując, nie jest typowym kociakiem, mimo, że nie brak jej impulsywności, ciekawości, chęci odkrywania świata i innych tackichtam cech jakie otrzymuje się w bonusie za przyjście na świat.
Lubi siedzieć w kącie Pierzastej Jamy i słuchać jakże pięknego dźwięku - ciszy. Nie lubi hałasu czy raczej dużej ilości dźwiękowych bodźców; nie ma problemu z ich głośnością a raczej z ilością i długością trwania. Czyjś krzyk, choć nieprzyjemny nie zdenerwuje jej tak, jak potrafi cudze mlaskanie, chrapanie, gadanie o pierdołach i tłuczenie się po kociarni. Uważa, że skoro jest kotem i natura wyposażyła ją w taki, a nie inny sprzęt, to jej zadaniem jest poruszanie się bezszelestnie i niezauważalnie. Pragnie stać się cieniem, który można wychwycić tylko kątem oka, gdy gwałtowniej się poruszy. Amatorsko trenuje skradanie się i przemykanie tuż pod nosem kotów, tak by nikt jej nie widział. Nie zwraca na siebie uwagi, za to wszytko dookoła obserwuje z uwagą.
POSTY, TAK <3
Bawił się długim źdźbłem trawy, uderzając w nie raz po raz kruczoczarną łapką. Przez chwilę patrzył jak roślinka gwałtownie chwieje się na boki z uwagą śledząc jej ruchy. Gdy źdźbło po raz któryś znalazło się tuż pod jego nosem, szybkim ruchem pochwycił je w zęby i pociągnął, tym samym przerywając je gdzieś w połowie. W tym momencie do jego uszu dotarł głos Łososiowej Łuski, która dość niedawno wyleczyła go z choroby. Obrócił łebek w stronę Wilgotnej Skały, na chwilę zapominając, że w pyszczku nadal trzyma kawałek trawki.
[i]Jak cały klan, to ja też![/i]
Pomyślał, energicznie podnosząc się z siadu i ruszając kłusem by sprawdzić co jest tak ważnego, by cały klan musiał się gromadzić w jednym miejscu. Gdy dotarł na miejsce jego wzrok od razu wyłowił postać medyczki, jakiejś białej kotki, którą kojarzył tylko z widzenia (jak większość klanowiczów) i szarego kocura, który leżał nieruchomo. Zatrzymał się w pewnej odległości od kotów, a jego dotąd podniesiony niczym maszt ogonek, powoli opadł. Czuł bijący od dorosłych smutek, widział, że miało to pewien związek z szarym kotem, ale nie rozumiał o co chodzi. Nigdy nie widział czyjejś śmierci ani zmarłego kota, a słuchając opowieści o Gwiezdnym Klanie, które snuła jego mama, wyobrażał sobie, że kot po śmierci zamienia się w taką gwieździstą postać i ulatuje w niebo, razem z innymi zmarłymi, którzy przyszli go powitać. Co prawda widział martwą zwierzynę na stosie, ale skoro ona nie odchodziła do Gwiezdnego Klanu, a koty tak, to po śmierci musiały wyglądać inaczej! Przez chwilę wahał się czy podejść bliżej, aż w końcu ciekawość zwyciężyła. Postanowił przysiąść się do dwójki terminatorów, którzy wyglądali na niewiele starszych od niego. Przez chwilę obserwował scenę pod Wilgotną Skałą po czym obrócił głowę w stronę dwójki kotów, wlepiając spojrzenie dwukolorowych oczu w rudą kotkę, która znajdowała się bliżej. Wypluł źdźbło trawy, które nieświadomie cały czas trzymał w pysku.
[b]- Co się dzieje? -[/b] zapytał. Czas uzupełnić wiedzę!
~ Pogrzeb Popiela
Spacerował po obozie, szukając sobie jakiejś rozrywki. Nie miał ochoty na polowanie na źdźbła trawy czy jakieś suche listki, chciał raczej czegoś co dostarczy mu prawdziwych emocji. Dwukolorowymi oczami lustrował otoczenie, wypatrując czegoś co przykuje jego uwagę, jednak jego myśli coraz bardziej odpływały z miejsca w którym stał do wyjścia z obozu i dalej w świat i czekających tam wrażeń. Niespokojnie zastrzygł uszami. Pokusa była silna, świerzbiła go w łapki, które mimowolnie skręciły w kierunku Śpiącego Drzewa. Czuł jakby ktoś siedział w jego głowie i szeptał, namawiając do tego [i]małego i niewinnego[/i] przestępstwa. Nerwowo poruszył wąsikami. Nie próbował wychodzić poza obóz od czasu choroby, podczas której przyrzekł sobie bardziej uważać i nie robić niczego ryzykownego, co uziemiło by go w Korzennej Norze na równie długi czas. Nie chciał znowu łykać śmierdzących ziół i czuć tej potwornej niemocy, jaka w tedy ogarnęła jego ciało. Jednak jeszcze bardziej obawiał się, że w czasie gdy on będzie [i]odpoczywał[/i] jego rodzeństwo będzie zdobywać wiedzę: nauczy się polować, walczyć, wyjdzie poza obóz... a on znajdzie się znów na marginesie.
Westchnął bezgłośnie, zatrzymując się w miejscu. Nie mógł znowu ryzykować. Powinien znaleźć sobie jakieś zajęcie w obozie, tak jak na [i]grzecznego kociaka[/i] przystało. Jeszcze raz rozejrzał się wokół niezadowolonym spojrzeniem, które zatrzymało się na bujnie rosnącej trzcinie. W sumie, równie dobrze mógłby pobawić się w tamtym miejscu. Lubił udawane polowania, a trzcina zachęcająco kołysała się pod naporem delikatnych podmuchów wiatru. Instynktownie ugiął łapki, wlepiając spojrzenie w swoją "ofiarę". Jego ogon nerwowo drgał, gdy próbował wyrzucić z głowy wszystkie zbędne myśli - głównie te o ucieczce z obozu. Gdy jedna z trzcin ugięła się trochę mocniej, wystrzelił z miejsca, by zaraz skoczyć z wyciągniętymi pazurami na zielsko. Trafił prawie perfekcyjnie, a na jego pyszczku pojawił się mimowolny uśmiech, gdy giętka łodyżka zgięła się pod jego ciężarem. Niestety, lądowanie nie wyszło mu tak perfekcyjnie. Łodyżka ugięła się pod jego ciężarem i kociak wpadł prosto do cudzego legowiska, ciężko wylądował na ziemi i pchany siłą rozpędu przeturlał się pod łapy czekoladowo-białego wojownika zatrzymując się na nich w jakiejś niezgrabnej pozie.
~ Z Maluchem <3
Pogrzeb? Ale...
[b]- Przecież po śmierci idzie się do Gwiezdnego Klanu. Dlaczego ten kot nie poszedł? -[/b] zapytał, przenosząc swoje spojrzenie z rudej kotki na liliowego kocurka. W jego oczach można było ujrzeć dwa wielkie znaki zapytania. Nie rozumiał całej tej sytuacji, ale miał nadzieję, że dwójka terminatorów będzie potrafiła mu to wyjaśnić. W międzyczasie, gdzieś w tyle jego czaszki, jakiś cichy głosik, uświadomił mu, że nawet się nie przywitał ani nie przedstawił, co mogło zostać odebrane jako brak kultury czy szacunku, ale postanowił to zignorować. Jeszcze będzie na to czas. Machnął niespokojnie ogonem, po czym owinął go sobie wokół łap. Jego ucho lekko drgnęło, gdy wychwycił kroki kolejnego kota, który postanowił przyjść pod Wilgotną Skałę. Nawet na chwilę nie odwracał spojrzenia od bladoniebieskich ślepi jego rozmówcy, czekając na odpowiedź.
Skinął głową na słowa rudej kotki. Miał nadzieję, że terminatorka zamierza dotrzymać słowa, inaczej pójdzie za nią jak cień i nie odczepi się, puki nie uzyska odpowiedzi. Teraz jednak siedział nieruchomo i w zupełnej ciszy. Nie był zupełnym mysim móżdżkiem, więc ton kotki, jej słowa, jak i ogólne milczenie odczytał jako dość jasny przekaz - na pogrzebach należy być cicho, a wszystkie rozmowy odłożyć na później. Biorąc to pod uwagę, nawet nie miał by nic przeciwko, by rodzeństwo dwójki terminatorów do nich dołączyło, a może nawet inni terminatorzy i kocięta. Może w grupie rzeczywiście było by im raźniej i nie stali by tak w z wszystkimi emocjami wyraźnie wymalowanymi na pyszczkach? Kra kątem oka zlokalizował dwa białe koty, będące chyba w tym samym wieku co dwójka terminatorów z którą rozmawiał. Postanowił, że po pogrzebie spyta czy to rodzeństwo rudej i liliowego. Zapyta też o imiona całej czwórki. I może sam się przedstawi.
Teraz jednak, z uwagą i zainteresowaniem obserwował całą sytuację. Nie znał tego kota, miał wręcz wrażenie, że widzi go po raz pierwszy, tak więc nie czuł żadnego żalu czy smutku, choć widok rozpaczającej białej kotki wywołał w nim lekkie współczucie. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie potrafił zrozumieć zachowania kotów, które wyraźnie były w szoku po zobaczeniu ciała. Byli starsi od niego, więc pewnie rozumieli o co chodziło.
[i]Może byli w szoku bo martwy wojownik nie poszedł do Gwiezdnego Klanu tylko został na ziemi, jak upolowana mysz? W sumie... miał taki podobny kolor futra, szarawy, może dlatego Gwiezdni go nie chcieli? Bo myśleli, że to taka duża mysz? W takim razie muszą być strasznie głupi, skoro nie umieją rozpoznać kota![/i]
Kra lekko poruszył wąsikami z niezadowolenia. Żadna z jego teorii nie brzmiała wiarygodnie nawet dla niego samego. Szkoda, że siedząca obok terminatorka wyjaśni mu wszystko dopiero po pogrzebie. Teraz to pytanie nie będzie dawać mu spokoju, niczym swędzące miejsce, którego nie można podrapać.
Przez dwa uderzenia serca trwał dziwnie powykrzywiany, opierając się o cudze łapy i żałując, że wpakował się w tak niezręczną sytuację. Nie żeby był wstydliwy czy coś, ale widok szoku na pysku wojownika lekko go speszył. Czym prędzej stanął na łapkach, otrzepując się po upadku z kurzu i jednocześnie odpowiadając na pytanie:
[b]- Tak. -[/b] mruknął, po czym szybko stwierdziwszy, że jego futerko jest w stanie zdatnym do użytku, obrócił się przodem do czekoladowo-białego kocura.
[b]- A tobie nic się nie stało? -[/b] zapytał. Musiał nieźle zadrzeć głowę, by móc wlepić swoje spojrzenie w oczy wojownika, więc dla wygody postanowił usiąść. Nie owijał łap ogonem, pozwalając jego końcówce lekko drgać. Nie przywykł do takich reakcji na swój widok, więc wolał się upewnić, że z kocurem wszystko w porządku. Może niechcący go uszkodził?
I w tym momencie dotarło do czarnego kocurka, że chyba powinien przeprosić. I się przedstawić. Postanowił jednak odłożyć to na później. Może wojownik się nie obrazi.
Złamany konar był świetnym miejscem do zabawy. A przynajmniej tak uważał Kra. Powoli skradał się, przemykając niczym cień w wysokiej trawie, bo lisią długość od konaru wyskoczyć ze swojej kryjówki i z pełną prędkością zaatakować kawał drewna. Wskoczył nań, głęboko wbijając pazury w spróchniałą korę, którą zaczął odgryzać od drzewa i wypluwać gdzieś na bok. Smakowała popiołem, wilgocią, mchem, drewnem, ziemią... Tyle różnych smaków! Co prawda nie wszystkie przyjemne, ale czarny wychodził z założenia, że im więcej pozna tym lepiej. Jeszcze chwilę bawił się w ten sposób, ale dość szybko stało się to nudne. W dodatku był już prawie terminatorem, więc chyba nie wypadało mu zachowywać się jak jakaś dwu księżycowa larwa. Wyprostował się więc i przeciągnął pazurami po drzewie, starając się je naostrzyć.
***
Leżał na spróchniałym konarze, odpoczywając po jednym z udawanych polowań. Sennym wzrokiem wpatrywał się w swoją czarną łapę, raz po raz wysuwając i chowając pazury, tym samym tworząc nowe wzorki na spopielonej część drzewa. Jego umysł podsuwał mu różne obrazy: jego jako terminatora, który mógł bez przeszkód wyjść z obozu, jego pierwszą walkę, pierwsze pływanie... Ach! Nie mógł się już doczekać tego dnia, gdy stanie pod Wilgotną Skałą, a przywódca klanu wypowie jego nowe imię - imię terminatora, nie jakiegoś kociaka od siedmiu boleści, którego jedynym zadaniem była zabawa i grzanie tyłka w Pierzastej Jamie. Na samą myśl o tym, jego źrenice zwężyły się, a pazury wysunęły i wbiły głęboko w sczerniałą korę. Ze złością pociągnął łapą, zostawiając głębokie bruzdy w konarze. Machnął z irytacja ogonem, odwracając głowę od swojego "dzieła" i kierując spojrzenie dwukolorowych oczu gdzieś w dal, jakby próbował zobaczyć jakieś miejsce tam, w Wielkim Świecie.
// Wiatr
***
Świetlisty Przebłysk był miejscem, które Kra odkrył dawno temu, gdy był jeszcze za mały by wyjść z Pierzastej Jamy, a potrzebował odciąć się od rozbrykanego rodzeństwa i ich harców, które po pewnym czasie zaczynały go męczyć. Tutaj, skryty między kamiennymi ścianami, mógł odpocząć w ciszy i spokoju, mając za towarzystwo jedynie niebo, które uwielbiał obserwować. Raz było jasne i płonęła na nim ognisto-żółta kula, innym razem przybierało barwę niebiesko-różowo-fioletową, a nawet potrafiła stać się atramentowo czarne. To ostatnie podobało mu się najbardziej. Dopiero później, gdy podrósł, poznał co to jest dzień i noc. Mógł w tedy siedzieć poza kociarnią i widzieć wszystko z różnych miejsc w obozie, dać się przeniknąć mrokowi nocy, niosącemu zapach tajemnic jakie skrywał las otaczający jego dom. Przebłysk powoli odszedł w zapomnienie, stał się tylko szczeliną, niczym ciekawym do czego Kra wracałby myślami, podczas zwiedzania świata.
Dlaczego więc tutaj był? Dlaczego wrócił? Teraz, gdy jego czarne ciało ledwo mieściło się w szczelinie o wiele za małej na prawie terminatora, a przez to niewygodnej? Czuł jak jakiś kamyczek uwiera go w bok, jak zimna skała napiera na jego ciało, powodując, że wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł dreszcz. Podniósł głowę, zerkając do góry na niebo. Miało kolor mleczno-szary, nieprzyjazny i zimny. Pewnie niedługo znów będzie padać o ile nawet teraz nie zaczęło kropić. Kra poruszył wąsikami i głęboko odetchnął chłonąc dziwną mieszankę zapachu kociarni i rzecznego obozu. Już niedługo opuści to miejsce, by zamieszkać w legowisku terminatorów. Na samą myśl o tym czuł przyjemną ekscytację skręcającą mu wnętrzności. Już niedługo będzie stał pod Wilgotną Skałą razem z rodzeństwem. Przymknął dwukolorowe ślepia z zadowoleniem. I pewnie by tak trwał, nieruchomy, niczym zbita kupka cieni, gdyby nie odgłos cudzych kroków przemierzających kociarnię. Otworzył jedno oko, to niebieskie i spojrzał w stronę z której dochodził dźwięk, strzygąc jednocześnie uszami.
// Płatek :>
Kiedy dwójka towarzyszących mu terminatorów podeszła do swojego rodzeństwa i zaczęła pocieszać białego kocurka, Kra usiadł w pobliżu. Starał się jednak zachować pewną odległość - nie chciał narzucać się ze swoim towarzystwem. W dodatku wydawało mu się, że widok płaczącego kocurka był czymś nieprzeznaczonym dla niego. To była cudza sprawa. Kim on był by się wtrącać i przeszkadzać?
Nagle w oczy rzuciło mu się czarne futro i błękitne oczy. Płatek! Kra rzucił bratu spojrzenie mówiące "chodź tutaj!", a w każdym razie starał się właśnie to powiedzieć dwukolorowymi oczami, łowiąc wzrok Płatka. Czarny kocurek zdawał się być przytłoczony całym tym pogrzebem, czego Kra nie mógł za bardzo zrozumieć. Miał nadzieję, że jego brat do niego podejdzie, w końcu nie siedział blisko ciała zmarłego.
Nie wiadomo czy to dzięki dużej ilości szczęścia, jaką miał w życiu kocurek czy dzięki zwykłemu przypadkowi, jak dotąd nie zdarzyło mu się wpaść na kogoś, kto szybko wybiłby mu z głowy urządzanie dzikich gonitw po obozie. Zazwyczaj rzeczniacy obrzucali go niezadowolonym spojrzeniem, ale nic ponadto. Za to poza obozem polegał na umiejętności pozostawania niewidzialnym. Ukrywał się w zaroślach i skradał wolno, by wywołać jak najmniej hałasu, który mógłby zwrócić czyjąś uwagę. Nie czynił tak w obawie przed drapieżnikami - o tych nikt mu jakoś nie opowiedział, więc miał bardzo mgliste pojęcie o tym co mogłoby go zeżreć - ale w obawie przed zwróceniem uwagi jakiegoś kota, który ze fraki zaciągnąłby go z powrotem do obozu. A w każdym razie było tak do czasu jego choroby, po której jego czarna łapa ani razu nie przekroczyła granicy bezpiecznego obozu.
Na odpowiedź wojownika ledwo dostrzegalnie skinął głową, czując coś na wzór ulgi, że reakcja żółtookiego kocura nie miała nic wspólnego z jakimś urazem. Widział jak wojownik co jakiś czas na niego zerka, zupełnie tak jakby był niepewny czy czarny kocurek czasem nie skoczy i nie przejedzie mu pazurami po nosie. Kra nie miałby nic przeciwko gdyby czekoladowy zechciał mu się otwarcie przyjrzeć. Sam właśnie to robił - otwarcie lustrował bystrym spojrzeniem dwukolorowych oczu sylwetkę kocura od czubków uszy aż po łapy i końcówkę ogona.
[b]- Tak. - [/b]odpowiedział, jak zawsze krótko, nie wchodząc w szczegóły. Zaciekawiło go jednak pytanie wojownika. Czekoladowe łaty od razu rzuciły mu się w oczy - jak dotąd kolor ten był znakiem rozpoznawczym jego ojca i niektórych z jego rodzeństwa, jeszcze nie miał okazji poznać kota o takim samym kolorze futra. Zmarszczył w zamyśleniu nosek i spojrzał podejrzliwie na wojownika.
- Dlaczego pytasz? - wymsknęło mu się z pyszczka, zanim zdążył się zastanowić czy aby na pewno tak ma brzmieć jego pytanie. Wydało mu się jednak odpowiednie, więc śmiało spojrzał w oczy wojownika, czekając na odpowiedź.
Rzeczą, która od razu rzuciła mu się w oczy i która zaczęła go teraz zastanawiać, był czekoladowy kolor łat wojownika. Jak dotąd jedynymi kotami z takim kolorem było jego rodzeństwo i ojciec.
Kra skinął głową na powitanie bratu, decydując się zachować jak największą ciszę - nadal nie chciał zakłucać pogrzebu. Oczywiście dostrzegł, że jego czarny braciszek, jest spięty i nie podoba mu się cała ta sytuacja. Sam był raczej rozluźniony, nie widział nic złego w tłumach, szczególnie takich cichych i spokojny jak ten, gdzie uwaga wszystkich koncentrowała się na kimś innym niż jego czarna postać. Takie tłumy były w porządku. Takie tłumy lubił.
Może nawet ten cały pogrzeb będzie całkiem fajny? Jak na razie działo się wiele ciekawych choć mocno niezrozumiałych dla Kry rzeczy. Później zamierzał o wszystko wypytać siedzącą niedaleko rudą terminatorkę, nie przyjmując odpowiedzi "nie" - skoro [i]obiecała[/i] to on już dopilnuje by dotrzymała słowa! Teraz jednak jego uwaga skupiona była na niebieskookim. Na słowa Płatka końcówką ogona Kry lekko zadrgała. Kochał swojego braciszka i nie zamierzał pozwolić by działa mu się jakakolwiek krzywda. Już on go obroni! Tylko jak miał go bronić przed tłumem, który był [i]w porządku[/i]?
Przysunął się trochę bliżej czarnego by dodać mu otuchy swoją obecnością. Nie był mistrzem pocieszania, wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że w tej dziedzinie był wręcz upośledzony. Gdy inni całkiem naturalnie znajdowali odpowiednie słowa i gesty, on musiał wysilić swoje szare komórki by znaleźć cokolwiek co nie pogorszy jeszcze bardziej sytuacji. Tak więc unikał pocieszania, ograniczając się do przyglądania się innym z boku. Teraz jednak nie mógł się odsunąć i zostawić Płatka samego ze słowami "nie ma się czego bać, pff, ten tłum jest fajny". W jego czarnej główce ten pogrzeb był nawet... fajny. Taki cichy i spokojny, może trochę smutny, ale to i tak lepsze niż gdyby te wszystkie koty miały zacząć skakać dookoła i drzeć mordy, tak, że albo się zatka uszy albo ogłuchnie.
Mimo niepewności jaką czuł, jego ruchy zawsze były pełne zdecydowania, tak jakby kocurek nie miał żadnych wątpliwości, że należy czynić tak a nie inaczej. Odwinął swój biczowaty ogon z łap i owinął go (na tyle na ile mógł) wokół Płatka, by ten czuł, że jego brat jest tuż o bok i nie zamierza nigdzie sobie iść.
- Ja też nie lubię tłumów. - wyszeptał Kra do płatkowego ucha, tonem jakby powierzał bratu jakąś tajemnicę. - Ale skoro cały klan ma tu być, to my też. No i mogło być gorzej. - dalej cicho szeptał, tak by słowa docierały tylko do błękitnookiego kociaka, kładąc nacisk na ostatnie zdanie. Po nim na chwilę ucichł dając czarnemu przetrawić słowa.
Kra pewnie siedział by w kociarni, ucinając sobie drzemkę w samotności, gdyby - no właśnie - był tam sam. Niestety, jego legowisko aktualnie zostało zagarnięte przez [i]Paprociowe coś[/i] i jej małe larwy, które wiecznie darły ryja. Pierzasta nagle stała się ciasna, za ciasna dla niego i jego rodziny, tak jakby próbowała pozbyć się starszych kociąt na rzecz młodszego pokolenia. A Kra zamiast się buntować i ustawiać najmłodszych rzeczniaków, po prostu się stamtąd wyniósł.
Gdy tylko do jego czujnych uszu dobiegło wyzwanie, zerwał się na równe łapy z mocno bijącym sercem. Czy to już? Czy to właśnie teraz nadchodził jeden z najważniejszych momentów jego krótkiego życia? A może to tylko kolejny pogrzeb, na którym znowu będą żegnać martwego wojownika i pocieszać płaczących terminatorów? Niezależnie od powodu wezwania, nie zamierzał się ociągać. Jego czarne futro owinął podmuch mroźnego powietrza, przeganiając resztki snu, które jeszcze czaiły się w dwukolorowych oczach. Było zimno. Bardzo. Kra przeciągnął się energicznie, jednocześnie ziewając w ramach rozgrzewki. Napawał się niezwykle orzeźwiającym zapachem Pory Nagich Drzew
Niech cały klan Rzeki zbierze się pod Wilgotną Skałą!
Wołający głos przebił się przez senne myśli, przez chwilę trzepotał w czaszce, aż w końcu wyleciał lewym uchem, by budzić innych klanowiczów. Kra wiedział, a raczej domyślał się co oznacza to wezwanie. Od razu stanął na równe łapy, szybkimi ruchami języka przygładził najbardziej rozwichrzone kłaczki, by wyglądać w miarę przyzwoicie, po czym wyślizgnął się z ciepłego wnętrza Pierzastej Jamy, uważając by nie potknąć się o któreś z kociąt Paprotki.
Gdy tylko opuścił ciepłą kociarnię, podmuch mroźnego powietrza przeszył go na wskroś, przebijając się przez krótkie, czarne futro. Było zimno. Lodowato zimno. Jego oczy w jednej chwili nabrały bardziej przytomnego wyrazu, jakby powietrze niosące zapach Pory Nagich Drzew ostatecznie przegnało resztki snu, czające się w zakamarkach kocięcego pyszczka. Odetchnął głęboko, napawając się tą wręcz [i]magicznym[/i] wonią, po czym energicznie przeciągnął się, by rozruszać zaspałe mięśnie. Kilka uderzeń serca później już biegł, silne łapy z łatwością niosły go w kierunku Wilgotnej Skały, krusząc lekko przymarzniętą trawę. Chwilę później był już na miejscu. Z miłym zaskoczeniem zauważył, że pojawił się jako pierwszy, oczywiście nie licząc Świetlikowej Gwiazdy, ale przecież przywódca nie mógł przyjść jako [i]któryśtam[/i] kot na ceremonię, którą sam zwołał! Uśmiechnął się delikatnie. Sam nie wiedział dlaczego miał dzisiaj taki dobry humor. Nie żeby na co dzień był chodzącą gradową chmurą albo zrzędliwą babą, plującą na wszystkich jadem, ale nie da się ukryć, że dziś czuł się inaczej. Może to zasługa nowej pory roku? A może powodem było miłe skojarzenie, jakie sobie podświadomie wyrobił na temat zwoływania klanu? Nie zastanawiał się nad tym. Usiadł blisko, centralnie przed skałą, wlepiając dwukolorowe ślepia w czarną sylwetkę przywódcy. Jego ogon lekko drgał z podekscytowania, które zdawało się emanować z całej jego postaci, co było rzeczą na pewno nieczęstą, jako, że przeważnie trzymał wszelkie emocje głęboko w sobie, nie pozwalając im ujrzeć światła dziennego. Teraz jednak wszystko zdawało się być inne. Dlaczego więc i on miałby pozostać taki sam, niezmienny zawsze i wszędzie? Przecież był członkiem Klanu Rzeki, którzy znani byli ze swej zmienności; raz spokojnie niczym tafla wody w słoneczny, bezwietrzny dzień, innym razem wzburzeni, gwałtowni, niebezpieczni niczym Wielka Słona Woda podczas zimowego sztormu. Nie tak to brzmiało?
Krze zadrgały wąsiki, jedyna oznaka tego, że nie mógł się doczekać dalszych słów Świetlika i tego co będzie się dalej dziać. Z wyczekiwaniem spojrzał na Gwiazdę.
[i]Co teraz?[/i]
.
Widok uśmiechu na mordce jego młodszego braciszka, sprawił, że i kąciki pyszczka Kry lekko uniosły się ku górze, a w środku poczuł przyjemne ciepło. Był szczęśliwy, że udało mu się poprawić Płatkowi humor chociaż trochę i uczynić cały ten pogrzeb odrobinę mniej strasznym i smutnym dla błękitnookiego.
Gdzieś z tyłu czaszki nadal zdawał sobie sprawę z dopiero co nabytej wiedzy - na pogrzebach siedzi się cicho, ale nie zamierzał uciszać ani Płatka ani siebie. Uważał, że jego brat jest ważniejszy niż popielate truchło leżące pod Wilgotną Skałą. Przecież jemu nie zrobi to dużej różnicy czy będzie szeptał coś do czarnego ucha czy udawał, że jest smutny z powodu śmierci kota, którego nawet nie znał, prawda? W sumie nie wiedział. Musi o to kogoś zapytać, może tę rudą terminatorkę, która powiedziała, że mu wszystko wyjaśni. A jak nie będzie do tego chętna to zawsze może porozmawiać z mamą lub tatem. Albo kimś innym. Na pewno ktoś taki się znajdzie.
[size=9]// wena [*][/size]
Siedział wlepiając swe dwukolorowe oczy w sylwetkę Świetlikowej Gwiazdy, gdy do jego uszu dobiegł odgłos skrzypiącej pod czyimiś łapami trawy. A zaraz po nim usłyszał jedyną w swoim rodzaju imitację kruczego krakania, jakie potrafiła z siebie wydać tylko jedna osoba - jego siostra, Kasztan. Najpierw w jej stronę obróciło się jedno z czarnych uszu, a w ślad za nim powędrowała głowa i chłodne spojrzenie. Przeważnie miał w sobie wystarczającą ilość cierpliwości by zignorować czekoladową koteczkę, albo dyskretnie wycofywał się z pola rażenia, zaszywając się w Świetlistym Przebłysku, albo opuszczając kociarnię. Bardzo rzadko pozwalał emocjom wzrosnąć, przekroczyć granicę i doprowadzić do wybuchu. Teraz jednak poczuł irytację. To nie był czas na wygłupy, tylko ważny moment w ich życiu, coś na wzór przełomu. Czemu zielonooka tego nie rozumie? Albo chociaż nie uszanuje? Nic jednak nie powiedział. Gdy czekoladka go szturchnęła poczuła tylko napięte ciało, siedzące nieruchomo. A gdy z jej pyszczka wydobyła się pytanie, sierść czarnego prawie się zjeżyła z zaskoczenia (?), przerażenia (?) ... sam nie wiedział, ale w głowie mu się nie mieściło, jak można zapomnieć o własnej ceremonii! Spojrzał na nią z niedowierzaniem, mieszającym się z wcześniejszą irytacją. Był zły na siostrę i starał się to przekazać za pomocą dwukolorowych oczu. Ciekawe czy mu wyjdzie.
Gdy Kasztan podniosła łapę z lekko przymarzniętej trawy, niczym rozpieszczona księżniczka, prychnął tylko pod nosem, odwracając wzrok. W międzyczasie jego uszy pracowały nieprzerwanie, wyłapując wszelkie odgłosy jakie wydawały z siebie powoli zbierające się koty. Tłum powoli rósł, ale na razie było w miarę spokojnie, więc Kra nie przejmował się tym za bardzo. Sama obecność kotów nie była przytłaczająca - dopiero gdyby wszyscy zaczęli naraz mówić, czarny kocurek poczuł by się bardzo niekomfortowo. Na to chyba jednak się nie zanosiło, przynajmniej na razie.
Kilka chwil później Kra dostrzegł kolejnego członka swojej rodziny. Już z daleka wyszczerzył się do niego radośnie i klepnął dwa razy ogonem miejsce obok siebie w zapraszającym geście. Gdy czarny usadowił się na miejscu i odezwał, tak, zdaniem Kry oficjalnie, kocurek nie pozostał mu dłużny.
[b]- Witaj Płatku. -[/b] rzekł poważnym tonem, wyobrażając sobie, że oboje są właśnie witającymi się wojownikami, mającymi za sobą mnóstwo walk i polowań i w ogóle. Oczywiście to "wrażenie" trwało tylko chwilę, bo zaraz czarny pyszczek rozświetlił serdeczny uśmiech, a biczowaty ogon przyjaźnie szturchnął błękitnookiego. Cóż, Kra był trochę hipokrytom. Z jednej strony złościł go brak powagi u czekoladowej siostry, z drugiej - sam miał ochotę podroczyć się trochę z Płatkiem.
[b][i]GWIEZDNY KLANIE, widzisz i nie grzmisz.
[/i][/b]Kra gdyby tylko mógł zrobił by facepalma, co jego zdaniem dobrze by oddało myśli na temat zachowania Kasztan i Płatka. W szczególności Kasztan. Jednakże nie mógł tego zrobić, więc pozostało mu poczęstowanie rodzeństwa lodowatym spojrzeniem, pełnym nie tylko gniewu ale i rozczarowania. Spodziewał się czegoś innego, szczególnie po młodszym bracie. Znał czekoladową i spodziewał się pewnych tarć, ale... bez przesady. Wydawało mu się, że fakt bycia na ceremonii trochę ich powstrzyma przed skakaniem sobie do gardeł. A tymczasem kolejna rzeczna drama. Obserwował z niedowierzaniem całą sytuację. Co innego mógł zrobić? Drzeć mordę jak inni? Rzucić się na siostrę by poczuła jak to jest dostać w pysk łapą z pazurami?
No, raczej nie.
Siedział więc, choć widać po nim było, że daleko mu do oazy spokoju. Czuł jak mocno wali mu serce, a adrenalina krąży w żyłach. To był dla niego za wiele. Te wszystkie koty wlepiające w nich spojrzenia, ich głosy, wwiercające się w jego czułe uszy, siostra która miała chyba żabi skrzek zamiast mózgu. Czuł jak jego ciało lekko drży. Nie ze strachu czy furii, ale ze wszystkich tych kotłujących się w nim emocji, z całej tej adrenaliny i chęci zrobienia czegokolwiek. Chciał, naprawdę chciał, siedzieć na miejscu, spokojnie, jak to miał w zwyczaju. Przeczekać jakoś ten sztorm, w końcu kiedyś pokarze się słońce czy coś. Ale po prostu nie był w stanie. Łapy poruszały się niezależnie od jego woli, dźwigając jego smukłą sylwetkę do góry. W pierwszym odruchu stanął między Kasztanką a Płatkiem, nawet jeśli czarnemu nic nie groziło, a w każdym razie nie w tej chwili. Sierść zjeżyła się na całej długości kręgosłupa, zaczynając od karku po czubek ogona, który teraz wyglądał jak szczotka do butelek, a czarne uszy przykleiły się do czaszki. Z jego pyska nie wydobył się jednak żaden odgłos, sam też nie ruszył się z miejsca. Nie zamierzał nikogo atakować, a jedynie bronić rodzeństwa, głównie Płatka, przed kolejnym atakiem. Ten jednak nie nadszedł. Zamiast niego pojawiła się Łososiowa Łuska, która zgarnęła zakrwawionego kociaka i chyba ogarnęła całe towarzystwo. W każdym razie takie odniósł wrażenie.
Trochę spokojniejszy, ale nadal w "trybie bojowym", podszedł do mocno obitej siostry, patrząc na nią z góry. Dosłownie. Najpierw w jego oczach widać było gniew, zawód, rozczarowanie, niesmak... zaraz to jednak ustąpiło, w momencie gdy Kra cicho westchnął, z rezygnacją.
[b]- Nic ci nie jest? -[/b] mruknął w stronę czekoladowej, może trochę zbyt szorstko. Nie czekając na odpowiedź stanął między Kasztanką a resztą klanu. Był czujny, przygotowany na atak. Jego zdaniem czekoladka dostała wystarczającą karę i nie zamierzał dopuścić by jakiś niewyżyty wojownik albo terminator rozładowywał się na jego siostrze.
No ale oczywiście to nie był koniec.
Jego siostra postanowiła grozić liliowemu terminatorowi, którego Kra kojarzył z pogrzebu i który chwilę temu ją staranował. Czarny skulił uszy, a jego ogon poruszał się nerwowo, z boku na bok.
Super, świetnie, zajefajnie.
Nie ma to jak dobre wrażenie.
Patrzył na Kasztan, a w jego wzroku mieszały się różne uczucia, całkiem sprzeczne ze sobą. Był zły na rodzeństwo, że zepsuło jeden z najważniejszych dni w [i]jego[/i] życiu (bo widocznie dla nich ceremonia nie miała żadnej wartości), czuł obrzydzenie na myśl o tym co zrobiła [i]jego siostra[/i] sporo młodszemu kociakowi, ale nade wszystko czuł głównie smutek. Nie tak to miało wyglądać. Ten dzień miał być ich, wszyscy mieli na nich patrzeć, zobaczyć kocięta Mysiego Kroku (niektórzy może po raz pierwszy), poznać, dowiedzieć się o ich istnieniu, wyrobić sobie o nich zdanie na podstawie tego pierwszego wrażenia. I co? Zamiast młodych kotów, gotowych do wkroczenia w nowy rozdział życia, zobaczyli bandę rozwrzeszczanych szczyli, które kłócą się siedząc tuż pod Wilgotną Skałą i ranią kocię, które dopiero co wypełzło z Pierzastej Jamy. Było mu wstyd. Za Kasztankę, za Płatka, za siebie, że nie zdążył powstrzymać czekoladki. To właśnie mogła zobaczyć jego siostra w dwukolorowych ślepiach. Poza tym Kra stał nieruchomo, wręcz sztywno, nadal w pozycji à la bojowej, a jedyną oznaką tego co działo się w jego wnętrzu był ogon, który ze świstem przecinał powietrze, wędrując z jednego boku do drugiego. Na jej słowa zacisnął szczęki. Jeśli czekoladka spodziewała się, że jej braciszek teraz pogłaszcze ją po główce, mówiąc "nic się nie stało, Paprociowy Kwiat ma przecież jeszcze inne kocięta, jedno w tą czy w druga stronę - jaka to różnica?" to srogo się myliła. W jego mniemaniu zasługiwała na obronę przed klanem, który byłby gotów ją ukamienować albo wrzucić do koloseum na pożarcie lwom (dobrze, że byli tylko kotami i nie potrafili robić takich rzeczy), ale nie zasługiwała na pocieszenie czy współczucie. Uczciwie zarobiła te parę siniaków. Jak będzie się tak dalej zachowywać, może nie teraz, ale za parę księżyców, to niech się lepiej przyzwyczai. Nie zawsze będzie miała niedaleko Krę, gotowego rzucić się jej na ratunek, czy innego kota, lubiącego bardziej pokojowe rozwiązania. A jeśli liczyła na wybaczenie, to powinna iść do tej burej, którą zabrała Łososiowa Łuska. I do Kry, jeśli przez nią ich ceremonia zostanie odwołana i nadal będą tylko kociętami, darmozjadami, których klan - całkiem słusznie - będzie obrzucał niechętnymi (mało powiedziane!) spojrzeniami. Teraz tylko bezgłośnie wypuścił powietrze z płuc, jakby wzdychając. Łzy znaczące czekoladowe futro nie robiły na nim aż takiego wrażenia, jak mógłby się po sobie spodziewać. Jasne, cos tam mu drgnęło w głębi serca, ale nie na tyle mocno, by potraktować siostrę bardziej ulgowo.
Koniec końców kiwnął sztywno głową w odpowiedzi. Czy było to przyjęcie przeprosin? A może wręcz przeciwnie? To już pozostawił do oceny czekoladce.
Tak bardzo był pochłonięty przekazywaniem swoich uczuć za pomocą zimnych spojrzeń, że przegapił moment w którym Płatek stanął koło niego, starając się bronić Kasztanki (i Kry?). Dopiero kiedy czarny ogon brata owinął się w okół jego ogona na krótką chwilę (jako, że Kra cały czas dawał upust swojej złości przecinając powietrze tą częścią ciała), czarnofutry zarejestrował obecność brata. Niewiele brakowało, by posłał Płatkowi spojrzenie z rodzaju "wracaj do kociarni, młody", ale zdążył się powstrzymać. Nie potrzebował wsparcia, nie w trybie rzecznego bojownika, kiedy w jego żyłach płynęła czysta adrenalina, kiedy był gotowy przejechać pazurami po nosie każdego kota, który zagrozi jego rodzinie. Chciał ich chronić. Jasne więc było, że zamierzał zasłonić całą dwójkę swoim ciałem i w razie "w" przyjąć na siebie wszelkie ataki - oczywiście odpowiadając na każdy z nich. Dlatego właśnie w pierwszej chwili nie zrozumiał zachowania Płatka. Dla niego był to młodszy brat, którego należało strzec i bronić. Nie młodszy brat, który walczy razem z nim, ramię w ramię. Najpierw poczuł irytację, ale trwało to mnie niż ułamek sekundy, gdyż zaraz w jego oczach zabłysło coś na wzór... uznania? Dumy? Tak, był dumny z błękitnookiego, że mimo strachu nie skulił się w cieniu Kry, tylko stanął obok, gotowy walczyć. Jak wojownik.
Niestety, ale za dużo się działo, by Kra mógł znaleźć tą sekundę na przekazanie mu swoich odczuć.
Najpierw do Kasztanki przysiadła się jakaś kotka, której czarny nie kojarzył. Był lekko zaskoczony jej tonem i słowami, poczuł też lekką niechęć do takiego bezstresowego wychowania. No ale cóż... Inni pewnie będą niezłą równowagą dla słów biało - czekoladowej. Oby tylko obca wojowniczka nie wbiła jego siostrze żadnych głupot do głowy. Bo w tedy Kra będzie czuł się w obowiązku tym zająć. Ugh.
Zastrzygł uszami, słysząc jak ktoś obraża jego ojca. Postanowił to jednak zignorować. Gilowe Gardło jest dorosły, poradzi sobie sam. On pomaga tylko tym, którzy tego potrzebują. Nerwowo poruszył wąsikami, powoli starając się odprężyć. Dla odwrócenia myśli przylizał odstające na grzbiecie futro, wiąż mocno nastroszone. Zaraz jednak zrezygnował z tego, kierując swój wzrok z powrotem na członków Klanu Rzeki, prześlizgując się po każdym kocie po kolei. W końcu jego wzrok padł na czarną sylwetkę obserwującą wszystko z Wilgotnej Skały. Znów poczuł wstyd. Co pomyśli sobie o nim przywódca? O nim i o Płatku? O Kasztance? Nie był w stanie spojrzeć w zielone oczy Świetlikowej Gwiazdy, więc wbił wzrok w jego czarne łapy.
Przyszedł tutaj, uciekając od obozowego życia, które było zarówno bardzo radosne jak i bardzo głośne. Za głośne, na dłuższą metę dla Kry. Lubił przebywać w towarzystwie innych kotów, szczególnie rodziny, ale czasem potrzebował chwili samotności w której mógł naładować baterie, uzupełnić energię którą stracił. Z tego właśnie powodu przyszedł tutaj, do miejsca gdzie gwar rozmów zdawał się dobiegać jakby z oddali, gdzie od świata odgradzały go trzciny, gdzie miękki kamienie pozwalały jego kocięcym łapkom odpocząć. Najpierw rozejrzał się by upewnić się, że nie podkrada nikomu miejsca; w końcu lubili tu przychodzić starsi członkowie klanu rzeki, a Kra był na tyle wychowany by wiedzieć, że powinien ich szanować. A zabieranie miejsca do odpoczynku na pewno nie mieściło się w tej kategorii! Rozejrzał się więc, lustrując okolicę spojrzeniem dwukolorowych ślepi, a gdy nikogo nie dostrzegł, jeszcze dla pewności powęszył chwilę w powietrzu. Nic. Żaden członek starszyzny nie przyszedł odpocząć. Droga wolna! W kilku radosnych susach dopadł plackowatych kamieni, po czym wskoczył na ten, który wydał mu się największy. Chwilę pokręcił się po nim, delektując się dotykiem miękkiego mchu, który lekko łaskotał go w łapki, po czym położył się na jednym w pozycji "na chlebek". Z jego pyszczka dobiegło ciche westchnienie.
[i]Tak tu cicho i spokojnie. Idealnie.[/i]
Lodowa Łapa.
Tak brzmiało jego nowe imię. Imię terminatora. Czarnofutry był tak podekscytowany i szczęśliwy jak nigdy dotąd. W końcu ziściło się to, czego od dawna pragnął. Na słowa Pła... Oszronionej Łapy zamruczał cicho, w podziękowaniu. Już miał sam pogratulować błękitnookiemu bratu, kiedy stało się coś czego syn Gilowego Gardła się nie spodziewał. Kasztanka została mianowana terminatorką, a później... NIE, NIE, NIE. Zimny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa. Jego siostra nie może zostać wyrzucona z klanu! To nie dzieje się naprawdę! To musi być jakiś nieśmieszny żart Świetlikowej Gwiazdy! Spojrzał z niedowierzaniem na czarnego przywódcę, próbując wychwycić jakąś oznakę tego, że kocur żartuje.
W tedy jednak dostrzegł kątem oka poruszenie z boku. Obrócił głowę w tamtą stronę, wlepiając spojrzenie w swoją czekoladową siostrę. Uśmiechała się. Po tym jak przelała krew niewinnego kocięcia, po tym jak próbował bronić ją przed klanem, po tym jak go przeprosiła... po tym wszystkim na jej pysku wykwitł ten obrzydliwy uśmieszek, który Kra najchętniej starłby jej z pyska. Teraz. Czuł jak powoli na nowo wzbiera w nim złość. Czy łzy które wcześniej płynęły po orientalnym pyszczku były sztuczne? Udawane? Na pokaz? Dał się nabrać. Naprawdę wierzył w swoją siostrę, w to że jeszcze jakoś wszystko się ułoży. Czyżby był naiwny? Zdawał sobie sprawę z trudnego charakteru czekoladowej, ale nigdy nie sądził, że skończy w taki sposób. Gniewnym spojrzeniem odprowadził jej dumną sylwetkę, puki ta nie znikła mu z oczu. Nieświadomie przez cały ten czas wbijał wysunięta pazury w zimną ziemię, rzeźbiąc niewielkie rowki. Teraz jeszcze mocniej wbił pazury. Był wściekły. W dodatku nie wiedział nawet jak wyglądała jego mistrzyni - Płotkowy Plusk - być może kiedyś ją widział, ale nikt nigdy mu jej nie przedstawił. Przez to poczuł się jeszcze gorzej, bardziej bezsilnie. Zacisnął dwukolorowe oczy, odcinając się od tego wszystkiego. Chciał zostać sam ze swym bólem, by ukoić go na swój sposób.