I inne badziewia tego typu, autorstwa: sowa38/borderka/ZewKrwi
piątek, 29 kwietnia 2016
Samotna postać stała ze zwieszoną głową nad drewnianą trumną. Na jego policzkach widoczne były ślady łez, które jakiś czas temu zaschły. Nie miał powodów by publicznie płakać nad ciałem swojego wuja. Przecież rozpacz, choćby nie wiadomo jak silna, nie przywróci do życia jego pana i mistrza. Mimo to, napięta sylwetka zdradzała, że we wnętrzu chłopaka emocje szaleją niczym burza. Złość, smutek, chęć zemsty, strach ... uczucia, które zjadały go od środka hamując racjonalne myślenie. Był zdolny do wielu rzeczy, niekoniecznie dobrych i tylko jedna osoba była w stanie na niego wpłynąć. Tyle, że teraz spoczywała w trumnie ze złożonymi rękami w które wetknięty był krzyżyk. Wnętrze trumny wypełniały różne kwiaty w takiej ilości, że nie było widać co jest pod spodem. Z resztą, czy to ważne? Ciemne chmury zebrały się nad cmentarzem w chwili gdy trumna spoczęła w grobie i została zasypana ziemią. Ludzie powoli zaczęli rozchodzić się w swoje strony. Kiedy odszedł ostatni człowiek, przy grobie został tylko chłopak. Jego wzrok skupiony był w czymś przed nim, jednak myślami odpłynął gdzieś daleko, do świata w którym mógł przebywać tylko on. On i Fellen. Jego wuj zmarł, poświęcając swe życie dla dobra ogółu w walce z potworami. Chłopak wiedział, że jego mistrz skarcił by go za tak bierną postawę, za to nic nierobienie i za rozpacz, która go ogarnęła. Nie mógł pozwolić sobie nawet na tak małą chwilę słabości. Musiał być silny. Po jego policzku spłynęła samotna łza, niczym ostateczne pożegnanie. Samotna postać zacisnęła ręce w pięści.
[b]- Pomszczę cię, przysięgam! -[/b] wykrzyczał Gabriel w kierunku grobu, a jego słowa zostały pochłonięte przez wilgotne, cmentarne powietrze.
[img]http://www.tampahauntedhouses.com/images/haunted-divider.gif[/img]
Gdzie podziała się Rhajat? To pytanie błądziło po mojej głowie od dłuższego czasu. Nie było mowy by odeszła gdzieś daleko i na długo. Jako moja pani była zobowiązana mnie pilnować i choć czasem było to lekko uciążliwe, zdążyłem się przyzwyczaić do jej ciągłego towarzystwa. Nie miałem też na co narzekać, przecież mogłem trafić do kogoś gorszego o wiecznie ponurej minie i nienagannych manierach. Pewnie nigdy nie zaznał bym chwili spokoju w towarzystwie kogoś takiego, a wieczne czuwanie i stres skończyło by się na drażliwości (i to w najlepszym wypadku). Inkwizycja była dla mnie domem od dziesięciu lat, a mimo to nadal czułem się dziwnie, przechodząc przez korytarze zamku. Nie był to strach, bardziej podziw i szacunek dla samej budowli i ludzi w niej przebywających. Moje kroki były ledwo słyszalne, dzięki miękkim podeszwom butów. W innym wypadku mogły by odbijać się echem, co wcale mi się nie uśmiechało. Jako mieszaniec nigdy nie czułem się całkowicie bezpieczny w siedzibie Inkwizycji. Nieprzychylne spojrzenia nie były rzadkością, a moje nieufne podejście do innych osób, nie przysporzyło mi zwolenników. Jedyną osobą, którą od biedy mogłem nazwać przyjaciółką była moja pani. Stanąłem przy oknie, patrząc na deszcz, który bił w szybę. W oddali widziałem drzewa kiwające się na wietrze. Przez ten widok, ogromny zamek wydał mi się niezwykle przytulny i spokojny, niczym niezniszczalna oaza pośród chaosu. Westchnąłem cicho, odpływając myślami do tamtego pochmurnego dnia, kiedy po raz pierwszy spotkałem moją nową panię. Do dnia pogrzebu Fellena - mojego pana, mistrza, wuja i przyjaciela. Odgłos kroków przerwał moje myśli, za co w pierwszej chwili byłem mu wdzięczny, za to w drugiej ogarnęło mnie lekkie zaniepokojenie. Nie mogłem nic poradzić na to dziwne uczucie, które ogarniało mnie w obecności obcych Inkwizytorów. Co prawda daleko mu było do strachu czy niepewności, ale szacunkiem też bym tego nie nazwał. Kroki przybierały na sile, a ja rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu znajomej twarzy pewnej Inkwizytorki. Cóż, gdziekolwiek była nie pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Kroki na szczęście poszły w inną stronę, omijając mnie z daleka. Nerwowo przestąpiłem z nogi na nogę, wiedząc, że powinienem iść do salonu, gdzie będą czekać inni. Fakt, nie chciałem wybierać się tam bez mojej pani, ale jednak ... Powoli skierowałem swe kroki w kierunku tamtego miejsca. Jak Rhajat nie spotkam nigdzie po drodze, to poczekam na nią pod drzwiami. Pakowanie się samemu do pomieszczenia pełnego Inkiwzytorów nie było moim marzeniem. Stanąłem obok drzwi. Mojej uwadze nie umknął fakt, że o framugę opiera się jakaś Inkwizytorka. Poświęciłem jej jedną myśl, po czym skupiłem się na słowach, które dochodziły z pomieszczenia. Brzmiały ... ciekawie. Co prawda na Behemota trzeba polować w zespole, ale potwór ten nie był czymś co spotyka się codziennie, a druga taka szansa może nie trafić się w najbliższych latach. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. W moim przypadku czasami się sprawdza, choćby na przykład teraz. Chcąc lepiej słyszeć słowa Inkwizytora, wszedłem do pomieszczenia. Było tu trochę cieplej niż na korytarzu, a w oczy rzucał się kominek i wesoło trzaskający w nim ogień. Wręcz mechanicznie przywitałem się ze zebranymi i skierowałem się w stronę wolnego siedzenia, które pozostawało w bliskiej odległości od kominka. Dopiero po chwili zorientowałem się, że mogłem przeszkodzić w rozmowie, co było niestosowne i pewnie podkopało moją reputację. Mogłem się mylić, ale jednak ... nie potrafiłem zdobyć się na optymizm w relacji "ja mieszaniec & inkwizytorzy". Miałem nadzieję, że moja mistrzyni dołączy do mnie w miarę szybko, gdyż naprawdę nie lubię, być obiektem zainteresowania. Choćby krótkiego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz