piątek, 13 maja 2016

[center]
[i]Jedyny [color=#000066]boski dar[/color] jaki posiedliśmy, to dar[color=#000066] zabijania.[/color][/i]

[b][color=#000066]Imię:[/color][/b] [i]Anubis. As. Set.[/i]
[b][color=#000066]Wiek:[/color][/b] [i]5 lat[/i]
[b][color=#000066]Płeć:[/color][/b] [i]To pytanie retoryczne, prawda?[/i]
[b][color=#000066]Wygląd:[/color][/b] [i]Anubis to średniej wielkości kocur o proporcjonalnej budowie ciała. Nie można powiedzieć by wyglądał na niezwykle silnego, lecz nie jest też chucherkiem, które przeciśnie się przez najmniejszą szparę. Kocura dopełniają długie łapy, dzięki którym nie szura on brzuchem po ziemi. Matka natura dała mu w prezencie krótkie lecz gęste futro o srebrzystej barwie. Nie przypomina on jednak jakiegoś zwykłego burka ze śmietnika. Bowiem na jego ciele widnieją cętki, wyglądem przypominające te geparda. Można je zauważyć na jego bokach, zaś ogon, łeb i łapy zdobią czarne pręgi. As swym wyglądem przypomina [url=http://trupanion.com/blog/wp-content/uploads/2012/05/Mau1.jpg]egipskiego mau[/url] i [url=http://inspirationseek.com/wp-content/uploads/2014/08/White-Bengal-Cat-Images.jpg]kota bengalskiego[/url], choć nie ma w sobie ani krzty rasowej krwi. Może właśnie dlatego jego cętki nie są tak drobne jak u mau, ani nie tworzą rozet jak u bengala? Idąc dalej można dostrzec następne szczegóły. Kocur posiada czarny nos jak i poduszeczki łap, oraz białe wąsy i pazury. Jego paczałki są duże i typowo kocie o barwie młodej trawy.[/i]
[b][color=#000066]Charakter:[/color][/b]
[i]"Całe dobro przemija i całe zło przemija, a my nie możemy nic zrobić, żeby zmienić cokolwiek albo kogokolwiek. A już w najmniejszym stopniu samych siebie."

Kocur ten jest doskonałym aktorem. Maski, które nosił, stały się z biegiem czasu jego częścią od której nie sposób się uwolnić. Jego środek jest zimny niczym hartowana stal, otoczony miękką i z pozoru ciepłą powłoką. Spróbuj jej tylko dotknąć, a przekonasz się, że zamiast ciepła poczujesz żywy ogień. Mieszaninę furii i sztuczności, kłamstwa i nieszczerych uśmiechów, od których roi się w życiu Asa. Ten kot tylko z pozoru jest sympatyczny.

"Piękne kłamstwa. Kłamstwa, które nosimy tak długo, że już nie pamiętamy, co jest pod nimi."

Sztuczne uśmiechy, pozostaną sztuczne, tak samo jak jego zimne spojrzenie, przeszywające kogoś innego na wylot. Dla niego istnieje tylko jedno słowo, które sprawia mu jako taką przyjemność: śmierć. Nie można uznać go za osobnika honorowego czy lojalnego. Ważny jest dla niego, tylko i wyłącznie własny grzbiet, którego nie będzie dla innych ryzykował. Ten kot to zagadka, bo jak coś takiego może przemierzać nasz nieskończenie dobry świat? Może udaje mu się to dzięki teatrzykowi jaki potrafi odegrać? Anubis to morderca bez żadnych skrupułów, nie zawaha się zabić kogoś innego, chyba, że w jego znoszeniu ma ukryty cel, ewentualnie zamierza tego kogoś dręczyć. Owszem jest sadystą ... i masochistą. Własny ból, również sprawami mu coś w rodzaju przyjemności. Dlatego trenuje, puki nie padnie na ziemię, ledwo żywy. Dojść z nim do porozumienia jest zadziwiająco łatwo ... ale czy to będzie prawdziwe porozumienie? Z pewnością nie.

"Mogę zabić ciebie, ale dla ciebie zabijać nie będę."

On zawsze ma gdzieś swoje "ale", nawet jeśli go nie powie. W kontaktach jego stopione z nim maski, przydają się, nadając mu czasem wyraz sztucznego zaufania czy też uprzejmości. Nawet wprawne oko będzie miało problem z rozróżnieniem co jest sztuczne a co prawdziwe, bo As jest uszyty z kłamstw i podchodów, słodkich uśmiechów w ciemną noc, nim cię zamorduje z zimną krwią. On nie zlituje się nad nikim, kotka, kocur, kocię ... jeśli będzie mu to na rękę zrobi to. Nie zabija bez powodu, jednak dla niego wszystko może być powodem. Jak wytrzymać z tymże kotem? Starać mu się nie podpaść, okazać szacunek i zejść z oczu.

"Nigdy nie powiedziałem, że to w porządku. Mój świat nie jest czarno-biały, nie składa się z tego, co dobre i złe. Twój też nie powinien taki być. Nasz świat to tylko lepsze i gorsze, mrok jaśniejszy i ciemniejszy. Tak jest lepiej."

Taki jest Anubis na wieki, wieków, amen.
A może jednak nie? Może w jego życiu nastanie przełom i jego charakter obróci się o sto osiemdziesiąt stopni? Wątpliwe, ale nie mówię nie.

~*~

Podsumowując: On jest aktorem przez całe życie. Gra miłego i towarzyskiego, mimo iż posiada duszę mordercy. Inne koty biorą go za takiego jakiego udaje, często nie dostrzegając jego środka. Nie jest to jednak niewyobrażalnym błędem. Pozyskuje znajomych nie po to by ich po nocach mordować, lecz by mieć informacje jakie pozyskuje prowadząc niezobowiązującą rozmowę czy też zwyczajnie plotkując. Nawet takie ucieleśnienie zła jak on, potrzebuje kogoś do towarzystwa. Takiego kogoś przy kim może udawać normalnego jak również kogoś przy kim będzie mógł pokazać swoją naturę. On nie ma podwójnego charakteru. Jego maski są częścią niego, nie musi wysilać się z udawaniem. Ba! On to uwielbia. Uwielbia być normalnym.[/i]

[b][color=#000066]Historia:[/color][/b] [i]On swej historii nie zdradza nikomu. Po co? To nie opowieść o niesamowitych podróżach, ani też trudnej walce o wolność, czy poszukiwaniu prawdziwego "ja". To życiorys, który nie jest ani miły ani ciekawy. Zamiast niego możecie złowić kilka cytatów Asa, które pochodzą z przeszłości. [Autentyczne cytaty mojej postaci o tym samym charakterze]

"Sarkazm jakoś nigdy nie kojarzył mi się z czymś złym, raczej z formą humoru."

"To że korzystam z masek nie znaczy, że będę zachowywał się niczym niespełna rozumu kundel. Szacunek. To słowo, które ma dla mnie swego rodzaju znaczenie. Nie obchodzi mnie honor, empatia i inne im pochodne, jednakże szacunek to zupełnie coś innego. Coś czego pożądam i czego nie chcę stracić. Nawet jako szatański pomiot chcę wzbudzać to uczucie w innych. Głupie prawda?"

"Czasami trudno jest mi odróżnić siebie od swojej maski. Może dlatego, że moje maski są nadal mną? To nie tylko zwykłe udawanie, to jakby osobna cześć charakteru, którą mogę założyć kiedy chcę. Być może taki bym był, miły, uprzejmy i towarzyski gdyby nie moja przeszłość. Może są to skrawki takiego mnie jakim mogłem być? Kogoś kto nie przeszedł tego piekła, tych spojrzeń, tych treningów? Zacząłem rozważać jakby to było urodzić się gdzie indziej ... na przykład tutaj. Kim bym w tedy był?"

"Lato, ach to lato ... słoneczko, ćwierkające ptaszki i ta leniwa aura. Jak ja nienawidzę lata!"

"Kilka minut szliśmy odstawiając teatrzyk dla naszych szpiegów, którzy siedzieli nam na ogonie. Nie miałem wątpliwości, że jest ich co najmniej trzech. Mimo ciągłego żartowania i przesłodzonej gatki, nadal pozostawałem czujny."[/i]

"Uśmiechnąłem się.
- Mówiłem, że mam dużo wrogów. A jak to się mówi: przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. - powiedziałem. Trudno było stwierdzić czy ufa mi bardziej niż na początku. Na pewno była bardziej rozmowna. Cóż, na niektóre rzeczy trzeba czasu. Przynajmniej nie zapytała skąd umiem tak walczyć. To było by dość problematyczne pytanie."

"Przeszłość nie zmaże się od tak, nie da się jej wymazać, nawet w tedy gdy rozpoczynasz nowe życie. Karta nigdy nie będzie już biała, choć możesz udawać. Ja nie zamierzałem. Byłem dumny z tego kim jestem, więc dlaczego miałbym próbować o tym zapomnieć?"

[b][color=#000066]Grupa:[/color][/b] [i]Kruczki[/i]
[b][color=#000066]Inne:[/color][/b] [i][/i]
[/center]

niedziela, 8 maja 2016



sobota, 7 maja 2016











[img]http://www.copernicuskalisz.cba.pl/images/szlaczek.gif[/img]
[i][color=#990000]Motywacja?[/color] Potrzebujesz czegoś więcej niż własna[color=#990000]duma?[/color][/i]
[img]http://www.copernicuskalisz.cba.pl/images/szlaczek.gif[/img]
[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEiBtiNxXfn9tWiHGRV2XL7NO2DRmxvPI1sDPI0Vh7B0W0PG7fiA49tKXUaU_YYFVp3oyClUGNxXzGaWcxcKzP6_WlxfObSvNfCUM30ZXJ3owKzJoJn1H36XVSM_K0F3lsF_MR1uOtcEuAGyQV_VQAy43wG2C_IpgmPFc7-m2A=[/img]
[img]http://www.copernicuskalisz.cba.pl/images/szlaczek.gif[/img]

[color=#990000]Imię[/color] ♰♰ [i]Gabriel[/i]
[color=#990000]Pseudonim[/color] ♰♰ [i]Wstydzi się swojego imienia, więc przedstawia się jako Sebastian[/i]
[color=#990000]Nazwisko[/color] ♰♰ [i]Ward[/i]
[color=#990000]Płeć [/color]♰♰[i] Mężczyzna[/i]
[color=#990000]Wiek [/color]♰♰[i] 18 lat[/i]
[color=#990000]Orientacja [/color]♰♰[i] Hetero[/i]
[color=#990000]Moc[/color]♰♰[i] Biokineza[/i]
[color=#990000]Przynależność [/color]♰♰[i] Nadnaturalni[/i]
[color=#990000]Data Urodzenia [/color]♰♰[i] Pierwszy sierpnia[/i]
[color=#990000]Zodiak [/color]♰♰[i] Lew[/i]
[color=#990000]Korzenie [/color]♰♰[i] Angielsko - Japońsko - Polskie[/i]
[color=#990000]Pochodzenie [/color]♰♰[i]  Anglia[/i]
[color=#990000]Grupa Krwi [/color]♰♰[i] AB Rh+[/i]

[img]http://www.copernicuskalisz.cba.pl/images/szlaczek.gif[/img]

[color=#990000]Kolor oczu [/color]♰♰[i] Piwne[/i]
[color=#990000]Sylwetka [/color]♰♰[i] Szczupła i wysportowana[/i]
[color=#990000]Wzrost [/color]♰♰[i] Jest średniej wielkości[/i]
[color=#990000]Waga [/color]♰♰[i] Odpowiednia[/i]
[color=#990000]Blizny [/color]♰♰[i] Znajdzie się niejedna[/i]
[color=#990000]Znamiona [/color]♰♰[i] Brak[/i]

[img]http://www.copernicuskalisz.cba.pl/images/szlaczek.gif[/img]
[img]http://orig11.deviantart.net/3754/f/2015/112/a/a/aab7431617c6bf89b67c4c4eaa7babd0-d8qmov6.png[/img]
[img]http://www.copernicuskalisz.cba.pl/images/szlaczek.gif[/img]

























piątek, 6 maja 2016

[center]
[img]https://2.bp.blogspot.com/-Hq_Aw5CWCAg/VrpZzinUdwI/AAAAAAAAt0s/0ZESsbF9-yo/s1600/0_87a07_9fffb92_-1-L.png[/img]
[color=#FF0033]Miodowa Pręga[/color]
[img]https://2.bp.blogspot.com/-Hq_Aw5CWCAg/VrpZzinUdwI/AAAAAAAAt0s/0ZESsbF9-yo/s1600/0_87a07_9fffb92_-1-L.png[/img]

[color=#009900]Słowicza Łapa szybko wyszedł z legowiska terminatorów. Spięta postawa ciała i wymuszony uśmiech nie umknął mojej uwadze. Miałam ochotę spytać co się stało, ale środek obozu nie był zbyt dobrym miejscem na zwierzenia. Po za tym kocur wyraźnie nie chciał o tym rozmawiać. Na moim pysku pojawił się ciepły uśmiech. Miałam nadzieję, że trening pomoże mu odetchnąć od tego co zaprzątało mu głowę. Spojrzałam na niego przenikliwie.
[color=#FF0033]- A może najpierw byś coś zjadł? - [/color]
[color=#009900]zapytałam.[/color] [color=#FF0033]- Trening z pustym brzuchem to nic przyjemnego.[/color]
[color=#009900]Nie czekając na odpowiedź terminatora, odwróciłam się i szybkim krokiem podeszłam do stosu zwierzyny. Chwyciłam tłustą mysz o puszystym futerku i wróciłam z nią do Słowiczej Łapy. Gryzonia położyłam przed kociakiem i spojrzałam na niego.[/color]
[color=#FF0033]- Widzę, że chcesz wyjść z obozu, ale najpierw musisz coś zjeść. Później o tym porozmawiamy. - [/color]
[color=#009900]powiedziałam miękko. Rzadko kiedy zachowywałam się tak w stosunku do innych kotów. Zazwyczaj z mojego pyszczka wypływały chłodne bądź sarkastyczne uwagi, a zimny wzrok mroził równie dobrze co skuta lodem woda. Chłodna i niedostępna - tak postrzegała mnie większa cześć klanowiczy. Przez okres w którym moje rodzeństwo zdobywało przyjaciół i przezywało przygody, balansując na granicach kodeksu, ja ćwiczyłam i uczyłam się nowych rzeczy by stawać się coraz lepszą. Nic dziwnego, że praktycznie nie miałam przyjaciół. W końcu kto chciałby zaprzyjaźnić się z terminatorką, która zamiast wesołej rozmowy wolała walczyć? A później? Kto chciałby za partnerkę kotkę, która co prawda jest ładna, lecz chyba nie ma w sercu ani odrobiny romantyzmu? No właśnie. Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi nikt. Jestem wycofana, oddzielona od reszty niewidzialną barierą, która nie pozwala mi na powiedzenie czegoś więcej niż "Witaj, jak się czujesz?", "Coś ciekawego na patrolu?", "Nie, dziękuję. Będę dalej ćwiczyła, muszę poprawić moją technikę polowania". Uczucia przeważnie dusze w sobie, aż w końcu coś przelewa czarę i dochodzi do wybuchu. W tedy lepiej być jak najdalej ode mnie, gdyż niewinna sprzeczka może zamienić się w bitwę na śmierć i życie. Niestabilna emocjonalnie? Tylko jako kociak. Teraz już nad tym panuję. Kolejny przykład ćwiczeń. Zamrugałam oczami powracając z odmętów mojego umysłu. Mój wzrok padł na mojego terminatora. Tylko przed najbliższymi osobami potrafiłam się choć trochę otworzyć, a moje uprzejmość i uśmiech nie były wymuszone. Jak można się domyślić byli to niektórzy członkowie mojej rodziny i moi terminatorzy, w tym Słowicza Łapa. Lubiłam tego kocurka, mimo jego zwyczaju późnego wstawania. Może przywykłam? A może rozumiałam chęć pozostania w ciepłym legowisku, podczas gdy na zewnątrz panował chłód? Mniejsza z tym. [/color][/center]

wtorek, 3 maja 2016


[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]
[i][color=#009900][/color] ☆ [color=#FF0033][/color][/i]






[center]
[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjkbRRSTUumwwMV9o7DeDpILUUpcVHV7Q-G_HY_FuKHJ7k7iQ3qOPewMdebKGiMWYqRiHIyeLos-X7wcl8gyNy3r-2iTxcKbgYEuKaZjDOugXYMQmQS0wYavcH8WIxiQqtMQvAhC18WOvR/s1600/gabrielbromowson.png[/img]

To było żałosne. Nie zdążyłem zrobić nic by w jakikolwiek sposób przyczynić się do pokonania wroga, gdy ten owinął mnie i resztę swoimi mackami. Poczułem jak ogromna siła ściska każdy milimetr mojego ciała do tego stopnia, że nie byłem w stanie poruszyć małym palcem u stopy. Musiałem wyglądać jak nieudana parodia mumii. Spróbowałem się poruszyć, ale byłem całkowicie unieruchomiony. Nie mogłem ani mówić, ani widzieć tego co działo się prze de mną. [i]Co za głupia śmierć.[/i] Zdążyłem pomyśleć chwilę przed tym, jak jeden z Inkwizytorów przeciął macki, uwalniając mnie i resztę. Powinienem podziękować, ale zdobyłem się jedynie na lekkie kiwnięcie głową. Pewnie i tak nikt na to nie zwrócił wagi. Nie mieliśmy czasu by zwracać uwagę na tak nieistotne szczegóły jak uprzejmość. To, że nasz wróg poszedł siać spustoszenie gdzie indziej nie oznaczało, że jesteśmy bezpieczni. Zewsząd zaczęły schodzić się potwory. Z łatwością rozpoznałem wampiry i demony oraz kilka innych gatunków, które nie były tak liczne jak te dwa pierwsze. W tamtej chwili naprawdę zacząłem żałować, że nie miałem żadnej konkretniejszej broni od sztyletu. Nie było jednak czasu zawrócić i pobiec po moją ulubioną katanę. Mówi się trudno. Zacisnąłem rękę na sztylecie i ruszyłem w stronę jednego z potworów, logicznie stojącego najbliżej mnie. Potwór obrócił się w moją stronę, a jego twarz zastygła w wyrazie złości, gdy martwy padł na ziemię. Wyszarpnąłem sztylet z jego ciała. Dwa kolejne poszły w jego ślady. Słodka woń krwi unosiła się w powietrzu pobudzając mnie do walki. Starałem się walczyć jak człowiek by żaden z walczących nie wziął mnie czasem za jednego z potworów, ale było to dość trudne biorąc pod uwagę okoliczności. Nigdzie nie było mojej pani, o którą trochę się martwiłem. Miałem nadzieję, że po prostu pobiegła w inną stronę i tam zawzięcie walczy z demonami i wampirami. Moje myśli przerwały trzy wampiry, które zaatakowały mnie od tyłu. Uskoczyłem przed ciosem jednego z nich. Szybko przejechałem spojrzeniem po ich muskularnych sylwetkach. Dwa z nich były uzbrojone w olbrzymie miecze za to trzeci miał przy sobie jedynie sztylet, którym posługiwał się jak wyszkolony nożownik. Moje oczy przybrały barwę właściwą dla mojej wampirzej części, która powoli zaczęła przejmować kontrolę nad moim zachowaniem. Zaatakowałem jednego z nich. Wielki miecz był dość ciężki, lecz wampir machał nim z równą sprawnością co człowiek łyżką. Moja marna broń nie miała zbyt wielkich szans w bezpośrednim starciu, musiałem więc zdać się na kilka sztuczek, których nauczył mnie wuj. Trzymając sztylet w prawej ręce wyprowadziłem cios, a gdy wampir chciał go odbić mieczem, przerzuciłem go do lewej reki. Sztylet nie napotykając po drodze oporu dotarł do celu. Momentalnie wyszarpnąłem go, obracając się i odbijając miecz przeciwnika. Przez moje ramie przeszła fala bólu, wampir był cholernie silny. Zanim doszedłem do siebie, miecz znów przecinał powietrze w moim kierunku. Używając większej ilości energii, zamieniłem się w mgłę. Miecz tylko mnie rozproszył, przez co nie mogłem wrócić do poprzedniej formy, lecz nadal żyłem i tylko to się teraz liczyło. Przepłynąłem między nagami przeciwników, zbierając się i materializując za ich plecami. Może i byli silni, ale nie korzystali z faktu, że jest ich dwóch. Gdyby działali zespołowo, miałbym o wiele mniejsze szanse na przeżycie, niż teraz. Poprawiłem chwyt na zakrwawionym sztylecie. Całe szczęście, że był on owinięty skórą i poprzeplatany włóknami, co zapewniało stabilność nawet w tedy gdy był mokry. Inaczej mógłby mi się wyślizgnąć w najmniej odpowiednim momencie. Wampiry zaatakowały. Uskoczyłem przed olbrzymim mieczem, który wbił się w podłogę kilka centymetrów ode mnie,co go na chwilę unieruchomiło. Płynnie przechodząc z jednego ruchu w drugi, kopnąłem drugiego wampira w rękę, wytrącając mu sztylet z dłoni, jednocześnie wyprowadzając cios drugą ręką. Mierzyłem w głowę, lecz przeciwnik zasłonił się ramieniem. Nie mogłem zatrzymać ciosu. Sztylet został unieruchomiony na kilka sekund, lecz te wystarczyły by wampir wyszarpnął go, tym samym pozostawiając mnie bez broni. Cofnąłem się do tyłu. To był błąd. Szorstkie dłonie zacisnęły się na moich ramionach, wbijając w nie swoje paznokcie. Na policzku poczułem oddech niosący ze sobą woń starej krwi i śliny od którego zrobiło mi się niedobrze. Ten cholerny potwór nie chciał mnie zabić mieczem, a zrobić ze mnie swoją kolację. Niedoczekanie. Rozluźniłem się, tak jakbym pogodził się z losem, a gdy wampir spróbował chwycić mnie inaczej, tak by łatwiej było mu wyssać moją krew, szarpnąłem sobą w przód i jednocześnie do dołu. Na moich ramionach powstały brzydkie ślady po wampirzych pazurach, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Odskoczyłem w tył od dwóch przeciwników. Nagle w oczy rzucił mi się sztylet, który wytrąciłem z ręki potworowi. Ciekawe czy ich broń, jest w stanie je zranić? W desperacji chwyciłem narzędzie i rzuciłem w jednego z nich, celując w klatkę piersiową. Broń dotarła do celu, lecz nie wyrządziła poważniejszej szkody. Może nie działała? A może źle rzuciłem? Nie było czasu by nad tym myśleć. Zrobiłem unik przed kolejnym ciosem, a wielki miecz ponownie wbił się w podłogę, przez co został na chwilę unieruchomiony. Byłbym głupcem, gdybym nie skorzystał z takiej okazji po raz drugi. Zaatakowałem bez broni, moje ręce zacisnęły się na jego ramionach, a kły ... cóż ... odwaliły swoją robotę. Nie mogłem pić ludzkiej krwi, ale zwierzęcą i demoniczną jak najbardziej. Co prawda smak pozostawiał wiele do życzenia, ale grunt, że odzyskałem część sił, które straciłem. Wampir upadł na ziemię, a ja obróciłem się w kierunku drugiego. Tamten wyszczerzył kły, a ja odpowiedziałem tym samym, jednocześnie rzucając się do ataku. Uchyliłem się przed jego ogromnymi łapami. Jednak ten również potrafił robić uniki. Odskoczył wiec na bezpieczną odległość, zbierając się na atak. Mój wzrok przykuł nieznaczny błysk metalu na podłodze. W jednej z kałuż posoki leżał mój sztylet, jedna z broni zdolna zabić potwora. Skoczyłem w jego kierunku w tej samej chwili w której wampir skoczył w moją stronę. Upadłem na ziemię zaciskając rękę na znajomym uchwycie, jednocześnie przekręcając się na plecy. Wampir wylądował na mnie, nadziewając się na sztylet. Odrzuciłem jego ciało na bok i wyszarpnąłem broń. Dookoła mnie nadal toczyła się walka, więc wątpliwe by ktokolwiek zwracał uwagę na to, że poszedłem na całość. Choć gdybym nie był zmuszony do żywienia się krwią zwierząt i potworów, to ta walka mogła by wyglądać inaczej. Nawet ja nie wiem, dlaczego ludzka krew jest najlepsza. Ręką starłem z twarzy krew. Nie mogłem stać bezczynnie, gdyż zaczęły w moją stronę zbliżać się kolejne osobniki. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmieszek. Walczyłem od dziecka, chyba miałem to zapisane w genach. Rzuciłem się więc na przeciwników. Wypita krew dała mi dodatkowego kopa. Kilka kolejnych potworów już nigdy nie wstanie z podłogi. Nie obeszło się jednak bez ran. Prócz tych na ramionach, miałem rozwalony łuk brwiowy, kilka draśnięć na rękach i poważniejsze cięcie na prawym boku. Mimo to wciąż stałem, choć zapał do walki trochę osłabł. Muszę zrobić coś z tą raną na boku bo inaczej będzie źle. [/center]

poniedziałek, 2 maja 2016



Napiszę coś na podstawie serii Erin Hunter Wojownicy (ang. Warrior Cats).
Niestety, myślę że znajomość książki jest obowiązkowa, przynajmniej pierwszej części. Chodzi mi głównie o ten klimat i realia kocich klanów, których nie sposób od tak wyjaśnić i opisać. Tłumaczenia dostępne są w internetach. Wystarczy poszukać. 
Od razu mówię, że czytałam jedno z tych internetowych tłumaczeń, które różni się od książki pewnymi szczegółami. Mamy tam Szaropręgiego zamiast Szarej Pręgi, Gwiezdny Klan zamiast Klanu Gwiazd oraz Klan Gromu zamiast Klanu Pioruna. Mówcie co chcecie, ale te "nieprofesjonalne" tłumaczenie brzmi lepiej, przynajmniej dla mnie (:
Przechodząc do rzeczy.
Proponowała bym związek na zasadzie uczeń - mistrz, albo zastępca - przywódca.
Możemy wziąć też koty z dwóch różnych klanów (najlepiej jakiś Gromowicz i Rzeczniak).
Akcja mogła by się dziać w Klanie Gromu albo Klanie Rzeki. 
Zmieniamy realia - nie ma Błękitnej Gwiazdy, Ognistego Serca itd.
Fabuła? Em, zależy od tego co weźmiemy. Może być jakaś przepowiednia od Gwiezdnych.
Aktualnie nie mam nic na myśli, więc śmiało pisz.
Koty są h e t e r o.

Wymagania.
Odpisy tak raz - dwa - trzy w tygodniu? Zależy od weny i czasu.
Wygląd kotełków realny (bo są ładniejsze od tych animowanych).
Posty mają mieć długość taką jaką wymaga regulamin. Mniej lub więcej nie zaszkodzi.
Imiona w wersji polskiej tzn. nie Fireheart a Ogniste Serce.
(Przypominam, że uczeń to Łapa, a lider to Gwiazda np. Bukowa Łapa, Biała Gwiazda)
Wymagam słownictwa typowego dla kotów z serii. 
Kto to Obrzynacz?
Co to Grzmiąca Ścieżka?
Dwunóg?
Potwór Dwunogów?
Dzielenie języków?
W razie pytań - pisz, nie jestem Tygrysim Pazurem.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=0Q4u8ZO0k3s[/youtube]

[center]
[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjkbRRSTUumwwMV9o7DeDpILUUpcVHV7Q-G_HY_FuKHJ7k7iQ3qOPewMdebKGiMWYqRiHIyeLos-X7wcl8gyNy3r-2iTxcKbgYEuKaZjDOugXYMQmQS0wYavcH8WIxiQqtMQvAhC18WOvR/s1600/gabrielbromowson.png[/img]

Milczałem przez całą rozmowę, nie czując najmniejszej potrzeby wtrącania swoich trzech groszy do rozmowy. Wolałem uważnie słuchać i w ten sposób dowiadywać się tego co było, potrzebne, niż zadawać pytania. Moje oczy spojrzały w kierunku drzwi, akurat w tedy gdy wchodziła Rhajat. Kobieta od razu przyłączyła się do rozmowy, co nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Następnie, domyślając się, że na nią czekam, podeszła i przysiadła na brzegu mojego fotela. Lekko skinąłem głową w jej kierunku, co miało oznaczać nieme "cześć, miło cię widzieć". Rzadko odzywałem się w obecności innych, szczególnie gdy nie wymagała tego sytuacja. Miałem nadzieję, że moja pani zdążyła się przyzwyczaić, bo raczej wątpiłem w jakąkolwiek zmianę. Pomińmy to, że zamiast patrzeć na mnie, obserwowała kominek. Może nawet nie zauważyła nieznacznego ruchu mojej głowy. No cóż, trudno. Fellen też nie zawsze zwracał na mnie swoją uwagę i nie zawsze wszystko widział, a ja nie mogłem mu mieć tego za złe. Tak samo w przypadku Rhajat. W końcu nie jestem dzieckiem, które trzeba pilnować całą dobę. Zwróciłem spojrzenie szarych oczu na Abrahama, zdając sobie sprawę, że przez głowę nie przeszłą mi myśl, że nie będą mógł wziąć udziału w misji. Oczywiście gdyby Rhajat się nie zgodziła, to nie miał bym żadnego wyboru, jak tylko być jej posłuszny. Z tego też powodu, cieszyłem się, że moja pani się zgodziła, mimo niebezpieczeństwa, które było większe w przypadku Behemota niż innego potwora. Co prawda nie był to szczyt potęgi Gehenny, ale nie zmienia to faktu, że nasze życia będą zagrożone podczas całej podróży. Zamrugałem gdy przez moje myśli przebił się głos Rhajat. Mówiła o tym, że będzie musiała nadłożyć drogi w celu zdobycia święceń. Do tego dała mi wybór czy chcę jechać z resztą czy z nią. Miałem ochotę się uśmiechnąć, ale powstrzymałem ten odruch. Moja decyzja była oczywista. Nigdy nie czułem się pewnie w towarzystwie obcych, byłem na to zbyt nieufny i podejrzliwy. Tylko w obecności mojej pani mogłem pozwolić sobie na odrobinę rozluźnienia. Tak więc nie wyobrażałem sobie, jakbym mógł sam z nimi wyruszyć i pozwolić Rhajat jechać gdzie indziej. A jakby coś jej się stało? Niby potrafi sobie radzić, ale jednak dwie osoby to nie to samo co jedna. Może myślę trochę egoistycznie, bo w gruncie rzeczy robię to dla siebie a nie dla niej, jednak nic nie zmieni mojej decyzji, nad która nie muszę się też jakoś specjalnie zastanawiać.
[b]- Jadę z tobą. [/b]- powiedziałem szeptem w jej stronę, na chwilę przenosząc spojrzenie na nią. Z drugiej strony dolatywały do mnie słowa Abrahama, mówiące o tym, że lista nie jest jeszcze gotowa oraz o tym, że musimy być gotowi na dziewiątą. Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Momentalnie obróciłem głowę w tamtą stronę, akurat by zobaczyć stłuczone okno zza którego dochodziły krzyki i różne inne dźwięki świadczące o chaosie jaki musiał dziać się na zewnątrz. Miałem wrażenie, że widzę płomienie. Abraham pierwszy zerwał się z fotela i wybiegł z pomieszczenia, zostawiając wszystkich za sobą. Czy on chciał walczyć sam? Jeśli wróg zaatakował siedzibę inkwizycji, to musiał być na tyle potężny, by nie dało się go pokonać w pojedynkę. Nie patrzyłem na resztę, która różnie zareagowała na to co się stało. Szybko wstałem z fotela i spojrzałem na Rhajat.
[b]- Idziemy. -[/b] było to bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Nie wyobrażałem sobie, że podczas ataku będziemy siedzieć w pokoju i czekać aż reszta rozprawi się z wrogiem za nas. Wybiegłem z pomieszczeni i przebiegłem kilkanaście metrów, by stanąć całkiem blisko zagrożenia. Przez krótką chwilę stałem sparaliżowany widokiem Reapera. Dopiero po sekundzie wróciła mi władza nad ciałem. Jednak ta chwila zwłoki zabrała mi jakąkolwiek szansę na walkę z wrogiem. Reaper spojrzał na mnie i zamachnął się swoją kosą. Tylko dzięki długim ćwiczeniom, byłem w stanie uskoczyć na bok i cofnąć się do tyłu. Jakby to w czymkolwiek miało pomóc. Potwór wziął kolejny zamach kosą, a ja znów spróbowałem uskoczyć. Walka sam na sam z tym czymś była z góry przegrana. Jednak teraz to ja skupiłem na sobie całą uwagę wroga, a reszta znajdowała się za nim. Czyżbym wybrał dla siebie rolę przynęty? Przynajmniej teraz ktoś mógłby zaatakować go od tyłu, na przykład ta dziewczyna, która chyba nie była do końca człowiekiem. Teraz żałowałem, że nie wziąłem ze sobą miecza, tylko sztylet. Głupi, głupi, głupi ... jak mogłeś sądzić, że nic się nie stanie? Dlaczego zaufałeś, że inkwizycja jest na tyle potężna, że zdoła pokonać każdego potwora który ją zaatakuje? No i teraz masz za swoje. Szybkim ruchem wyciągnąłem sztylet. Może i nie mam zbyt wielkich szans, ale to nie powód by się poddawać. W końcu nie mam zamiaru umierać. [/center]

Stanistic Music