środa, 31 sierpnia 2016

|Wygląd: http://img05.deviantart.net/1575/i/2014/296/b/c/i_m_not_an_angel_by_tiffashy-d83xusc.png
|Imię: Wszyscy zwracają się do niej Alice od tak długiego czasu, że już sama nie pamięta jak brzmi jej pełne bądź prawdziwe imię. Mimo to posiada kilka pseudonimów. Jej ulubionym jest Pentacle (ang. pentagram) - czasami właśnie tak się przedstawia. Ktoś kiedyś nazwał ją Angel of Darkness, a jeszcze ktoś inny Kage. Możecie mówić na nią jak chcecie - pod warunkiem, że przypadnie jej to do gustu.
|Wiek: 3 lata
|Płeć: Wadera ♀
|Hierarchia: Omega, choć ma pewne ambicje i chciała by w przyszłości zostać chociaż gammą.
|Motto: "Przyjaciel uspokoi cię, kiedy będziesz wkurzony, ale najlepszy przyjaciel będzie szedł obok ciebie z kijem baseballowym, śpiewając "Komuś się oberwie!""
|Głos: Alex C. - Angel of Darkness https://www.youtube.com/watch?v=ABom127FFgU
|Rasa:
|Stanowisko:
|Charakter: [Tu po prostu trzeba się rozpisać - minimum 6 zdań.]
|Aparycja: Alice to niewielka wadera, złośliwie nazywana "Mini Wilkiem". Jest jedną z najmniejszych wader, aczkolwiek nie jest aż tak mała by można pomylić ją ze szczeniakiem. Pentacle porusza się z gracją, pewnym krokiem z wysoko uniesioną głową. Ma tak zwane "kocie ruchy", które dodają jej uroku, jak i sprawiają, że podczas walki wygląda jakby tańczyła taniec śmierci. Wadera ta dysponuje gęstym futrem o ślicznej kremowo - piaskowej barwie. Taki kolor utrudnia polowanie w zielonym lesie czy łące, ale za to ułatwia kamuflowanie się jesienią wśród liści, bądź też podczas gorących dni, gdy trawa wysycha. Jest ono dłuższe na klatce piersiowej, szyi, karku, głowie oraz tworzy piękną kitę z ogona. Właśnie ta charakterystyczna kita, jest jakby znakiem rozpoznawczym Alice. Wielka, długa i puszysta, a przy tym mocna i wytrzymała, z jasnym pędzelkiem na końcu. Wadera może się nią nakryć, gdy jest jej zimno. Ogon nie służy jej jednak tylko do ozdoby i wygody - gdyby przeciwnik chciał ją zranić i ugryzł by ogon, nażarł by się samych kłaków. Tak, dotarcie do skóry przez sierść jest naprawdę trudnym zadaniem. Z tego powodu można śmiało stwierdzić, że kita jest najbardziej opancerzoną częścią ciała Alice. Wadera posiada czarne znamię na prawej łapie, które wygląda jak jakiś wzór albo osobliwy tatuaż. Do kompletu Alice dostała różowe poduszeczki łap wraz z różowym noskiem, jasne pazury i śnieżnobiałe zęby. Efekt dopełniają kocie oczy o barwie czerwieni, która lekko wpada w róż (ten odcień co skrzydła na arcie).
|Żywioł:
|Moce:
|Lęki:
|Zakochany/a: [Stan sercowy twojego wilka,jeżeli jest w związku wpisz imię partnera/ki.]
|Jaskinia: [Wiadomo gdzie szukać.]
|Historia: [To nie jest podpunkt do ominięcia - minimum 4 zdania.]
|Rodzina: [Imiona np.rodziców.]
|Inne zdjęcia: [Inne zdjęcia tego samego wilka.]
|Właściciel: [Login z howrse.]



|Wygląd: http://img05.deviantart.net/1575/i/2014/296/b/c/i_m_not_an_angel_by_tiffashy-d83xusc.png
|Imię: Wszyscy zwracają się do niej Alice od tak długiego czasu, że już sama nie pamięta jak brzmi jej pełne bądź prawdziwe imię. Mimo to posiada kilka pseudonimów. Jej ulubionym jest Pentacle (ang. pentagram) - czasami właśnie tak się przedstawia. Ktoś kiedyś nazwał ją Angel of Darkness, a jeszcze ktoś inny Kage. Możecie mówić na nią jak chcecie - pod warunkiem, że przypadnie jej to do gustu.
|Wiek: Rok
|Płeć: Wadera ♀
|Hierarchia: Omega z ambicjami.
|Rasa: Mieszaniec Wilka Ognia
|Kierunek: Zwiadowca albo wojownik - zostało jej jeszcze trochę czasu na zastanowienie się, co by chciała robić w przyszłości.
|Charakter:
|Prawdopodobnie żywioł: Ogień
|Moce:
|Lęki:
|Jaskinia: [Najlepiej z rodzicami.]
|Historia: [To nie jest podpunkt do ominięcia - minimum 4 zdania.Jeżeli szczeniak urodził się w watasze wystarczy to wpisać.]
|Rodzina: [Imiona rodziców.]
|Inne zdjęcia: [Np.Gdy dorośnie.]
|Właściciel: [Login z howrse.]

wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Draco CD Winter

Jaskinia spadła mi wręcz z nieba, choć mogłem znaleźć ją trochę wcześniej. Zimny wiatr szarpał moim futrem, które już dawno straciło właściwości ochronne i powoli zaczynało przesiąkać wodą. Niebo przecięła błyskawica, na chwile oświetlając mi drogę. Właśnie w tedy dostrzegłem ciemniejszą plamę, którą była jaskinia. Niewiele myśląc wbiegłem do suchego środka, gdzie otrzepałem się z wody, po czym zacząłem się rozglądać. Jaskinia była zadbana, a w powietrzu unosił się zapach obcego wilka, najprawdopodobniej mieszkańca tego miejsca. Nigdzie jednak nie było żywego ducha, który mógłby mnie stąd przepędzić, więc nie przejmowałem się wizją wilka, który pewnie został uwięziony przez burzę w innym miejscu i najprawdopodobniej tęskni za swoim przytulnym domkiem. Co najwyżej będzie miał niespodziankę w postaci mnie. Rozglądając się uważnie, szedłem dalej w głąb jaskini. Moje spojrzenie z pewną nieufnością przyglądało się niebieskim kręgom, jednak te zdawały się być całkiem niegroźne, wiec po chwili przestałem się nimi przejmować. W końcu moje uważne spojrzenie spoczęło na niedźwiedziej skórze rozciągniętej pod ścianą. Gdy się zbliżyłem, z zadowolenie stwierdziłem, że pełniła ona funkcję legowiska mieszkańca jaskini. Świetnie! Będę miał gdzie spać! Pomyślałem, po czym z błogim wyrazem pyska położyłem się na posłaniu, które okazało się niezwykle wygodne i ciepłe. Nawet obcy zapach mi nie przeszkadzał. Ułożyłem łeb między łapami i zasnąłem.
Przez sen czułem, że coś mnie lekko szturcha, ale spało mi się tak dobrze, że nie zamierzałem się budzić. Dopiero gdy ten ktoś ugryzł mnie w ucho, drgnąłem i gwałtownie otworzyłem ślepia. Ujrzałem białą waderę, która lekko się cofnęła.
- Przepraszam, ale to moja jaskinia. Kim jesteś? - zapytała, siląc się na spokojny ton. Nie potrafiłem wyczuć czy tak naprawdę jest zła czy wystraszona. Szczerze miałem to gdzieś. Nie zamierzałem wstawać z tego wygodnego legowiska, nawet jeśli należało ono do tej białej. Z drugiej strony dawno nie miałem okazji z kimś porozmawiać, tak normalnie, bez warczenia i gotowości do ataku. Ziewnąłem szeroko, prezentując lśniące zęby oraz moje znudzenie.
- Twoja jaskinia? W takim razie oddam ci ją, jak się wyśpię. - mruknąłem, po czym położyłem łeb między łapami i zamknąłem oczy z zamiarem zaśnięcia. Biała lekko warknęła, wyraźnie zirytowana moim zachowaniem, jednak nie na tyle by zaatakować. Otworzyłem jedno oko i rzuciłem jej niezadowolone spojrzenie.
- Mam się przedstawić, czy co? - mruknąłem.

Winter?

niedziela, 28 sierpnia 2016

Lato pełne słońca, ćwierkających ptaszków i leniwej aury, dającej złudne poczucie bezpieczeństwa. Jak ja nienawidzę lata! Słońce nie dawało chwili wytchnienia, a lejący się z nieba żar doprowadzał mnie do granic wytrzymałości. Zdrowy rozsądek kazał się zatrzymać i poszukać jakiegoś lepszego schronienia przed zabójczym upałem, niż marne cienie drzew, jednak ja nadal przedzierałem się przez gęste zarośla, brnąc naprzód. Nie mogłem się zatrzymać, jeszcze nie byłem wystarczająco daleko by pozwolić sobie na odpoczynek. Na moim pysku pojawił się krzywy uśmieszek, gdy przypomniałem sobie widok rozszarpanego ciała oraz metaliczny smak krwi na języku. Głupi młody wilk. Jakby w odpowiedzi na wspomnienie, z tyłu dotarł do mnie niski warkot oraz ciche kroki pościgu, który mimo starań nie mógł poruszać się jednocześnie szybko i bezszelestnie. Obróciłem jedno ucho w ich kierunku, szacując jak daleko mogą się znajdować, jednocześnie przyśpieszając. Może jest jeszcze szansa, że uda mi się wymknąć? Zmusiłem się do biegu, mimo, że w mojej sytuacji groziło to przegrzaniem organizmu. Biegłem jakiś czas prosto, by nagle skręcić w gąszcz paproci, które chłostały mnie po pysku w rytm kroków. Co jakiś czas starałem się zmieniać kierunek, by choćby odrobinę zmylić pościg. Byłem jednak zmęczony i głodny, co mocno odbiło się na mojej kondycji. Czułem, że pościg jest coraz bliżej, a ścigające mnie wilki mają znaczną przewagę liczebną. Pozostało mi tylko jedno rozwiązanie, ryzykowne i wręcz ociekające desperacją, jednak miałem do wyboru je lub bieg aż po kres sił i śmierć z łap wrogich wilków. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej, wbijając wzrok w powalony przez wichurę pień drzewa, który leżał na ziemi porośnięty grzybami i mchem. Skoczyłem, tak jakbym chciał go przeskoczyć, jednak zamiast tego wylądowałem na nim i w tej samej sekundzie w której moje łapy dotknęły pnia, odbiłem się ponownie, jednak tym razem w bok, dzięki czemu zakręciłem praktycznie w miejscu, jednocześnie nie tracąc prędkości. Rzuciłem się biegiem w stronę z której przybiegłem, jednocześnie modląc się do wszystkich bogów by mój plan wypalił. Przez krótką chwilę na pyskach mojej pogoni odmalowało się zdziwienie, a jeden z wilków potknął się o wystający korzeń i prawie pocałował grunt. Szybkim spojrzeniem omiotłem zgraję, naliczając sześć basiorów, które dostały rozkaz zabicia mnie. Przełknąłem ślinę, biegnąc prosto w lukę między dwoma z nich. Gdy dzieliły nas jakieś dwa metry, wilki zorientowały się co planuję i spróbowały zagrodzić mi drogę. Zacisnąłem zęby i przyśpieszyłem, gdy nagle pod łapy wyskoczył mi jeden z basiorów, szczerząc pożółkłe kły. Odruchowo skoczyłem na niego, jednak zamiast wbić mu w kark kły, odbiłem się od jego grzbietu, lądując między dwoma wilkami. Kły jednego z nich minęły moją łapę o zaledwie kilka milimetrów. Biegłem dalej, choć wiedziałem, że nie pociągnę tak zbyt długo, a pościg drugi raz nie nabierze się na tę samą sztuczkę. Nadal klucząc, wypatrywałem czegoś co od biedy można było by wziąć za kryjówkę. Nagle do mojego nosa dotarł niezbyt przyjemny smród, mówiący mi, że gdzieś niedaleko znajduje się bagnisko, albo bardzo zarośnięte jeziorko. Niewiele myśląc pobiegłem za zapachem. Po kilku metrach moim oczom ukazała się brudna woda nad którą unosiła się chmura komarów i innych paskudztw. Zacisnąłem szczęki, kiedy mój nos zaatakował smród rozkładu i wskoczyłem do wody, która mimo upału okazała się lodowata. Przez kilka chwil płynąłem pod wodą, by z pluskiem wynurzyć głowę nad powierzchnię i zaczerpnąć tlenu. Dalej już płynąłem normalnie, krzywiąc się, gdy do mojej sierści przyczepiały się na wpół zgniłe rośliny, pływające po powierzchni bądź inne paskudztwa, których pochodzenia wolałem nie znać. Z brzegu dochodziły do mnie gniewne powarkiwania. Widać woda była w tak kiepskim stanie, że nawet oni zaniechali pościgu. Uśmiechnąłem się triumfalnie, by za chwilę wypluć wodę, która naleciała mi do pyska, gdy tylko odrobinę wykrzywiłem wargi. Powiem jedno - smakuje jeszcze gorzej niż śmierdzi. Po około pięciu minutach dotarłem do błotnistego brzegu, w którym grzęzły łapy. Gdy w końcu dotarłem do stałego gruntu, zatrzymałem się ciężko dysząc. Byłem zmęczony, tak cholernie zmęczony, że niewiele myśląc zwaliłem się na trawę i zamknąłem ślepia. Planowałem odpocząć i ruszyć w dalszą drogę, jednak sen był silniejszy. Nie minęła minuta, a już spałem, powoli regenerując siły. 
Naprawdę rzadko miewam sny, a już szczególnie kiedy jestem wyczerpany fizycznie i psychicznie. Tym jednak razem, przyśniło mi się coś - a dokładniej moja przeszłość. Co prawda już dawno przestałem rozpamiętywać dawne lata, pogodziłem się nawet ze śmiercią matki i zdradą tych, których uważałem za przyjaciół. Rany te zabliźniły się tak dawno temu, że nie było czego rozdrapywać. Czasami w snach nawiedzały mnie dawne wspomnienia, jednak nie były to koszmary - nie budziłem się z ciężko walącym serce i irracjonalnym strachem, tak jak po normalnym koszmarze, który każdy wilk ma przynajmniej raz w życiu. Ten raz też nie różnił się od innych, a przynajmniej tak mi się wydawało. 

Siedziałem na zimnym kamieniu w lochu. Wszystko skryte było w mroku, gdzie nawet najlepsze oczy zawodziły nie jednego. Czułem zapach zgnilizny i krwi dochodzący z sąsiadujących celi. Gdzieś z oddali dało się usłyszeć szept jakiegoś wilka, który żarliwie modlił się do swych bóstw, widocznie nie mogąc pogodzić się z tym co zgotował mu los. Znów byłem kilkumiesięcznym szczenięciem, które siedziała obok ciała swojej matki, powoli rozkładającego się. Mój wzrok zwrócony był w przestrzeń, byle jak najdalej od ciała mojej rodzicielki. Nie chciałem widzieć larw, wgryzających się w moją mamę, która jeszcze niedawno czule lizała mnie między uszami. Nagle do moich uszu doszedł zgrzyt wilczych pazurów o kamień. Ktoś szedł w stronę mojej celi. Od razu rozpoznałem zapach strażnika, który nieraz przychodził do mojej matki by się z nią "zabawić" jak to określał. Zmarszczyłem nos, czekając aż jego sylwetka stanie się wyraźniejsza pośród mroku. Basior był podobny do mnie, choć kolor odziedziczyłem po mamie. Jego sierść była jednolicie szara, a oczy niebieskie i chłodne jak lód. Stanął przed moja celą, wlepiając we mnie swoje ślepia. Nienawidziłem go, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Nie chciałem umierać. Pysk strażnika wykrzywił grymas, który on z pewnością uważał za swój najlepszy uśmiech.
- Słuchaj młody. - zwrócił się do mnie, jak zawsze tonem pełnym kpiny i wyższości. - Lepiej się obudź, zanim skończysz jak ta suka. - mruknął, ruchem łba wskazując ciało mojej mamy. 

Obudziłem się, powoli otwierając oczy i potrząsając głową. Cóż za głupi sen! Mlasnąłem z niezadowoleniem czując, że w pysku mam istną Saharę. Dźwignąłem się na łapy i ruszyłem na poszukiwania jakiegoś wodopoju, z radością zauważając, że moje ciało zdążyło odpocząć i choć byłem wciąż głodny to zmęczenie minęło, a mój krok był znów sprężysty i lekki. Podskoczyłem sobie kilka razy na wzór szczeniaka, przemierzającego las w swobodnym kłusie. Był już wieczór i na pysku czułem zimniejsze podmuchy wiatru, co również poprawiło mi humor. Znalezienie wody pitnej okazało się całkiem pokaźnym wyzwaniem. Dopiero gdy ostatnie promienie słońca znikły za horyzontem, pogrążając las w mroku, do moich uszu doszedł cichy szmer strumienia. Prawie biegnąc ruszyłem za dźwiękiem, aż w końcu dotarłem do potoku. Łapczywie zacząłem pić świeżą wodę, która po długiej wędrówce w słońcu smakowała jak najcudowniejsza rzecz na świecie. Gdy ugasiłem pragnienie, ostrożnie wszedłem do wody. Szybki nurt powoli zmywał ze mnie cały ten syf, który miałem na sierści od pamiętnej kąpieli w bagnie. Ach, jak miło! Przymknąłem niebieskie ślepia z zadowoleniem i w tedy kątem oka dostrzegłem nikły ruch w zaroślach. Momentalnie odwróciłem się w tamtym kierunku, próbując wzrokiem przebić ciemność. Jednak jeśli nawet ktoś tam był, to pozostawał w idealnym bezruchu bądź zniknął gdzieś w oddali. A może to jakaś nieostrożna sarenka, spłoszyła się gdy dotarł do niej mój zapach? Na samą myśl zaburczało mi w brzuchu, a ślinka napłynęła do pyska. Szkoda. Wyszedłem na brzeg, strzepując z siebie wodę. Wyostrzając zmysły zagłębiłem się w las z nosem przy ziemi. Byłem głodny jak przysłowiowy wilk i miałem nadzieję, że trafię na trop choćby niewielkiego stworzonka. Zawsze to jakieś świeże mięso. Po kilku minutach węszenia, w końcu natrafiłem na trop stadka saren. Oblizałem się po pysku i ruszyłem wydeptaną przez nie ścieżką, która prowadziła najpewniej od jakiegoś dalszego punktu przy potoku do polanki albo czegoś w tym stylu. Instynktownie poruszałem się najciszej jak umiałem oraz ustawiłem się pod wiatr, by żaden z kopytnych mnie nie wywęszył. W końcu ujrzałem stadko, rozproszone na niewielkiej polance. Na ugiętych łapach, zacząłem się skradać w kierunku najbliższej sztuki, która wyglądała jakby dopiero niedawno oddzieliła się od matki i zaczęła życie na własną raciczkę. Z pewnością stanowiła by trudną zdobycz, gdyby nie rana na tylnej nodze. Sarna unikała stawania na niej i wyraźnie przenosiła ciężar ciała na trzy pozostałe kończyny, co czyniło z niej idealną zdobycz dla samotnie polującego wilka. Ostrożnie stawiając łapy, podkradłem się jak najbliżej się dało po czym zaatakowałem. W czarnych ślepiach dostrzegłem błysk paniki, gdy całe stadko rzuciło się do ucieczki. Powietrze rozdarł dźwięk kopyt tratujących trawę i niosących kudłate ciała. Mój wzrok utkwiony był w uprzednio wybranej sztuce. Biegłem jakiś metr za nią, co kilka minut kłapiąc szczękami tuż przy jej delikatnych nogach. Tak, mama nie nauczyła mnie by nie bawić się jedzeniem. Tak więc teraz dręczyłem płochliwe zwierzątko, które mogło jedynie uciekać. Co więcej powoli oddzielałem ją od reszty stada, aż w końcu sarna pobiegła w inną stronę, prosto w krzaki. Gałęzie uniemożliwiały jej drogę ucieczki, choć usilnie próbowała przedrzeć się przez nie. Niestety, okazało się, że jest to jakaś wyjątkowo wredna roślina z kolcami. Na ciele sarenki pojawiły się krwawe zadrapania, a moje oczy zabłysły gdy poczułem zapach krwi. Powoli zbliżałem się do mojego posiłku z obnażonymi zębami. Sarna nie miała dokąd uciec, a więc po co miałem się śpieszyć? I tak umrze, więc czemu się jeszcze chwilę nie pobawić? Obnażyłem lśniące kły i wydałem głuche warknięcie. Sarna w desperackiej próbie obrony, machnęła raciczkami tuż przed moim nosem. Błąd. Złapałem ją za nogę, wbijając w nią zęby. Poczułem na języku słodki smak krwi. Wypuściłem nogę z uścisku moich szczęk. Teraz nawet gdyby mi się wymknęła, to nie ma szans na ucieczką albo przeżycie. Z dwiema rannymi nogami daleko nie zajdzie. Następne minuty upłynęły mi na dręczeniu brązowego stworzonka. Raz po raz moje zęby zatapiały się w jej ciele, dotkliwie je raniąc i zadając ból, jednak nie zabijając. Sarna ledwo stała, cała ociekając krwią. Słyszałem jej ciężki i szybki oddech, oraz walące ze strachu serce. Oblizałem się po pysku i odsunąłem się na bok, dając jej możliwość ucieczki. Tak jak myślałem, instynkt kazał jej nadal walczyć. Sarna chwiejnie zaczęła uciekać, znacząc za sobą drogę krwią. Odczekałem chwilkę, dając jej nadzieję na ucieczkę, po czym znów zaatakowałem. Dogoniłem ją w kilku susach, odbiłem się od ziemi i wylądowałem na jej grzbiecie. Pod sarną zachwiały się nogi i runęła na ziemię, wzbijając kłąb kurzu. Jej uszy nerwowo drgały, a z pyska dobiegł krzyk bólu. Powoli sięgnąłem pyskiem jej karku i zatopiłem w nim kły. Jeszcze chwila i sarna znieruchomiała. Jej czarne oczy zaszły mgłą, teraz puste bez życia. Zszedłem z jej ciała i przystąpiłem do posiłku. Nareszcie świeże mięsko! Ostrymi zębami rozprułem jej brzuch i zanurzyłem pysk we wnętrznościach, wybierając najsmaczniejsze kąski. Po pewnym czasie z sarny zostały kości i resztki na które nie miałem ochoty. Oblizałem pysk zbroczony sarnią krwią i powoli ruszyłem w kierunku potoku. Przez głowę przeszła mi myśl, że okolica jest całkiem niezła. Woda i zwierzyna, aż dziwne, że do tej pory nie spotkałem żadnego wilka. Gdy dotarłem nad potok obmyłem pysk w wodzie i położyłem się w zagłębieniu, kóre zakrywały liście jakiejś rozłożystej rośliny. Z zadowoleniem zapadłem w sen, tym razem nie nawiedziło mnie żadne wspomnienie przeszłości. Obudziłem się kilka godzin przed świtem czując, że czyjaś łapa dociska mnie do ziemi. Warknąłem, odsłaniając kły i spinając całe ciało, uwolniłem się spod naporu przeciwnika. Dopiero gdy przybrałem pozycję obronną, zorientowałem się, że przede mną stoi tylko jeden wilk i to w dodatku wadera. Uspokoiłem się więc trochę, choć nadal pozostałem czujny. W końcu nie wiem jakie ma zamiary i kim jest. Ta widząc, że nie zamierzam jej zaatakować, również lekko się uspokoiła, choć jej spojrzenie było nieprzeniknione. 
- Kim jesteś? - zapytała chłodno, choć bez wyraźnej wrogości w głosie. Zastrzygłem uszami, wlepiając w nią swoje niebieskie ślepia.
- Wilkiem. - odpowiedziałem z ledwo widocznym drgnięciem kącików pyska w górę. Wadera fuknęła. 

Wadero?









Słońce nie dawało chwili wytchnienia, a lejący się z nieba żar uniemożliwiał mi jakąkolwiek wędrówkę. Leżałem w świeżo wykopanym dole, chłodząc się o miękką ziemię, której czarne grudki przyklejały mi się do białej sierści na brzuchu. Niebieskimi ślepiami obserwowałem okolicę, licząc na coś do jedzenia. Od kilku dni nie miałem niczego w pysku, a pech zdawał się prześladować mnie na każdym kroku. Kilka dni temu omal nie zabiło mnie walące się drzewo, a teraz upał próbował spalić mnie na popiół. Ta cholerna gruba sierść, odziedziczona po znienawidzonym ojcu, była świetna podczas śnieżnych zamieci czy ulewnych dni. Jednak kiedy nadchodziło lato, zaczynał się koszmar, a ja byłem zmuszony zmienić swój tryb życia na nocy. Westchnąłem cicho, wiercąc się w prowizorycznej jamie, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję w tym dość prowizorycznym legowisku. Jednak mimo wysiłków sen nie chciał nadejść. No cóż, w takim razie nic tu po mnie. Powoli dźwignąłem się na łapy i cały czas pozostając w cieniu drzew, ruszyłem przed siebie. Przedzierałem się przez zielone zarośla, które ocierały się o moją sierść. Pod łapami czułem miękką ściółkę, którą tworzyły warstwy liści,

Oblizałem swój pysk z krwi zająca, którego szczątki leżały pod moimi łapami. Tak mały posiłek nie był w stanie zaspokoić mojego głodu, który odczuwałem od kilku dni. Wolno podniosłem się z miękkiej trawy, po czym przeciągnąłem się z cichym stęknięciem. Czas znowu ruszyć w drogę! Uśmiechnąłem się gorzko do siebie.

sobota, 27 sierpnia 2016

Do postaci tri color Akreona (uzupełnić)

ZDJĘCIE: * http://orig11.deviantart.net/ce6c/f/2010/028/7/0/sabin_by_akreon.jpg
Link do zdjęcia magicznego wilka.
IMIĘ: Draco
Nie może się powtarzać.
PSEUDONIM: Jego imię jest na tyle krótkie, że wymyślenie skrótu mogło by stanowić pewien problem. Mimo to, basior czasami przedstawia się jako As.
Skrót imienia. Jeśli nie ma, napisz "brak".
PŁEĆ: *  Basior
WIEK: * 3 lata
Nie ma czegoś takiego jak "nieśmiertelność".
DATA URODZENIA: * 01. 08.
Dzień i miesiąc w liczbach, np. 12.04.
CHARAKTER: * Często mówi się, że ktoś jest zepsuty aż do szpiku kości. Niestety, w przypadku Asa sprawa nie jest aż tak prosta, łatwa i jasna. Zacznijmy od tego, że jest to wilk, którego z wierzchu skrywa maska pod którą czai się ogólnie pojmowane "zło". I pewnie w tym miejscu wiele osób przestanie dopatrywać się czegoś więcej, wrzucając basiora do jednego worka z innymi czarnymi charakterami. Jednak, jeśli ktoś będzie z uporem godnym osła, przebijał się przez mrok pokrywający jego duszę, gdzieś tam w głębi, dostrzeże niewielkie światełko. Tak nikłe, że prawie niewidoczne, mrugające, jakby miało za chwilę zgasnąć, a jednocześnie jasne i rozświetlające mrok wokół. Jest to niewielka pozostałość po dawnym Draco, tak bardzo dawnym, że praktycznie zapomnianym nawet przez niego samego. As to wilk, któremu bliżej do diabła niż anioła. Samotnik, działający zawsze na własną łapę, nie przepadający za pracę w grupie. Nie należy do wilków honorowych, a pojęcie taktu i moralności wydaje się być mu całkowicie obce. Nie zawaha się skrzywdzić słabszego od siebie, szczeniaka czy wadery. W przypadku tego ostatniego, często padają słowa "w końcu mamy równouprawnienie" i zazwyczaj dyskusja kończy się w tym miejscu. Dla Dracona ważny jest tylko i wyłącznie własny grzbiet, którego nie będzie dla innych ryzykował. Bo i po co? Po śmierci czeka go z pewnością Piekło, a jakiś dobry uczynek nie naprawi jego pochłoniętej przez mrok duszy. As to morderca bez żadnych skrupułów, nie zawaha się zabić kogoś innego. Oczywiście każde morderstwo musi mieć motyw. Nie zabija pierwszego lepszego wilka, a jeśli już to tylko w ostateczności, kiedy nie ma innego sposobu na pokonanie przeciwnika. Przejawia skłonności sadystyczne w stosunku do mało lubianych istot, oraz masochistyczne, które przełożyły się na wiele treningów aż do kresu wytrzymałości. Mimo tego, że nieraz został nazwany masochistą, nigdy się nie ciął ani nie okaleczał w żaden inny sposób.
Basior ten nie jest mistrzem pierwszego wrażenia - na początku zachowuje się chamsko w stosunku do innych, a jego chłodny i pozbawiony uczuć wzrok potrafi przyprawić o ciarki na placach niejednego natręta. As sprawia wrażenie osoby, której wszystko wisi i powiewa, co jest tylko po części prawdą. W istocie uwielbia być w centrum wydarzeń (nie zainteresowania!). Ceni sobie sprawdzone informacje, mówiące o wydarzeniach jakie rozegrały lub rozgrywają się w okolicy. Kiedyś był prawie zawsze dobrze poinformowany, wiedział co dzieje się w najciemniejszych zakątkach lasu. Teraz jednak, będąc daleko od swojego dawnego domu, nie ma skąd czerpać informacji. Został sam i sam musi sobie radzić. Nie szuka towarzystwa, a jeśli już to kogoś przydatnego, na kilka dni współpracy, po których rozejdą się w różne strony. Tak naprawdę, Draco nie chce się do nikogo przywiązać i jest gotów wbić nóż w plecy osobie, która nie chce się od niego odczepić i pójść w swoją stronę. Basior zwyczajnie nie potrafił by porzucić przyjaciela czy skazać go na śmierć, więc woli wbić takiemu osobnikowi nóż w plecy, niż bezczynnie patrzeć na jego śmierć, albo co gorsza ruszyć mu na pomoc i samemu zapłacić za to życiem. Nie zamierza robić za jakiegoś pieprzonego bohatera.
Draco jest pełen nieufności, nie tylko w stosunku do wilków, lecz także ostrożnie podchodzi do trupów, obiektów czy przedmiotów, zupełnie tak jakby wszystko chciało go zabić. Mówiąc prościej, jest po prostu ostrożny, zawsze bada teren z pełną uwagą, gotowy zareagować na nawet najmniejszy szmer, który wyda mu się podejrzany. Nie należy do osób tchórzliwych, inaczej skończył by jako zwinięty w kłębek trup, gnijący od kilku lat. Wie, że musi coś zrobić i robi to, nawet jeśli nie chce - czy to ze strachu, lenistwa czy jeszcze innych powodów. Ma dość dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, który każe mu żyć. Po prostu przeżyć. Dlatego też nigdy nie myślał o samobójstwie, jako o rozwiązaniu problemów, a o swoje życie będzie walczył do końca, choćby nie miał szans na wygraną. Czy można uznać go za osobę agresywną? Owszem, czasem puszczą mu nerwy i jest gotów skoczyć komuś do gardła. Sam też często prowokuje do bójki - słowami i zachowaniem. Brak u niego jakichkolwiek śladów tolerancji. Gdy coś mu się nie podoba, czasami powie prosto z mostu, a czasami woli pokazać to siłą. Ceni sobie ciszę i krótkie odpowiedzi na pytania. Czasem jednak może wciągnąć się w rozmowę i będzie gawędzić z innymi przez naprawdę długi czas. Nie liczcie jednak, że zainteresują go zwykłe plotki, obgadywanie innych czy rozmowy o czymś zupełnie nieistotnym. Basior preferuje rozmowę o czymś interesującym - walce, polowaniu, śmierci ... bądź czymś co go zainteresuje. As nie przepada za osobami, które cały czas nawijają i nie potrafią choćby na chwilę zamknąć jadaczki - takim najchętniej by wyrwał język i zrobił z niego kaganiec. A możecie mi wierzyć - jest do tego zdolny. Nie myślcie jednak, że macie przed sobą osobnika sztywnego jak kij od szczotki, którego pysk nie wykształcił mięśni odpowiedzialnych za uśmiech, a w oczach nigdy nie zagościły iskierki radości. Bowiem Draco to wilk, który uwielbia się śmiać. Może nie sypie żartami na prawo i lewo, ale uwielbia śmiać się z cudzych kawałów czy żartów, nawet tych kiepskich. Na tym polu jest odrobinę dziecinny, gdyż nadal bawią go głupie żarty i numery wykręcone innym. Sam przeważnie ich już nie robi, ale kto zabroni mu śmiać się z cudzych kawałów? No właśnie - raczej nikt. Dość często używa sarkazmu w stosunku do innych - czy to w celach humorystycznych czy w stosunku do kogoś o naprawdę niskim wskaźniku inteligencji. Często droczy się z innymi, balansując na cienkiej granicy, gdzie wystarczy jedno źle dobrane słowo, by kogoś doprowadzić do kresu wytrzymałości. Inteligentny i sprytny, a do tego leniwy. Tak dobrze słyszeliście - jest leniem. Często nie ma na coś ochoty i tego zwyczajnie nie robi, odkładając wiele rzeczy na ostatnią chwilę. Niektórzy twierdzą, że gdyby miał motto, brzmiało by ono: "Co masz zrobić dziś, zrób jutro. A co masz zrobić jutro, nie rób wcale." Nie przekłada się to jednak na sytuacje kryzysowe od których zależy jego życie, chyba, że znajdzie sobie kogoś do czarnej roboty. Jest istotą, która wielbi ponad wszystko jedną istotę - kota. Jak złapać go w każdą pułapkę? Wystarczy, że przynętą będzie kot. To jego słaby punkt. Zamiast grozić, że skrzywdzisz jego towarzysza, zagroź przypadkowemu kociakowi. Odniesiesz bardziej pożądany efekt, szczególnie, że Dracona nie obchodzi życie tymczasowych towarzyszy broni. Pozostając w temacie wad i słabości, basior nie dotrzymuje obietnic, a tajemnica jest po prostu kolejną informacją, którą może wykorzystać przeciwko tobie. Nie ma też zwyczaju grać czysto - przeważnie oszukuje, gdyż dla niego liczy się sam efekt końcowy - zwycięstwo. As jest nieprzewidywalny. Niby go znasz i wiesz jaki jest, a tu ni z gruszki ni z pietruszki zrobi coś zupełnie do niego niepasującego, co tylko potwierdza teorię, że lepiej trzymać się od niego na dystans i nigdy w pełni mu nie ufać.
A czy ktoś zastanowił się, co by się stało, gdyby jednak się z kimś zaprzyjaźnił?
Jego przyjaciel nie miał by łatwo, zważywszy na trudny charakter Draco. Nie ma tutaj najmniejszych szans by jego charakter diametralnie zmienił się na lepszy, choćby tylko w stosunku do bliskiej mu osoby. Jest zupełnie zielony jeśli chodzi o przyjacielskie stosunki między wilkami, więc z pewnością popełniał by mnóstwo błędów, wystawiających przyjaźń na próbę. Jednak, gdyby cały czas pracować nad jego charakterem, to jest szansa, że krok po kroku, jego zachowanie by się poprawiło. No i trzeba pamiętać, że: "Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś."

0/60
Charakter ma opisywać twojego wilka. Wymagane jest przynajmniej 60 słów. Licznik słów możesz znaleźć tu - http://ile.liter.pl/slow.html



GŁOS: * https://www.youtube.com/watch?v=8Zx6RXGNISk
Link do piosenki na YouTube. Uwaga! Może śpiewać tylko jedna osoba! Jeśli Twoja postać jest szczeniakiem wpisz "brak".
STANOWISKO: * Patrol
Maksymalnie jedno, wybierz z zakładki "Stanowiska". Jeśli Twoja postać jest szczeniakiem wpisz "brak".
RODZINA: * "Zostawili po sobie takie rany, które miały nigdy się nie zabliźnić."
Czy twój wilk ma jakąś rodzinę? Pamiętaj, że jeśli ktoś z watahy ma być jej członkiem, to musisz zapytać o zgodę właściciela wilka!
PARTNER: * "Czasami przyjaźń i miłość różnią się tym co Coca Cola od Pepsi - nazwą."
Pamiętaj, że twoje wilki nie mogą być razem! Jeśli chcesz, aby wilk od początku miał partnera w watasze, musisz zapytać o zgodę jego właściciela! Jeśli nie masz partnera lub Twoja postać to szczeniak, wpisz "brak".
ZAUROCZENIE: * Brak. Nie wiadomo nawet czy jest do tego zdolny.
Jest w watasze ktoś, kto ci się podoba? Możesz napisać tu jego/jej imię! Jeśli nie ma nikogo takiego lub Twoja postać jest szczeniakiem, wpisz "brak".
RASA: * Mieszaniec Wilczycy Piekieł z Wilkiem Północy
Tu określasz rasę swojego wilka, przykład - "Wilk Śnieżycy". Rasa musi być związana z mocami, nie ma niestety czegoś takiego jak "Wilk Śmierci", czy też "Dnia i Nocy".
MOCE: *  Pierwszą mocą Draco jest władza nad Ogniem Piekielnym. Są to niebieskie płomienie (swoją niezwykłą barwę zawdzięczają mieszanej krwi basiora), nad którymi Draco posiada pełną władzę. Są w stanie spalić/stopić prawie wszystko, a ich "magiczne" pochodzenie uodparnia je na wodę, co znacznie utrudnia ugaszenie ich (choć nie jest to niemożliwe). Jednakże są to tylko "dodatki" - w końcu przeznaczeniem Ognia Piekielnego jest sprawianie cierpienia, tym którzy zaleźli za skórę ich właścicielowi. Draco może kogoś podpalić, jednak podpalony mimo odczuwanego bólu nie spali się żywcem. Jedynie końcówki włosów mogą być nadpalone. Oczywiście może też w taki sposób kogoś spalić, bądź sprawić, że płomienie będą zupełnie nieszkodliwe, a ich jedynym celem będzie przestraszenie przeciwnika. Wbrew pozorom i przeznaczeniu, Ogień Piekielny może być używany jak całkiem zwyczajny ogień - na przykład w ognisku. Drugą mocą Drakona jest samozapłon, podczas którego całe ciało basiora pokrywa się niebieskimi płomieniami. Moc ta jest stosowana bardziej jako ochrona niż atak. Trzecia i ostatnia moc Asa, jest bardziej związana z rasą jego ojca. Draco może nadać sobie, czemuś bądź komuś właściwości magnesu samym dotykiem. Żeby jednak było bardziej magicznie, taki "magnes" prócz metalu może przyciągać jeszcze jedną dowolną substancję (np. drewno, wodę), wedle woli Draco (wilk nie może zmienić swojej decyzji, a jedynie odebrać właściwości magnetyczne - również dotykiem).

Moce można mieć maksymalnie trzy. Zakazuje się używać takich jak: Władanie nad dniem i nocą, "wszystkich związanych z rasą" oraz panowanie nad śmiercią.

Muszą być sensowne i łączyć się z rasą wilka.

CIEKAWOSTKI: *
- Draco nie ma żadnej fobii oraz jest "znieczulony" na wiele strasznych rzeczy, pokroju ciemnych miejsc, wilczych szkieletów oraz ciemności, która w wielu wzbudza irracjonalny niepokój. Najprawdopodobniej dzieje się tak dlatego, iż urodził się w śmierdzącym lochu, gdzie jedyne pożywienie stanowiły wychudzone szczury, a wodę zlizywało się z wilgotnych ścian, mimo, że w pysku czuć było wyraźny smak zgnilizny, pleśni i ziemi. Nieodłącznym towarzyszem jego szczenięcych lat była ciemność, raz na jakiś czas przerywana nikłym promykiem słońca, któremu cudem udawało się dotrzeć do wnętrza lochu. Mieszkał w celi, wraz z matką i trójką rodzeństwa, które okazało się zbyt słabe by przeżyć w takich warunkach. Ojcem natomiast był jeden ze strażników lochów, który dopiero po śmierci matki Dracona, a swojej kochanki, zdecydował się zaopiekować synem i uczynić z niego "maszynkę do mielenia mięsa".
- Draco jest wyczulony na zapach krwi, który potrafi obudzić w nim drapieżnika i nieźle nakręcić do "zabawy". Szczególnie jeśli jest to wilcza krew. Przejawia skłonność do kanibalizmu -"Carnivore, Animal, I am a Cannibal!"
- Wbrew pozorom nie używa swoich mocy bardzo często. Woli siłę własnych mięśni i kłów.
- Z powodu barwy swojej sierści, często nazywany był "kundlem", "psem", "pół krwi" oraz "mieszańcem". Draco wbrew swojej sierści, którą odziedziczył po matce, jest czystej krwi wilkiem.




TOWARZYSZ: * Mały, gruby szczurek o wdzięcznym imieniu Król Szczurów.
*

Do postaci Mirror Zan

ZDJĘCIE: * http://img06.deviantart.net/191b/i/2010/138/b/2/i__m_not_broken__by_pirategirl_tetra.png
Link do zdjęcia magicznego wilka.
IMIĘ: Draco
Nie może się powtarzać.
PSEUDONIM: Jego imię jest na tyle krótkie, że wymyślenie skrótu mogło by stanowić pewien problem. Mimo to, basior czasami przedstawia się jako As.
Skrót imienia. Jeśli nie ma, napisz "brak".
PŁEĆ: *  Basior
WIEK: * 3 lata
Nie ma czegoś takiego jak "nieśmiertelność".
DATA URODZENIA: * 01. 08.
Dzień i miesiąc w liczbach, np. 12.04.
CHARAKTER: * Często mówi się, że ktoś jest zepsuty aż do szpiku kości. Niestety, w przypadku Asa sprawa nie jest aż tak prosta, łatwa i jasna. Zacznijmy od tego, że jest to wilk, którego z wierzchu skrywa maska pod którą czai się ogólnie pojmowane "zło". I pewnie w tym miejscu wiele osób przestanie dopatrywać się czegoś więcej, wrzucając basiora do jednego worka z innymi czarnymi charakterami. Jednak, jeśli ktoś będzie z uporem godnym osła, przebijał się przez mrok pokrywający jego duszę, gdzieś tam w głębi, dostrzeże niewielkie światełko. Tak nikłe, że prawie niewidoczne, mrugające, jakby miało za chwilę zgasnąć, a jednocześnie jasne i rozświetlające mrok wokół. Jest to niewielka pozostałość po dawnym Draco, tak bardzo dawnym, że praktycznie zapomnianym nawet przez niego samego. As to wilk, któremu bliżej do diabła niż anioła. Samotnik, działający zawsze na własną łapę, nie przepadający za pracę w grupie. Nie należy do wilków honorowych, a pojęcie taktu i moralności wydaje się być mu całkowicie obce. Nie zawaha się skrzywdzić słabszego od siebie, szczeniaka czy wadery. W przypadku tego ostatniego, często padają słowa "w końcu mamy równouprawnienie" i zazwyczaj dyskusja kończy się w tym miejscu. Dla Dracona ważny jest tylko i wyłącznie własny grzbiet, którego nie będzie dla innych ryzykował. Bo i po co? Po śmierci czeka go z pewnością Piekło, a jakiś dobry uczynek nie naprawi jego pochłoniętej przez mrok duszy. As to morderca bez żadnych skrupułów, nie zawaha się zabić kogoś innego. Oczywiście każde morderstwo musi mieć motyw. Nie zabija pierwszego lepszego wilka, a jeśli już to tylko w ostateczności, kiedy nie ma innego sposobu na pokonanie przeciwnika. Przejawia skłonności sadystyczne w stosunku do mało lubianych istot, oraz masochistyczne, które przełożyły się na wiele treningów aż do kresu wytrzymałości. Mimo tego, że nieraz został nazwany masochistą, nigdy się nie ciął ani nie okaleczał w żaden inny sposób.
Basior ten nie jest mistrzem pierwszego wrażenia - na początku zachowuje się chamsko w stosunku do innych, a jego chłodny i pozbawiony uczuć wzrok potrafi przyprawić o ciarki na placach niejednego natręta. As sprawia wrażenie osoby, której wszystko wisi i powiewa, co jest tylko po części prawdą. W istocie uwielbia być w centrum wydarzeń (nie zainteresowania!). Ceni sobie sprawdzone informacje, mówiące o wydarzeniach jakie rozegrały lub rozgrywają się w okolicy. Kiedyś był prawie zawsze dobrze poinformowany, wiedział co dzieje się w najciemniejszych zakątkach lasu. Teraz jednak, będąc daleko od swojego dawnego domu, nie ma skąd czerpać informacji. Został sam i sam musi sobie radzić. Nie szuka towarzystwa, a jeśli już to kogoś przydatnego, na kilka dni współpracy, po których rozejdą się w różne strony. Tak naprawdę, Draco nie chce się do nikogo przywiązać i jest gotów wbić nóż w plecy osobie, która nie chce się od niego odczepić i pójść w swoją stronę. Basior zwyczajnie nie potrafił by porzucić przyjaciela czy skazać go na śmierć, więc woli wbić takiemu osobnikowi nóż w plecy, niż bezczynnie patrzeć na jego śmierć, albo co gorsza ruszyć mu na pomoc i samemu zapłacić za to życiem. Nie zamierza robić za jakiegoś pieprzonego bohatera.
Draco jest pełen nieufności, nie tylko w stosunku do wilków, lecz także ostrożnie podchodzi do trupów, obiektów czy przedmiotów, zupełnie tak jakby wszystko chciało go zabić. Mówiąc prościej, jest po prostu ostrożny, zawsze bada teren z pełną uwagą, gotowy zareagować na nawet najmniejszy szmer, który wyda mu się podejrzany. Nie należy do osób tchórzliwych, inaczej skończył by jako zwinięty w kłębek trup, gnijący od kilku lat. Wie, że musi coś zrobić i robi to, nawet jeśli nie chce - czy to ze strachu, lenistwa czy jeszcze innych powodów. Ma dość dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, który każe mu żyć. Po prostu przeżyć. Dlatego też nigdy nie myślał o samobójstwie, jako o rozwiązaniu problemów, a o swoje życie będzie walczył do końca, choćby nie miał szans na wygraną. Czy można uznać go za osobę agresywną? Owszem, czasem puszczą mu nerwy i jest gotów skoczyć komuś do gardła. Sam też często prowokuje do bójki - słowami i zachowaniem. Brak u niego jakichkolwiek śladów tolerancji. Gdy coś mu się nie podoba, czasami powie prosto z mostu, a czasami woli pokazać to siłą. Ceni sobie ciszę i krótkie odpowiedzi na pytania. Czasem jednak może wciągnąć się w rozmowę i będzie gawędzić z innymi przez naprawdę długi czas. Nie liczcie jednak, że zainteresują go zwykłe plotki, obgadywanie innych czy rozmowy o czymś zupełnie nieistotnym. Basior preferuje rozmowę o czymś interesującym - walce, polowaniu, śmierci ... bądź czymś co go zainteresuje. As nie przepada za osobami, które cały czas nawijają i nie potrafią choćby na chwilę zamknąć jadaczki - takim najchętniej by wyrwał język i zrobił z niego kaganiec. A możecie mi wierzyć - jest do tego zdolny. Nie myślcie jednak, że macie przed sobą osobnika sztywnego jak kij od szczotki, którego pysk nie wykształcił mięśni odpowiedzialnych za uśmiech, a w oczach nigdy nie zagościły iskierki radości. Bowiem Draco to wilk, który uwielbia się śmiać. Może nie sypie żartami na prawo i lewo, ale uwielbia śmiać się z cudzych kawałów czy żartów, nawet tych kiepskich. Na tym polu jest odrobinę dziecinny, gdyż nadal bawią go głupie żarty i numery wykręcone innym. Sam przeważnie ich już nie robi, ale kto zabroni mu śmiać się z cudzych kawałów? No właśnie - raczej nikt. Dość często używa sarkazmu w stosunku do innych - czy to w celach humorystycznych czy w stosunku do kogoś o naprawdę niskim wskaźniku inteligencji. Często droczy się z innymi, balansując na cienkiej granicy, gdzie wystarczy jedno źle dobrane słowo, by kogoś doprowadzić do kresu wytrzymałości. Inteligentny i sprytny, a do tego leniwy. Tak dobrze słyszeliście - jest leniem. Często nie ma na coś ochoty i tego zwyczajnie nie robi, odkładając wiele rzeczy na ostatnią chwilę. Niektórzy twierdzą, że gdyby miał motto, brzmiało by ono: "Co masz zrobić dziś, zrób jutro. A co masz zrobić jutro, nie rób wcale." Nie przekłada się to jednak na sytuacje kryzysowe od których zależy jego życie, chyba, że znajdzie sobie kogoś do czarnej roboty. Jest istotą, która wielbi ponad wszystko jedną istotę - kota. Jak złapać go w każdą pułapkę? Wystarczy, że przynętą będzie kot. To jego słaby punkt. Zamiast grozić, że skrzywdzisz jego towarzysza, zagroź przypadkowemu kociakowi. Odniesiesz bardziej pożądany efekt, szczególnie, że Dracona nie obchodzi życie tymczasowych towarzyszy broni. Pozostając w temacie wad i słabości, basior nie dotrzymuje obietnic, a tajemnica jest po prostu kolejną informacją, którą może wykorzystać przeciwko tobie. Nie ma też zwyczaju grać czysto - przeważnie oszukuje, gdyż dla niego liczy się sam efekt końcowy - zwycięstwo. As jest nieprzewidywalny. Niby go znasz i wiesz jaki jest, a tu ni z gruszki ni z pietruszki zrobi coś zupełnie do niego niepasującego, co tylko potwierdza teorię, że lepiej trzymać się od niego na dystans i nigdy w pełni mu nie ufać.
A czy ktoś zastanowił się, co by się stało, gdyby jednak się z kimś zaprzyjaźnił?
Jego przyjaciel nie miał by łatwo, zważywszy na trudny charakter Draco. Nie ma tutaj najmniejszych szans by jego charakter diametralnie zmienił się na lepszy, choćby tylko w stosunku do bliskiej mu osoby. Jest zupełnie zielony jeśli chodzi o przyjacielskie stosunki między wilkami, więc z pewnością popełniał by mnóstwo błędów, wystawiających przyjaźń na próbę. Jednak, gdyby cały czas pracować nad jego charakterem, to jest szansa, że krok po kroku, jego zachowanie by się poprawiło. No i trzeba pamiętać, że: "Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś."

0/60
Charakter ma opisywać twojego wilka. Wymagane jest przynajmniej 60 słów. Licznik słów możesz znaleźć tu - http://ile.liter.pl/slow.html



GŁOS: *
Link do piosenki na YouTube. Uwaga! Może śpiewać tylko jedna osoba! Jeśli Twoja postać jest szczeniakiem wpisz "brak".
STANOWISKO: * Patrol
Maksymalnie jedno, wybierz z zakładki "Stanowiska". Jeśli Twoja postać jest szczeniakiem wpisz "brak".
RODZINA: * "Zostawili po sobie takie rany, które miały nigdy się nie zabliźnić."
Czy twój wilk ma jakąś rodzinę? Pamiętaj, że jeśli ktoś z watahy ma być jej członkiem, to musisz zapytać o zgodę właściciela wilka!
PARTNER: * Czasami przyjaźń i miłość różnią się tym co Coca Cola od Pepsi - nazwą.
Pamiętaj, że twoje wilki nie mogą być razem! Jeśli chcesz, aby wilk od początku miał partnera w watasze, musisz zapytać o zgodę jego właściciela! Jeśli nie masz partnera lub Twoja postać to szczeniak, wpisz "brak".
ZAUROCZENIE: * Brak. Nie wiadomo nawet czy jest do tego zdolny.
Jest w watasze ktoś, kto ci się podoba? Możesz napisać tu jego/jej imię! Jeśli nie ma nikogo takiego lub Twoja postać jest szczeniakiem, wpisz "brak".
RASA: * Wilk Piekieł
Tu określasz rasę swojego wilka, przykład - "Wilk Śnieżycy". Rasa musi być związana z mocami, nie ma niestety czegoś takiego jak "Wilk Śmierci", czy też "Dnia i Nocy".
MOCE: * Wilk Piekieł jest niezwykle rzadką rasą, znajdującą się na skraju wyginięcia. Niektórzy znają je jako Wilki Cierpienia, co dość dobrze oddaje ich naturę, jednak może powodować pewne niedomówienia i wprowadzać w błąd osobniki, które nie zagłębiają się w historię tej rasy. Draco jest typowym przedstawicielem swojej rasy, dla której cechą szczególną są "brudne" odcienie sierści oraz świecące czerwone ślepia z czarny niczym węgiel białkiem. Oczy poza wzbudzaniem w przeciwniku niepewności samym swoim wyglądem, są również "niezniszczalne". Oznacza to, że potrafią się zregenerować bądź w całości odrosnąć - tak więc, oślepienie przeciwnika jest możliwe, jednak nie na zawsze. Niezniszczalność nie obejmuje chorób oczu, choć w takim wypadku większość wilków tej rasy decyduje się usunąć uszkodzone oko i poczekać aż wyrośnie im nowe, niż męczyć się z chorobą. Dotyczy to również zębów Draco. Kolejną typową dla tej rasy cechą, jest władza nad Ogniem Piekielnym. Są to czarno - czerwone płomienie, nad którymi Draco posiada pełną władzę. Są w stanie spalić/stopić prawie wszystko, a ich "magiczne" pochodzenie uodparnia je na wodę, co znacznie utrudnia ugaszenie ich (choć nie jest to niemożliwe). Jednakże są to tylko "dodatki" - w końcu przeznaczeniem Ognia Piekielnego jest sprawianie cierpienia, tym którzy zaleźli za skórę ich właścicielowi. Draco może kogoś podpalić, jednak podpalony mimo odczuwanego bólu nie spali się żywcem. Jedynie końcówki włosów mogą być nadpalone. Oczywiście może też w taki sposób kogoś spalić, bądź sprawić, że płomienie będą zupełnie nieszkodliwe, a ich jedynym celem będzie przestraszenie przeciwnika. Wbrew pozorom i przeznaczeniu, Ogień Piekielny może być używany jak całkiem zwyczajny ogień - na przykład w ognisku. Tak "potężna" rasa musi mieć dla równowagi jakąś słabość, prawda? Otóż Draco tak jak każdy przedstawiciel tej rasy posiada prócz normalnego imienia, imię duszy - nie jest to słowo, lecz ciąg dziwnych znaków, przypominających runy. Gdy jakiś wilk je odkryje (co jest praktycznie niemożliwe), może nimi spętać Asa. Spętanie może mieć różną postać, zaczynając od zapieczętowania mocy basiora po jego "wierną" służbę.
Czyli podsumowując: "niezniszczalne oczy i zęby", "władza nad (nie)zwyczajnym ogniem" oraz "spętanie, co właściwie jest wadą tej rasy".

Moce można mieć maksymalnie trzy. Zakazuje się używać takich jak: Władanie nad dniem i nocą, "wszystkich związanych z rasą" oraz panowanie nad śmiercią.

Muszą być sensowne i łączyć się z rasą wilka.

CIEKAWOSTKI: *
- Draco nie ma żadnej fobii oraz jest "znieczulony" na wiele strasznych rzeczy, pokroju ciemnych miejsc, wilczych szkieletów oraz ciemności, która w wielu wzbudza irracjonalny niepokój. Najprawdopodobniej dzieje się tak dlatego, iż urodził się w śmierdzącym lochu, gdzie jedyne pożywienie stanowiły wychudzone szczury, a wodę zlizywało się z wilgotnych ścian, mimo, że w pysku czuć było wyraźny smak zgnilizny, pleśni i ziemi. Nieodłącznym towarzyszem jego szczenięcych lat była ciemność, raz na jakiś czas przerywany nikłym promykiem słońca, któremu cudem udawało się dotrzeć do wnętrza lochu. Mieszkał w celi, wraz z matką i trójką rodzeństwa, które okazało się zbyt słabe by przeżyć w takich warunkach. Ojcem natomiast był jeden ze strażników lochów, który dopiero po śmierci matki Dracona, a swojej kochanki, zdecydował się zaopiekować synem i uczynić z niego "maszynkę do mielenia mięsa".
- Draco jest wyczulony na zapach krwi, który potrafi obudzić w nim drapieżnika i nieźle nakręcić do "zabawy". Szczególnie jeśli jest to wilcza krew. Przejawia skłonność do kanibalizmu -"Carnivore, Animal, I am a Cannibal!"
- Wbrew pozorom nie używa swoich mocy bardzo często. Woli siłę własnych mięśni i kłów.
- Jego sierść jest w kolorze brudnej bieli, którą można określić jako lekko burą. Do tego posiada "dodatki" w kolorze rdzawobrązowym, na łapach, uszach, wokół oczu, na końcówce ogona oraz na grzbiecie łatę ciągnącą się od karku do nasady ogona,




TOWARZYSZ: *
*

piątek, 26 sierpnia 2016

Rok 3201, rok temu rozpoczęła się nowa era, w której wielkie metropolie upadły. Wielkie miasta, niegdyś dumy państw, teraz są zbyt zanieczyszczone by ktokolwiek mógł w nich żyć. Brudne plamy na mapach, wylęgarnie robactwa i szczurów, stały się tematem tabu o którym nikt nie śmie głośno mówić. Władze uparcie ignorują problem, zajmując się swoimi dotychczasowymi sprawami, tym samym odkładając wszystko na "później" - które nigdy nie nadejdzie. Technologia stanęła w miejscu, uparcie nie zmieniając się od XXI wieku, a mniejsze miejscowości powoli zamieniają się w obrośnięte brudem slumsy. Wszędzie szerzy się złodziejstwo i plugawe interesy, nad którymi pieczę sprawuje bieda wraz z głodem i brudem. Nikt już nie śmie wejść w mniej uczęszczaną uliczkę w obawie o swój dobytek i zdrowie. Pochylone drewniane chatki, wróciły do łask w miarę jak wielkie kamienice, powoli waliły się pod nogami swych mieszkańców. Ulice wypełnione są śmieciami i nieczystościami, gdyż kanalizacja w wielu domach przestała działać. Bezdomne zwierzęta już kilka lat temu uciekły do lasów. Teraz mieszkańcy prędzej zjedzą takiego psa, niż się nim zajmą. 
Ludzie powoli zamieniają się w bestie, które zatraciły poczucie moralności, a litość i empatia przeszły na karty historii bądź trafiły między bajki i legendy. Władza trzyma się trochę lepiej - u nich przemiana trwa o wiele dłużej, lecz również kiedyś nastąpi. 
I w tym miejscu na scenie pojawiają się Walczący o Wolność, zwani w skrócie WoW. Organizacja, która postawiła sobie za cel przywrócenie świata do stanu sprzed wieków, a szczególnie do tego jednego, konkretnego XXI. Niech znów zapanuje Era Komputerów, a w cień odejdą wszelkie plugastwa, wojny i zło. Jedyny problem polega na tym, że nikt nie jest do końca pewny jak to zrobić. Postanowiono więc eksperymentować - metodą prób i błędów dojść do celu.

Eksperyment 001 - zająć się "Wielkimi Miastami", wyciągnąć z nich co się da, by później zrównać je z ziemią. Niech przyroda obejmie we władanie to co dawno temu brutalnie jej odebrano.  

Taki był plan - prosty i mało skomplikowany. Niewielka grupa miała pojechać do jednego z opuszczonych miast, sprawdzić jak to wszystko wygląda i wrócić z raportem, by "Góra" mogła zarządzić co dalej. Niestety, w samym sercu miasta plany pokrzyżował im zepsuty samochód. Gruchot praktycznie się rozleciał, uziemiając zwiadowców w legowisku zarazy i śmierci. Teraz rozpoczął się wyścig z czasem. Czy pechowej grupie uda się wrócić do Bazy, przez zarośnięte uliczki miast, gdzie władzę sprawują szczury - dosłownie i w przenośni? Czy też zginą z wyczerpania?
Nie są żołnierzami, nie przechodzili żadnego szkolenia, nie ma wśród nich lekarza, a większość z nich to jeszcze dzieci. 
Czy mają choćby cień szansy na PRZEŻYCIE?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gabriel przeklinał pod nosem swoją ignorancję. Nie miał w zwyczaju oglądać wiadomości, uważając wszystko co w nich mówiono za stek bzdur bądź sprawy, które nie mają z nim nic wspólnego. Teraz za to płacił, obserwując światła policyjnych radiowozów, od których zaroiło się na ulicy. Co się do cholery dzieje? Pomyślał, zaciskając rękę na rączce reklamówki, wypełnionej po brzegi warzywami, które ciotka kazała mu kupić. Właśnie wracał z niedrogiego warzywniaka w którym zawsze roiło się od ludzi za wyjątkiem dzisiejszego dnia. Nie widział tam nikogo prócz znudzonego sprzedawcy, czytającego zniszczoną książkę, w chwilach gdy brakowało klientów, a życie stawało się nudne do tego stopnia, że tylko znajoma lektura powstrzymywała go przed rzuceniem tego wszystkiego w cholerę. Gabriel powiódł spojrzeniem po zapełnionej ulicy, na której nagle zaroiło się od samochodów, które w pośpiechu kierowały się ku granicy miasta, tak jakby wszyscy siedzący w nich ludzie chcieli przed czymś uciec. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach, gdy w głowie zaświtała cichutka myśl, że może być to prawdą. Zaraz jednak odrzucił tak absurdalną teorię i ruszył w kierunku domu, trochę szybszym krokiem niż zwykle. Kilka minut zajęło mu dotarcie do niewielkiego mieszkania ciotki, mocowanie się z zabytkowym zamkiem i otworzenie lekko skrzypiących drzwi, które zamknął kopnięciem. W pośpiechu skierował się do kuchni, gdzie dominował słoneczny, żółty kolor a w powietrzu unosił się zapach ciasta, które ciotka piekła w każdy weekend.
- Ciociu? - zawołał w przestrzeń, jednak odpowiedziała mu cisza i miauczenie trójki kotów, które w magiczny sposób pojawiły się tuż przy nim, łasząc się o jego nogi i zostawiając włosy na czarnych spodniach. Nie zwrócił na to większej uwagi, gdyż myślami był zupełnie gdzie indziej - na zatłoczonej ulicy, gdzie z oddali dochodził dźwięk policyjnych radiowozów. W kilka sekund sprawdził każdy kąt w mieszkaniu, by przekonać się, że nigdzie nie ma Kociej Mamy, jak czasem w żartach nazywał swoją ciotkę, która była jedyną bliską mu osobą. No dobrze, nie panikuj, pewnie gdzieś wyszła. To jeszcze nie tragedia. Zganił się w myślach, z udawanym spokojem wchodząc do salonu i siadając na zielonej sofie. Bez zastanowienia sięgnął po pilot i włączył telewizor, szukając wiadomości. W końcu usłyszał rzeczowy ton, elegancko ubranej kobiety, mówiącej do mikrofonu. W tle pokazano policyjne radiowozy i panikujący tłum. Słowa dziennikarki zmroziły krew w żyłach Gabriela. Spojrzał z nienawiścią w prostokątny ekran. Co ta baba pieprzy? Jaka zaraza, do cholery?! Miał wielką ochotę cisnąć pilotem w telewizor i patrzeć jak ekran zamienia się w tysiące szklanych odłamków. Zamiast tego wyłączył odbiornik i wstał z sofy. W tej samej chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i radosne miauczenie kotów. Bezwiednie odetchnął z ulgą. A więc ciotka wróciła. Uśmiechnął się. Oh, jesteś debilem Gabrielu, przecież to tylko zwykła panika tłumu. Za kilka dni będzie po wszystkim. Usiadł wygodniej na sofie, sięgając po pilot. Już miał włączyć telewizor, by poszukać jakiegoś w miarę znośnego filmu, gdy do salony wpadła ciotka. Na widok jej miny, uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Co się stało? - zapytał szybko, a przed oczami znów ujrzał dziennikarkę, pieprzącą o jakiejś chorobie. Ciotka drżącą ręką odgarnęła mokry kosmyk włosów, który spadł jej na czoło. Gabriel po chwili uświadomił sobie, że skoro nie pada, to musi być to pot. A więc ciotka musiała się śpieszyć ... i  być przerażona. 
- Gabrielu! Jak dobrze, że jesteś. Słyszałeś co mówili w telewizji?! - powiedziała, po czym prychnęła z niesmakiem. - To tylko wierzchołek góry lodowej. Widziałam na własne oczy jak strzelają do ludzi! - była wyraźnie roztrzęsiona. 
- Kto strzelał? - czerwonooki zadał pierwsze cisnące się mu do głowy pytanie.
- POLICJA! - krzyknęła ciotka, po czym przytrzymała się sofy, jakby to jedno słowo wycisnęło z niej wszystkie siły. Gabriel zaproponował jej by usiadła, lecz kobieta zbyła go machnięciem ręki. Jej słowa powoli zamieniały się w nieskładny bełkot, a spojrzenie robiło się coraz bardziej niewidzące. Z nieskładnych słów, chłopak zrozumiał tylko jedno - "musimy opuścić miasto, wyjechać". Potrząsnął głową. Sytuacja nie była przyjemna i od dłuższego czasu odczuwał dziwny niepokój, ale ciotka musiała bredzić. Postanowił zrobić jej jakąś herbatkę na uspokojenie, a później wypytać ją co dokładnie widziała. 

Dzień zamienił się w wieczór, a wieczór w noc, podczas gdy ciotka Gabriela uspokoiła się na tyle by zdać mniej więcej sensowną relację. Sceptyczne spojrzenie chłopaka, utwierdziła kobietę w przekonaniu, że czarnowłosy nie wierzy w ani jedno jej słowo, z pewnością uważając, że bredzi. Spuściła wzrok na pusty kubek, który trzymała w dłoniach. Nie miała pojęcia jak przekonać Gabriela, że powinni uciekać. Sama mogła spakować ich walizki, ale problem stanowił transport - samochód zepsuł się kilka dni temu, a ona głupia stwierdziła, że nic się nie stanie jak kilka dni obejdą się bez nowoczesnej technologii. Gabriel z pewnością siedzi w swoim pokoju, pomyślała. I miała rację. Czarnowłosy krążył w koło zastanawiając się co teraz. Jego zdaniem ciotka musiała oszaleć - tylko tak był w stanie wytłumaczyć jej zachowanie. Jednak coś jeszcze nie dawało mu spokoju. Dziwne przeczucie, że coś jest nie tak jak być powinno, nie pozwalało mu się rozluźnić. Pod wpływem impulsu wyrzucił ze swojego turystycznego plecaka wszystkie śmieci i spakował odrobinę prowiantu. Nadal był sceptycznie nastawiony do tego wszystkiego, ale świadomość, że coś robi pozwalała mu się rozluźnić. Zaparzył herbatę i wlał ją do termosu, który następnie wrzucił do plecaka. Nagle do jego uszu doszedł dźwięk wystrzału. Zesztywniał na moment, by po chwili znaleźć się tuż przy oknie. Na ulicy widział stado policyjnych radiowozów i innych aut, które z pewnością nie należały do zwykłych mieszkańców. Dopiero teraz dotarło do niego, że przez cały czas uparcie ignorował cały ten hałas, przez który przebijał się szum helikoptera. Zaklął pod nosem, narzucił na siebie swoją ulubioną bluzę w kieszeni której tkwił jego ulubiony nóż oraz w biegu chwycił plecak i pobiegł do salonu, gdzie siedziała jego ciotka. Z lekkim zdziwieniem zauważył, że jest ona gotowa do drogi, trzymając wszystkie trzy koty na rękach. Bez zbędnej gadaniny otworzył drzwi i razem pobiegli w przeciwną stronę niż zatłoczona ulica. Biegli przed siebie, starając się nie natrafić na żadnego policjanta czy kimkolwiek byli ci ludzie. Pech jednak zdawał się ich prześladować ... a może to sprawka czarnego kota, jednego z podopiecznych ciotki? W każdym razie, na jednej z mniej zaludnionych bocznych uliczek, pojawiły się trzy auta z uzbrojonymi po zęby mężczyznami, którzy wycelowali swoją broń w Gabriela. Chłopak i ciotka zawrócili i zaczęli uciekać, a za nimi rozległ się odgłos strzałów. Biegli co sił w nogach, jednak nie byli w stanie prześcignąć kul. Ciotka krzyknęła, głosem przepełnionym bólem, gdy kula trafiła ją w ramię. Gabriel widział jej twarz wykrzywioną cierpieniem. Drugi pocisk zabił ją natychmiast. Puste ciało ciotki upadło na beton, a koty rozbiegły się w panice, znikając w jakimś zaułku. Czerwonooki miał wielką ochotę się zatrzymać, lecz jego nogi niosły go coraz dalej. 


Rok 3201, rok temu rozpoczęła się nowa era, w której wielkie metropolie upadły. Wielkie miasta, niegdyś dumy państw, teraz są zbyt zanieczyszczone by ktokolwiek mógł w nich żyć. Brudne plamy na mapach, wylęgarnie robactwa i szczurów, stały się tematem tabu o którym nikt nie śmie głośno mówić. Władze uparcie ignorują problem, zajmując się swoimi dotychczasowymi sprawami, tym samym odkładając wszystko na "później" - które nigdy nie nadejdzie. Technologia stanęła w miejscu, uparcie nie zmieniając się od XXI wieku, a mniejsze miejscowości powoli zamieniają się w obrośnięte brudem slumsy. Wszędzie szerzy się złodziejstwo i plugawe interesy, nad którymi pieczę sprawuje bieda wraz z głodem i brudem. Nikt już nie śmie wejść w mniej uczęszczaną uliczkę w obawie o swój dobytek i zdrowie. Pochylone drewniane chatki, wróciły do łask w miarę jak wielkie kamienice, powoli waliły się pod nogami swych mieszkańców. Ulice wypełnione są śmieciami i nieczystościami, gdyż kanalizacja w wielu domach przestała działać. Bezdomne zwierzęta już kilka lat temu uciekły do lasów. Teraz ludzie prędzej zjedzą takiego psa, niż się nim zajmą. 
Ludzie powoli zamieniają się w bestie, które zatraciły poczucie moralności, a litość i empatia przeszły na karty historii bądź trafiły między bajki i legendy. Władza trzyma się trochę lepiej - u nich przemiana trwa o wiele dłużej, lecz również kiedyś nastąpi. 
I w tym miejscu na scenie pojawiają się Walczący o Wolność, zwani w skrócie WoW. Organizacja, która postawiła sobie za cel przywrócenie świata do stanu sprzed wieków, a szczególnie do tego jednego, konkretnego XXI. Niech znów zapanuje Era Komputerów, a w cień odejdą wszelkie plugastwa, wojny i zło. Jedyny problem polega na tym, że nikt nie jest do końca pewny jak to zrobić. Postanowiono więc eksperymentować i metodą prób i błędów dojść do celu.

Eksperyment 001 - zająć się "Wielkimi Miastami", wyciągnąć z nich co się da, by później zrównać je z ziemią. Niech przyroda obejmie we władanie to co dawno temu brutalnie jej odebrano.  

Taki był plan - prosty i mało skomplikowany. Niewielka grupa miała pojechać do jednego z opuszczonych miast, sprawdzić jak to wszystko wygląda i wrócić z raportem, by "Góra" mogła zarządzić co dalej. Niestety, w samym sercu miasta plany pokrzyżował im zepsuty samochód. Gruchot praktycznie się rozleciał, uziemiając Zwiadowców w legowisku zarazy i śmierci. Teraz rozpoczął się wyścig z czasem. Czy pechowej grupie uda się wrócić do Bazy, przez zarośnięte uliczki miast, gdzie władzę sprawują szczury - dosłownie i w przenośni? Czy też zginą z wyczerpania?
Nie są żołnierzami, nie przechodzili żadnego szkolenia, nie ma wśród nich lekarza, a większość z nich to jeszcze dzieci. 
Czy mają choćby cień szansy na PRZEŻYCIE?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od Gabriela CD Leny

Gabriel przeklinał pod nosem swoją ignorancję. Nie miał w zwyczaju oglądać wiadomości, uważając wszystko co w nich mówiono za stek bzdur bądź sprawy, które nie mają z nim nic wspólnego. Teraz za to płacił, obserwując światła policyjnych radiowozów, od których zaroiło się na ulicy. Co się do cholery dzieje? Pomyślał, zaciskając rękę na rączce reklamówki, wypełnionej po brzegi warzywami, które ciotka kazała mu kupić. Właśnie wracał z niedrogiego warzywniaka w którym zawsze roiło się od ludzi za wyjątkiem dzisiejszego dnia. Nie widział tam nikogo prócz znudzonego sprzedawcy, czytającego zniszczoną książkę, w chwilach gdy brakowało klientów, a życie stawało się nudne do tego stopnia, że tylko znajoma lektura powstrzymywała go przed rzuceniem tego wszystkiego w cholerę. Gabriel powiódł spojrzeniem po zapełnionej ulicy, na której nagle zaroiło się od samochodów, które w pośpiechu kierowały się ku granicy miasta, tak jakby wszyscy siedzący w nich ludzie chcieli przed czymś uciec. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach, gdy w głowie zaświtała cichutka myśl, że może być to prawdą. Zaraz jednak odrzucił tak absurdalną teorię i ruszył w kierunku domu, trochę szybszym krokiem niż zwykle. Kilka minut zajęło mu dotarcie do niewielkiego mieszkania ciotki, mocowanie się z zabytkowym zamkiem i otworzenie lekko skrzypiących drzwi, które zamknął kopnięciem. W pośpiechu skierował się do kuchni, gdzie dominował słoneczny, żółty kolor a w powietrzu unosił się zapach ciasta, które ciotka piekła w każdy weekend.
- Ciociu? - zawołał w przestrzeń, jednak odpowiedziała mu cisza i miauczenie trójki kotów, które w magiczny sposób pojawiły się tuż przy nim, łasząc się o jego nogi i zostawiając włosy na czarnych spodniach. Nie zwrócił na to większej uwagi, gdyż myślami był zupełnie gdzie indziej - na zatłoczonej ulicy, gdzie z oddali dochodził dźwięk policyjnych radiowozów. W kilka sekund sprawdził każdy kąt w mieszkaniu, by przekonać się, że nigdzie nie ma Kociej Mamy, jak czasem w żartach nazywał swoją ciotkę, która była jedyną bliską mu osobą. No dobrze, nie panikuj, pewnie gdzieś wyszła. To jeszcze nie tragedia. Zganił się w myślach, z udawanym spokojem wchodząc do salonu i siadając na zielonej sofie. Bez zastanowienia sięgnął po pilot i włączył telewizor, szukając wiadomości. W końcu usłyszał rzeczowy ton, elegancko ubranej kobiety, mówiącej do mikrofonu. W tle pokazano policyjne radiowozy i panikujący tłum. Słowa dziennikarki zmroziły krew w żyłach Gabriela. Spojrzał z nienawiścią w prostokątny ekran. Co ta baba pieprzy? Jaka zaraza, do cholery?! Miał wielką ochotę cisnąć pilotem w telewizor i patrzeć jak ekran zamienia się w tysiące szklanych odłamków. Zamiast tego wyłączył odbiornik i wstał z sofy. W tej samej chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i radosne miauczenie kotów. Bezwiednie odetchnął z ulgą. A więc ciotka wróciła. Uśmiechnął się. Oh, jesteś debilem Gabrielu, przecież to tylko zwykła panika tłumu. Za kilka dni będzie po wszystkim. Usiadł wygodniej na sofie, sięgając po pilot. Już miał włączyć telewizor, by poszukać jakiegoś w miarę znośnego filmu, gdy do salony wpadła ciotka. Na widok jej miny, uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Co się stało? - zapytał szybko, a przed oczami znów ujrzał dziennikarkę, pieprzącą o jakiejś chorobie. Ciotka drżącą ręką odgarnęła mokry kosmyk włosów, który spadł jej na czoło. Gabriel po chwili uświadomił sobie, że skoro nie pada, to musi być to pot. A więc ciotka musiała się śpieszyć ... i  być przerażona. 
- Gabrielu! Jak dobrze, że jesteś. Słyszałeś co mówili w telewizji?! - powiedziała, po czym prychnęła z niesmakiem. - To tylko wierzchołek góry lodowej. Widziałam na własne oczy jak strzelają do ludzi! - była wyraźnie roztrzęsiona. 
- Kto strzelał? - czerwonooki zadał pierwsze cisnące się mu do głowy pytanie.
- POLICJA! - krzyknęła ciotka, po czym przytrzymała się sofy, jakby to jedno słowo wycisnęło z niej wszystkie siły. Gabriel zaproponował jej by usiadła, lecz kobieta zbyła go machnięciem ręki. Jej słowa powoli zamieniały się w nieskładny bełkot, a spojrzenie robiło się coraz bardziej niewidzące. Z nieskładnych słów, chłopak zrozumiał tylko jedno - "musimy opuścić miasto, wyjechać". Potrząsnął głową. Sytuacja nie była przyjemna i od dłuższego czasu odczuwał dziwny niepokój, ale ciotka musiała bredzić. Postanowił zrobić jej jakąś herbatkę na uspokojenie, a później wypytać ją co dokładnie widziała. 

Dzień zamienił się w wieczór, a wieczór w noc, podczas gdy ciotka Gabriela uspokoiła się na tyle by zdać mniej więcej sensowną relację. Sceptyczne spojrzenie chłopaka, utwierdziła kobietę w przekonaniu, że czarnowłosy nie wierzy w ani jedno jej słowo, z pewnością uważając, że bredzi. Spuściła wzrok na pusty kubek, który trzymała w dłoniach. Nie miała pojęcia jak przekonać Gabriela, że powinni uciekać. Sama mogła spakować ich walizki, ale problem stanowił transport - samochód zepsuł się kilka dni temu, a ona głupia stwierdziła, że nic się nie stanie jak kilka dni obejdą się bez nowoczesnej technologii. Gabriel z pewnością siedzi w swoim pokoju, pomyślała. I miała rację. Czarnowłosy krążył w koło zastanawiając się co teraz. Jego zdaniem ciotka musiała oszaleć - tylko tak był w stanie wytłumaczyć jej zachowanie. Jednak coś jeszcze nie dawało mu spokoju. Dziwne przeczucie, że coś jest nie tak jak być powinno, nie pozwalało mu się rozluźnić. Pod wpływem impulsu wyrzucił ze swojego turystycznego plecaka wszystkie śmieci i spakował odrobinę prowiantu. Nadal był sceptycznie nastawiony do tego wszystkiego, ale świadomość, że coś robi pozwalała mu się rozluźnić. Zaparzył herbatę i wlał ją do termosu, który następnie wrzucił do plecaka. Nagle do jego uszu doszedł dźwięk wystrzału. Zesztywniał na moment, by po chwili znaleźć się tuż przy oknie. Na ulicy widział stado policyjnych radiowozów i innych aut, które z pewnością nie należały do zwykłych mieszkańców. Dopiero teraz dotarło do niego, że przez cały czas uparcie ignorował cały ten hałas, przez który przebijał się szum helikoptera. Zaklął pod nosem, narzucił na siebie swoją ulubioną bluzę w kieszeni której tkwił jego ulubiony nóż oraz w biegu chwycił plecak i pobiegł do salonu, gdzie siedziała jego ciotka. Z lekkim zdziwieniem zauważył, że jest ona gotowa do drogi, trzymając wszystkie trzy koty na rękach. Bez zbędnej gadaniny otworzył drzwi i razem pobiegli w przeciwną stronę niż zatłoczona ulica. Biegli przed siebie, starając się nie natrafić na żadnego policjanta czy kimkolwiek byli ci ludzie. Pech jednak zdawał się ich prześladować ... a może to sprawka czarnego kota, jednego z podopiecznych ciotki? W każdym razie, na jednej z mniej zaludnionych bocznych uliczek, pojawiły się trzy auta z uzbrojonymi po zęby mężczyznami, którzy wycelowali swoją broń w Gabriela. Chłopak i ciotka zawrócili i zaczęli uciekać, a za nimi rozległ się odgłos strzałów. Biegli co sił w nogach, jednak nie byli w stanie prześcignąć kul. Ciotka krzyknęła, głosem przepełnionym bólem, gdy kula trafiła ją w ramię. Gabriel widział jej twarz wykrzywioną cierpieniem. Drugi pocisk zabił ją natychmiast. Puste ciało ciotki upadło na beton, a koty rozbiegły się w panice, znikając w jakimś zaułku. Czerwonooki miał wielką ochotę się zatrzymać, lecz jego nogi niosły go coraz dalej od ciała ciotki i strzelających policjantów. 

Zatrzymał się dopiero przy jednej z ulic, opierając dłonie na kolanach, starając się złapać oddech. Zlustrował wzrokiem sznur samochodów ciągnący się poza granice miasta. Maszyny lśniły różnymi kolorami w blasku reflektorów oraz latarni. Powietrze wypełniał odgłos warczących silników, przerywany co pewien czas dźwiękiem klaksonów albo gniewnymi głosami. Nic tu po mnie. Stwierdził, czując gorzki posmak w ustach. Znowu został sam, bez choćby jednej bliskiej mu osoby. Nawet koty uciekły, zostawiając go na pastwę losu czy raczej policji i wojska, którzy zdawali się być opętani przez jakieś żądne krwi stwory. Kiedy oddech wrócił do normy, a serce nie waliło jak oszalałe, wyprostował się i włożył ręce do kieszeni bluzy. Palce prawej dłoni natrafiły na znajomą rękojeść noża, która dodała mu odrobinę odwagi. Spojrzał po raz ostatni na sznur samochodów, jego wzrok przepełniony był pogardą.
- Głupcy. - mruknął, odwracając się tyłem do ulicy i ruszając wolno przed siebie. To oczywiste, że w takim tempie zginą, zanim opuszczą granice miasta. Prędzej czy później czeka to każdego kto tu zostanie. Skrzywił się, kiedy przed oczami stanął mu obraz martwej ciotki. Dlaczego do cholery od razu jej nie posłuchał? Dlaczego musiał być takim egoistą, który wolał myślał, że ciotka oszalała, zamiast uwierzyć, że coś się dzieje? Dlaczego nie zaufał swojemu przeczuciu? Zadawał sobie pytania, wbijając wzrok w mrok przed sobą. Znał odpowiedź na każde z nich, ale nie było to nic co chciał usłyszeć, więc uparcie ignorował wewnętrzny głosik, podpowiadający mu prawdę. Wolnym krokiem wszedł na jedną z mniejszych uliczek, odchodzących od tej głównej. Nagle oślepiło go światło reflektorów, jakiegoś samochodu. Instynktownie odskoczył w bok ku krawędzi ulicy, byle dalej od samochodu. Maszyna przejechała zaledwie kilka centymetrów od niego. Poczuł pęd powietrza wymieszanego z pyłem i spalinami, od którego zmrużył oczy. Gdy je otworzył, ujrzał jak samochód, który prawie go potrącił zatrzymuje się i wysiada z niego czerwonowłosa kobieta. 
- O boże! Nic ci się nie stało?! - zawołała z lekką paniką w głosie. Najwidoczniej bała się, że potrąciła czarnowłosego. Chłopak posłał jej w odpowiedzi uśmiech, którego nijak nie można było określić mianem serdecznego czy choćby przyjaznego. Wiało od niego chłodem. Zmrużył czerwone oczy, którymi uważnie zlustrował sylwetkę nieznajomej. 
- Nie. - mruknął krótko, tonem wskazującym na to, że nie chce kontynuować tematu. W oczach nieznajomej ujrzał ulgę, którą zaraz zastąpiło poirytowanie. Lekko wzdychając, przygotował się na długą reprymendę, odnośnie jego lekkomyślności, którą z pewnością zwieńczą słowa "czy chcesz się zabić?". Otóż, nie, nie chciał - ani się zabijać, ani słyszeć pieprzenia obcej baby. - Nie. - mruknął w kierunku nieznajomej, zanim ta zdążyła się odezwać.
- Co "nie"?! - warknęła.
- Tylko odpowiadam na pytanie, które chciałaś zadać. - wyjaśnił lekki tonem. - Otóż, nie chcę się zabijać, ani mieć bliższego kontaktu z cudzym samochodem. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Cały czas obserwował kobietę. A gdyby tak ukraść jej samochód? Prychnął na samą myśl, że coś takiego w ogóle przyszło mu do głowy. 

Lena? 


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

http://the-undead-syndrome.blogspot.com/

Imię: Gabriel - patrząc z perspektywy czasu, imię to jest wręcz definicją ironii.
Pseudonim: Black Cat czyli po prostu Czarny Kot.
Wiek: 18 lat
Znak zodiaku: Lew
Płeć: Mężczyzna
Twoje lokum: Wiecznie w podróży - nigdzie nie zatrzymuje się na dłużej niż kilka dni.
Pochodzenie: Urodził się w Anglii, w małej mieścinie gdzieś koło Londynu. Aczkolwiek diabeł jeden wie, co płynie w jego krwi.
Zajęcie: Poszukiwanie schronienia i rzeczy umożliwiających przeżycie | Przed "apokalipsą zombie" był zwykłym licealistą.
Stopień: Żółtodziób

Wygląd zewnętrzny: Gabriel to przeciętnej wielkości chłopak, mogący pochwalić się szczupłą i wysportowaną sylwetką z widocznym zarysem mięśni, które wyrobił sobie już jako młody chłopak. Tym co niewątpliwie budzi lekki niepokój u rozmówcy, jest dość ciekawe zestawienie, w którego skład wchodzi blada cera, jakby chłopak rzadko przebywał na słońcu, kruczoczarne włosy oraz kocie oczy o czerwonej tęczówce, za którą odpowiada jakiś wadliwy gen. Jako mały chłopiec na Halloween zawsze przebierał się za wampira i chyba, nie trudno domyśleć się dlaczego. Trzy cechy upodobniającego go do potwora wyjętego z baśni, mogą budzić u innych nieprzyjemny dreszcz, nawet jeśli ktoś nie należy do osób przesądnych czy łatwowiernych. Bo w końcu zombie też były tylko czystą fikcją, w każdym razie do czasu ... Gabrielowi jak najbardziej odpowiada taki sposób postrzegania jego osoby, zupełnie tak, jakby chciał wzbudzać strach w co bardziej tchórzliwych istotach, które w przeszłości oglądały stanowczo za dużo horrorów. Prócz tych cech, można dostrzec też inne, nie rzucające się w oczy szczegóły. Usta wykrzywiające się w podstępnym uśmieszku, który czasem odsłania białe zęby. Ostre rysy twarzy, którą trudno wymazać z pamięci oraz to z pozoru kościste ciało, które okazuje się być niezwykle wygimnastykowane i zwinne, zupełnie jak u kota. Całość wieńczy niedbała postawa z rękami wiecznie w kieszeniach bluzy bądź spodni, a jednak emanująca swoistą energią.
Wzrost: Dawno się nie mierzył, więc trudno stwierdzić. Jest wyższy od przeciętnej kobiety, ale nie jest nazbyt wysoki, by nie rzec, że należy do jednostek bardziej niskich niż średnich.
Głos: Three Days Grace - I Am Machine https://www.youtube.com/watch?v=8Zx6RXGNISk
Ubiór: Gabriel stanowczo preferuje ciemne kolory, głównie czerń z niewielkimi jaśniejszymi częściami, choć nie zupełnie białymi. Ubrania wykrada z porzuconych domów czy sklepów, patrząc nie tylko na wygląd, lecz przede wszystkim na wygodę i użyteczność. Podczas ucieczki miał na sobie jednolicie czarną koszulkę, dżinsy w tym samym kolorze, spięte brązowym paskiem oraz czarną bluzę z kapturem, której zakończenia obszyte są kremowym futrem. Bluzę nosi cały czas, nie ważne, że przydało by jej się porządne pranie. Powiedzmy, że ma do niej pewien sentyment. 

Charakter: Często mówi się, że ktoś jest zepsuty aż do szpiku kości. Niestety, w przypadku Black Cat'a sprawa nie jest aż tak prosta, łatwa i jasna. Zacznijmy od tego, że jest to osoba, którą z wierzchu skrywa maska pod którą czai się ogólnie pojmowane "zło". I pewnie w tym miejscu wiele osób przestanie dopatrywać się czegoś więcej, wrzucając chłopaka do jednego worka z innymi czarnymi charakterami. Jednak, jeśli ktoś będzie z uporem godnym osła, przebijał się przez mrok pokrywający jego duszę, gdzieś tam w głębi, dostrzeże niewielkie światełko. Tak nikłe, że prawie niewidoczne, mrugające, jakby miało za chwilę zgasnąć, a jednocześnie jasne i rozświetlające mrok wokół. Jest to niewielka pozostałość po dawnym Gabrielu, tak bardzo dawnym, że praktycznie zapomnianym nawet przez niego samego. Gabriel to osoba, której bliżej do diabła niż anioła, od którego nosi imię. Samotnik, działający zawsze na własną rękę, nie przepadający za pracę w grupie. Nie należy do osób honorowych, a pojęcie taktu i moralności wydaje się być mu całkowicie obce. Nie zawaha się skrzywdzić słabszego od siebie, dziecka czy kobiety. W przypadku tego ostatniego, często padają słowa "w końcu mamy równouprawnienie" i zazwyczaj dyskusja kończy się w tym miejscu. Dla Gabriela ważny jest tylko i wyłącznie własny grzbiet, którego nie będzie dla innych ryzykował. Bo i po co? Po śmierci czeka go z pewnością Piekło, a jakiś dobry uczynek nie naprawi jego pochłoniętej przez mrok duszy. Black Cat to morderca bez żadnych skrupułów, nie zawaha się zabić kogoś innego. Oczywiście każde morderstwo musi mieć motyw. Nie zabija pierwszego lepszego przechodnia, a jeśli już to tylko w ostateczności, kiedy nie ma innego sposobu na pokonanie przeciwnika. Przejawia skłonności sadystyczne w stosunku do mało lubianych osób, oraz masochistyczne, które przełożyły się na wiele treningów aż do kresu wytrzymałości. Mimo tego, że nieraz został nazwany masochistą, nigdy się nie ciął ani nie okaleczał w żaden inny sposób. Co ciekawe, nigdy nie sięgnął po żadne używki pokroju alkoholu czy narkotyków, a ludźmi uzależnionymi od nich zwyczajnie gardzi.
Chłopak ten nie jest mistrzem pierwszego wrażenia - na początku zachowuje się chamsko w stosunku do innych, a jego chłodny i pozbawiony uczuć wzrok potrafi przyprawić o ciarki na placach niejednego natręta. Black Cat sprawia wrażenie osoby, której wszystko wisi i powiewa, co jest tylko po części prawdą. W istocie uwielbia być w centrum wydarzeń (nie zainteresowania!). Ceni sobie sprawdzone informacje, mówiące o wydarzeniach jakie rozegrały lub rozgrywają się w okolicy. Kiedyś był prawie zawsze dobrze poinformowany, wiedział co dzieje się w najciemniejszych zaułkach miasta. Teraz jednak, gdy większość ludzi została zarażona, a on nie pozostaje w jednym miejscu dużej niż kilka dni, nie ma skąd czerpać informacji. Został sam i sam musi sobie radzić. Nie szuka towarzystwa, a jeśli już to kogoś przydatnego, na kilka dni współpracy, po których rozejdą się w różne strony. Tak naprawdę, Black nie chce się do nikogo przywiązać i jest gotów wbić nóż w plecy osobie, która nie chce się od niego odczepić i pójść w swoją stronę. Chłopak zwyczajnie nie potrafił by porzucić przyjaciela czy skazać go na śmierć, więc woli wbić takiemu osobnikowi nóż w plecy, niż bezczynnie patrzeć na jego śmierć, albo co gorsza ruszyć mu na pomoc i samemu zapłacić za to życiem. Nie zamierza robić za jakiegoś pieprzonego bohatera.
Gabriel jest pełen nieufności, nie tylko w stosunku do ludzi, lecz także ostrożnie podchodzi do trupów, obiektów czy przedmiotów, zupełnie tak jakby wszystko chciało go zabić. Mówiąc prościej, jest po prostu ostrożny, zawsze bada teren z pełną uwagą, gotowy zareagować na nawet najmniejszy szmer, który wyda mu się podejrzany. Nie należy do osób tchórzliwych, inaczej skończył by jako zwinięty w kłębek trup z zaschniętymi na policzkach śladami po łzach. Wie, że musi coś zrobić i robi to, nawet jeśli nie chce - czy to ze strachu, lenistwa czy jeszcze innych powodów. Ma dość dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, który każe mu żyć. Po prostu przeżyć. Dlatego też nigdy nie myślał o samobójstwie, jako o rozwiązaniu problemów, a o swoje życie będzie walczył do końca, choćby nie miał szans na wygraną. Czy można uznać go za osobę agresywną? Nie bardzo. Bardziej przypomina kota, który godzinami potrafi czekać na swoją ofiarę by w jednym szybkim skoku złamać jej kark. Cierpliwy, jednak nie tolerancyjny. Gdy coś mu się nie podoba, czasami powie prosto z mostu, a czasami woli pokazać to siłą. Przykładowo, gdyby przeszkadzało mu ciągłe dzwonienie innej osoby przez telefon, to albo powiedział by, że ma przestać, albo rozwalił by telefon. Gabriel ceni sobie ciszę i krótkie odpowiedzi na pytania. Czasem jednak może wciągnąć się w rozmowę i będzie gawędzić z innymi przez naprawdę długi czas. Nie liczcie jednak, że zainteresują go zwykłe plotki, obgadywanie innych czy rozmowy o czymś zupełnie nieistotnym. Chłopak preferuje rozmowę o czymś interesującym - walce, broni, książkach ... bądź czymś co go zainteresuje. Black nie przepada za osobami, które cały czas nawijają i nie potrafią choćby na chwilę zamknąć jadaczki - takim najchętniej by wyrwał język i zrobił z niego kaganiec. A możecie mi wierzyć - jest do tego zdolny. Nie myślcie jednak, że macie przed sobą osobnika sztywnego jak kij od szczotki, którego twarz nie wykształciła mięśni odpowiedzialnych za uśmiech, a w oczach nigdy nie zagościły iskierki radości. Bowiem Gabriel to chłopak, który uwielbia się śmiać. Może nie sypie żartami na prawo i lewo, ale uwielbia śmiać się z cudzych kawałów czy żartów, nawet tych kiepskich. Na tym polu jest odrobinę dziecinny, gdyż nadal bawią go głupie żarty i numery wykręcone innym. Sam przeważnie ich już nie robi, ale kto zabroni mu śmiać się z cudzych kawałów? No właśnie - raczej nikt. Dość często używa sarkazmu w stosunku do innych - czy to w celach humorystycznych czy w stosunku do kogoś o naprawdę niskim wskaźniku inteligencji. Często droczy się z innymi, balansując na cienkiej granicy, gdzie wystarczy jedno źle dobrane słowo, by kogoś doprowadzić do kresu wytrzymałości. Inteligentny i sprytny, a do tego leniwy. Tak dobrze słyszeliście - jest leniem. Często nie ma na coś ochoty i tego zwyczajnie nie robi, odkładając wiele rzeczy na ostatnią chwilę. Niektórzy twierdzą, że gdyby miał motto, brzmiało by ono: "Co masz zrobić dziś, zrób jutro. A co masz zrobić jutro, nie rób wcale." Nie przekłada się to jednak na sytuacje kryzysowe od których zależy jego życie, chyba, że znajdzie sobie kogoś do czarnej roboty. Jest istotą, która wielbi ponad wszystko dwie rzeczy; książki i koty. Jak złapać go w każdą pułapkę? Wystarczy, że przynętą będzie ciekawa książka albo kot. To jego dwa słabe punkty. Zamiast grozić, że skrzywdzisz jego towarzysza włóczęgi, zagroź przypadkowemu kociakowi. Odniesiesz bardziej pożądany efekt, szczególnie, że Gabriela nie obchodzi życie tymczasowych towarzyszy broni. Pozostając w temacie wad i słabości, chłopak nie dotrzymuje obietnic, a tajemnica jest po prostu kolejną informacją, którą może wykorzystać przeciwko tobie. Nie ma też zwyczaju grać czysto - przeważnie oszukuje, gdyż dla niego liczy się sam efekt końcowy - zwycięstwo. Gabriel jest nieprzewidywalny. Niby go znasz i wiesz jaki jest, a tu ni z gruszki ni z pietruszki zrobi coś zupełnie do niego niepasującego, co tylko potwierdza teorię, że lepiej trzymać się od niego na dystans i nigdy w pełni mu nie ufać.
A czy ktoś zastanowił się, co by się stało, gdyby jednak przywiązał się do kogoś?
Jego przyjaciel nie miał by łatwo, zważywszy na trudny charakter Gabriela. Aczkolwiek: "Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś."

Hobby: Nigdy nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jazda konna, chyba najbardziej tu pasuje. 
Umiejętności: Gabriel jako mały chłopiec dużo czasu spędzał w lesie z ojcem, który wpajał mu różne sposoby przetrwania i życia w dziczy. Od dawna uważa las za swój drugi dom i czuje się tam równie swobodnie co przeciętna dziewczyna w galerii handlowej. Black Cat jest świetnym jeźdźcem i nie raz usłyszał, że "urodził się w siodle". Jazda konna sprawia mu niesamowitą przyjemność, a choć nie jest jakoś niesamowicie zaawansowanym jeźdźcem, to nie ma problemu z podstawowymi chodami i utrzymaniem się w siodle. Kolejną rzeczą o której trzeba tu wspomnieć, jest fakt, że w przeszłości dość często wdawał się w bójki, które zmotywowały go do regularnych ćwiczeń nad swoją kondycją fizyczną. Wyrobił sobie niezły refleks, a szczupłe i umięśnione ciało jest zwinne zupełnie jak u kota. Z łatwością przychodzą mu uniki czy szybka ucieczka, którą można pomylić z uprawianiem parkouru. Podstawy samoobrony ma w małym palcu, choć podczas starcia woli eksperymentować i zaskakiwać przeciwnika. Kilka razy widziano go na strzelnicy, wiec przynajmniej umie trzymać broń czy naciągnąć łuk - z celnością jest już o wiele gorzej, gdyż Gabriel jakoś nie czuł potrzeby kontynuowania nauki. 
Zdolności: Nie spieszy mu się zostać ugryzionym.

Przyjaciele: Może. Kiedyś. Tam.
Wrogowie: Ci to się zawsze znajdą - praktycznie każdy napotkany człowiek i zombie.
Rodzina: Rodzice umarli. Nienawidzi własnego brata (z wzajemnością) oraz nie przepada za większością krewnych. Jedynie toleruje ciotkę Rosalię, która go przygarnęła po śmierci rodziców oraz jej trzy koty - burego Bazyla, czarnego Garfielda oraz szylkretkę Willow.
Partner/partnerka: Czy to żart?
Zwierzęta: Trzy koty ciotki, z czego kiedyś planuje sprawić sobie własnego.
Historia: W niewielkiej miejscowości, której było bliżej do wsi niż miasta, pewne małżeństwo spodziewało się dziecka. Para było o tyle niecodzienna, że w swoich rodzinach mieli przodków pochodzących z różnych krajów, między innymi Anglii, Japonii, Polski, Ameryki, Rosji, Czech i najpewniej jeszcze kilku państw. Matką była młoda kobieta o jasnej cerze, brązowych włosach i oczach, z zawodu nauczycielka biologi i geografii, nosząca popularne imię Lily. Ojciec nazywał się Daniel, był żołnierzem, który służył w wojsku od kilku lat. Miał on opaloną cerę, kruczoczarne włosy i oczy barwą przypominające mahoń, mimo, że wszyscy uznawali je za zwyczajnie brązowe. USG wykazało, że w niewielkim jednorodzinnym domku ma pojawić się chłopczyk. Rodzice byli bardzo szczęśliwi (chociaż Lily chciała córeczkę) i po pewnym czasie na świat przyszedł Gabriel. Rodzice długo nie mogli zdecydować się na odpowiednie imię dla dziecka. W końcu z pomocą przyszła jedna z wielu ciotek, proponując by chłopak nazywał się Gabriel, tak jak jeden z aniołów. Lily i Danielowi spodobało się to dość ciekawe i niezbyt popularne imię. I tak właśnie Gabriel został Gabrielem. Pierwsze lata jego życia mijały dość zwyczajnie, a jego życie nie różniło się zbytnio od tych jakie wiedli jego rówieśnicy. Gdy skończył pięć lat, jego dotąd mahoniowe oczy, powoli zaczęły jaśnieć i zmieniać swą barwę na czerwoną. Najprawdopodobniej był za to winny jakiś wadliwy gen, aczkolwiek lekarze zwyczajnie rozkładali ręce, mówiąc, że nie znają dokładnej przyczyny tego zjawiska. Rodzice martwili się, czy to aby nie będzie miało wpływu na rozwój i zdrowie Gabriela. Natomiast sąsiedzi patrzyli krzywo na małżeństwo, sądząc, że ci zakładają pięciolatkowi szkła kontaktowe. Na szczęście sprawa rozeszła się po kościach i w końcu wszyscy mieszkańcy oraz koledzy Gabriela przyzwyczaili się do czerwonych tęczówek, biorąc je za coś całkiem zwykłego. W dodatku okazało się, że Lily znowu spodziewa się dziecka. Po długich dziewięciu miesiącach na świat przyszedł Dylan - braciszek Gabriela, młodszy od niego o całe pięć lat. W przeciwieństwie do Gabriela, Dylan miał ciemnobrązowe włosy i zwyczajne, brązowe oczy. Pięciolatek na początku cieszył się, że będzie miał braciszka, jednak dość szybko zmienił zdanie. Uważał, że rodzice poświęcają małemu o wiele za dużo czasu, w dodatku dzieciak płakał w nocy, nie dając mu spać. Powoli mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata, wypełnione zwykłą prozą dnia. Jawna nienawiść Gabriela do brata nie zmalała ani odrobinę, nawet w tedy gdy chłopak zdmuchnął osiem świeczek na swoim urodzinowym torcie. Rodzice próbowali jakoś pogodzić ze sobą rodzeństwo, co wcale nie było łatwe i nie przynosiło żadnych efektów. Na ósme urodziny, Daniel postanowił zabrać ośmioletniego syna do lasu. Spędzili tam kilka dni, nocując w namiocie, siedząc przy ognisku nad którym piekli kiełbaski i spacerując po lesie. Jednak pobyt tam nie był tylko zwykłą rozrywką - Daniel uczył syna tropić zwierzęta, łowić ryby, rozbijać namiot, rozpalać ognisko, a przede wszystkim próbował do niego dotrzeć. Po tych kilku dniach i rozmowach z ojcem, Gabriel zmienił odrobinę stosunek do Dylana z nienawiści na chłodną obojętność. Ponadto od tamtego czasu wypady do lasu, stały się małą tradycją. Kolejne lata były pełne szczęścia - Gabriel pilnie uczył się w szkole, był jednym z najlepszych uczniów, ojciec uczył go swojej wiedzy o lesie, zwierzętach, sztuce przetrwania oraz zabrał syna na kilka lekcji jazdy konnej, która tak spodobała się Gabrielowi, że postanowił ją kontynuować. Schody zaczęły się dopiero w dniu, kiedy Gabriel poszedł do gimnazjum, mieszczącego się w sąsiednim mieście. Właśnie tam brutalnie przypomniano mu o tym, że czerwone oczy nie są czymś normalnym u ludzi. Pewna grupka ze starszej klasy, upatrzyła go sobie jako cel - znęcano się nad nim fizycznie i psychicznie, wiele razy publicznie go ośmieszano i okradano z kieszonkowego, jedzenia i picia. Inni uczniowie trzymali się od niego z daleka, nie chcąc paść ofiarą bandy. Gabriel jednak nie zamierzał się skarżyć, miał za ojca żołnierza, który od pamiętnego wypadu do lasu, zdążył nauczyć go kilku przydatnych rzeczy. W przeciągu kilku miesięcy dobry uczeń zmienił się nie do poznania. Wdawanie się w bójki stało się dla niego czymś zupełnie naturalnym. Rodzice nie raz byli wzywani do szkoły, jednak dla wszystkich było jasne, że nie potrafią zapanować nad Gabrielem. Chłopak nie chciał powiedzieć skąd zaszła w nim zmiana, był też głuchy na wszelkie prośby i groźby dotyczące jego zachowania. Nadal był jednym z lepszych uczniów, jednak jego "wybryki" sprawiły, że większość nauczycieli zwyczajnie go nie lubiła. Chłopak miał skłonności sadystyczne, które ujawniły się w tamtym okresie. Z łownej zwierzyny stał się drapieżnikiem, samotnym łowcą, pozostającym na uboczu. Nie miał przyjaciół w szkole - nikt nie chciał się z nim zaprzyjaźnić, ani on jakoś szczególnie o przyjaźń się nie starał. Wystarczyło mu kilku kumpli "z podwórka" i młodszy brat, którego co prawda nie trawił, jednak lepsze takie towarzystwo niż żadne. Wolny czas spędzał na amatorskich treningach, które miały uczynić go silniejszym, poprawiły też jego stopnie z WFu. Natomiast w domu nie było źle, co prawda jego stosunki z rodzicami trochę się pogorszyły, jednak nadal byli kochającą się rodziną. W każdym razie do czasu ... Gabriel pamięta wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, tak wyraźnie, jakby stało się to wczoraj. Gdy pogrąża się we wspomnieniach, mógłby przysiąc, że czuje zapach dymu, trawiącego wszystko wokół. Czuje niesamowity gorąc, pochodzący zza zamkniętych drzwi, widzi dziwną pomarańczową łunę przez szparę pod drzwiami z której również unoszą się ciemne kłęby dymu. Wolno, jak we śnie wstaje z łóżka i wpatruje się w dziwne zjawisko, jakby nie wierzył, że dzieje się to naprawdę. I w tym momencie jego uszy rozdziera wrzask, jakiego nigdy wcześniej nie słyszał. Czyste przerażenie, nie, panika, zupełnie jakby ktoś palił się żywcem ... Czas nagle przyśpiesza, Gabriel zgina się w pół i zaczyna kaszleć, nie zdaje sobie sprawy, że po jego policzkach ciekną łzy. Wie, co się dzieje, wie co się stało i wie, że jeśli będzie tu dalej tkwił to zginie. Kto krzyczał? Mama, tata, Dylan? Chce im odkrzyknąć, ale nie może, płuca ma pełne zabójczego dymu, który powoli go dusi. Serce przyśpiesza, pompując adrenalinę. Już nic nie czuje, nie myśli, teraz kieruje nim tylko jedna myśl. Opada na kolana, chwytając czystsze powietrze tuż nad podłogą, powoli wraca mu jasność umysłu. Czołga się do okna, jego jedynej szansy, czas niesamowicie pędzi, słyszy jak coś za drzwiami upada, przeżarte ogniem. Szybciej, szybciej! W końcu dociera do okna. Nabiera pełne płuca powietrza i nie oddychając, szybko podnosi się do góry, jednocześnie otwierając okno. Widzi w oddali pędzące wozy strażackie na sygnale, a za nimi karetki, przez chwilę wydaje mu się, że widzi nawet policyjny radiowóz. Nie ma czasu by się im przyglądać. Patrzy w dół, na miękkie kwiaty, które muszą zamortyzować jego upadek. To przecież tylko kilka metrów, chyba się nie zabije, prawda? Niewiele myśląc, przechodzi przez okno i skacze. Wiatr świszczy mu w uszach, przez chwilę unosi się w powietrzu, by na koniec boleśnie uderzyć o ziemię. Adrenalina tłumi ból, więc jeszcze nie wie, że z jego nogą nie jest najlepiej. Na czworakach odczołguje się, byle dalej od domu. W tedy widzi pierwszy wóz strażacki, który dotarł na miejsce. Zerka do góry i widzi. Wybuch. Masa płomieni spowija okno z którego zeskoczył i zdaje się z niego śmiać. Już nic nie czuje, tylko siedzi nieruchomo na ziemi, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Nie czuje czyichś rąk, które go podnoszą i zabierają do jednej z karetek. Wszystko powoli robi się czarne, aż w końcu nie ma już nic.
Szpital. Białe ściany na których widnieją karykatury bohaterów popularnych kreskówek, równie ponurych co atmosfera wokół. Gabriel pamięta ohydny smród środków czyszczących, leków i chorób, który unosi się w powietrzu. Czuje na sobie szorstki materiał nowego ubrania, oraz spraną kołdrę w niebieskie wzorki. Mówią, że to cud. Nie ma oparzeń, noga nie jest złamana, no i nie udusił się dymem. Cud. Na sąsiednim łóżku, pod oknem leży Dylan. Widzi jego rozczochrane brązowe włosy. Żyje, choć na zawsze będzie miał brzydkie blizny na lewej nodze, którą liznęły płomienie. Czy to on tak krzyczał?  Dlaczego to ON przeżył, a nie mama albo tata? Dlaczego?! Gabriel zaciska dłoń w pięść i powoli wstaje z łóżka. Szybko podchodzi do śpiącego brata, by brutalnym szarpnięciem wyrwać go ze snu. Widzi zdziwienie w brązowych oczach, gdy krzyczy, że to wszystko jego wina, że to on powinien umrzeć, a nie Lily i Daniel. Tamten zaczyna się bronić, ale czerwonooki nie daje dojść mu do słowa. Zwija dłonie w pięści i zaczyna go bić. Jeden cios w brzuch, drugi w twarz, trzeci jeszcze gdzie indziej. Krzyczy i płacze, wyładowując się na młodszym bracie, który nie ma szans się obronić. W końcu ciosy ustają. Gabriel siedzi okrakiem na nieruchomym ciele brata, pokrytym krwią, która tworzy czerwoną plamę na białej pościeli. I na rękach Gabriela. Przez łzy widzi wbiegający personel, zabierający go jak najdalej od Dylana, którym już zajęli się lekarze. Piekące łzy spływają mu po policzkach, a złość ulotniła się bez śladu. Wie co zrobił, ale nie potrafi zmusić się do żalu. Nie jest mu nawet przykro.
Kolejne dni zlewają się w szarą plamę, pełną lekarzy i pielęgniarek. Widzi ich podejrzliwy wzrok, gdy z obojętnością połyka jakieś leki. Chyba na uspokojenie, bo robi się po nich lekko senny. Dni upływają mu na bezsmakowym posiłku, obcych głosach dochodzących zza ścian, jest tak obojętny na wszystko, że nie odczuwa nawet nudy. Na stoliczku obok łóżka, leży niewielka książka, którą ktoś mu podrzucił. Kiedyś sięgnął by po nią z zapałem, teraz nawet nie sprawdził tytułu. Wciąż pozostaje w stanie, który lekarze nazwali szokiem pourazowym. Za kilka dni zostanie przeniesiony do innej sali. Tam będzie miał inne dzieci do towarzystwa, telewizję, kącik z zabawkami i kredkami, a nawet psychologa, który spróbuje mu pomóc. Gabriel nie pamięta terapii. Pamięta psychologa, starszego faceta z rzadkimi, siwiejącymi włosami i bystrymi niebieskimi oczami. Pamięta, że powoli wychodził z tego dziwnego otępienia. Najpierw oglądał nudne programy w telewizji, później zaczął czytać i przysłuchiwać się cudzym rozmowom - okazało się to lepsze niż nudne seriale i potrafiło zająć na dłuższy czas. Jego życie nigdy nie wróciło do normalności, ani on sam nie był już tym samym Gabrielem co wcześniej. Stał się bardziej wycofany, nie dopuszczał do siebie nikogo, a na każdą próbę nawiązania z nim kontaktu reagował agresywnie. Ze szpitala trafił do przepełnionego sierocińca, gdzie musiał dzielić pokój z czterema innymi chłopakami. Grubym blondynem Adamem, chudzielcem do którego wszyscy mówili Rudy, niezwykle wysokim Benem oraz egoistycznym Lloydem. Na początku chłopcy próbowali się z nim zaprzyjaźnić, jednak skończyło się na ostrych słowach, które doprowadziły do bójki. Cała piątka trafiła do pielęgniarki, która nawrzeszczała na nich tak, że postanowili się nawzajem ignorować. W sierocińcu spędził całe wakacje, by pod ich koniec dowiedzieć się, że jakaś daleka ciotka z Ameryki, chce go do siebie zabrać. Nie miał za dużego wyboru, a w Anglii nic już go nie trzymało. Dylan znalazł sobie ciepły kąt u ciotki Zofii, mieszkającej gdzieś przy granicy ze Szkocją, więc Gabriel został zupełnie sam. Gdy więc sierpień zbliżał się ku końcowi, odbył dość długi lot samolotem z Anglii do Ameryki, a dokładniej na lotnisko w Dallas. Stamtąd odbył długą podróż do jego nowego miasta w którym miał mieszkać przez resztę życia. Ciotka okazała się lekko grubawą blondynką w średnim wieku, do tego wielbicielką kotów, które traktowała jak swoje dzieci. Nie miała męża, który zmarł pięć lat temu w wypadku samochodowym. A jej mieszkanie nie należało do największych. Mimo to, była jedną z niewielu osób, które potrafiły dotrzeć do Gabriela. Miała poczucie humoru, jednak była również surowa i nie pozwalała obijać się chłopakowi. Można się domyśleć, jak początkowo wyglądała ich relacja, gdy kazała Gabrielowi wykonywać różne domowe obowiązki, budziła go z samego rana, a do tego nie należała do wybitnych kucharek, które mogą sobie bezkarnie eksperymentować. W każdym razie żołądek Gabriela nieźle się uodpornił na te dość niesmaczne dania. Dopiero z czasem czerwonooki polubił ciotkę, która zaraziła go swą miłością do kotów. Poszedł do szkoły, gdzie miał kilku znajomych - może nie przyjaciół, ale to już coś. Kontynuował naukę jazdy konnej, uprawiał różne sporty, zainteresował się też sztukami walki oraz kilka razy widziano go na strzelnicy. Zdawało się, że wszystko wróci do normy, a Gabriel znów będzie zwykłym nastolatkiem, spotykającym się z kumplami. Niestety, los bywa kapryśny. Gdy chłopak miał na karku już siedemnaście lat, do jego i ciotki przyszedł list z zaproszeniem do New London, nadmorskiego miasteczka na północy. Jakiś daleki wuj Richard, brał ślub i postanowił zaprosić całą rodzinę (czy raczej jej znaną część). Ciotka i Gabriel w krótkim czasie spakowali walizki i wyjechali do daleko położonej miejscowości. Tam okazało się, że Gabriel ma całkiem pokaźną rodzinkę, a imion wszystkich cioć, wujów i kuzynostwa nie jest w stanie spamiętać. Jedni starsi, drudzy młodsi, a wszyscy inni. W tym tłumie, Gabriel rozpoznał tylko dwie osoby. Ciotką Zofię i Dylana. Sam już nie pamięta o co dokładnie poszło, najprawdopodobniej ciotka Zofia zaczęła wyciągać na wierzch wszelkie brudy przeszłości, razem z Dylanem. W każdym razie w końcu puściły mu nerwy i przyłożył Dylanowi. Co stało się potem? Niech to już pozostanie jego tajemnicą. 

Grupa: Żyje samotnie.

Najważniejsza wartość w życiu: Własne życie. Nie ma już dla kogo walczyć.
Cel: Przeżyć. 
Motywacja: "- Masz jakiś powód by żyć?
- Nie wiem… Ale nie chcę umierać. " Dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, który nie pozwala mu ze sobą skończyć, ani sięgnąć po jakiś używki czy zamienić się w masochistę. 
Ogólny pogląd na życie: Świat nigdy nie był szczęśliwym i bezpiecznym miejsce, teraz przynajmniej nikt nie ma już żadnych złudzeń co do tego. Wszyscy przechodzą powolną zmianę w żądne krwi bestie, które instynkt napędza do działania. Nikt się przed tym nie uchroni, więc trzeba po prostu jakoś przejść przez to piekło i żyć dalej. To powinien być jedyny cel ludzkości. Przeżyć.

Główna broń: Czarny pistolet skradziony policjantowi oraz niewielki nóż, którym Gabriel potrafi się biegle posługiwać. 
Preferowany styl ataku: Jak kot będzie czaić się na swoją ofiarę godzinami, a gdy ta w końcu zdecyduje się wychylić z norki, błyskawicznym atakiem pozbawi ją życia. 
Biegłość w użyciu broni: Średnio (w zaokrągleniu) 4 - dla noża 5, a dla pistoletu 2. 

Ekwipunek: Turystyczny plecak, dość duży, jednak nie nazbyt wyładowany, bo jeszcze by mu w walce przeszkadzał. Trzyma tam kilka batoników musli (5), kilka puszek coli (4), termos z herbatą (1), herbaty (10), pudełko zapałek (1) i to co znajdzie w trakcie opek. Do tego w kieszeni nosi nóż, a za paskiem zabezpieczony pistolet. 
Parametry:
Siła: 6
Zręczność: 9
Roztropność: 7
Charyzma: 5
Szczęście: 3

Dodatkowe zapiski:
- Jest fanem metalu, szczególnie do gustu przypadły mu zespoły "Powerwolf", "Bloodbound" i "Sabaton". Czasami nuci pod nosem fragment którejś z ich piosenek.
- Zagorzały ateista, nie wierzący w żadnego boga, anioły i demony. Niektórzy twierdzą, że jest on satanistą z krwi i kości.
- Realista z delikatną nutką optymizmu, choć najczęściej jego wypowiedzi są dość pesymistyczne.
- Brak u niego choćby grama patriotyzmu. Spowodowane jest to pochodzeniem jego rodziny oraz dość nieciekawą przeszłością.

Właściciel: http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=1417440 sowa38 bulteriersowa@gmail.com
Zdjęcia: http://images5.fanpop.com/image/photos/31500000/Izaya-1izaya-orihara-31570690-450-450.jpg





http://images5.fanpop.com/image/photos/31500000/Izaya-1izaya-orihara-31570690-450-450.jpg

Stanistic Music