sobota, 31 października 2015


środa, 28 października 2015


Liście zaszeleściły ledwie słyszalnie gdy przecisnąłem się między gałęziami krzewu, pokrytego małymi czerwonymi owocami. Mój wzrok padł na potok o krystalicznie czystej wodzie. Była to miła odmiana, bo od kilku dni natykałem się wyłącznie na błotniste kałuże z których nie dało się napić, chyba, że ktoś chciał dostać pasożytów. Podeszłem do brzegu i ostrożnie nachyliłem się ku wodzie. Brzeg był stromy, a wpadnięcie do wody równało się samobójstwu. Nie, nie bałem się wody i potrafiłem pływać. Jednak tutaj nurt był tak szybki, że nie miał bym żadnych szans. Woda wciągnęła by mnie pod powierzchnię, jednak nie utonął bym powolną śmiercią przez utonięcie - prąd wody roztrzaskał by mnie o kamienie, których czubki wystawały nad powierzchnię wody. Z tymi myślami, zacząłem chłeptać wodę, szybko zaspokajając pragnienie. Kiedy skończyłem odsunąłem się od brzegu. Co teraz? Odpowiedź nasuwała się sama - powinienem poszukać schronienia, gdzie mógł bym odpocząć, a potem ruszać w dalszą drogę. Westchnąłem. Ostatnio tak właśnie wygląda moje życie, włóczenie się z miejsca na miejsce, nigdzie nie zostaję dłużej niż dwie noce. Zawsze w ruchu - tak ktoś mnie kiedyś określił. Na to wspomnienie uśmiechnąłem się gorzko do siebie. Żeby ten ktoś tylko wiedział dlaczego ... Nie byłem jednak na tyle durny, by rozpowiadać to na prawo i lewo. Bycie dawnym skrytobójcą to raczej nie powód do chwały, szczególnie, gdy owiała cię zła sława i nie wiesz jak daleko zaszła wieść o najemnym mordercy, który potrafi sprzątnąć każdego tak, że nikt się nie domyśli, puki nie jest za późno. Zimny wiatr, wiał od północy, niosąc ze sobą różne zapachy. Powoli ruszyłem wzdłuż brzegu; kierunek dobry jak każdy inny, szczególnie, że szedłem tyłem do wiatru. Ziemia usłana była czerwono - złotymi liśćmi, najróżniejszych gatunków drzew. Pora Opadających Liści była najgorsza ze wszystkich, nienawidziłem takiej ilości suchych liści, że praktycznie chodzenie bezszelestnie jest niemożliwe. Trzeba bardzo uważać gdzie stawia się łapy. Zapewne innym było by to obojętne, czy raczej narzekali by na deszcz. Cóż, ja jestem inny. Z tych rozmyślań wyrwał mnie krzyk. Nadstawiłem uszu, delikatnie poruszając wibrysami. Dźwięk nie dał się pomylić z żadnym innym. To był koci krzyk. Przez głowę przeleciało mi tysiące różnych myśli. Jeśli jest tu kot, to co tu robi? Raczej nie idzie moim tropem, ale nie mogę wykluczyć tej opcji. Jeszcze przez sekundę stałem bez ruchu, napinając wszystkie mięśnie i wysilając zmysły do granic możliwości, bezwiednie czekając na atak. Ten jednak nie nastąpił. Prawe ucho nerwowo drgnęło do tyłu, a ja wciągnąłem powietrze, starając się wyczuć woń kota, która powiedział by mi conieco o tym osobniku. Węch jednak nie był moim najmocniejszym zmysłem, tak więc jedyne co wyczułem to masą gnijących liści i rozkładające się truchło leśnej myszy. Postanowiłem to sprawdzić, bo nie codziennie spotyka się kota, jeśli o mnie chodzi. Bezszelestnie przebiegłem między kilkoma młodymi drzewkami o chropowatej korze, przeskoczyłem jakiś spróchniały pień i teraz wolno, przekradłem się w kierunku kształtu, który z tej odległości wyglądał jak kot. Przystanąłem jakiś metr od niego, kryjąc się pod gałęziami, bliżej nieokreślonej rośliny, która dawała porządny cień. Uszy postawiłem do przodu, gotowe do wyłapywania najmniejszego dźwięku. Między drzewami, tam gdzie nie rosły żadne gęste krzaki i mogło przejść większe zwierzę, stała szara kotka. Uszy miała skulone przy głowie i widziałem gniew wymalowany na jej pyszczku, jak również widoczny w całym ustawieniu ciała. Przed nią stała łania, która nerwowo uderzała racicami o ziemię. Przez głowę przeleciała mi myśl - Co trzeba zrobić, by wkurzyć zazwyczaj płochliwą łanię i sprowokować ją do ataku?! Do głowy nie przychodziła mi żadna odpowiedź na to pytanie, za to prze de mną rozgrywała się bardzo ciekawa scena. Łania fuknęła (a może prychnęła?) ze złością, co zabrzmiało jak kaszlnięcie. Szara kotka syknęła jej prosto w pysk, mało łagodnymi słówkami. Wątpię by czterokopytna beczka zrozumiała z tego cokolwiek, postawa kotki musiała ją jednak mocno wkurzyć. Łania wspięła się na zadnie nogi i uderzyła przednimi kończynami w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się głowa kotki. Tamta zdążyła zrobić w porę unik, tym samym zbliżając się do mojej kryjówki o kilka kocich kroków. Teraz jej połowę zasłaniały mi gęste krzewy o prawie bezlistnych gałęziach, jednak mogłem też dostrzec więcej szczegółów. Jej futro nie było jednolicie szare, tylko w ciemniejsze pręgi, przypominające łuki i delikatnie zmieniające ułożenie, gdy kotka poruszała się. Po za tym dostrzegłem iż ma dwoje różnych oczu - zielone i żółte, a nie jak wcześniej sądziłem tylko zielone. No i jeszcze blizna na pysku ... Przeniosłem wzrok z kotki z powrotem na łanię, która chyba powoli dawała za wygraną. Tymczasem szara pręguska przyczaiła się, a końcówka ogona lekko drgnęła. Naprawdę? - miałem ochotę krzyknąć. - Zamierzasz zaatakować łanię? Prychnąłem w myślach i obróciłem się na pięcie. Skoro jest tak naiwna, by wdawać się w konflikty z kopytnymi zwierzętami to proszę bardzo. Nie zamierzam obserwować, jak dostaje lanie od roślinożercy, albo jak rani zwierzę, które do niczego jej się nie przyda. Bezszelestnie zawróciłem i zniknąłem jak cień w leśnych zaroślach.

~*~ Jakiś czas później ~*~

Szorstki, różowy język prześlizgnął się wzdłuż mojej łapy. Czyściłem futro z różnego śmiecia, jakie może wplątać się w kocią sierść podczas wędrówki. Mogło się wydawać, iż jestem zmęczonym, łatwym łupem, skupiającym się na monotonnej czynności. Jednakże spod przymrużonych powiek, obserwowałem całą okolicę. Wybrałem do tego idealne miejsce - duży głaz, pokryty miękkim mchem, który z niewiadomych przyczyn znajdował się w samym sercu lasu. Co więcej był nie tyle szeroki ile wysoki. Jeśli będę siedział cicho nikt nie domyśli się, że tu jestem, ja zaś mam całą okolicę widoczną jak na dłoni. Na razie nie działo się nic szczególnego, nawet małej myszki nie widziałem, co zaczęło się robić lekko nużące. Bezwiednie myślami powróciłem do szarej kotki, która miała czelność zadzierać z łanią. Ciekawe co się z nią stało? Może łania w końcu rozwaliła jej łeb porządnym uderzeniem? Czy też, zwiała podrapana? Jakby w odpowiedzi na moje myśli, gdzieś pode mną rozległ się cichy szelest, nie głośniejszy niż szturchnięty suchy liść. Tak drobny dźwięk wystarczył bym na moment zdrętwiał, plując sobie w brodę, że dałem się zaskoczyć. Powoli zbliżyłem się do krawędzi głazu, mech skutecznie tłumił każdy dźwięk, bezwiednie wysunąłem pazury, a moje wąsy lekko drgnęły. Nie mam całkiem upośledzonego zmysłu powonienia, z niemym wiec zdziwieniem wciągnąłem do płuc znany zapach. Zerknąłem zza krawędzi głazu. Tuż pode mną rysował się grzbiet szarej kocicy o dwukolorowych oczach i bliźnie na pysku. Chyba nie ucierpiała na spotkaniu z łanią. Ogon miarowo kołysał się z boku na bok kiedy szła. A gdyby ją tak zaskoczyć? Uśmiechnąłem się do siebie. To była by głupota z mojej strony - ujawniać się, mimo, że od dłuższego czasu miałem spokój. Mogłem przecież zignorować ją i wrócić do swoich spraw, a potem ruszać dalej. Z drugiej strony od ponad księżyca nie widziałem żadnego kota, nie spodziewałem się, że widok przedstawiciela swojego gatunku i myśl by odrzucić taką okazję, sprawi mi namacalny ból. Po prostu nie mogłem tak jej ominąć. Nie chciałem przecież oszaleć i zacząć gadać do siebie, tylko po to by usłyszeć własny głos? Ileż można nie otwierać pyszczka i milczeć? Każdy prędzej czy później oszaleje. Nie mogłem do tego dopuścić. Zdecydowałem się w ostatniej chwili, kotka powoli zaczęła oddalać się od głazu na którym siedziałem. Szare pręgi na futrze skutecznie (jak przystało na kamuflaż) zlewały się z roślinnością. Podeszłem kilka kroczków w jej stronę i skoczyłem. W locie schowałem pazury, przynajmniej częściowo. Wylądowałem na kotce, która pod moim ciężarem przewróciła się na ziemię. W jej dwukolorowych oczach najpierw zobaczyłem zaskoczenie, a później złość. Uśmiechnąłem się triumfalnie, przygniatając ją do ziemi, wykorzystując przewagę wielkości i wagi. Porozmawiać jak cywilizowany kot? Pff, zbyt oklepane - o wiele lepiej zachowywać się jak ... no właśnie jak kto? Który kot skacze na nieznajomą kotkę i przygniata ją do ziemi, praktycznie na niej leżąc, nie mając złych zamiarów? Chyba tylko ja.
- Złaź ze mnie! - syknęła szara, próbując wydostać się spode mnie. Nie miała jednak szans, a na moje szczęście unieruchomiłem jej łapy by nie mogła mnie podrapać. Jedna blizna na oku w zupełności mi wystarczy. Na jej słowa przekrzywiłem głowę, przywołując na pysk wyraz zaskoczenia.
- Oh, a to niby czemu? - zapytałem. - Mi tam jest wygodnie ... - dodałem, zachowując się jak jakiś zboczeniec, którym swoją drogą n i e jestem. Kotka obrzuciła mnie wyzwiskami i spróbowała wyswobodzić spode mnie łapy. Jej próby jednak spełzły na niczym. Kiedy na chwilę przestała się szamotać i przeklinać, wykorzystałem sytuacje by zadać pytanie.
- Zejdę z ciebie, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałem. W jej oczach dostrzegłem nieufność i nagłą czujności. - Zagramy w Trzy Pytania. - kontynuowałem. - Gra polega na tym, że ja zadaję trzy pytania, a ty musisz na nie szczerze odpowiedzieć, potem ty możesz zadać mi trzy pytania, a ja na nie odpowiem. Kiedy gra się skończy, będziesz mogła iść i już mnie więcej nie zobaczysz albo możemy kontynuować rozmowę, co ty na to? - zapytałem, świdrując ją wzrokiem. Kotka przez chwilę zastanawiała się, ale właściwie nie miała wyboru, jeśli chciała się spode mnie wydostać.
- Dobra. - powiedziała z niechęcią. Nagłym ruchem zeskoczyłem z niej, co z pewnością odrobinę zabolało. Kotka syknęła wstając na łapy i z nastroszoną sierścią spojrzała w moim kierunku. Przez chwilę myślałem, że rzuci się na mnie, lecz chyba się rozmyśliła. Nieufnie przycupnęła, gotowa w każdej chwili zerwać się na łapy. Zignorowałem niechętne spojrzenie jakim mnie obdarzyła.
- Ja zaczynam. - powiedziałem, patrząc się prosto w jej oczy. - Jak masz na imię? - kiedy tylko wypowiedziałem to pytanie kotka lekko się zdziwiła. Chyba nie tego się spodziewała.
- Warstripe. - jej ton jednak nadal pozostał chłodny i jednoznaczny.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytałem wprost. Kotka zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Co proszę?! Ja tu mieszkam! - syknęła. W milczeniu przyjąłem odpowiedź. Teraz zostało mi tylko jedno pytanie - nie mogłem go zmarnować!
- Czy kiedykolwiek słyszałaś o WhitePawHunter? - zapytałem, mając nadzieję iż zaprzeczy. Tak nazwali mnie moim pracodawcy: Biała łapa łowcy, cóż nie byłem w tedy całkiem dorosłym kotem i określenie nawiązywało do mojego wyglądu, a skąd aż trzyczłonowe imię? Kto wie? Przyjęło się i już.
- Nie. - pokręciła głową Warstripe, a ja odetchnąłem z ulgą nie dając jednak nic po sobie poznać. Do głowy przyszły mi kolejne pytania, jednak wykorzystałem już moje trzy szanse. Teraz przyszła kolej kocicy.
- No dawaj, zadaj pytanie. - powiedziałem, chcąc mieć już to z głowy.

<Warstripe?>

poniedziałek, 26 października 2015

"Nie mogę uciec z tego piekła
Tyle razy już próbowałem
Lecz wciąż jestem uwięziony
Niech ktoś mnie wyciągnie z tego koszmaru
Nie umiem nad sobą panować

Więc co jeśli możesz dostrzec moją mroczną stronę?
Nikt nie zmieni bestii którą się stałem
Pomóż mi uwierzyć że to naprawdę nie ja
Niech ktoś pomoże mi oswoić tę bestię
(Tę bestię, tę bestię)

Nie mogę uciec od siebie
(Nie mogę uciec od siebie)
Tak wiele razy kłamałem
(Tak wiele razy kłamałem)
Lecz wciąż jest we mnie gniew
Niech ktoś mnie wyciągnie z tego koszmaru
Nie umiem nad sobą panować"
~ Animal I Have Beacome

Krew była wszędzie, wypływała spod moich kłów. Serce ciemności pulsowało w mej piersi, nieprzerwanym rytmem pełni księżyca. Polanę i las okryła noc, pochłaniając je w swe zimne objęcia. Na niebo wypłynął księżyc, oświetlając nas swoim białym blaskiem. Nikt na to nie zwrócił uwagi, wszyscy byli zbyt zajęci walką by spojrzeć w górę. Była pełnia. 

~*~

Gnałem za słodkim zapachem między drzewami. Moje łapy ledwo zdążyły dotknąć ziemi, a już odrywałem je od niej w długim skoku. Gdzieś z góry zaatakowała mnie chmara czarnego czegoś, co wyglądało jak mieszanka nietoperza z człowiekiem. Czyżby ten basior zniżył się aż do tego poziomu, że próbuje bronić się ludźmi? Ich zielone oczy o niepokojąco rozszerzonych źrenicach, były utkwione we mnie. Z ich ust kapała wściekle zielona piana, która w zetknięciu z ziemią parowała. Same podczas lotu też się opluwały, więc ich ciała były gdzieniegdzie przyozdobione zielona śliną. Na mój pysk wypełzł uśmiech, odsłaniający białe kły. Skoczyłem na pierwszego stwora. Kiedy ten zdezorientowany walczył by utrzymać się w powietrzu, wbiłem pazury w jego klatkę piersiową, a następnie wgryzłem się w jego szyję. Krew trysnęła z tętnicy, a twór upadł na ziemię. Zgrabnie odtoczyłem się od truchła i nie marnując sekund skoczyłem na następnego nietoperzo - człowieka. Ten spróbował zasłonić się chudymi rękoma o dziesięciocentymetrowych pazurach. Otworzyłem pysk, szykując zęby, z których lała się czerwona posoka. Zacisnąłem je z okropnym chrzęstem na obu rękach przeciwnika. Ten wrzasnął, kiedy zmiażdżyłem mu kości, a następnie rozerwałem brzuch. Flaki spłynęły z chlupotem na ziemię, brudząc zmrożona trawę. Obaj spadliśmy, wylądowałem na czterech łapach jak kot, a stwór potoczył się zostawiając za sobą krwawy ślad. Dwa inne stwory pokonałem z łatwością, gdyż były jeszcze głupsze i wolniejsze od tamtych. Potrząsnąłem głową i otrzepałem się z krwi. Moje oczy pulsowały czerwienią jak nigdy dotąd, a źrenice przypominały zwężone szparki. Polizałem się po splamionym krwią nosie i wciągnąłem powietrze. Zimny, nocny wiatr przywiał ku mnie zapach krwi ... wilczej krwi. Z mojego pyska nie schodził uśmieszek, gdy ruszyłem w tamtą stronę. Metry były dla mnie jak centymetry, jeden skok i byłem o wiele dalej niż zwykły wilk, podczas trzech skoków. 



niedziela, 25 października 2015

Imię: Darkheart - Mroczne Serce. Niektórzy (jeśli w ogóle ktoś) mówią na niego Dark, a jeśli ktoś chce umrzeć to niech nazwie go Darkie. 
Wiek: 35 księżycy 
Płeć: Kocur (ja wam dam "kota")
Ranga: Można zastępcę lidera? Znaczy chodzi o takie "klepnięcie" taki "przyszły zastępca", żeby nie tak od razu (bo to by było dziwne). I mógł by przejść taki okres próbny (a tym samym ja - czy piszę opka itd.) czy cuś XD Jeśli nie to wojownik. 
Charakter: Darkheart to w połowie samotnik, który czas woli spędzać w towarzystwie tylko dobrze znanych mu osób, lub w ogóle sam. Na początku może sprawiać wrażenie chamskiego kota, któremu wszystko jest obojętne. Jednak nie jest to prawdą, Darkheart'a obchodzi dużo. Jest to lojalny kot, który odda życie by chronić drogie mu osoby i klan. Humor (szczególnie czarny) i sarkazm to u niego podstawa, nie zawsze jednak tak przejawia swoje poczucie humoru. Przecież Dark potrafi się śmiać! Kocur ten potrafi być nieśmiały, ale rzadko mu się to zdarza. Zazwyczaj cechuje go śmiałość i odwaga. Potrafi być cierpliwy jeśli chodzi o czekanie na ofiarę, czy śledzenie kogoś, jednakże jeśli chodzi o inne koty ... może stać się wybuchowy, kiedy ktoś go mocno wkurzy. Darkie potrafi sprawić, że z jego pyszczka znikną wszelkie ślady emocji i nie będzie można nic wyczytać z jego miny bądź spojrzenia. Czasami lekkomyślny, jednak jeśli ważą się sprawy wszystkich kotów to staje się prawdziwym strategiem, który rozważa wszystkie za i przeciw nim podejmie decyzję. Potrafi być poważny oraz uparty niczym osioł. Zawsze dąży do celu, nie ważne co stanie mu na przeszkodzie - jedynym przeciwnikiem przed którym się złamie to tylko i wyłącznie śmierć. Ma bardzo silną wolę, dzięki czemu nie wyciągniesz z niego żadnych informacji - nie ważne czy torturami czy za pomocą innych sposobów. Potrafi oprzeć się większości z nich. Ma wielkie poczucie odpowiedzialności i obowiązku. Mimo, iż może sprawiać wrażenie kogoś zimnego i nienadającego się na towarzysza, potrafi pomóc jeśli znajdziesz się w trudnej sytuacji. Dla prawdziwego przyjaciela stanie się miłym (na swój sposób) i niezastąpionym towarzyszem przygód. Nie jest typem dyplomaty, ale nie jest też zupełnie upośledzony w tej dziedzinie. Potrafi wyciągnąć prawie wszystkie informacje od kogo tylko zechce - wystarczy odpowiednie spojrzenie i ostry pazur tuż przy gardle. Walczy uczciwie lecz stosuje wiele sztuczek, o których istnienie nie podejrzewa go przeciwnik. W walce charakteryzuje się pomysłowością, sprytem i szybkością. Czasami zatraca się w stanie bitewnego upojenia i nie istnieje dla niego nic innego, prócz jego i przeciwników. Trudno go pokonać. Można powiedzieć że ma wiele kocich istnień na sumieniu, raczej "pokojowym aniołkiem" go nie nazwiesz. Woli wojnę niż sojusz, z pewnymi wyjątkami. Nigdy nie ucieka z pola bitwy i będzie walczył do końca.  Jest świetnym łowcą i tropicielem, ale nie najlepszym. Warto mieć go po swojej stronie. Kiedyś był skrytobójcą/siepaczem/mordercą czy jakkolwiek to nazwać. Od tamtego czasu instynktownie porusza się bezszelestnie i wypatruje niebezpieczeństw. Budzi go najmniejszy szmer, gdyż rzadko zasypia naprawdę głęboko. Łatwiej dogaduje się z kotkami i kociakami niż z kocurami (a przynajmniej w większości przypadków). Nie jest jednak typem podrywacza, który pragnie zdobyć każdą kotkę - liczy tylko i wyłącznie na przyjaźń (czy coś koło tego). Jest lojalny i może się nawet przed kimś otworzyć, jeśli ten ktoś zyska jego zaufanie. Nie tak łatwo jednak wpaść w łaski tego kocura, a zaufanie Darkheart'owi również może powodować różne kłopoty. Początki znajomości mogą być trudne, jednak czas potrafi zdziałać cuda - tak samo jak przyzwyczajenie się do charakteru tego kota. Warto mieć go po swojej stronie.
Klan: Klan Wilka
Wygląd:
- Sierść - Krótka. Czarna (ciemna, NIE wpadająca w żadne odcienie szarości czy brązu)
- Znaki szczególne - Bardzo wąska i nierówna (ale mniej więcej w linii prostej) kreska (biała) idąca od czoła aż do nosa. Właściwie to tylko kilka białych włosków i jest to ledwo widoczne. Prawa przednia łapa ma białą końcówkę. Poza tym Darkie nie ma żadnych białych "ozdóbek". Tyczy się to też wnętrza ucha.
- Oczy - zacznijmy od tego, że lewe oko przecina blizna. Nie była jednak na tyle głęboka, by mocno uszkodzić oko, jednak oko to zmieniło barwę na czerwoną w wyniku dostania się krwi do tęczówki, jej [tęczówki] (patrząc od przodu) prawą stroną przecina cieniutka "żyłka" o trochę ciemniejszym kolorze niż reszta tęczówki. Blizna nie idzie równo po środku, a tym samym nie przecina źrenicy - jest bardziej w zewnętrznej stronie oka (przeciwnej do kociego nosa). Prawe oko jest zielone, w odcieniu soczystej limonki (jak u prawdziwych kotów).
Rodzina: Wiąże się z nią brudna i pełna krwi przeszłość, którą postanowił zostawić za sobą (no... nie do końca).
Matka - Blackface R.I.P
Ojciec - Redrain - Gdzieś tam jest ...
Siostra - Moonpaw R.I.P
Brat - Firerain - Najprawdopodobniej żyje ... 
partner/ka - Hahahahahahahahahahah! Że niby kto to miał by być?!
kocięta - Hmm ... zastanowi się. Jakoś szczególnie mocno ich nie pragnie, ale nigdy nic nie wiadomo.
Właściciel: sowa38 - Howrse

sobota, 24 października 2015

CDMN

Ta bitwa trwała już bardzo długo. Walczyliśmy z dobre kilka godzin, a słońce powoli zmierzało w kierunku horyzontu, rzucając na ziemię coraz większe cienie. Lubiłem mrok nocy, a mój wzrok widział w tedy równie dobrze jak w dzień, w dodatku ziemia zamieniała się w jeden cień, dzięki czemu moja moc chodzenia cieniami była w szczytowym punkcie. Mimo tego martwiłem się, byłem już mocno zmęczony, krwawiłem z kilku ran, a inne wilki pewnie będą miały jeszcze gorzej. Nie wszyscy mają dobry wzrok nocą, a walające się dookoła trupy nie ułatwiały sytuacji. Jeśli walka przeciągnie się do zapadnięcia zmroku z pewnością polegniemy, chyba, że rozkażę odwrót. Zacisnąłem zęby. Nie uśmiechała mi się opcja poddania się, czy jakiegokolwiek przegrupowania pozostałych przy życiu wilków. To z pewnością zdusi w nich małą iskierkę nadziej, jeśli jakaś w nich jeszcze została. Jaki jednak miałem wybór? Nie mogliśmy walczyć w nieskończoność, słaniając się ze zmęczenia, będziemy łatwym łupem dla armii przeciwnika. Cholera! Dlaczego nie pomyślałem o zapasowym oddziale? Mógłbym w tedy wycofać walczące wilki, którym można by opatrzyć rany. A zamiast nich na armię Basiora Ciemności natarł by oddział złożony ze zdrowych i wypoczętych wilków. Niestety, fakt ten dostrzegłem dopiero po fakcie i właśnie z tego powodu nie jestem strategiem. Gdzieś po prawej stronie zapikowała na mnie czarna papuga o chorobliwie zielonych oczach. Uskoczyłem przed jej ostrym dziobem z którego wypływała zielona piana. Wkurzyłem się. Umieramy, nasza wataha upada, tylko dlatego, że jakiś psychopata ma potężną moc. Zagotowało się we mnie gdy pomyślałem, że wśród poległych znajdują się moi przyjaciele, znajomi ... moja rodzina! Od dobrych kilku godzin nie widziałem Yon ani Moon. A jeżeli leżą gdzieś w błocie, które miesza się z ich krwią? Nie mogą wstać, a nad nimi wisi jakiś czarny stwór, który zaraz zatopi w nich kły? Warknąłem, odsłaniając długie kły. Do tej pory dawałem z siebie wszystko, ale to nie wystarczyło. Potrzeba nam było czegoś więcej niż oddziału walecznych, ale śmiertelnych wilków. Jednym kłapnięciem rozerwałem ptaka na pół, a szczątki rzuciłem w dal. Zamknąłem oczy i mój umysł odpłynął do krainy duchów. I nie mam tu na myśli świata umarłych, gdzie spoczywają dusze poległych. Duchy to zupełnie co innego. Nieśmiertelne istoty o niewyobrażalnej sile, którą czerpią z żywiołów. Czasami najpotężniejsze z nich zwie się żywiołakami, gdyż stapiają się ze swoim żywiołem w jedno i same wytwarzają energię potrzebna do życia. Zyskują też władze nad danym żywiołem, całkowitą bądź częściową. Przemierzając umysłem tę krainę byłem całkowicie bezpieczny. Moje tętno mimowolnie przyspieszyło, gdy umysłem dotknąłem najpotężniejszego ducha z jakimkolwiek miałem do czynienia. Jego aura, była lodowata i odpychająca. Bez wątpienia był żywiołakiem i  to nie byle jakim - lodu i śniegu. Żywiołak był rozbudzony z powodu kończącej się jesieni, już czuł w powietrzu zimę, a z nią pokłady śniegu i lodu. Nerwowo drgnąłem, zdając sobie sprawę jakie ryzyko podejmuję. Jeśli się pomylę, w najlepszym razie zginę na miejscu, w najgorszym żywiołak zmiecie wszystko z powierzchni ziemi do 30 kilometrów. Musiałem jednak podjąć ryzyko. Chwyciłem go myślami i spróbowałem wyciągnąć na ziemię. Duch zaparł się swoją mocą, niezadowolony, że taka pchła jak ja czegoś od niego chce. Dla niego byłem tylko małą drobinką, której życie trwa równie krótko co mrugnięcie oka. Warknąłem sfrustrowany, próbując nie rozproszyć się myślą, że na moje ciało może czatować cała zgraja czarnych istot. Wbiłem myślowe szpony w jego niebieskie ciało, które przybrało postać czystej energii. Kogoś innego z pewnością spaliła by taka moc, jednak nie mnie. Odkąd pamiętam żywiłem się krwią, wysysając z innych życie. Miałem w sobie próżnię, która potrzebowała wypełnienia. Energia żywiołaka, wypełniła ją zaledwie do połowy. Nie było to mądre posunięcie. Rozzłoszczony żywiołak z łatwością przeszedł na ziemię. Pojawił się prze de mną, szczerząc kły, które wyglądały jak ostre lodowe sople. Dookoła niego, ziemie pokryła warstwa śniegu, a jego futro emanowało zimnem. Czyżbym sprowadził własną zgubę? Lodowate spojrzenie, przewiercało mi czaszkę, swoją wściekłością i brakiem jakichkolwiek uczuć. Gdzieś w oddali dał się słyszeć głos puchacza, omenu śmierci. Warknąłem odsłaniając kły. Jeśli tak musi się to skończyć, niech tak się kończy. Żywiołak ryknął, opluwając mnie kryształkami lodu, które osiadły mi na pysku. Rzuciłem się do ataku, nurkując przed jego ogromnymi kłami, które z potwornym kłapnięciem zacisnęły się na pustce. Wbiłem zęby w jego twardą skórę. Język przymarzł mi do jego łapy i powoli zaczął drętwieć. Kły rozbolały z zimna. Nie puszczałem jednak, mimo, że moje ciało traciło ciepło i powoli zamieniało się w bezkrwiste truchło. Zmusiłem się by pociągnąć łyk czystej energii. Miałem wrażenie jakby przez moje gardło przepłynął lodowaty ogień. Czułem jak krew w moich żyłach staje i zamienia się w lód. Czułem potworny ból, gdy lód owinął mi się wokół kości i zamroził w nich szpik. Jeszcze tylko kilka łyków. Zmusiłem się by przełknąć kolejna porcję lodowatego ognia. po której straciłem czucie w całym ciele. Miałem zamrożone nerwy. Nie mogłem mrugać, ani obracać gałkami ocznymi, nawet źrenice pozostały nieruchome. Moje czarne futro pokryło się szronem. Żywiołak potrząsnął głową, patrząc na mnie z obrzydzeniem, jakbym był nic nieznaczącą pchłą, która płaciła za czelność przeciwstawieniu się mu. Machnął łapą, wyrzucając mnie w powietrze. Usłyszałem trzask, po którym do oczu napłynęły by mi łzy, gdyby tylko mogły. Moje piękne biały kły! Zamrożone i kruche, tkwiły w połowie w łapie żywiołaka, ich druga połowa, pokruszona przy końcu, tkwiła w moim pysku. Upadłem na śnieg i potoczyłem się po nim, nic nie czując. Zamrożony, upadłem w nienaturalnej pozycji. Czy cokolwiek mogło mi teraz pomóc? Byłem bezbronny. Nawet najlepszy medyk, nie przywróci mi zębów, a już z pewnością nie takich jakie utraciłem. Gdyby mógł zawyć, zawył bym. Gdybym mógł płakać, płakał bym. Nie mogłem jednak się ruszyć, nie mogłem nawet mrugnąć, nic nie czułem, powoli bodźce docierające z zewnątrz, zaczęły blaknąć, a mój mózg powoli zamarzać. Czy tak właśnie zginę? Zamiast w pojedynku z wrogiem, zabije mnie własna moc? Zabije mnie moja głupota? Zostanę zamrożony przez żywiołaka? Podczas gdy moi bliscy umierają z honorem, ja umrę w hańbie? NIE! Warknąłem bezdźwięcznie. Czułem wściekłość, gorącą niczym ogień, pulsującą wewnątrz mnie. Powoli moja wściekłość rozpuściła lód w moim sercu, a serce zaczęło pompować czystą nienawiść do pozostałych komórek ciała. Żyłem nienawiścią, żyłem dzięki wściekłości, żyłem dzięki ZEWOWI KRWI! Mój nos odzyskał dawną sprawność, lecz zamiast czuć zapach trawy i wilków, on czuł tylko zapach krwi. Moje uszy odzyskały dawną sprawność, lecz miast słyszeć śpiew ptaków czy plusk wody, one słyszały jedynie bicie serca i chlupot krwi. Moje oczy znów widziały, lecz nie podziwiały zachodu słońca, jedyne co je interesowało to lodowy żywiołak i zimna krew w jego żyłach. Warknąłem zrywając się na łapy. W moich tętnicach, czerwone krwinki zamiast tlenu, transportowały cząsteczki nienawiści. Moje kły nie były już kośćmi, były sługami nienawiści, gotowymi rozrywać i miażdżyć dla niej. Moje ciało było maszyną do zabijania ... nie ... to ja byłem maszyną do zabijania! Zaszarżowałem na żywiołaka, wszystko działo się jak przez mgłę - mgłę czerwoną niczym krew, i tak samo jak ona działającą na każdy nerw w moim ciele. Pamiętam błysk kłów w ostatnich promieniach słońca, pamiętam, że niebo przybrało czerwoną barwę, pamiętam jak moje kły odnajdują swoje połamane połowy, pamiętam jak się łączą, czerpiąc z energii żywiołaka. Potem kilka skoków przed jego pyskiem i ostrymi pazurami, aż w końcu zacisnąłem kły na jego krtani. Pamiętam jak wyssałem go do cna, a jego zimno nie dorastało do pięt mojej pulsującej nienawiści. Żywiołak rozwiał się w nicość, pozostawiając po sobie tylko śnieg na całej polanie. Mimo iż pokonałem mojego przeciwnika, zew nie minął.
Straciłem kontrolę.
Zaatakowało mnie stado czarnych istot. Nie przyglądałem się im jak wyglądają, nie obchodziło mnie to. Zatapiałem pazury w ich miękkim ciele, miażdżyłem kruche kości kłami, uderzałem w nich całym swoim ciężarem, sprawiając, że ich lekkie ciała ze świstem lądowały na ziemi. Nie czułem bólu, nie czułem litości, nie wiedziałem czy walczę z wrogami czy z kimś z mojej watahy. Nie miało to dla mnie znaczenia. Jedyne co mnie obchodziło to hektolitry krwi, które wysysałem wraz z życiem. Oblizałem ubrudzony krwią pysk. Nagle do moich nozdrzy doszedł słodki zapach nowej zdobyczy. Rzuciłem się w tamtym kierunku, biegłem szybciej niż kiedykolwiek, zupełnie jakbym zdobył nową energię. W moich żyłach płynęła krew żywiołaka - najpotężniejszego żywiołaka, zmieszana z dziką wściekłością - jądrem ciemności! Zabijałem wszystko co napatoczyło się po drodze, nawet nie zbaczając ze ścieżki. Zabijałem jednym skokiem, jednym uderzeniem, jednym kłapnięciem. Nie docierało do mnie co rozrywam, a jedynie świadomość, że moje kły napotykają miły opór, ciepłego ciała.

piątek, 23 października 2015

Rozdział II - Świt w lesie

Alicja błądziła po lesie bez celu. Mimo iż na początku las wydawał się jej wspaniały i obfitował w różne zapachy, nie miała tu co robić. Godzinę temu próbowała upolować dziwne, szybkie stworzenia o brązowej sierści i chudych nogach. Okazało się to jednak trudnym zadaniem, a jedna z większych sztuk przyłożyła jej kopytem w pysk, co zniechęciło ją do dalszego polowania. Miasto ciągle wołało jej mroczną i krwiożerczą wilczą stronę, jednak powoli zew słabł. Wilczyca nagle zachwiała się i potknęła o własne łapy. Potężne ciało uderzyło o ziemię, wzbijając w powietrze odrobinę pyłu i suchych liści. Skołowana wilczyca zmrużyła oczy, gdyż nagle zaczęło z nimi dziać się coś dziwnego. Nie była pewna dlaczego, ale traciła ostrość widzenia, a świat rozmazywał się przed jej oczami. Zamknęła więc powieki. W tym właśnie momencie, pierwsze promienie słońca pojawiły się na niebie, przepędzając cienie nocy. Wilczycę przeszył zimny i bolesny dreszcz. Znów poczuła to samo uczucie przemieszczających się kości. Znów coś wbiło jej lodowy sopel w mózg i jakiś kwas palił skórę. Przemiana zajęła dobre kilka minut, nim w końcu dziewczyna przestała wić się z bólu, na leśnej ściółce. Przez jakiś czas leżała nieruchomo, bojąc się otworzyć oczy. W końcu jednak chłodny powiew wiatru, zmusił ją do działania. Otworzyła oczy i usiadła na ziemi. Z ulgą stwierdziła, że nadal ma na sobie piżamę, żałowała tylko, że nie spała w grubym swetrze i zimowych butach. Teraz siedziała gdzieś w środku lasu i to w styczniu, a na sobie miała tylko piżamę z krótkim rękawem i cienkimi spodniami z materiału. Zimno szybko wnikało w jej ciało i już po chwili Alicja zaczęła drżeć z zimna. Gdzieś w górze zakrakał kruk, obserwując uważnie dziewczynę. Z pewnością gdyby zamarzła tu na śmierć, byłby pierwszym przy krwawej uczcie z jej ciała.
- No dobra, Alicjo musisz wziąść się w garść. Tyle razy oglądałaś filmy surwiwalowe, że powinnaś wiedzieć co robić. - powiedziała do siebie. Dźwięk jej głosu zabrzmiał nienaturalnie głośno w ciszy, która spowijała las. Przez chwilę przypomniała sobie, jak ciepłe było wilcze futro pokrywające jej ciało, jak mogła szybko biec przez miasto i las ... a później w jej głowie pojawił się obraz rozszarpanego psa. Alicja skuliła się, obejmując kolana ramionami. Nie wiedziała co się stało. Czyżby to był sen? Wszystko było takie prawdziwe, a jednocześnie tak różne od uczuć człowieka, że nie mogła być pewna. Ale w takim razie skąd tu się wzięła? Jakiś złośliwy głosik w jej głowie podpowiadał, że była wilkiem i mordowała z zimna krwią.

sobota, 17 października 2015

Rozdział I - Zew Krwi

Coś było nie tak. Alicja leżała w łóżku i nie mogła zasnąć. Była to piętnastoletnia dziewczyna o ciemno - brązowych włosach i piwnych oczach oraz lekko opalonej skórze. Przerzucała się z boku na bok, próbowała zasnąć nawet na plecach, jednak jej wysiłki spełzły na niczym. Czuła się zupełnie rozbudzona, a nawet wypoczęta. Spojrzała na zegarek, leżący na jej nocnej szafce. Czerwone urządzenie wskazywało równo dwudziestą trzecią. Dziewczyna przez chwilę nasłuchiwała w zupełnym bezruchu, a kiedy do jej uszu nie dotarł żaden dźwięk (z pewnością jej siostra i rodzice śpią), odsunęła niebiesko - zieloną kołdrę i wstała z łóżka. Jakaś tajemnicza siła, kazała jej podejść do okna. Alicja nie próbowała zastanawiać się co robi, zupełnie jakby to było jej własne pragnienie - podejście do okna. Podłoga była zimna, gdy szła po niej boso. Kapcie pewnie jak zwykle znikły w tajemniczy sposób pod łóżkiem, a Alicja stwierdziła, że te kilka metrów da radę przejść bez nich. Kiedy dotarła do okna, oparła się łokciami o parapet i wykrzywiła głowę, tak by widzieć księżyc. Uderzyła ją jego czerwona, przypominająca krew barwa i kształt idealnego okręgu. Nie tak powinno być. - pomyślała. Jeszcze wczoraj świętowała nowy rok, a w tedy właśnie miał pokazać się czerwony księżyc. Oglądała go wczoraj razem z przyjaciółmi i rodziną, podziwiając jego idealnie okrągłą tarczę i niezwykłą barwę. Tyle, że to zjawisko miało trwać zaledwie kilka godzin, tymczasem kolejnej nocy księżyc nie zmienił się ani odrobinę. Nagle poczuła jak kręci jej się w głowie. Niepewna co powinna zrobić w takiej sytuacji, przypomniała sobie słowa babci, które wypowiadała zawsze kiedy ją odwiedzała.
- Babciu czemu otwierasz okno w zimę? - pytała, kiedy starsza kobieta mocowała się z upartym staromodnym oknem w drewnianej ramie. Staruszka o siwych włosach, gdzieniegdzie przetykanych kolorem ciemnego brązu, uśmiechnęła się. 
- Czasami robi mi się duszno. Pamiętaj świeże powietrze pomoże na wszystko. - odpowiedziała, otwierając okno, Alicję uderzyła w tedy rześkość i chłód powietrza.
Dziewczyna pod wpływem impulsu otworzyła okno w swoim pokoju. Do środka wdarł się podmuch lodowatego powietrza, niosący ze sobą ten szczególny zapach zimy, jaki zawsze można wyczuć w powietrzu, kiedy na dworze panuje mróz.  Gdzieś w oddali zaszczekał pies, sądząc po głosie jakiś duży, pewnie owczarek. Dziewczyna wystawiła głowę za okno i spojrzała na szaro - bury w mroku trawnik. Mimo pachnącego zimą powietrza, śniegu było jak na lekarstwo. Co z tego, że kilka dni temu, przez jeden dzień padał miękki puch, skoro drugiego zamienił się w błoto? Od tego czasu w ogóle nie padało, a ziemia była zamrożona na kość. Alicji już nie kręciło się w głowie, jednak nie zamykała okna. Uwielbiała wpatrywać się w mrok nocy. Jej okno wychodziło na jej ogródek i dalej ogródki sąsiadów, dopiero w oddali mogła dostrzec lampę uliczną, płonącą ciemnożółtym blaskiem. Ciepło z pokoju, uciekało szybko, a jego miejsce zajmowało lodowate powietrze. W końcu Alicja przemarzła i już chciała zamknąć okno, gdy to się zaczęło. Najpierw była fala mdłości i zawrotów głowy, potem dołączył ból w kościach i wrażenie jakby nie przemieszczały się, a wręcz przekształcały. Jęknęła. Nie wiedziała jak znalazła się na podłodze, pewnie upadła. Zwinęła się z bólu, który atakował każdą komórkę jej ciała. Czyżby choroba wróciła? - pomyślała i prawie krzyknęła, gdy ból przeszył jej czaszkę, zupełnie jakby ktoś wbił jej lodowy sopel w mózg, a potem przekręcił. Najgorsze jednak nastąpiło za chwilę. Ból w szczękach, a potem słodki posmak krwi na języku i coś twardego. Zęby. Wypluła to co do niedawna było jej zębami, w buzi nie został ani jeden. Jednak coś je zastępowało, też zęby, ale z pewnością nie ludzkie. Długie i ostre kły, wyrosły w kilka sekund. Alicja leżała na podłodze, ból już minął, jednak dziewczyna nadal miała wrażenie jakby komórki jej ciała przeprowadzały nadmierną mitozę. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Niby wszystko wyglądało normalnie, ale czemu jej wzrok przykuł ruch małej muszki na ścianie? Ba, dlaczego w ogóle ową muszkę widzi? Nie mogła sobie przypomnieć chwili w której włączała by światło. Niezdarnie spróbowała wstać, jednak coś uniemożliwiało jej tę czynność. Jęknęła gdy dostrzegła powód problemu. Jej ręce nie były już ludzkimi kończynami. Były to wilcze łapy, porośnięte gęstym czarnym futrem i zakończone śmiercionośnymi pazurami, lśniącymi w świetle księżyca. Prawda uderzyła w nią niczym taran. Wyglądała jak wilk, nie, była wilkiem! Czarnym z parą złotych oczu, które czułe na ruch, przewiercały mrok nocy na wylot. Tym samym musiała mieć niezwykle czuły nos. Wciągnęła w nozdrza powietrze z pokoju. Kolejnym szokiem była różnorodność zapachów, które mogła wręcz posmakować. Czuła zapach wody, ziemi, lasu, zwierząt oraz zapachy bardziej znane jak drewniana podłoga, nikła woń dezodorantu i perfum, a nawet czekolady, którą miała schowaną w szafce. Potrząsnęła łbem. To ciało mimo różnic, wydało jej się bardzo naturalne. Wiedziała jak powinna się poruszać i mimo swojej niezdarności podniosła się na łapy. Nagle inna woń uderzyła w nią z cała swoją siłą. Woń która wyłączyła wszystkie ludzkie pozostałości w jej ciele. Woń krwi, ludzkiej krwi i towarzyszący jej odgłos bijącego serca. Alicja całkowicie straciła kontrolę. Teraz była wilkiem, nie dziewczyną, która miała problem z zaśnięciem i obserwowała księżyc. Jej wargi uniosły się do góry, odsłaniając długie białe kły, gotowe zadać śmiertelne rany. Jednak z jej gardła nie wydobył się żaden odgłos. Była niczym skradająca się pantera, cicha i zabójcza, która atakuje z zaskoczenia niczego nieświadomą ofiarę. Podeszła do drzwi i szturchnęła je głową. Zawiasy nie wydały żadnego dźwięku, gdy czarny wilk przeszedł przez próg i stanął w przedpokoju. Dokąd teraz? Wilczyca uniosła głowę i powąchała powietrze. Tam - nakazał jej instynkt. Najlepiej zaatakować bezbronne młode, które śpi z dala od rodziców. Bezszelestnie ruszyła w kierunku drzwi. Te też nie były zamknięte, więc z łatwością dostała się do pokoju. W pomieszczeniu było ciepło i pachniało bezbronnym człowiekiem. Wilczyca warknęła, teraz nie musiała się kryć, dziecko nie miało żadnych szans w starciu z jej kłami i pazurami. Już miała skoczyć i zatopić swe kły we własnej siostrze, gdy na kołdrze poruszyła się mała kudłata kulka. Niewielki piesek zerwał się na równe nogi. Odsłonił krzywe ząbki, ledwo mieszczące się w spłaszczonym pyszczku. Brązowo - rude włosy, zasłaniały jego małe ciałko. Shih - tzu warknął cieniutkim głosikiem. Jego niewielki nosek wychwycił dziki zapach wilka i zbudził ze snu. Był tylko niewielkim pieskiem, który nie postrzegał świata jak człowiek, a jego zachowaniem rządził instynkt. Teraz instynkt podpowiadał mu, że jeśli nie obudzi dwunogich bezogonów, wilk ich zabije. Instynkt mówił mu, że musi bronić swojego stada. Stanął więc na krótkich łapakach i zaczął szczekać. Mimo iż nie miał mocnego głosu, a jego szczekanie brzmiało jak piszczenie, było na tyle głośne by postawić no nogi cały dom. Wilk zmarszczył nos i warknął, a jego głos był głośniejszy niż szczekanie psa. Alicja w wilczym ciele nie chciała by polowanie spełzło na niczym, a ten głośny szczur mógł wszystko zepsuć. Shih - tzu zeskoczył na podłogę i zaatakował łapę wilczycy. Nie dotarł jednak do celu, ogromne szczęki złapały go w pół. Kły przebiły się przez gęste włosy i dosięgnęły ciała, wbijając się w nie głęboko. Piesek zaskomlił. Krew splamiła jasne panele, wsiąkając w drewno. Wilczyca potrząsnęła łbem, niczym pies bawiący się zabawką. Jej kły zagłębiały się w ciele coraz bardziej, rozrywając pomału małe ciałko na strzępy. Wilcze oczy w kolorze złota, błyszczały w mroku zwierzęcą brutalnością i zewem krwi. Wilczyca upuściła psa na podłogę, przytrzymała go łapą i zaczęła rozrywać na strzępy. Nie czyniła tego z głodu jaki kieruje zwykłymi wilkami, ale z głodu śmierci i krwi. Okropnej żądzy nie mającej uzasadnienia w świecie zwierząt. Po chwili z psa zostały tylko krwawe ochłapy, rozwleczone po całej podłodze. Kiedy wilczyca uniosła pysk nagle pokój spowiła jasność. Zmrużyła oczy i warknęła. Prawie w tym samym momencie dziewczynka krzyknęła. Jeszcze przed chwilą smacznie spała i łóżku, myśląc, że jest bezpieczna. Nagle obudziło ją szczekanie psa, a później jego skomlenie. Nie chciała wstawać jednak w końcu się przemogła, a kiedy zapaliła światło jej oczom ukazał się ogromny, czarny wilk o złocistym spojrzeniu. Przestrzeń przeszył jej krzyk, cofnęła się chwiejnie, a jej oczy wypełniły się łzami. Nie mogła patrzeć na krwawe strzępki, które zaścielały podłogę oraz na szkarłatną substancję, pokrywającą pysk wilka. Wiedziała co to jest, jednak nie chciała przyjąć do siebie prawdy. To z pewnością tylko zły sen, zaraz obudzi się bezpieczna, a puchata kulka będzie domagać się głaskania, jak zawsze rano. Jednak to nie był sen, tylko rzeczywistość. Już nigdy więcej nie poczuje mokrego noska, który szturchał jej rękę. Zaczęła cofać się do tyłu, jednak po kilku krokach jej plecy dotknęły ściany. Nie miała dokąd uciekać, mogła tylko czekać na nieuniknione. Wilk powoli przywykł do ostrości światła, teraz jego uwaga była skupiona na niedoszłej ofierze. Gdzieś przez zwierzęcą świadomość, przebiły się znajome wspomnienia. Były jednak tak nieczytelne i wyblakłe, iż wilczyca mogła stwierdzić jedynie, że zna tą dwunożną osóbkę, stojącą przed nią. Nic więcej nie docierało do wilczego umysłu. Wilczyca stała więc niezdecydowana i uparcie wpatrywała się w kulącą się przy ścianie dziewczynkę, na oko około dziesięcioletnią. Potrząsnęła łbem, jej wilcza strona nie pojmowała znaczenia przeszłości czy przyszłości, liczyło się tylko teraz. Ta osoba przed nią nie była nikim ważnym, a wilki bardzo nie lubią rezygnować ze swoich zamiarów. Powoli zaczęła się zbliżać. Miała dużo czasu, a strach tylko ją cieszył - tę okrutną stronę wilka, który wyszedł na powierzchnię i zmienił ją w zwierzę.
- MAMO! - krzyknęła dziewczynka, po jej policzkach spływały słone łzy. Wilczyca położyła uszy po sobie, gdzieś z tyłu dochodziły odgłosy szybkich kroków, dwunożnych istot.
- Alicjo! Dagmaro! Wszystko w porządku? - krzyknęła biegnąca kobieta. Wilczyca z pokoju słyszała jej przyśpieszony oddech. Matka. Stwierdził jej wilczy umysł. Obróciła głowę w chwili kiedy dorośli wbiegli do pokoju małej Dagmary. Matka w swoich chudych ludzkich rękach, trzymała kij od szczotki. Teraz celowała nim w Alicję, starając się by nikt nie zobaczył, że jej ręce drżą. Wilczycy zapach kobiety i mężczyzny wydał się znajomy, jednak nadal nie potrafiła ogarnąć tego wilczym umysłem. Warknęła sfrustrowana. Trzech na jednego. Nagle gdzieś z oddali dotarł do jej uszu cudowny dźwięk. Było to wilcze wycie, nie takie zwyczajne, tylko mówiące o złapaniu tropu zwierzyny i zamiarze polowania. Grupa łowiecka informowała w ten sposób resztę stada, że czas na polowanie. Alicję przeszedł dreszcz. Zapragnęła dołączyć do wilków i ruszyć z nimi na łowy. Bezogony chyba też usłyszeli wycie, choć z pewnością nie zrozumieli jego przekazu. Dziecko jeszcze bardziej spróbowało wcisnąć się w ścianę, a matce kij zadrżał w dłoniach, kiedy nerwowo zerknęła w stronę okna. Alicja przestąpiła z łapy na łapę, czuła zew watahy, jednak nie była w stanie im odpowiedzieć. Jakaś cześć jej wilczego umysłu mówiła kategoryczne "nie" na ten pomysł. Wilczyca warknęła i zawróciła biegnąc w stronę dorosłych. Metr przed nimi odbiła się od ziemi i przeleciała nad ich głowami. Matka niezdarnie zamachnęła się kijem, jednak wilczyca lądowała już na podłodze, za ich plecami. Oparła się pokusie odwrócenia się i zatopienia kłów w ich bezbronnych ciałach. Biegła przez pokój, a potem przez przedpokój i znów wbiegła do pokoju. W jej nozdrza uderzała woń zimy, dochodząca z otwartego okna. Alicja skoczyła i po sekundzie jej łapy dotknęły twardej i zimnej ziemi, pokrytej cieniutką warstwą lodu. Nie oglądając się za siebie, przebiegła całą długość swojego ogrodu i ogrodów sąsiadów, skręciła w lewo. Na jej drodze stał niewielki murek z czerwonej cegły, pomalowany na beżowo - szary kolor. Oddzielał on ostatni z trawników od ulicy. Z łatwością przeskoczyła go i wylądowała po drugiej stronie. Zastrzygła uszami. Drżące wycie, wciąż wisiało w powietrzu wzywając jej wilczą naturę. Skręciła w lewo i zaczęła biec środkiem ulicy. Alicja mieszkała w niewielkim miasteczku, gdzie samochody nie jeździły w nocy po ulicach, a jeśli już to bardzo rzadko. Ich właściciele zazwyczaj w tedy spali, bądź pracowali. W taką właśnie noc biegła wilczyca. Ulica była zupełnie pusta, gdzieś w oddali błysnęły oczy bezpańskiego kota, który zwietrzywszy wilczy zapach, skrył się w krzakach pobliskiego ogrodu. Alicja przebiegła całą długość ulicy, szybciej niż biegł by zwykły pies. Na jej końcu skręciła w boczną uliczkę po prawej stronie. Szybko pokonała dystans dzielący ją od pól uprawnych, które o tej porze roku były zamrożone na kość. Niedaleko pola stał samotny dom, dość stary i mocno zaniedbany. Zapach wilka wybudził ze snu owczarka niemieckiego, który pilnował posesji. Pies zerwał się na łapy i wypełzł z budy. Zaczął wściekle szczekać na wilczycę. Jego właściciel nie należał do zbyt cierpliwych czy wyrozumiałych ludzi. Wściekły otworzył drzwi i stanął na betonowym ganku. Szybko objął wzrokiem cały obszar, na chwilę jego wzrok zatrzymał się na ciemnej sylwetce, przypominającej psa, która wtapiała się w mrok nocy. Owczarek nadal szczekał na oddalający się cień. Mężczyzna myśląc, że jego pies szczeka na zwykłego kundla, zaczął krzyczeć na psa, który podkuliwszy ogon, wrócił do budy. Człowiek zadowolony z siebie, odwrócił się. Jego drzwi były stare i dawno nie malowane, brakowało im sporych fragmentów farby, a nawet drewna. Nic dziwnego, że mężczyzna sięgając do klamki, skaleczył się w dłoń. Kropla krwi spłynęła po dłoni i dalej po nadgarstku, by na końcu spaść na ziemię. Gdyby to była normalna noc, nic by się nie stało. Jednak ta noc nie była normalna. Nad miastem wisiał czerwony księżyc. Tą jedną maleńką kropelkę krwi, wyczuła wilczyca. Jej ciałem wstrząsnęła większa siła, niż ta która kazała polować jej na siostrę, większa nawet niż zew watahy.
To był Zew Krwi.
Wilczyca odwróciła się jak oparzona, całe jej ciało pulsowało nową energią, której działanie można porównać do adrenaliny. Jej oczy świeciły jak małe latarki, dzikim, złotym światłem. Oblizała się po nosie, smakując powietrze. Nawet bez tego woń krwi wzywała ją, jak nic innego, w tym nowym ciele. Zaczęła biec w stronę z której dochodził zapach. Najpierw powoli, truchtem, jakby niepewnie, potem coraz szybciej, aż przeszła do pełnego sprintu. Uszy położyła płasko po sobie, ogon uniesiony był w linii prostej, ani wysoko, ani nisko, gotowy by pomóc wilczycy w nagłym zwrocie. Wilczy umysł Alicji zdawał sobie sprawę z tego co to oznacza. To było polowanie, polowanie na łatwą ofiarę, jaką jest dwunożna istota bez sierści. W kilka sekund wilczyca znalazła się tuż przy furtce, wiodącej do ogrodu mężczyzny. Z budy dało się usłyszeć niepewne poszczekiwanie psa, który nie był pewien czy powinien ostrzec właściciela, skoro ten wcześniej go za to ukarał. Alicja nie zwróciła na to uwagi, pies jej nie interesował. Cała jej uwaga była skupiona na dwunogu, który dopiero teraz zorientował się, że coś jest nie tak. Jednym susem przeskoczyła bramkę, lądując na szorstkiej od mrozu trawie, która zatrzeszczała pod jej łapami. Jej złote oczy z łatwością dostrzegły źródło zapachu - dłoń, którą mężczyzna ściskał w swojej drugiej ręce, starając się zatamować te kilka kropel krwi i nieprzyjemne pieczenie. Wilczyca obnażyła kły i zaatakowała. Człowiek nie miał się jak bronić. Upadł pod ciężarem wilczycy i spadł z ganka. Czarne łapy przygniotły go do ziemi, drapiąc jego klatkę piersiową. Mężczyzna zaczął krzyczeć, ale noc pochłonęła jego krzyki. Nikt nie mógł go usłyszeć. Ręką próbował osłonić twarz i szyję przed ogromnym czarnym pyskiem. Na nic się to jednak nie zdało, kość pękła, kiedy ogromne zęby zmiażdżyły ją jak człowiek miażdży czekoladowego batona. Następnie, nim zdążył wykonać kolejny ruch, czarne szczęki zacisnęły się na jego krtani. Ogromna siła zmiażdżyła mu krtań, tchawicę i tętnicę, powodując prawie natychmiastową śmierć. Dzieła dokończyły kły, które rozerwały gardło na strzępy. Wilczyca po skończonym mordzie, zlizała krew z pyska i odsunęła się od nieruchomego ciała. Dopiero teraz jej umysł, zaczęła zaprzątać myśl, którą wyłączył zew krwi; Gdzie się podziało wilcze wycie? Podniosła głowę do góry i zastrzygła uszami, jednak noc pozostała cicha i spokojna, jakby to co przed chwilą miało miejsce, zdarzyło się w innym świecie. Alicja słyszała nierówny oddech starego mieszańca owczarka, chudego i zmarzniętego, który chował się w budzie, ukrywając pysk w łapach. Jednak jej umysł nie odbierał go jako potencjalnego łupu. Wilczyca jeszcze trochę postała, aż w końcu nadzieja znikła, jak mgła którą rozwiewa podmuch powietrza. Wataha się nie odezwie; polowanie skończone. Mimo to wzywał ją las, pragnęła wydostać się z betonowej dżungli i poczuć wokół siebie przyjemną woń zwierząt i roślin, zupełnie inną niż wiszące w miejskim powietrzu spaliny i dym. Potrząsnęła głową i ruszyła do miejsca, które ją wzywało. Wybiegła z ogrodu, biegła wzdłuż ulicy, aż dotarła do pół. Przebiegła po ich zamrożonej powierzchni, aż miasteczko zostało za jej plecami. Jeszcze kilka metrów i otoczyły ją drzewa. Objęły ją jak swoją cześć, która do nich należy i którą witają z powrotem. Wilczyca zdobyła się na kilka machnięć ogonem. Zew krwi kazał jej trzymać się miasta i ludzi, jednak zew lasu wzywał ją do siebie. Gdzieś na ich granicy balansował zew watahy, którego nie pojmowała, jednak ta siła cały czas tliła się w zakamarkach jej umysłu, jasną iskrą. Alicja powoli zagłębiała się w mroczne odstępy zielonej toni, drzew i krzewów, które nawet w zimę nie tracą swej pierwotnej barwy. Zapach, tak inny od tego, który dotąd czuła, przyczepiał jej się do futra i wędrował za nią. Czarna wilczyca o gęstym, lśniącym futrze poniosła łeb do góry i zawyła, płosząc kilka nocnych stworzeń. Było to pierwsze wycie w jej życiu. Nie mówiło o stracie czy smutku, ani o polowaniu czy granicach terenu. Było przepełnione szczęściem i znaczyło mniej więcej "Tu jestem! Żyję!". Kiedy skończyła, dźwięk jeszcze na długo unosił się między drzewami.

Don't Copy!

Alicja starała się pozostać niezauważona, gdy wyglądała zza drzewa. Pech chciał, że była na prawie otwartej przestrzeni w rzadszej części lasu. Jej wzrok śledził tłum ludzi, niosących pochodnie i latarki. Przesunęła się bardziej za drzewo, jakby chciała się w nie wtopić. O jej umysł obijała się tylko jedna myśl - co robić? Miała co najwyżej kilkanaście minut by wymyślić plan, na odciągnięcie ludzi od lasu i Kryjówki. Jeśli jej się nie uda, nie zdoła powstrzymać przemiany. Swojej i innych. Zginą ludzie, zostaną rozerwani na strzępy, kiedy straci nad sobą panowanie i zwierzęcy instynkt weźmie górę. Później nie będzie mogła spać, kiedy w jej uszach nadal będzie dźwięczał ludzki krzyk, przepełniony bólem i świadomością, że śmierć zatapia w nich kły. Ona będzie tą śmiercią. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Nie miała planu, ale nie mogła po prostu zignorować tłumu. Po raz ostatni spojrzała na grupę myśliwych i ruszyła w las. Cicho niczym cień, przemknęła między paroma pierwszymi szeregami drzew. Potem puściła się pędem przed siebie, nie zważając już na okrzyki pogoni. Zostało tylko kilka minut. Minut świadomego działania i panowania nad sobą. Zacisnęła zęby, kiedy krzak otarł jej nogę. Nie zatrzymała się jednak, wiedząc, że to może sprowadzić na nią wyłącznie śmierć. Musiała odciągnąć pogoń od reszty, nie ważne za jaką cenę. Przy wielkiej sośnie skręciła na zachód i biegła dalej w kierunku górskiego strumienia. W myślach dziękowała wszystkim siłom świata, że jest przeciętnie wysportowana. Inaczej nie wyprzedziła by pogoni i pewnie by ją zabito. Nie miała co do tego wątpliwości, tylko w jednym celu ludzie mogli wejść do lasu - w końcu odważyli się stawić czoła wilkom. Tylko, że nie my jesteśmy problemem! Pomyślała dziewczyna. Nagle niedaleko niej przemknął biały cień. Alicja zatrzymała się gwałtownie. Wszędzie poznała by to białe futro i postrzępiony ogon. Obejrzała się za siebie. Wilk zwietrzył zapach ludzkiej krwi, było już za późno by cokolwiek zrobić.



one


















czwartek, 15 października 2015

środa, 14 października 2015


[center]
[img]https://media4.giphy.com/media/42LaiMUe91n3y/100.gif[/img]

[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggFxgN7w3QFQgMIDu1JZEleyrf2mlUIen9JVDf_fkFnVduEm3LK9Ihuu0suMbFocnDeY_SACm4hgXTZA61ISLugePAG2mjozgBb7X02m34moErnQFjg8uxLAhaBHoVOG_hfQJDQI4srHX1/s1600/afa.png[/img]

[img]http://33.media.tumblr.com/dd3336226289def2e154c60a25551b86/tumblr_mk8mvhqFiO1rju6s8o3_250.gif[/img][img]https://2.bp.blogspot.com/-skgt8OOHN2k/VYM9JXSZYCI/AAAAAAAAFkc/aoGZ68aJk-I/w245-h250/tumblr_mpdmw6CJiT1rs9gsro2_250.gif[/img]

[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggK18wsnjnEX12a8z_ZXlST__ptid5LoGY_ogZwjf-RcNNqsSLnbmMA-NONy7F4b3n4vXT8IcF8ZaAIjx_fPmxcVgxY9LjQzt8AVD1kzivJcrGI9Ax5zZ1-Vy-t-KJoWGFuIme3FrPhK7y/s1600/dpaf.png[/img]

Imię:

[i]Alicja[/i]

Pseudonim:

[i]Znajomi mówią na nią Amy (czyt. Ami), na początku było Ali, ale średnio brzmiało.[/i]

Nazwisko:

[i]Fleczer[/i]

Płeć:

[i]Piękna[/i]

Wiek:

[i]16 lat[/i]

Charakter:

[i]Alicja to skomplikowana dziewczyna. W większości milczy i trzyma się na uboczu, wręcz wtapiając się w tło. Najpierw myśli potem robi (przynajmniej przez większość czasu). Nie znosi być w centrum uwagi, gdy wszyscy się na nią patrzą. Z tego względu nijak nie zmusisz jej do publicznego wystąpienia. Może się wydawać, iż to dziewczyna nieśmiała i zamknięta w sobie. Nie jest to jednak prawdą. Amy po prostu nie lubi się wyróżniać. Czasami jednak los rzuca jej kłody pod nogi i Alicja musi coś publicznie powiedzieć bądź dowodzić małą grupą osób. Z tym spokojnie sobie radzi. Gdy przychodzi co do czego, potrafi być chamską i sarkastyczną dziewczyną, rzucającą czarnym humorem na prawo i lewo. Jest typem chłopaczycy, energicznej, która kiedyś ćwiczyła "podwórkowe" style walki (czyli nic konkretnego, po prostu umie się bić). Jest ateistką - nie wierzy w Boga, ale nie krytykuje osób wierzących. Nie należy do osób cierpliwych. Owszem potrafi czekać w bezruchu na "coś", jednak gdy idzie o innych to już o czekaniu w milczeniu nie ma mowy. Należy do osób gwałtownych, które łatwo wpadają w złość. Od Nowego Roku, łatwo wprowadzić ją w złość z byle powodu. Nie potrafi zapanować nad swoimi wybuchami gniewu, bądź wychodzi jej to z wielkim trudem. Nie można uznać ją za osobę sympatyczną, ale posiada cechy takie jak lojalność i honor. Gra na własnych zasadach, nie obchodzi jej zdanie innych. Ma odrobinę zdolności przywódczych, ale nie chce zostać tzw. "alfą", twierdzi, że się nie nadaje. Ma średnie poczucie obowiązku i odpowiedzialności. Głównie dba o własne cztery litery, ale ponieważ nie lubi bezczynności pomoże w takim czy innym wypadku. Jeśli gdzieś jest bójka, to zaraz tam leci (albo bierze w niej udział, co zdarza się częściej). Jest silną psychicznie jak i fizycznie dziewczyną, która wbrew pozorom wiele od siebie wymaga. Z wierzchu może wydawać się, że ma wszystko gdzieś, ale w głębi obchodzą ją inni, jak i to co się dookoła niej dzieje. Nie zamierza zmarnować swojego życia, tylko z powodu "choroby". Nigdy nie była zakochana, więc jej romantyzm jest na poziomie zero. Raczej nie szuka miłości i będzie bezwzględna dla każdego podrywacza (o ile w takich czasach jakiś się uchował). Zna kilka domowych sposobów leczenia, których nauczyła ją babcia mieszkająca na wsi. Kocha naturę i odrobiną samotności. Do betonowej dżungli wraca tylko z konieczności. Najczęściej można znaleźć ją w lesie nad potokiem w "jej" miejscu. W tych czasach prawie nikt nie zapuszcza się do lasu, więc przyroda zaczyna się rozrastać, a Amy to jak najbardziej odpowiada. Po pierwszej fazie wilkołactwa, rzuciła naukę - nie kontynuuje jej na własna rękę. Od czasu do czasu sięgnie po jakąś skradzioną książkę (najczęściej wieczorem). Po przemianie w wilka staje się brutalna i bezwzględna. Nie panuje na sobą, ba! Nawet się nie stara zapanować. Od razu daje się porwać wirowi walki, a jej wzrok pokrywa czerwona mgiełka szaleństwa. Lepiej w tedy być naprawdę daleko. [/i]

[img]http://24.media.tumblr.com/f5de474dd60502af7f1d2b61abb71c63/tumblr_mpdlc3VyQu1rs9gsro5_250.gif[/img]

Aparycja:

[i]Jako Wilk Amy ma gęste futro, które nie przylega ściśle do ciała. Zapewnia ono ochronę w mroźne i deszczowe dni. Jej sierść jest w kolorze szarym - nie srebrzystym, ani nie jakoś nadmiernie ciemnym, po prostu szarym. Do tego ma znaczenia w kolorze biszkoptowo - rudym, układające się jak u podpalanych psów, czyli na łapach, brzuchu, klatce piersiowej i pysku. Jej oczy są duże i okrągłe o barwie jasnego złota, które z daleka może być odbierane jako jasny brąz z żółtym blaskiem. Budowa proporcjonalna jak na wilka. Długie łapy i szczupła sylwetka zapewniają szybkość i wytrzymałość wilczycy. Dzięki dużym "stopom" ma lepszą przyczepność i równowagę podczas biegu, czy wspinaczki (np. po stromym zboczu). Średniej długości, giętki, puszysty ogon, zapewnia ostrzejsze zakręty podczas sprintu. Amy ma długie, białe kły, idealne do rozszarpywania ludzi jak i innych stworzeń. Na pysku przy bliższym przypatrzeniu można dostrzec króciutkie czarne wąsiki, pełniące tę samą rolę co u psów i kotów.[/i]

[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYnu7Qeu2jjK4ccXamZ0BEIf2HiHF1RX-jJmkjvEAI0ZofafX4aL8pskYheLhkVvpUeTtzOkOOHxtCzheH59Ni_GFq_5ZMEaRuZyKjKg3GKUwdoQ0lD1h2We9xNELCAgoaoSPf9IOJjnrM/s1600/ddaf.png[/img]

Broń:

[i]Poza swoją "chorobą" jej jedyną bronią jest sztylet, który zwędziła z cudzego domu.[/i]

[img]https://33.media.tumblr.com/41292d4f5a3f0ef3c1fa01081b203a47/tumblr_nsph5ccuZG1uqdbneo4_250.gif[/img]

Ciekawostki:

[i]>> Jej najbardziej wyczulonym zmysłem podczas przemiany jest słuch <<
>> Kocha słodycze, a w szczególności czekoladę i miętowe gumy do żucia <<
>> Nie potrafi strzelać z pistoletu, nie miała się jak tego nauczyć <<
>> Lubi deszcz, lecz mimo to często na niego narzeka <<
>> Boi się, że kiedyś skrzywdzi kogoś na kim jej zależy, kiedy straci nad sobą panowanie <<
>> Nie znosi małych psów <<
>> Nigdy nie lubiła romansów w filmach i książkach, sama nigdy nie była zakochana <<
>> Ma "coś" do ludzi bi i homoseksualnych, na szczęście w jej okolicy żadnego nie ma <<
>> Była ochrzczona jak i była u pierwszej komunii św. jednak do bierzmowania nie poszła <<
>> Twierdzi, że jest ateistką. Dla jej rodziny było to równoznaczne z byciem satanistką <<
>> Lubi metal i inne gatunki które wpadną jej w ucho <<
>> Przeważnie ubiera się na czarno <<
>> Każdej nocy zabija <<
>> Na lewej łopatce ma wytatuowaną wilczą łapę. Pamiątka jeszcze sprzed czasów Czerwonego Księżyca. <<[/i]

Rodzina:

[i]>> Matka Małgorzata  - 38<<
>> Ojciec Daniel - 40 <<
>> Siostra Dagmara - 15 lat <<
>> Siostra Marcelina R.I.P (zagryzły wilki) - 7 lat <<[/i]

Wygląd:

[img]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/56/83/69/5683696590979407c18da91d11f5587a.jpg[/img]
[/center]



Fabuła

[center][img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-BkUhpqo2SKSiJ9p58x7IdgoPevhlbqVMnbnl637c90ojm9BCDBicNm9tSc6-4GPX2bA9PCE7PNw8PZQvlG_iid2TvB5yJBgvyf0LUSUhzfgkgVRgN7FzO57yoZwhVo1KB2U97_3GM8OZ/s1600/redwolvesmoonlight.png[/img]

[color=red]Uwaga! To RPG nie będzie należeć do najłagodniejszych, oczywiście postaramy się nie złamać regulaminu, jednak ostrzegałam. 
Teledysk, również dla osób których nie rusza krew (chyba, że oglądaliście Wolf's Rain, hyh).[/color]

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=YICZSIqvyp8[/youtube]


[i]Czuję wewnątrz zwierzę
Moje postanowienie słabnie
Pukając do drzwi mojego umysłu
To jest prawie przytłaczające
Nie potrafię opisać
Głodu, który znów czuję
Uciekaj, jeśli zamierzasz przeżyć
Bo bestia ożywa
Zabierając więcej niż blask tej splugawionej poświaty księżyca
Śmierć tej nocy nadchodzi

Bo zwierzęca dusza jest moja
Połączymy się tuż przed twoimi oczami
Tym razem nie mam kontroli
I teraz, oboje będziemy tej nocy ucztować w piekle

Znów czuję zew
Pierwotna żądza wypełnia mnie
Zmiany niedługo się zaczną
I teraz moja krew się gotuje
Widzę strach w twoich oczach
Ale nie potrafisz zmusić się do krzyku
Czas zrzucić śmiertelne odzienie
Bestia ożywa
Zabierając więcej niż blask tej splugawionej poświaty księżyca
Śmierć tej nocy nadchodzi

Bo zwierzęca dusza jest moja
Połączymy się tuż przed twoimi oczami
Tym razem nie mam kontroli
I teraz, oboje będziemy tej nocy ucztować w piekle

Zaczniemy łowy tej nocy
Dopóki potęga krąży kreatury uciekają
Kiedy mord jest już blisko, a ja zostanę nasycony
Tej nocy zapach przerażenia 
Budzi starożytne żądze nie do odparcia
Jesteś mój

Bo zwierzęca dusza jest moja
Połączymy się tuż przed twoimi oczami
Tym razem nie mam kontroli
I teraz, oboje będziemy tej nocy ucztować w piekle

Bo zwierzęca dusza jest moja
A świat wokół nigdy nie usłyszy twoich łkań 
Bezbożne przestępstwo 
I teraz, oboje będziemy tej nocy ucztować w piekle

(Disturbed - The Animal ~ Tłumaczenie z j.ang)[/i]

[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5BOhL78n4OLJ72eJh612be7P3NCgYAb5lU9MiACzRhj5hwUCxJcsy-OaFdEqQ8B9htJCwaIJFCtzunGs2UFMU8GrEUIPeZJcS-g5GMQFtlNjBusWbWaZKHqKNE5R5qXwFbeaRBPVUKu4n/s1600/ocochodzi.png[/img]

[i]Rok 2030, nowy rok. Ludzie czekali do północy na niezwykłe wydarzenie i nie mam tu na myśli nowego roku. Czekali na Czerwony Księżyc. Zjawisko pojawiające się raz na kilkanaście lat, miało pojawić się w dzień nowego roku! Nic dziwnego, iż wszyscy byli z tego powodu bardzo podekscytowani. W końcu mleczno - szare chmury rozsunęły się, ukazując księżyc. Tak jak zapowiedziano, świecił czerwonym blaskiem i wyglądem przypominał oko, jak nigdy dotąd. Chmury zdawały się odsuwać od jego blasku, a gwiazdy nie świeciły tak jasno jak wcześniej. Powinno to zaniepokoić ludzi. Jednak oni, przepełnieni szczęściem zdawali się nic nie zauważać. Jedynie zwierzęta coś wyczuły. Psy, które nie boją się sztucznych ogni z niewiadomych przyczyn nie chciały wyjść na dwór. Koty gdzieś znikł, podobnie jak inne zwierzęta. Zdawało się, że cały świat wstrzymał oddech na te kilka minut.  
Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje,
co się stanie,
Nikt nie widział jak księżyc śmieje się, śmiechem zimnym niczym skały pokrywające jego powierzchnię. Nikt nie widział jego złowieszczej aury, omiatającej ludzi. Nikt.
Nikt nie docenił potęgi księżyca.
Później mieli tego żałować.

~*~

Zjawisko miało miejsce na całym świecie.
Jednak my jesteśmy w Polsce.
Kikaset dzieci w wieku od 14 do 17 lat, budzi się z objawami grypy. Lekarze jednak nie wiedzą co im jest. Przepisują jakieś tandetne lekarstwa, które nic nie pomagają. Kilku pechowców przewieziono nawet do szpitala. Wszystko to trwało, aż do nocy. Do czasu, kiedy zamiast spodziewanego białego satelity, pojawił się znów Czerwony Księżyc w pełni. 
W "chorych" nastolatkach zaczęły zachodzić pewne zmiany, bolesne. Dzieci zwijały się z bólu, czując jak przestawiają im się kości i mięśnie, a zęby i palce zmieniają swój kształt. Po kilku minutach stały na podłogach jako wilki. Zmęczone z rozbieganym wzrokiem, nie wiedząc co się stało. Oszalałe ze strachu.
To był początek koszmaru.

~*~

Od tego czasu księżyc nie chce zmienić barwy, cały czas pokazuje się w pełni. Ludzie mają wrażenie, że noce są dłuższe od dni, o wiele bardziej niż było by to normalne. A może to dlatego iż wyjście o zmierzchu zawsze kończy się śmiercią? 
Po ulicach grasują wilki, zabijające bez opamiętania. Po ich ugryzieniu nie stajesz się jednym z nich, nie ... ale mogą cię rozedrzeć na strzępy. W dzień wracają do normalnej postaci, obdartych dzieci ulicy, które boją się wrócić do domu. Mogą zostać zabite, przez własne rodziny. Starają się trzymać razem, jednak jest to trudne. Pod wilczą powłoką nadal są sobą, nie przyjaźnią się ze wszystkimi, a nagła nieufność, tylko wszystko pogarsza. Zabijają z głodu, bądź szukają resztek. Są nieprzewidywalne. Nie potrafią wielu rzeczy, to nadal nastolatkowie z zerowym doświadczeniem w zakresie przetrwania. Jeśli coś im się stanie, nikt im nie pomoże. Mogą liczyć tylko na siebie.
A to nie wszystko.
Z mroku nocy wyszły One. Sieją strach i spustoszenie, jeszcze skuteczniej niż wilki. Ludzie z braku wyobraźni, nazwali je wampirami. Po części mają rację. Są to istoty o jasnej skórze w kolorze mleka bądź wosku. Mają czarne włosy mocno przetłuszczone i nigdy nie czesane, które zdają się pochłaniać świtało. Ich oczy to dwie puste, czarne dziury pozbawione czegokolwiek. Ręce przypominają zakrzywione szpony z ostrymi pazurami. Wyglądają jak chude kobiety w podartych sukniach. Ich usta to okrągłe otwory pozbawione warg. A w środku czają się ostre zęby, wszystkie wyglądające jak kły.
Tu opis zgadza się z domniemanym "wampirem", jednak one nie żywią się krwią - wolą surowe ludzkie mięso. Da się je zabić, nie są nieśmiertelne. Boją się wilków, ale mimo to z nimi walczą. 
To również twory księżyca, jednak o wschodzie słońca nie zmieniają się z powrotem w ludzi. Słońce im szkodzi - oślepia je. Może są tu winne oczy przystosowane wyłącznie do mroku nocy? Może. 

~*~

Tak więc Polskę (jak i inne kraje) ogarnęła panika. Później zamieniła się w próbę przeżycia. Ludzie stali się pospolitą hołotą, która walczy o jedzenie. Broń stała się codziennością, dzieci nie wyjdą na ulicę bez pistoletu przy pasie, albo bez noża. Świat stał się złym miejscem. Trudno się żyje, fabryki praktycznie stoją w miejscu, a tylko od czasu do czasu ludzie maja dostęp do prądu. 
A wszystko przez Czerwony Księżyc.[/i]

[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaHovJut3ivUdbD8mRm6J2h_apcWOBqj3spqjU-ugQBqCg2iK5T5u1InOboGCHA4E1C3v29fCulUqCZbZ6bR2e5-DwDgixyn_LogyJT6j3ldt9moLVkggrHjdUuaiLDqXHYJXRW56abHxH/s1600/regulamin.png[/img]

[i]1. To jest Polska. Nie żaden kraj z zabezpieczeniem na atak wilków i wampirów. Od rządu pomocy nie będzie. 
2. Wcielamy się w wilki, choć jak ładnie poprosicie to można być człowiekiem.
3. RPG z założenia nie ma końca. Może trwać wiecznie, bo co grupa wilków może zrobić? Nic.
4. Nie mamy super mocy, prócz szaleństwa i zamiany w wilka przy pełni (albo jak się wkurzymy, albo jak się bardzo przestraszymy ... )
5. Hetero. Tylko i wyłącznie. 
6. Nie róbmy ze swojej postaci superbohatera.
7. Mam prawo odrzucić KP gdy:
- Jakiś punkt nie spełnia kryteriów
- Regulamin nie jest przestrzegany
- Widać, że osoba nie czytała fabuły
- Widzę jak piszesz w innych RPG i zwyczajnie cię tu nie chcę
8. Zapisanie się jest równoznaczne z akceptacją regulaminu. Nieznajomość jego zasad nie zwalnia z przestrzegania go. Regulamin może ulec zmianie, o czym poinformuję.[/i]

[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFw83UAzLPsjHa_xaNJlB2xJHSoJ1TtvkuLm1k2zVu5x-8UGuKe438taEzjC2lSPloKOa5AGqsewiEza1sBZYtSjYonoThiOFRZzCdbsnNVtOq05Hnqu9UFfoQWgKEXtOs9p246KI0WKuW/s1600/kartapostaci.png[/img] 
[i] dodać coś można, jednak nie ma "odejmowania". Wygląd dodać gdzie się chce. 

Wygląd: [prawdziwy wilk]
Imię:
Nazwisko:
Płeć:
Charakter: [minimalnie pięć rozbudowanych zdań]
Aparycja: [opis wyglądu i człowieka i wilka]
Broń: [nóż, zaostrzony patyk, skradziony pistolet, brak]
Ciekawostki: [inne]
Rodzina:
Wygląd: [człowiek - art][/i]


[/center]







sobota, 10 października 2015

Sygna




czwartek, 8 października 2015

Piękne, prawda? D:

Szablony, które wpadły mi w oko:

http://nomidaa.deviantart.com/art/PANDA-GRAPHICS-0-by-k4sper-542131133

http://nomidaa.deviantart.com/art/PANDA-GRAPHICS-00-by-k4sper-542553798

Szkoda, ze nie potrafię ich założyć D:

niedziela, 4 października 2015

sobota, 3 października 2015

Komplet "Pij Mleko"


~*~


Sygnatura


KP

[center]
[img]http://i355.photobucket.com/albums/r442/blueshinewolf/ad.png[/img]

[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx9qHsJZPwr9VI-dOaGRE_4oOj2pb9p7tfOR_NNX82k_qLHLoZq_iAsrUlMMz4PDYRHC_NM6QlgHdOsHj_oPhdjJeEfv-70TfD5PzcIdRNAKUiNZOLyOPH6jln-wf7AqiD5MohrUwQrz_8/s1600/assuva.png[/img]
Pembe  | Wilk  | Samiec  | 4 lata  | Cień  | Brat Akimitsu  |
Charakter: Assuva to zrównoważony basior, który najpierw myśli potem robi. Zazwyczaj cichy i spokojny, nie wybucha z byle powodu. Działa nie rzucając sie w oczy, trzyma się zawsze gdzieś na uboczu i obserwuje co się dookoła niego dzieje. Działa taktycznie, najpierw sobie wszystko musi dokładnie obmyśleć. Dla innych nie jest nieprzyjemny, ani nie jest też sympatyczny. Próby zawarcia z nim przyjeźni ignoruje, podobnie otwartą wrogość. Sprawia wrażenie basiora który ma wszystko gdzieś i nie obchodzi go co sie dookoła dzieje. Niestety to tylko mydlenie innym oczu. As jest typem obserwatora. Poznaje innych przez obserwację ich zachowań i mimiki pysków. Sam decyduje kogo lubi, a kogo ledwie toleruje choć nie pokazuje żadnych emocji. Trudny do przejrzenia, a tym samym tajemniczy. Jeśli chodzi o rozmowę, to bardzo żadko można usłyszeć jego głos. Będzie to co najwyrzej kilka sensownych zdań, powiedzianych tonem wypranym z emocji. Tym samym większość zwierząt zapomina jak ma na imię, oczywiście to go akurat nie obchodzi. Mimo "spokojnego" charakteru jest typem wojownika, który świetnie odnajduje sie w walce. Jest bardzo silny i zwinny z szybkością troche gorzej. Jego domeną jest wytrzymałość i równowaga.
Moce: Zacznijmy od umiejętność dzięku której Assuvę bardzo trudno dostrzec o ile nie jest to niemożliwe. Basior potrafi wtopić się w tło - jego sierść przybiera odcienie tego co znajduje się dookoła. Nie myślcie jednak, że As po prostu zmienia kolor sierści! Nie ma tak łatwo. Umiejętność ta działa dobrze, jedynie w miejscach w których naprawdę mógł by się ukryć. Nie zniknie od tak na środku łąki w biały dzień. Prócz tego potrafi poruszać się bezszelestnie, co zawdzięcza nie tyle mocy ile długiemu treningowi.
[img]http://i6.beon.ru/87/11/1061187/80/31141180/Tsubomi_by_blueshinewolf.jpeg[/img]
[img]http://www.logius.hellomobi.pl/images/divider.png[/img]
[img]http://orig12.deviantart.net/cb78/f/2010/294/b/e/assuva__s_grrr_face_by_mirrorzan-d318m7p.png[/img]
[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSHMj0jqx7RZ4cTLxlqPxFumz0hZazK8aSmstwTXLauByvgeG1viARvgs9MwftAoH-fkajg9wXZKnrtpfJDeXZiImydnlN63pOIX4KYeuLz3ZfxBrz7b7MdtucMgn4DEcUUvTuqu47I8Vq/s320/akimitsu.png[/img]
Nakam  | Wilk  | Samiec  | 4 lata | Woda | Brat Assuvy  |

Charakter: Zacznijmy od tego, że Akimitsu jest przeciwieństwem Assuvy. Wpada w szał z byle powodu, wyrzywając się na wszystkim dookoła. Wiecznie warczy i nie sposób się z nim dogadać. Nie dba o uczucia innych, jest możliwe iż sam ich nie odczuwa. Zachowuje sie jakby nie wiedział czym jest miłość, przyjaźń, lojalność, dobroć ... zupełnie jakby jego dusza była pozbawiona zdolności odczuwania tych emocji. Z niego samego można czytać jak z otwartej księgi. Wszystkie emocje odbijają się na jego pysku i ułożeniu ciała. Nie dba o to. Jest typem któremu wszystko przeszkadza, nawet słońce i rośliny. Jest wilkiem, który dużo mówi. Nie tylko narzeka - często plecie jakby wiedział coś na dany temat. Typ dominanta, który uważa iż wszystko robi najlepiej i z tego względu wszystko ma iść po jego myśli. Bez żadnych oporów podniesie łapę na waderę, albo własną matkę. O swoich sympatiach i antypatiach wyraża się nader często. Od razu wiadomo czy znalazłeś się na jego czarnej liście. Swoim zachowaniem podkopał sobie opinię u wszystkich. Raczej nikt z nim przyjaźnić się nie będzie, bo zwyczajnie jest to niemożliwe. Znalazł się tu z tylko sobie znanych powodów. Oczywiście jest wojownikiem, który kocha zabijać. Jego domeną jest siła i szybkość. Ze zwinnością ciut gorze. Jest typem sprintera.
Moce: Potrafi pływać przez bardzo długi czas, nawet w zimnej wodzie. Tak jakby woda dodawała mu sił. Ma świetnie rozwinięte płuca, co umożliwia mu nurkowanie na kilkanaście minut. Pije więcej niż przeciętny wilk.
[img]http://oi42.tinypic.com/zoidft.jpg[/img]
[/center]

Imiona do RPG'a

~*~


Stanistic Music