sobota, 26 grudnia 2015

Ah nareszcie w lesie! Wciągnęłam cudownie pachnące, zimowe powietrze, którego brakowało mi w zamku. Tam, nawet gdy otworzysz okno to nic się nie zmieni. Grube mury nie oddają tego uroku, jaki ma las, nawet gdyby nie to wspaniałe, rześkie powietrze. Las to las. Tego nie da się podrobić, ani w najpiękniejszych opisach kronikarzy, ani w obrazach czy też płaskorzeźbach. Nawet próba wyhodowania własnego kawałka lasu w jakiejś budowli, to nie będzie nawet połowa tego co tu. Las od urodzenia był dla mnie domem i moja dusza rwała się do tych dzikich odstępów, zamiast trzymać się zamku. Szybkim krokiem, który można porównać do kłusu, biegłam w kierunku największego gąszczu. Czyli tam gdzie czułam się naprawdę dobrze. W końcu między drzewami zaczęło pojawiać się coraz więcej krzaków i innych zarośli. Zaczęłam biec ze szczenięcą radością pokonując ten naturalny tor przeszkód. Skoczyć na korzeń, potem przebiec pod innym, slalom między młodymi pędami, nieznanej rośliny i tunel z powalonego i pustego w środku pnia. Mogła bym tak bez końca. Prze de mną wyrósł korzeń, który był większy od innych. Zebrałam się w sobie i odbiłam się tylnymi łapami. Z pewnym trudem, ale udało mi się go przeskoczyć. Jednak nie wylądować. Upadłam w śnieżną zaspę i zapadłam się w niej aż po czubki uszu. Niezdarnie wygramoliłam się z niej i otrzepałam ze śniegu. Zaśmiałam się ze szczęścia, biegnąc dalej.

~Jakąś godzinkę później~

Zziajana z wywalonym jęzorem wypadłam, już nie biegłam lecz szłam. Byłam ciekawa dokąd zaprowadzi mnie wydeptana przez dzikie zwierzęta ścieżka. Las prze de mną zaczął się odrobinę przerzedzać, aż w końcu urwał się a moim oczom ukazał się piękny widok. To było jezioro. Zamarznięte jezioro, wielkie niczym polana, a lodu nie przykrywała żadna warstwa śniegu. Ostrożnie podeszłam do brzegu. Upojona szczęściem i euforią, której nabawiłam się biegnąc przez las, stałam się mniej ostrożna i bardziej lekkomyślna. Pomyślałam, ze fajnie by było się trochę poślizgać. Oczywiście NIE sprawdziłam jakiej jest grubości i czy się nie załamie. Cofnęłam się trochę i wzięłam rozbieg, tuż przed samą taflą odbiłam się i skoczyła na lód. Gdy upadłam na lód, siła z jaką się wybiłam popchnęła mnie do przodu, przez co rzeczywiście się ślizgałam! W ruch poszły łapy, których zaczęłam używać jak łyżew, a pazurów jako hamulców. Na początku moja jazda z pewnością wyglądała koszmarnie lecz po kilku chwilach, chyba zaczęłam łapać o co w tym chodzi.
- Ej ty! - ktoś głośno krzyknął, a mi aż sierść zjeżyła się na grzbiecie z zaskoczenia. Obróciłam się w stronę wołającego, bo nie miałam żadnych złudzeń iż to własnie ja jestem obiektem do którego krzyczy. Moim oczom ukazała się stojąca dość daleko postać, sylwetką wyglądająca jak husky (z resztą kolorem też). Czyżby w tym zamku mieszkał ktoś tej samej rasy co ja? Zaczęłam się do niego ślizgać, tak jak nauczyłam się tego kilkanaście minut temu. Łapa za łapą, ostrożnie i płynnie, żeby nie wywrócić się na lód. W końcu dzieliły nas już tylko dwa metry. Uznałam, ze to wystarczająca odległość, gdy rozmawiasz z kimś obcy i zahamowałam, wbijając pazury w powierzchnię jeziora.
- Tak? - zapytałam z uprzejmością, jednak bez zbędnej uległości czy też strachu. Bycie miłym nie ma z nimi nic wspólnego.
- Jestem Diablo Demon Inferno Iluzio, mógł bym się dołączyć? - zapytał pies z wyraźną chęcią wejścia na lód. Obrzuciłam go uważnym spojrzeniem. Był dość niski jak na psa rasy husky, jednak rekompensowały mu to mięśnie, które z pewnością dawały mu ogromną siłę. Miał szarą sierść z czarnym nalotem, która przykrywała łatą biel, tworząc umaszczenie charakterystyczne dla naszej rasy. Jego dwukolorowe oczy patrzyły przed siebie czujnie, jednak nie chłodno, a wręcz dość przyjacielsko. Wolno kołyszący się ogon z tyłu, również nie zdradzał wrogich zamiarów. Właściwie czemu nie? Może w końcu powinnam się z kimś zaprzyjaźnić, nawet jeśli ten ktoś ma tak dziwaczne i długie imię, oraz jest ode mnie sporo starszy i większy?
- Jasne. - odpowiedziałam na jego pytanie. - Jestem Lakota. - dodałam, lekko cofając się w tył. Diablo wszedł na lód i spróbował ślizgnąć się w przód po czym ... wylądował na lodzie z rozjechanymi łapami. Zaśmiałam się.
- Nie tak! - powiedziałam wychodząc na brzeg. - Tak. - dodałam i z rozbiegu skoczyłam na lód, po czym dzięki sile rozpędu, jechałam po lodzie. Skręciłam gwałtownie ciałem w bok, zmieniając moją drogę i zawróciłam. Zatrzymałam się przed psem, który zdążył już pozbierać się na łapy i wyjść na brzeg.
- Musisz wziąć rozbieg i skoczyć w dal, lądując na łapach i dać się ponieść sile rozpędu! - powiedziałam.

<Diablo? Tyko nie bądź pedofilem, ok? XD>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stanistic Music