niedziela, 29 listopada 2015

Na bannerek

 
 

wtorek, 24 listopada 2015

Moje łapki lekko zapadały się w świeżym puchu, który napadał tej nocy, lecz pod spodem warstwa ubitego śniegu nie pozwalała zapadać się głębiej. Przedzierałem się przez ośnieżony las z powrotem w kierunku terenów, które opuściłem kilka wschodów słońca temu. Myślałem, że wszystko się skończyło, że koty zwyczajnie miały dość siebie nawzajem, że to koniec ... Wróciłem do mojego samotniczego życia, gdzie najmniejszy szmer może zwiastować skrytobójcę. Znów zacząłem popadać w nałóg czujnego snu i bezszelestnego poruszania się w cieniu. Jednak, niespełna dwa dni temu usłyszałem nowinę od której wąsy zadrgały mi z niedowierzania. Podobno Kocie Oczy odrodziły się niczym feniks z popiołów! Tyle, że rozbiły się na kilka osobnych klanów, nieprzepadających za sobą. Nie chciałem znów zaczynać. Ponowne włóczenie się bez celu po lesie, nie było dla mnie przyjemną perspektywą. Los dał mi drugą szansę, szansę na powrót. Zamierzałem z niej skorzystać. No i teraz śnieg wlepia mi się w futro, łapy marzną na zimnym podłożu, a wiatr wieje prosto w pysk, aż muszę mrużyć oczy. W dodatku nie mam pojęcia do czego tak naprawdę wracam. Znałem dwa koty, nie licząc alfy, więc jaka jest szansa, że którekolwiek z nich przeżyło? A nawet gdyby, to w którym klanie się znajduje? Przełknąłem cisnące się do głowy wątpliwości. Po kilkunastu minutach, a może nawet kilku godzinach? W mój nos trafił zapach kotów, najprawdopodobniej z oznakowań na granicach jakiegoś klanu. Pociągnąłem mocniej, otwierając pyszczek, by lepiej czuć zapach. Niestety nie była to znajoma woń. Mimo to ruszyłem w jej kierunku. Szukam konkretnych dwóch osób, bądź tylko jednej z nich, tak, pewnego kocura o żółto - pomarańczowych oczach. Małe szanse by przeżył, ale jakoś nie mogłem uwierzyć by umarł. Za bardzo wyróżniał się z tłumu, by zginąć. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Jak to się mówiło? Nadzieja matką głupich? Możliwe, ale cóż mogłem na to poradzić? Lepiej mieć taki cel, niż żaden. Wyostrzając zmysły przekroczyłem granicę klanu, nie słyszałem nic poza szuraniem myszy, pod śniegiem. Ostrożnie zacząłem iść dalej. Śnieg nie ułatwiał mi sprawy, jeśli chodzi o bezszelestność, jednak nie zamierzałem od tak pokazywać swojej obecności. Długim ogonem zamiatałem podłoże za sobą, przykrywając ślady łap, warstwą białego puchu. Zachowanie dość podejrzane, ale czego na litość Gwiezdnego Klanu, oczekujecie od byłego skrytobójcy? Promiennego uśmiechu i niewinnego wzroku małego kociaczka? Niestety nie dysponuję tymi cechami. Okolica wyglądała na opustoszałą więc nadal posuwałem się do przodu, nagle usłyszałem ciche skrzypnięcie śniegu przed sobą. Zatrzymałem się w pozycji dość niewygodnej, jednak nie mogłem pozwolić sobie na drgnięcie. Powoli, dostosowując swoje ruchy do gołych gałęzi krzewów, przypadłem brzuchem do śniegu i podkradłem się bliżej źródła dźwięku. Zza gałęzi jałowca, zobaczyłem długowłosą kotkę o błękitnych oczach i futrze w różnych odcieniach szarości. Szła swobodnie, a z pyszczka zwisała jej leśna mysz. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, szczególnie, że kotka była sama. Wyślizgnąłem się spod krzaka.
- Hej. - zacząłem. Kotka gwałtownie obróciła głowę w moją stronę, prawie upuszczając mysz. - Mam do ciebie kilka pytań. - powiedziałem prosto z mostu, bo po co bawić się w słowne przepychanki? Szara ostrożnie położyła mysz na śniegu i spojrzała na mnie, dużymi oczami, próbując przewiercić mnie spojrzeniem.
- Jakie pytania? - zapytała z lekką nutą nieufności w głosie. Widać nie była przyzwyczajona do tego typu zdarzeń. Peszek.
- Znasz może kota o szarej, dymnej sierści z białymi znaczeniami i pomarańczowo - żółtymi oczami? Nazywa się Kyoukai. - powiedziałem. Kotka energicznie pokiwała głową, a we mnie wstąpiła nowa nadzieja. Czyżby Kyoka przeżył?
- Tak, znam. Jest przywódcą SnowClanu. - powiedziała. - A po co go szukasz? - dodała z ciekawością.
- To już moja sprawa. - mruknąłem. - W którym kierunku do SnowClanu? - wbiłem w nią, zimne spojrzenie szmaragdowych oczu. Kotka prychnęła.
- Skoro zadajesz tak głupie pytania i nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie to sam sobie znajdź Kyoukaia. - syknęła. Dla pozornego widza, kotka zdenerwowała się z byle powodu. Jednak z jej mimiki mogłem wyczytać, iż nie spodobała jej się moja tajemniczość i mało uprzejma odpowiedź. Chwyciła mysz w zęby i zamierzała odejść. Zmrużyłem oczy z wściekłości. Tułam się od kilku dni w śnieżycy, przemarzłem do szpiku kości, a teraz jakaś szara kotka myśli, że będę skakać wokół niej, byle tylko zdobyć odpowiedź. Może kiedyś bym tak zrobił, chociażby by ujść za przyjaznego typa. Teraz jednak, gdy mroźny wiatr targał moim futrem, nie miałem ochoty na jakiekolwiek pokojowe stosunki. Wbiłem czarne pazury, głęboko w śnieg. Mój prawy bok zafalował w miejscu niedaleko końca żebra. Spod skóry i sierści przebiło się coś na podobieństwo sznura; białe, lekko lepkie i ruszające się jak dodatkowa kończyna. Wystrzeliło wprost w kierunku kotki i owinęło się wokół jej szyi, szara wypuściła mysz, która upadła w biały puch, a sznur podniósł ją nad ziemię i przyciągnął do mnie, tak bym mógł spojrzeć w jej niebieskie oczy.
- Teraz ładnie odpowiesz na moje pytania, albo cię uduszę. - uśmiechnąłem się, uśmiechem którego nikt nie uznał by za radosny. Szara zamachała łapkami w powietrzu, a z jej pyska dobył się zduszony charkot. Upuściłem ją na ziemię i wciągnąłem sznur w siebie. Niebieskooka upadła na śnieg, łapczywie chwytając powietrze i spojrzała na mnie ze strachem, jakby zdała sobie sprawę z faktu, że jestem nieobliczalny. Może żeczywiście byłem? Podeszłem do niej i stanąłem tuż nad jej karkiem.
- To jak? W którą stronę do SnowClanu? - zapytałem, wyprowadzony z równowagi.
- Jesteś dwa dni drogi od granicy, musisz iść cały czas na zachód. - wydukała z lękiem. Dobrze. Byłem mocno wkurzony, zły i zmęczony. Nie wiem co bym zrobił gdyby kotka dalej trwała przy swoim "nie powiem". Czy posunął bym się do zabójstwa? Na szczęście nie musiałem tego sprawdzać. Nic nie mówiąc ruszyłem w kierunku zachodnim, tak jak poradziła mi szara, którą zostawiłem leżącą w śniegu. Z pewnością popełniłem błąd grożąc kotce, jednak co się stało to się nie odstanie. Co najwyżej Kyoka będzie zły, że nie wszystkie pionki poruszają się zgodnie z jego wolą, przez kocura, który potrafi wleźć komuś na szachownicę i mocno namieszać. Czy życie rzeczywiście jest grą? Dla niektórych z pewnością, jednak dla pionków, jest zazwyczaj czymś innym. Może właśnie dlatego dają się tak łatwo zmanipulować? Nie powiem bym kiedykolwiek miał ochotę robić to co Kyoka, jednak czasami, rzeczywiście muszę zrobić coś tak by inni "zatańczyli jak im zagram".

~*Dwie Noce później*~

Według słów szarej kocicy musiałem już być naprawdę blisko Klanu Śniegu. Między gałęziami drzew przebijały się promienie słońca, które były za słabe by stopić choćby odrobinę śniegu. Kilkanaście lisich długości później, wyczułem oznakowania, zapewne SnowClanu. Wciągnąłem głęboko w płuca powietrze, chyba wyczułem zapach Kyoukaia, ale z moim węchem nigdy nic nie wiadomo. Wolno ruszyłem w stronę granicy, a wiatr wiał mi prosto w pysk, jakby nie chciał bym wstąpił do Klanu Śniegu. Moją głowę zaczęły ogarniać wątpliwości. A jeśli Kyoukai nie przyjmie mnie do klanu? Uzna za rywala, zagrożenie? Potrząsnąłem głową, odpędzając uporczywe myśli i strzepując kilka zagubionych płatków śniegu. Włąśnie przekraczałem granicę klanu, nie mogę pozwolić sobie na wątpliwości! Śmielej niż się czułe, przekroczyłem granicę, która mocno "pachniała" różnymi kotami. Kilkanaście metrów w głąb klanu, wystarczyło bym natknął się na kota - klanowicza. Był to maluch o ciemnej sierści i ciekawskich oczach. Wyłoniłem się zza rozłożystego dębu i podeszłem do niego, starając się wygladać dość przyjaźnie. Kotek spojrzał na mnie lekko zdezorientowany.
- Cześć. To tereny SnowClanu? - wolałem się upewnić czy aby kocica nie wyprowadziła mnie w pole, bo w tedy należało by porządnie się zemścić. Kociak spojrzał na mnie z dziecięcą ciekawością, zupełnie pozbawioną strachu.
- Tak. Jestem Wolfsong. Kim jesteś? - odpowiedział. Uśmiechnąłem się do siebie. Kim jestem? Skrytobójcą, podobno byłym. Jakoś taka wersja przedstawienia się nie wydała mi się zbyt ... odpowiednia.
- Kotem. Szukam Kyoukaia. - powiedziałem. Kociak jakby trochę przygasł i mimowolnie dotknął blizny na pyszczku. Zaraz jednak podniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy.
- Mogę cię do niego zaprowadzić. - zaproponował. Właściwie czemu nie?
- Prowadź. - powiedziałem i ruszyłem za nim. Przyglądając się kątem oka kocięciu, zastanawiałem się dlaczego przygasł na wspomnienie Kyoki. Czyżby kocurowi udało się podpaść kociakowi? Pokręciłem głową. To nie moja sprawa, nie będę się wtrącał. Po co mi dodatkowe problemy? Najpierw zajmę się ułożeniem sobie życia, a dopiero potem mogę zacząć interesować się cudzym. Kilka minut później włóczenia się po zaśnieżonym gąszczu, znaleźliśmy się na niewielkiej polance. Słońce nieśmiało wychylało zza chmur, lekko oświetlając śnieg, który zdawał się iskrzyć. Wolfsong wskazał łapą na płaski kamień, znajdujący się z prawej. Skierowałem tam wzrok. Tyłem do nas stał na nim nie kto inny jak Kyoukai! Chyba właśnie skończył mówić coś do jakiegoś pręgowanego kota ... albo raczej kotki. Z lekko uniesionym ogonem, podeszłem do głazu.
- A więc betha w końcu doczekał się pozycji lidera. - na dźwięk mojego głosu, kocur błyskawicznie odwrócił się. Śmiało spojrzałem liderowi w oczy.

<Kyoka?>

sobota, 21 listopada 2015

Płatki białego śniegu padały z  nieba, które w całości zakryły ciemne chmury w mroku nocy wyglądające jak czarne. Niewielka postać o puchatym ogonie i łaciatym futrze, wolno posuwała się naprzód, a jej futerkiem targał zimny wiatr. Mróżyła złote ślepia, którymi obserwowała otoczenie.

~*~

Płatki białego śniegu padały z ciemnych chmur, uniemożliwiając zobaczenie czegoś więcej niż czubek własnego nosa. Biały puch pokrył moją sierść, powoli topiąc się i spływając po mojej sierści. Jak to dobrze, że byłam prawie odporna na wodę, inaczej już dawno bym zamarzła. Niestety nic nie chroniło mnie przed lodowatym wiatrem, który doł mi prosto w pyszczek, przez co musiałam mrużyć oczy. Najgorsza pogoda na świecie. Mój ogon nerwowo trzepnął w powietrzu. Jeśli zaraz nie znajdę względnie suchego miejsca z pewnością zamarznę, bo raczej nie mam zbyt wielkiej szansy w tej zamieci. Przystanęłam i spróbowałam dojrzeć coś między wirującymi płatkami, niestety wszędzie widziałam szarą masą i przebijające się przez nią cienie, które mogłam od biedy uznać za drzewa. Ruszyłam w kierunku, gdzie jak miałam nadzieję znajdę więcej drzew i krzewów, które choć odrobinę stłumią zamieć. Ledwo czułam łapy, gdy (na moje szczęście) doszłam do względnego gąszczu. Wiatr wiał tu trochę mniej, ale nic więcej się nie zmieniło. Gwiezdny Klanie, pomóż mi! Pomyślałam, gdy śnieżynka roztopiła się na moim nosie i spłynęła w dół. Powoli zaczęłam tracić nadzieję. Czyżby przeznaczone było mi dołączyć do Wirującej Łapy, który zginął pod kołami czerwonego i cuchnącego potwora? A może to Porywisty Nurt chciała jeszcze raz uraczyć mnie jedną ze swoich opowieści? Przełknęłam ślinę, lecz moje gardło pozostało wysuszone i chyba zaczynało mnie powoli boleć. Miałam nadzieję, że nie nabawię się przeziębienia, albo co gorsza zielonego kaszlu! Tylko tej paskudnej i zakaźnej choroby by tu brakowało. Zmusiłam się do kilku kroków w zaspie, która sięgała mi aż do brzucha. Nie czułam łap, a odmrożenie posuwało się coraz wyżej. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę ciepła, lecz nie mogłam skulić się i czekać aż przestanie padać. Słyszałam o zimie w której wichura nie ustała przez cały tydzień, podobno była to zemsta Gwiezdnego Klanu. Czy i tym razem jest podobnie? Czy to dlatego szpony śmierci powoli sięgają ku mnie? Czym rozzłościłam Gwiezdnych? Nie mogłam już poruszać łapami i ciężko zwaliłam się w śnieg, który pod wpływem ciepła mojego ciała zaczął topnieć i wsiąkać w moją sierść. Półprzymkniętymi oczami patrzyłam na białą masę śnieżną, która była moim ostatnim widokiem, jaki ujrzę na tym świecie. Nagle, kątem oka dostrzegłam jakiś cień, szybko poruszający się między drzewami. Może mam omamy? Prychnęłam do siebie, siląc się na ostatnią porcję sarkazmu w moim życiu. Jeśli mam umrzeć to na moich warunkach! Moje powieki opadły, odcinając mnie od mroźnego świata. Nagle usłyszałam skrzypienie śniegu i szybkie kroki, a zaraz później poczułam ciepły oddech na karku. Pachniał niewątpliwie kocio, trochę rybą, a trochę korą dębu i czymś jeszcze, czego mój mózg nie był w stanie sprecyzować. Może w innych warunkach, ale na pewno nie kiedy moja połowa była sztywna z zimna. W moje serce wlała się nowa nadzieja. Przecież ten kot musi widzieć, że żyję! Nie może mnie tu tak zostawić, prawda? Spróbowałam się poruszyć by dać jakąkolwiek oznakę życia. Z zadowoleniem odczułam jak moje ciało lekko drgnęło, a boki i klatka piersiowa nadal lekko unosiły się gdy oddychałam. Kot chwycił mnie za kark ostrymi kłami i przerzucił sobie przez grzbiet. Jego futro było miękkie i ciepłe, lecz nadal niektóre moje części ciała zwisały bezwładnie po bokach. Obcy zaczął biec, przez co podskakiwałam na jego grzbiecie. Było mi coraz zimniej i coraz mniej docierało do mnie z zewnętrznego świata. Gdy już miałam stracić kontakt ze światem i najpewniej dołączyć do moich wojowniczych przodków, poczułam, że już nie biegniemy i zrobiło się jakby cieplej. Ktoś ułożył mnie na czymś miękkim, co pachniało lasem, po czym zaczął lizać moje łapy by przywrócić w nich krążenie. Nie wiem ile czasu minęło, gdy odzyskałam czucie w łapach, ale dla mnie było to aż nadto. Zmęczona, lecz nie chcąca zapaść w sen, otworzyłam oczy. Moje spojrzenie spotkało się z norą, bądź niewielką jaskinią, gdzie panował przyjemny dla oka półmrok. W powietrzu unosił się ziemisty zapach, zmieszany z wonią suszonych roślin. Naraz w polu mojego widzenia pojawił się kot, którego oczy błyszczały w ciemności. Delikatnie upuścił przed moim pyskiem niewielkiego wróbla. Nie drgnęłam, nie spuszczając wzroku z mojego wybawcy, czy raczej wybawczyni. Miała ciepłe niebieskie oczy oraz długą sierść w szare łaty. Spojrzała na mnie z troską.
- Musisz coś zjeść by odzyskać siły. - powiedziała i szturchnęła ptaka w moją stronę. Na sam zapach ciepłego mięsa, ślinka napłynęła mi do pyszczka a żołądek skurczył się boleśnie. Rzuciłam się na wróbla, czy raczej spróbowałam się na niego rzucić. Łapy nie chciały współpracować, więc nie mogłam w pełni się na nich utrzymać. Także moje szczęki działały wolno i z wysiłkiem. Nieporadnie wgryzłam się w zwierzynę i spróbowałam wyrwać jej pióra by dobrać się do mięsa. Świadomość porażki napełniła mnie przerażeniem. Szara kotka zabrała mi jedzenie i oskubała z piór, a następnie podrobiła zębami na drobne kawałeczki. Czując się jak ostatnia ofiara losu, przełknęłam wróbla.
- Dziękuję. - z moje gardła wydobył się szept, który brzmiał jak krakanie kruka z chorym gardłem. Kotka jednak z samej mimiki wywnioskowała co mam na myśli. Skinęła głową.
- Prześpij się, sen dobrze ci zrobi. - powiedziała, sięgając po leżące niedaleko szczątki paproci, które zarzuciła na mnie. Usiadła niedaleko mnie, owijając łapy ogonem. Nie miałam sił się sprzeczać, a nieznajoma nie wydawała się chętna by poderżnąć mi gardełko gdy będę smacznie chrapać. To był mój jedyny problem, wiec nie kazałam snu długo czekać. Moje powieki opadły, a zmęczony umysł zapadł w czarną nicość. Nie miałam sił nawet śnić. Ze snu wyrwał mnie nieznośny promień słońca, który wwiercał się, aż pod powieki. Otworzyłam złociste ślepi i od razu zmrużyłam je przed światłem. Ile spałam? Sądząc po pozycji słońca, był środek dnia, czy coś koło tego. Zamrugałam kilkakrotnie, zastanawiając się gdzie podziała się błekitnooka. Niechętnie uświadomiłam sobie, że zaczęłam przyzwyczajać się do jej obecności i pomocy. No cóż, trzeba sobie radzić w życiu samemu! Fuknęłam do siebie i spróbowałam wstać na łapy. Kości miałam zesztywniałe, podobnie jak futro, które wyglądało niczym kolce jeża. Mój chód był sztywny i niewygodny. Trochę bolał, ale nie tak by nazwać to bólem ... Trudne do określenia uczucie. Doczłapałam do wyjścia z niewielkiej jaskini, która została przedłużona norą. Wyjrzałam na zewnątrz. Świat skrywał biały śnieg iskrzący w promieniach słońca i aż rażący w oczy. Na nim widniały świeże ślady kocich łap, oddalające się od mojego schronienia. Nie byłam pewna czy chcę wychodzić, a w takim stanie nie złapała bym nawet starej myszy. Liznęłam więc tylko śnieg, gasząc pragnienie i rozglądając się dookoła. Otaczał mnie las, rzadki co prawda, lecz może było to spowodowane zimnem i metrowymi zaspami. Zastrzygłam uszami, gdy na sąsiednim drzewie usiadła sikorka. Zaburczało mi w brzuchu na myśl o ciepłym posiłku. Nagle na małego ptaszka spadła szara masa sierści i jednym ugryzieniem zabiła ofiarę. Z niewielką, acz tłustą i pożywną zdobyczą ruszyła w moim kierunku. Spojrzała na mnie błękitnymi oczami, odrobinę mniej ciepłymi niż wczoraj, ale co się dziwić? Jestem obcym kotem o niewiadomych zamiarach, a ona kły zajęte ma zdobyczą. Kto wie co w głowie kogoś takie może się roić? Kąciki mojego pyszczka lekko uniosły się w górę by zaprezentować nieśmiały uśmiech. Kotka podeszła do mnie i wślizgnęła się do nory. Sikorkę położyła niedaleko mnie i popchnęła w moją stronę nosem. Tym razem nie miałam żadnych większych problemów ze spożyciem smakowitego ptaszka. Oblizałam się, a dookoła nas leżały rozrzucone niebieskie i żółte piórka. Naprawdę starałam się jeść kulturalnie, ale z oskubywaniem ptaków tak już jest. Zawsze wszędzie są później pióra. Nagle przyszła mi do głowy myśl, iż może powinnam coś zostawić dla mojej wybawicielki? Końcówka mojego ogona lekko drgnęła.
- Emm ... - odchrząknęłam by pozbyć się kruczego głosu i zaczęłam jeszcze raz. - Dziękuję za uratowanie życia. - powiedziałam, nie wiedząc co mogę jeszcze dodać. - Jestem Dymne Skrzydło. - przedstawiłam się tylko i usiadłam, owijając łapy ogonem.
- Shadoe. - przedstawiła się błękitnooka.

<Shadoe?>

Rezerwacje dla Dymnego Skrzydła

Sadza -> Biała Łapa -> od 11 k. Biała Sadza
Popiół -> Popiołowa Łapa -> od 12 k. Popiołowooka

? x Długi Pazur

Rude Serce


~*~




piątek, 20 listopada 2015




WYGLĄD: http://orig13.deviantart.net/4573/f/2011/221/c/0/blossomfall_by_lithestep-d3hs99v.png
IMIĘ: Dymne Skrzydło (Smokewing )
PŁEĆ: Koteczka ... choć gdyby nie wygląd, można by mieć wątpliwości.
WIEK: 12 księżycy (rok)
PARTNER/KA: Jest jeszcze młoda ... ale może kiedyś
ODPOWIEDNIK: Link do piosenki, wywiadu itd. Również nie może się powtarzać!
KLAN: WaterClan 
STANOWISKO: Smokewing zajmuje się wszystkim po trochu. Jak potrzeba zwierzyny to poluje, jak trzeba walczyć to walczy. Za szpiega albo niańkę dla kociąt też może robić. Innymi słowy jest tam gdzie jej najbardziej potrzebują. 
MOCE I UMIEJĘTNOŚCI: Wstyd się przyznać lecz kotka nie posiada ŻADNYCH szczególnych darów. Jest niczym zwykły kot, który jakimś cudem trafił między klany. Co więc ją skłoniło do WaterClanu? Ano, może nie jest to super moc (a może jednak). W każdym razie Dymne Skrzydło ma wodoodporne futro - nie całkowicie, jednak kotka może przebywać o wiele dłurzej w wodzie niż inny kot. Może kiedyś odkryje swój szczególny dar? Może. 
CHARAKTER: Dymne Skrzydło jest jeszcze bardzo młoda. Ledwo wyszła z okresu kocięctwa i powoli wkracza w dorosły, koci świat. Nie przejmuje się cudzymi opiniami, zwyczajnie nie robią na niej wrażenia. Do opini dopuszcza zdanie wyłącznie osób, które szanuje i przyjaciół. Całkiem sympatyczna i przyjemna z niej istotka. Uprzejmość i szacunek do innych nie są jej obce. Jest kotką o wielkim poczuciu humoru, która może się śmiać nawet z dość kiepskiego żartu - ważne by mieć z kim. Sarkazm i ironię stosuje wyłącznie do kotów, które odbiorą to jako żart, bądź wrogów. Zazwyczaj nie jest pozbawiona taktu, jednak zdażają się dni gdy palnie coś zupełnie nie na miejscu. Wszystko pięknie, super, jednak Smokewing nie jest taka typowa, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Ma ponad przeciętną siłę. Potrafi powalić nawet dość postawnego kocura, dzięki czemu nigdy nie jest całkiem bezbronna. Do pary z siłą idzie zwinność, która jest w jej przypadku dużym plusem i dodaje jej ruchom gracji i płynności. Kotkę tę można śmiało zaliczyć do grona najbardziej niebezpiecznych wojowników. Jest nieprzewidywalna i niezwykle bystra. Doskonale radzi sobie z przeszkodami i z łatwością pokonuje nawet najbardziej zaciętych wojowników, którzy zwiedzeni pozorami nie doceniają jej. Niby nie ma dla niej granic, jednak ma pewną słabość – bardzo łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Wściekłość przychodzi do niej niesamowicie szybko. Wystarczy, że ktoś ją obrazi lub czymś zdenerwować i momentalnie traci nad sobą kontrolę. Nie można jej jednak nazwać bezwzględnym i brutalnym indywidualistą. Dymne Skrzydło ma jedną bardzo ważną i prostą zasadę – dobro klanu nader wszystko. Jest dzięki temu bardzo istotną wojowniczką (jak i łowczynią itd.). Potrafi syczeć na inne koty, które zalazły jej za skórę, lecz w rzeczywistości to Kodeks Wojownika jest u niej zawsze na pierwszym miejscu. W bardzo niewielu wypadkach może jej się zdarzyć złamanie go i to bynajmniej z jakiś mało ważnych pobudek! Zawsze pamięta o szacunku do starszych, wyższych rangą czy o samym Gwiezdnym Klanie! 
A teraz trochę o romansach. 
Jak każda kotka z pewnością kiedyś myślała o kociętach i musi przyznać, że takie puchate kuleczki koło jej brzuszka z pewnością by jej odpowiadały. Problem jest tylko z odpowiednim partnerem. Nie znosi gdy ktoś myśli iż bycie kotką wyklucza ją z bycia wojowniczką. Nienawidzi gdy kocur chce mieć nad nią kontrolę. Lubi być panią samej siebie. A jak wiadomo większość przeciwnej płci, woli łagodne kotki, które zadowolą się byle kwiatkiem. Romantyczne, pełne gracji i zupełnie nie wojownicze. Takie które padają im w ramiona, gdy ten wyjdzie na bohatera broniąc ich przed byle czym. Dymne Skrzydło nie jest tego typu kotką. Jest wręcz ich przeciwieństwem. Może znajdzie się jakiś odpowiedni kocur? Gdzieś tam w wielkim świecie. 
UMIEJĘTNOŚCI: 

Siła: ✶✶✶✶
Szybkość: ✶✶
Zwinność: ✶✶✶
Magia: ✶

HISTORIA: Jak Dymne Skrzydło dotarła do WaterClanu? Oh, to dłuuuga historia. No i całkiem epicka przygoda, którą może kiedyś z kimś się podzieli. Zacznijmy od tego, że pochodzi z dość daleka. Z miejsca gdzie wierzy się w Gwiezdny Klan, czyli poległych wojowników i przestrzega Kodeksu Wojownika. Tak, na tamtych ziemiach mieszkają całkiem normalne koty, nie licząc ich dzikości i życia w dużych grupach. Klanach. Klan Gromu, Klan Cienia, Klan Wichru i Klan Wody, zamieszkują osobne tereny, a natura wyposarzyła je w umiejętność przeżycia na danym terenie. Ale dość już ogólnych informacji - czas przejść do sedna.
Wszystko zaczęło się od miłości wojownika z Klanu Gromu i wojowniczki z Klanu Wody. Nie trzeba być geniuszem, by domyślać się iż klany nieprzepadały za sobą. Tak więc podobny związek nie miał prawa istnieć. Jednak oba koty nic sobie z tego nie robiły, czy może raczej wolały się narazić własnym klanom niż zrezygnować z siebie. Piękna szylkretowa kotka nazywała się Lśniące Futro, a łaciaty, rudy kocur Lwi Pazur. Razem doczekali się piątki potomstwa. Oboje wiedzieli, że nie mogą razem wychowywać swych dzieci. Tak więc maluchy musiały trafić z matką do Klanu Rzeki. Klan niewiedząc o prawdziwym pochodzeniu kociąt, wychowywał je jak pełnoprawnych Rzeczniaków. Z piątki potomstwa Lśniącego Futra wyróżniała się jedna koteczka. Dymek. Mimo masywnej budowy klanowiczy, ona chrakteryzowała się gracją i zwinnością, tak chrakterystyczną dla Klanu Gromu. Mimo to koty jakoś przełknęły zdziwienie, przecież była pełnoprawną klanowiczką! Córką jednej z najlepszych wojowniczek! Niemożliwe by miała w sobie krew wrogich kotów. W wieku sześciu miesięcy, Dymek została mianowana terminatorem (uczniem) i otrzymała imię Dymna Łapa. Jej mistrzem został Długi Pazur, czarny kocur, który swoje imię zawdzięczał nieproporcjonalnie długim łapom i ogonowi, a także pazurom. Kocur był dobrym nauczycielem, a Dymna Łapa pojętną uczennicą. Z łatwością przyswajała nowe techniki walki i polowania. Jednak do zostania wojowniczką trzeba było czegoś więcej, trzeba było się wykazać. Okazja nadeszła szybciej niż oczekiwano. Tereny Klanu Rzeki zostały naruszone przez kilkoro ciekawskich Gromowiczy. Patrol Rzeczniaków w którym uczestniczyli Porwisty Nurt, Długi Pazur i Dymna Łapa, wpadł na ich trop i z łatwością wyśledził intruzów. Po krótkiej wymianie zdań, wywiązała się walka. Dymna Łapa nigdy jeszcze nie uczestniczyła w prawdziwej walce, mimo to rzuciła się z szybkością godną geparda i siłą lwa na pierwszego z wrogich kotów. Była od niego mniejsza, lecz udało jej się go porządnie zranić. Uciekł kulejąc, a w ślad za nim pobiegły pozostałe koty. Patrol Klanu Rzeki od razu udał się do medyka, gdyż pysk Porwistego Nurtu miał brzydko wyglądającą ranę, a i sam Długi Pazur miał kilka zadrapań. Dymna Łapa była w najlepszej formie z nich wsztkich. Co prawda dorwało jej się w bok, który znaczyły płytkie zadrpania ale mogło się to dla niej skończyć o wiele gorzej. Jednak nie udało się im dotrzeć do medyka. To nie ciekawscy gromowicze, lecz sprytna półapka. Wrogowie zaatakowali w większej liczbie, zaskoczony patrol. Mimo starań rzeczniaków, mieli nad nimi znaczną przewagę. Wkrótce poległ Porwisty Nurt, a Długi Pazur został ciężko ranny. Mała Dymna Łapa walczyła ze wszystkich sił, gryząc i drapiąc wszystko co ruszało się w pobliżu. Niestety była tylko małym kociakiem, otoczonym przez wrogich wojowników. Potężne uderzenie łapy odrzuciło ją na długość kociego ogona. Dymna zamknęła oczy i udawała martwą. Gromowicze nabrali się na jej podstęp i ruszyli dalej w głąb terenów Rzeki. Kiedy znikli z zasięgu wzroku, ranna koteczka podniosła się i ruszyła na skróty. Nie mogła teraz myśleć o Porwistym Nurcie i Długim Pazurze, musiała ostrzec resztę klanu! Przecież przed kociarnią bawiły się malutkie kociaki, myśląc, że są bezpieczne ich matki wygrzewały się w promieniach letniego słońca. Starszyzna plotkowała, a wojownicy byli na polowaniu razem ze swoimi terminatorami. Kto został w obozie? Lider, dwie matki z kociętami i z pięć podstarzałych kotów, plus jeden wojownik. Jeżynowa Pręga - przypomniała sobie Dymna Łapa, gdy biegła wąską dróżką między gąszczem pokrzyw. Rośliny kłuły ją w delikatne poduszeczki łap i miejsca gdzie futro było żadsze. Kotka jednak nadal brnęła naprzód, wiedząc, że to jedyna szybsza droga do obozu, od tej którą obrali Gromowicze. Kiedy wypadła z pokrzyw, dostrzegła polujacego kota o ciemnym futrze.
- Pręgowane Serce, Klan Gromu nas zaatakował! - krzyknęła. Pręgowanemu wojownikowi nie trzeba było nic wyjaśniać. Rezygnując ze zdobyczy, ruszył za kotką. Po drodze spotkali jeszcze Paprociowe Futro, Omszoną Łapę i Nietoperzową Burzę. Nie wiedzieć czemu Dymna Łapa objęła rolę dowódzcy. Omszona Łapa był świerzo mianowanym terminatorem, więc Dymna kazała mu znaleźć wszystkie koty przebywające poza obozem i sprowadzić na pole bitwy. Terminator ruszył. Tak więc jedna terminatorka i dwóch wojowników, wpadło do obozu stawiając wszystkich na nogi. Dotarli tuż przed Gromowiczami. Bitwa skończyła się klęską dla wrogich kotów, które wycofały się pod naporem przybyłych wojowników. Klan Rzeki opłkiwał stratę Porwistego Nurtu, lecz Długi Pazur zdołał ujść z życiem. Musiał się jednak przenieść do starszyzny. Dymna Łapa została mianowana wojowniczką, tak więc otrzymała imię wojownika - Dymne Skrzydło, za jej szybkość gdy pędziła by ostrzec swój klan. Potem życie toczyło się dalej. Aż do rozpadu. Klan został rozbity i koty rozeszły się w różnych kierunkach. Dymne Skrzydło wędrowała razem z Miętowooką i Wirującą Łapą. Jednak Miętowooka została w mieście ludzi, a Wirująca Łapa zginął pod kołami samochodu. Dymne Skrzydło zwiedziła wiele miejsc i poznała wiele kotów, nim dotarła na tereny WaterClanu. Tęskniąc za dawnym, wojowniczym życiem, została tutaj. 
UPOMNIENIA/POCHWAŁY: 0/0
KONTAKT: | sowa38 |



niedziela, 15 listopada 2015




Kojarzyłem tą całą Mintleaf, jest partnerką Wolfstar'a, czyż nie?
- Cóż, lubię moje obowiązki, a ostatnio nie dzieje się nic złego, więc nie mogę narzekać.- uśmiechnąłem się. Lubię moje obowiązki? I to jeszcze jak! Nie sądziłem, że takiemu samotnikowi jak ja spodoba się ganianie po granicach, polowania, pilnowanie terenu ... przynależenie do Klanu, który mnie akceptuje. Tak. To ostatnie było chyba tym, czego potrzebowało moje serce, uwięzione w klatce z samotności i cienia. Świadomość, że są koty, które staną w twojej obronie, które tolerują twój dziwny wygląd i nie pytają o przeszłość, którą zostawiłeś za sobą. To to czego szukałem przez wiele księżycy, nie zdając sobie z tego sprawy. A teraz znalazłem. Spojrzałem na Mintleaf. Niby wyglądała tak samo jak zazwyczaj, ale nie, coś się zmieniło. Kotka miała zaokrąglony brzuch i to bynajmniej nie od nadmiaru zwierzyny!
- Widzę, że klan się rozrasta. - uśmiechnąłem się. Kotka w pierwszej chwili nie załapała aluzji.
- Co? - zapytała, nie zdając sobie sprawy iż chodzi o jej jeszcze nienarodzone kocięta. Po chwili jednak, jakby ja olśniło, a na jej pyszczku pojawił się uśmiech. - Tak. - powiedziała i ledwo dostrzegalnie dotknęła brzucha łapką.
- Ile ich będzie? - zapytałem z czystej ciekawości. Usiadłem na ziemi owijając łapy ogonem. Nie musiałem pytać się kto był ojcem, przecież widać było, że Mintleaf i Wolfstar są partnerami! Kotka na moje pytanie jakby lekko się zasmuciła.
- Trzy. - odpowiedziała tylko. Zmrużyłem oczy.
- Coś jest nie tak, prawda? - zapytałem. Może Mintleaf nie chciała ze mną rozmawiać o tych sprawach? W końcu nie jestem kimś bliskim, ani nawet dobrym znajomym.


sobota, 14 listopada 2015

To ja wyskoczę z moimi absurdalnymi pomysłami na "ulepszenie" bloga.

1. Mioty Fabularne - już wiem, że to wam się nie spodoba :v (albo taka opcja istnieje, meh) - chodziło by w tym o to, że jak kotka spodziewa się kociąt, to można by zostać takim kociakiem. No wiecie, żeby nie było, iż nasze Klany składają się z samych samotników i pieszczoszków, a w końcu właściciele postaci nie mogą pisać nie wiadomo iloma kotami. Z takiego kociaka było by wiele plusów - od razu masz kochających rodziców, klan, rodzeństwo ... jesteś pełnoprawnym klanowiczem xD Myślę, że byłoby to fajne dla nowych, którzy woleli by mieć w klanie rodzinę, a i na drugą postać by się to nadawało ^.^ Formularz kociaka, wypełniało by się jeszcze przed porodem i o ile jestem pewna, że charakter powinien wymyślić właściciel kociaka, a nie rodzica, to do umaszczenia już nie xD Ale o tym mogła bym podyskutować, jakby to "coś" zostało pozytywnie rozpatrzone.

2. Pojęcia:
Pora Szczytowania Słońca - no, a kiedy słońca jest najwyżej na niebie? W tej godzinie "wyrusza" nowy patrol.
Lisie Serce - czy jakoś tak ... w którejś części mi się o uszy obiło (czytałam Wojowników z tłumaczeń na necie, a oni tam tłumaczą powoli wszystkie części więc ...) w każdym razie oznacza to kota nielojalnego, kłamliwego, chytrego - zdrajcę. Mocne przezwisko.
Pieszczoszek Dwunogów - dopisać, że jest to też obraźliwe określenie.
Grzmiąca Ścieżka - ulica
Potwory Dwunogów - samochody
Obrzynacz - weterynarz

3. Spis chorób oraz roślin (leczniczych i trujących) np.
Biały Kaszel, Zielony Kaszel, Przeziębienie. Trująca roślina - owoce cisu. Koty jakoś to nazwały: jakaś tam Śmierć. Huh, zapomniałam. A po co to? Żeby ktoś mi tu nie wyskoczył z jakąś parwowirozą czy Bóg wie czym.

4. Mniej więcej powiedziane w jakim kraju się znajdują klany, albo jaki przypominają fauną i florą. Bo w ostatnim opku walczyłam z POLARNYM lisem, więc ... jak będzie taka swoboda, to niedługo dojdą niedźwiedzie polarne, słonie, zebry, lwy, morsy, pingwiny ... może jeszcze wielbłądy i pandy?

5. Sugestie, czyli moje "widzimisię"
- Mapka mi się marzy, ale to tylko marzenie xD
- Zmienić Klan Gwiazd na Gwiezdny Klan, bo ładniej brzmi xD

6. GENETYKA, no, żeby biały i rudy kot nie dały czarnego potomstwa. Czyli taki psełdorealizm.

No, tego, na razie tyle :p


piątek, 13 listopada 2015

Pyłek Adult! c;


Uciekać? Ja?! Gdyby nie to, że skoczyła na lisa, nazwał bym ją mysim móżdżkiem. Przecież jestem wojownikiem klanu wilka! Moim obowiązkiem jest bronić klanu, nawet kosztem własnego życia! Syknąłem przez zęby i zjeżyłem futro wzdłuż grzbietu. Biały lis o czerwonych ślepiach, próbował obrócić głowę i dosięgnąć zębami kotkę o długiej sierści. Zadziałałem instynktownie. Skoczyłem na głowę lisa, zatapiając pazury przednich łap za śnieżnobiałym uchem, a tylne wbiłem w miejsce połączenia żuchwy i czaszki. Lis pisnął z bólu i chwiejnie cofnął się o kilka kroków. Zaraz jednak doszedł do siebie i z wściekłym szczekaniem zaczął potrząsać głową, a gdy to nie pomogło zaczął skakać na wszystkie strony, wyrzucając w gorę raz grzbiet, a raz głowę. Dla pobocznego widza, mogło wyglądać to śmiesznie, jednakże żołądek podszedł mi do gardła na tej upiornej huśtawce. Z całych sił trzymałem się lisiej skóry, byle tylko nie spaść. Bo upadek z pewnością skończył by się śmiercią w białych szczękach. W końcu lisowi udało się zrzucić długowłosą kotkę, która przekoziołkowała po ziemi i zniknęła w kępie pokrzyw, wyrzucając w powietrze drobne płatki śniegu. Psowaty od razu rzucił się na swój łup, chcąc zabić kotkę. Wściekły zatopiłem zęby w jego uchu i zacząłem szarpać nim na różne strony. Krew polała się na biały śnieg, a ten pod wpływem ciepła zaczął lekko topnieć w miejscu gdzie spadła posoka. Lis otumaniony bólem i zaślepiony krwią ściekającą do oczu, miał już serdecznie dość walki. Chwiejnie spróbował się wycofać. Zeskoczyłem z jego łba, miękki lądując w białym puchu. Lis rzucił się do ucieczki, jednak ja byłem zaślepiony wściekłością. Cała ta sytuacja przypominała mi zdarzenie sprzed wielu księżyców. Zdarzenie od którego zacząłem patrzeć na świat w inny sposób. Wściekle trzepnąłem ogonem i skoczyłem w ślad za lisem. Ranny zwierz nie był zbyt szybki, a tym bardziej zwinny. Z łatwością wyprzedziłem go i skoczyłem  mu prosto do gardła. Lis spróbował zrobić unik, jednak każdy kociak wie, że wściekły kot, jest groźny przeciwnikiem. Zatopiłem kły w jego szyi, przez kilka sekund na niej zwisając. Lis próbował jeszcze walczyć. Ostrymi pazurami przejechał mi po prawym boku, a zaraz potem padł martwy na śnieg. Dookoła ciała zaczęła zbierać się czerwona kałuża. Kiedy spadła adrenalina, poczułem ból w miejscu gdzie dosięgły mnie jego pazury. Polizałem zranione miejsce, starając się zmyć krew. Rana na oko, nie wyglądała groźnie, jednak nadal bolała i krwawiła. Z goryczą uświadomiłem sobie, że zachowałem się głupio, atakując uciekającego lisa. Gwiezdnym niech będą dzięki, za to, że kodeks wojownika nie wspomina nic o zabijaniu uciekających drapieżników. Kiedy wspomniałem nazwę klanu, do głowy wróciła mi postać długowłosej kotki. Zacisnąłem zęby ze złością. Może i ostrzegła mnie przed lisem, ale nadal znajdowała się na terenie Klanu Wilka, a nie mogłem pozwolić by jakiś pieszczoszek wałęsał się po naszych terenach! Pobiegłem w miejsce gdzie ostatni raz ją widziałem, bezwiednie skręciłem między gołe gałęzie krzewu, by ukryć się przed jej wzrokiem. Naturalnie kotka mnie nie zauważyła, ani nie wyczuła (nie wspominając o usłyszeniu). Końcówka ogona lekko mi drgnęła, gdy na ugiętych łapach patrzyłem, jak zlizuje płatki śniegu z brązowo - czarnego futra, by te nie roztopiły się i nie wsiąkły w puszyste futro. Bez większych wyrzutów patrzyłem, jak rozgląda się zaniepokojona. Czyżby mnie szukała? Jej ogon lekko drgnął, gdy podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę, gdzie zniknął lis, a z nim ja. Teraz mogłem zauważyć, iż jest większa od przeciętnego leśnego kota, a choć śmierdziała dwunogami, w swoich ruchach miała coś z leśnego kota. Nie mogła pójść dalej! To tereny klanu! Fuknąłem na siebie i swoją naturę obserwatora czy raczej ... skrytobójcy. Wolno podkradłem się do niej i skoczyłem. Chciał bym powiedzieć, że nie wystawiłem pazurów, naprawdę ... jednak to własnie one zatopiły się w gęste futro kotki. Razem potoczyliśmy się po ziemi. Kotka była silna, a moje pazury nie mogły dosięgnąć jej skóry, przez grube futro. Mimo to przygniotłem ją do ziemi.
- Co ty robisz? - syknęła, chyba lekko zdenerwowana. A może zwyczajnie oburzona?
- Jesteś na terenach Klanu Wilka! - syknąłem, jednak bez nie wiadomo jakiej złości.- Nie powinnaś wchodzić na nasze tereny! - dodałem.
- Czym jest Klan? - zapytała, a jej oczy zrobiły się okrągłe z ciekawości. Zeskoczyłem z niej, nie mając ochoty zachowywać się jak ... ja. Zwyczajnie nie stanowiła zagrożenia, a jej pazury były stępione przez dwunogi. siadłem na śniegu. Przecież nikt mi nie zabronił rozmawiać o klanie, nie?
- To grupa kotów, które są dla siebie jak rodzina. Razem mieszkamy, polujemy i bronimy granic przed intruzami, którzy chcieli by zabrać nam naszą zdobycz, albo wymordować kocięta. - powiedziałem. - Mamy swój obóz w którym mieszczą się legowiska wojowników, którzy dbają o klan, terminatorów, uczniów wojowników, medyka, który leczy ranne koty i lidera, naszego przywódcy. - dokończyłem. Kotka usiadła na przeciwko mnie i owinęła łapy puszystym ogonem.
- A kocięta? - zapytała.
- Kocięta razem z matkami mieszkają w kociarni. Są w tedy zwolnione z obowiązków wojowników, a klan zajmuje się nimi. - powiedziałem. Kotka kiwnęła głową.
- A tak w ogóle dlaczego o to pytasz? - zapytałem, wbijając w kotkę świdrujące spojrzenie dwukolorowych oczu. Kotka spuściła wzrok i łapą trąciła kępkę śniegu. Cierpliwie czekałem na odpowiedź.

<Shadowrain? Przepraszam za tą walkę z lisem, nie wiem czemu tak dziadowsko mi dzisiaj wyszło opo ;_;>

sobota, 7 listopada 2015

Pył

Pył jest dość szczupłym kotem, średniej wielkości jak na swój wiek, jednak pod krótką sierścią rysują się mięśnie, bez których nie przeżył by jako samotnik. Kolor jego futra, jest bliżej nieokreślony: wygląda to jak połączenie srebrnego z jasnorudym. Całość zdobię pręgi w kolorze cynamonowo - miodowym bądź ciemno - szarym. Przy pyszczku jest trochę białych włosów, podobnie jak na podbrzuszu i czubku ogona. Pył do kompletu od matki natury otrzymał ciemno różowy nos z czarną obwódką dookoła i zielono - niebieskie oczy, które można określić jako turkusowe. Poduszeczki jego łap są różowe w czarne plamy, wyglądające jak łaty. Na spodzie prawej łapy można dostrzec kępkę białej sierści. Pył nie grzeszy urodą (a może jednak?), wygląd jest jedną z mniej istotnych dla niego rzeczy.
~*~
Pył jest kotem, który nie grzeszy rozsądkiem jednak nie można nazwać go mysim móżdżkiem! 
Lekkomyślność nie przeszkadza mu w byciu całkiem dobrym myśliwym czy wojownikiem.
Pył jest bystry i spostrzegawczy, ma świetną pamięć, dzięki której potrafi zidentyfikować nawet dawno nie czuty zapach.
Ma poczucie humoru w głównej mierze czarnego. Czasami brakuje mu bratniej duszyczki z którą mógł by najzwyczajniej w świecie przegadać deszczowy wieczór, albo polować na szybkie wiewiórki. 
Jednak nadal jest samotnikiem. Nie dla niego niezobowiązujące rozmowy czy bezkarne polowanie. Każdy kot na jego drodze najpierw drapie, potem pyta. Dlatego też Pył zrobił się ostrożny i nieufny w kontaktach z innymi kotami, przez co zaczął sprawiać wrażenie lekko zimnego i poważnego kota. A to jak można się domyśli tylko odpycha innych... i Pył znalazł się w błędnym kole. 
Kolejną rzeczą o której trzeba wspomnieć jest empatia Pyła. Zazwyczaj kot ten jest bezlitosny i uczucia innych ma gdzieś, jednak czasami zdarza się iż Pył nie może bezczynnie patrzeć na poczynania drugiego kota. Po prostu musi pomóc, zdaje się, że sam nawet nie wie czemu tak robi. W takiej chwili warto znajdować się gdzieś blisko tegoż kocura.



 (S) - 4 (Z) - 4 (Sz) - 5 (Zm) - 7 (W) - 50 (HP) - 50






[center]

[color=#00FFCC][b]Imię:[/b][/color][color=sand] Pył [/color]

[color=#00FFCC][b]Klan:[/b][/color][color=sand] Samotnik[/color]


[color=#00FFCC][b]Ranga:[/b][/color][color=sand] Księżyc temu osiągnął wiek terminatorski, jednak nie należy do żadnego klanu, przez co nie może nim zostać.[/color]


[color=#00FFCC][b]Wiek:[/b][/color][color=sand] 7 księżycy [/color]


[color=#00FFCC][b]Opis Wyglądu:[/b] [/color]


[color=sand]Pył jest dość szczupłym kotem, średniej wielkości jak na swój wiek, jednak pod krótką sierścią rysują się mięśnie, bez których nie przeżył by jako samotnik. Kolor jego futra, jest bliżej nieokreślony: wygląda to jak połączenie srebrnego z jasnorudym. Całość zdobią pręgi w kolorze cynamonowo - miodowym bądź ciemno - szarym. Przy pyszczku jest trochę białych włosów, podobnie jak na podbrzuszu i czubku ogona. Pył do kompletu od matki natury otrzymał ciemno różowy nos z czarną obwódką dookoła, szczególnie widoczną u góry nosa i zielono - niebieskie oczy, które można określić jako turkusowe. Poduszeczki jego łap są różowe w czarne plamy, wyglądające jak łaty. Na spodzie prawej łapy, między poduszeczkami można dostrzec kępkę białej sierści. Pył nie grzeszy urodą (a może jednak?), wygląd jest jedną z mniej istotnych dla niego rzeczy. Jego futro nigdy nie przylega ściśle do ciała, a wręcz wygląda jakby ktoś uczesał Pyła pod włos i tak mu zostało. Może z czasem futro mu się wygładzi … [/color]


[color=#00FFCC][b]Opis Charakteru:[/b] [/color]


[color=sand]Pył jest kotem, który nie grzeszy rozsądkiem jednak nie można nazwać go mysim móżdżkiem!
Lekkomyślność nie przeszkadza mu w byciu całkiem dobrym myśliwym czy wojownikiem.
Pył jest bystry i spostrzegawczy, ma świetną pamięć, dzięki której potrafi zidentyfikować nawet dawno nie czuty zapach. Ma poczucie humoru w głównej mierze czarnego. Czasami brakuje mu bratniej duszyczki z którą mógł by najzwyczajniej w świecie przegadać deszczowy wieczór, albo polować na szybkie wiewiórki. Jednak nadal jest samotnikiem. Nie dla niego niezobowiązujące rozmowy czy bezkarne polowanie. Każdy kot na jego drodze najpierw drapie, potem pyta. Dlatego też Pył zrobił się ostrożny i nieufny w kontaktach z innymi kotami, przez co zaczął sprawiać wrażenie lekko zimnego i poważnego kota. A to jak można się domyśli tylko odpycha innych... i w ten sposób Pył znalazł się w błędnym kole.
Kolejną rzeczą o której trzeba wspomnieć jest empatia Pyła. Zazwyczaj kot ten jest bezlitosny i uczucia innych ma gdzieś (jak na kocięce normy), jednak czasami zdarza się iż Pył nie może bezczynnie patrzeć na poczynania drugiego kota. Po prostu musi pomóc, zdaje się, że sam nawet nie wie czemu tak robi. W takiej chwili warto znajdować się gdzieś blisko tegoż kocura. Reszta powoli się kształtuje. Wiadomo jednak, że Pył na każdego kota reaguje inaczej, z pozoru nie przestrzegając żadnego konkretnego schematu: dla jednych nieufny i małomówny, a dla kogoś innego może przyjąć postawę ciekawskiego kociaka z którym nawet da się dogadać.
Jednak Pyłek ma jedną cechę, która nie ulega zmianie nigdy.
Jest niesamowicie, nawet jak na kocię, ciekawski. Wszędzie musi wetknąć swój różowy nosek, wszystkiego dotknąć, wszystkiego powąchać, zobaczyć i pobawić się tym. Mało rzeczy umyka jego uwadze, szczególnie jeśli jest to coś ciekawego.
Czy jest coś jeszcze? Ależ oczywiście! Do pary z ciekawością idzie odwaga, czy raczej szczenięca głupota, którą wyróżniają się wszystkie młode osobniki, niedoświadczone przez życie. Tak więc jakiekolwiek przestrogi i rady nie podziałają na Pyła, jeśli coś sobie zamierzył. Jest dobrym kompanem do przygód. Z chęcią wykonywał by sensowne zadania, kogoś kogo uważał by za swój autorytet, lecz niestety nikt taki do tej pory nie pojawił się na jego drodze. [/color]


[color=#00FFCC][b]Historia:[/b] [/color]


[color=sand]0 - 7 księżycy (nie fabularna)

Pył urodził się jako ostatni z miotu. Był małym piaskowo - cynamonowo - szarym chucherkiem o rozczochranej sierści, która nie była ani miłym puszkiem ani aksamitnym włosem tak jak u jego rodzeństwa. Jego matka była piękną srebrną kocicą, którą żaden kot ani dwunóg nie określiłby jako burej. Swoimi zielonymi oczami czule patrzyła na cztery wijące się przy jej brzuchu maluchy. Najstarszego i największego, pięknego, jasnego rudzielca nazwała Pierwszy, drugiego, srebrnego jak ona sama nazwała Puszysty, a trzecią, małą, burą koteczkę nazwała Chuda. Ostatni i najmniejszy kociak o jasnej sierści dostał imię Pył.
Matka wychowywała kocięta sama, co się stało z ojcem? Tego nikt nigdy się nie dowiedział. W każdym razie życie dla nich nie było łatwe, jednak jakoś sobie radzili. Kocięta wcześnie zaczęły opuszczać lisią norę w której mieszkały, a wkrótce po tym zaczęły naukę polowania. Tak minęło kilka księżycy. Sielanka skończyła się w dniu, kiedy Amazonka zginęła broniąc swe potomstwo przed wygłodniałym lisem. Kocięta kuliły się w najdalszej części nory, ciasno przytulając się do siebie. Wyglądały jak kolorowe kuleczki futra, które lekko dygoczą. Małymi uszkami słyszały wściekłe syknięcia matki i poszczekiwanie rudego najeźdźcy. Chuda i Puszysty wcisnęli się pod Pierwszego i Pyła, odwrócone ogonami do rozgrywającej się walki nie widziały jak ich matka powoli przegrywa walkę. Za to Pierwszy i Pył z okrągłymi oczami patrzyły jak krew leje się z lisiego pyska, jak ich matka ostrymi pazurami próbuje jeszcze bardziej podrapać lisa, ich małe ciałka przeszedł dreszcz, kiedy lisie szczęki, szybkie niczym żmija, pochwyciły łapę kotki. Ta krzyknęła z bólu i spróbowała się uwolnić, lis trzymał jednak mocno, a na jego pysku dało się zobaczyć wyraz triumfu. Potem był straszliwy chrzęst, kotka cofnęła się chwiejnie z kikutem łapy. Lisowi jednak to nie wystarczyło, skoczył na kotkę, a ta nie mając oparcia w przedniej łapie, nie zdołała się odsunąć. Uzbrojone w czarne pazury łapy, przygwoździły kotkę do ziemi, wyciskając powietrze z jej płuc. Amazonka nadal walczyła, choć wiedziała, że nie zdoła przeżyć. [i]Musiała ocalić kocięta![/i] - tylko ta myśl zaprzątała jej głowę i utrzymywała przy życiu. Kocięta wydały z siebie krzyk przerażenia, kiedy lis zatopił kły w szyi kocicy, która zwiotczała w jego szczękach. Psowaty rzucił spojrzenie kulącym się kociętom, które zadrżały. Pierwszy i Pył skuliły uszy i syknęły na lisa, starając się nie okazywać strachu. Psowaty zabrał ciało dzielnej matki i odbiegł w głąb lasu, znacząc swoją drogę krwią. Od tej pory życie Pierwszego, Puszystego, Chudej i Pyłka zmieniło się diametralnie. Musieli sami radzić sobie w dzikich odstępach lasu, co nie było łatwe dla kilkumiesięcznych maluchów. Wszystkie kocięta wyraźnie schudły, a ich sierść straciła połysk i miękkość. Z pewnością by umarły, gdyby nie pewien samotnik, który zaopiekował się nimi i nauczył jak przetrwać; szukać schronienie, polować, walczyć i "leczyć" drobne skaleczenia, oraz nauczył rozróżniać pospolite rośliny. Życie Pyła znów zaczęło wyglądać normalnie. Pewnego dnia do ich kryjówki dotarli dwunożni i … wyłapali wszystkie koty prócz Pyła. Kocur wtenczas na własną łapę chciał wyśledzić lisa, którego zwietrzała woń unosiła się niedaleko ich kryjówki, mając w głowie obraz ginącej matki. Kiedy wrócił (oczywiście z pustymi łapami) zastał swoją rodzinę złapaną do metalowych klatek i zabieraną przez dwunożne istoty w dziwnych zielonych skórach. Skryty pod krzakiem, który zasłaniał go przed wzrokiem ludzi, w milczeniu obserwował całe zdarzenie. Gniew palił go od środka, podsycany przez bezsilność. Nie mógł jednak nic zrobić, a dwunogi wkrótce znikły, wsiadając do jednego ze swoich potworów, wraz z kotami. Pył nigdy nie zapomni ryku, który był tak głośny, że ziemia pod łapami kociaka drżała, ani tego smrodu od którego pojawiły mu się czarne plamki przed oczami, a żołądek chciał wyjść przez pyszczek. Jego oczy piekły i łzawiły od gęstych spalin, którymi wypełniła się polana. Pył przerażony i przesiąknięty zapachem potwora dwunogów, wypełzł spod krzaka po dobrych kilku godzinach, gdy słonce skryło się za horyzontem, a polanę spowił mrok. Obwąchał miejsce gdzie zapach jego rodzeństwa i samotnika, który zastąpił mu ojca, zupełnie znikł pod naporem ciężkiego smrodu, który palił delikatne nozdrza Pyłka. Kociak ze łzami w oczach odrzucił głowę do tyłu i wydał dźwięk, który przypominał wycie połączone z miauczeniem. Pył krzyczał w rozgwieżdżone niebo, a po jego pyszczku ciekły słone łzy. Krzyczał do swoich przodków, do matki, pełen rozpaczy nie wiedział co tak naprawdę wydobywało się z jego pyszczka. Czy było to błaganie do Gwiezdnego Klanu? A może zwyczajnie rozpacz, która musiała znaleźć ujście? Pył nie wiedział. Kiedy krzyk ustał, kociak położył się na ziemi i spędził tak całą noc. Nazajutrz z miejsca wygnał go chłód i natarczywe burczenie w żołądku. Oczywiście nie zdołał nic złapać, ale napił się wody z kałuży i znalazł ciepłe schronienie pośród liści paproci. Od tego czasu minęło pół księżyca. Teraz Pył nie może zbliżyć się choćby na krok do grzmiącej ścieżki, bez wzbudzania wspomnień, które nigdy nie znikną. Zamieszkał w niewielkim wgłębieniu, pośród liści paproci, niedaleko miejsca gdzie po raz ostatni widział swoją rodzinę. Teraz zdany wyłącznie na siebie. [/color]


[color=#00FFCC][b]Statystyki[/b][/color]


[u]Siła (S):[/u][color=sand] 4 [/color]
[u]Zwinność (Z):[/u][color=sand] 4 [/color]
[u]Szybkość (Sz):[/u][color=sand]5[/color]
[u]Zmysły (Zm):[/u][color=sand] 7 [/color]
[u]Punkty Życia (HP):[/u][color=sand] 50 [/color]
[u]Punkty Wytrzymałości (W):[/u][color=sand] 50[/color]


[/center]




Pył
Pyłek, Ćmi Pył

Kamienne Oko
Szarak























środa, 4 listopada 2015

Nie byłem zbyt optymistycznie nastawiony do przedstawienia mnie liderowi. Już ja wiem o takich co nieco. Najpierw wydają się całkiem w porządku, niby zależy im na członkach klanu, a później okazuje się, że wszystko co robią to tylko "środki" by utrzymać władzę i mieć wpływy. Dla dobra ogółu są w stanie posłać każdego na śmierć. Zmarszczyłem nos i ruszyłem za Warstripe, takim krokiem by nie zdradzać do końca ile potrafię w sztuce bezszelestnego podkradania się. Nie ufałem kocicy za grosz, lecz nie wydawała się zła i może w innych okolicznościach nawet bym ją polubił. Mówiąc inne okoliczności mam namyśli kilkanaście ładnych księżycy temu, kiedy byłem naiwnym młokosem co wciąż miał mleko pod brodą.  Przerwałem rozmyślania na ten temat i skupiłem się na teraźniejszości. Przed sobą widziałem pręgowaną kotkę. Była odwrócona tyłem, ledwie krok czy dwa prze de mną. Mógłbym teraz skoczyć na jej grzbiet i wbić kły w kark - mógłbym ją zabić. Przez chwilę czułem nawet pokusą by to zrobić, nie czułem żadnej litości, a zanim ten jej cały klan by się zorganizował i zaczął mnie ścigać, tropy były by już całkowicie zmyte, a ja daleko stąd. Jednak nie zrobiłem tego, choć moje spojrzenie wciąż było wbite w kark kocicy, podświadomie obliczające kąt śmiertelnego skoku. Droga minęła nam w milczeniu. Po kilkunastu minutach, dotarliśmy do gąszczu krzaków, które mimo zbliżającej się Pory Nagich Drzew były zielone. Warstripe poprowadziła mnie wzdłuż nich, aż natrafiliśmy na "wejście", którym była większa przestrzeń między gałęziami. W milczeniu przyjąłem wiadomość, że wchodzimy do istnej fortecy. Najprawdopodobniej była to jedyna droga ucieczki, gdyby coś poszło nie tak, a przez krzaki było by niezwykle trudno się przedrzeć. Kotka zwinnie przeszła przez otwór, a mnie nie pozostało nic innego jak pójść w jej ślady. Wiedziałem, że pakuję się w poważne kłopoty. Teraz stałem na trawie wydeptanej przez wiele wschodów słońca, przez masę różnych kotów. Zmarszczyłem nos, czując wszędzie wokół koci zapach. Miałem wrażenie jakbym znalazł się w zamkniętej przestrzeni i prawie zatęskniłem za otwartym terenem lasu. Nerwowo drgnęła mi końcówka ogona, gdy z prawej strony zbliżyły się do nas dwa koty. Jedna to była biało - czarna kocica o poszarpanym uchu i miętowych oczach, drugi nieznajomy był brązowym, lekko burawym kocurem, któremu brakowało połowy ogona. Z gwiazdy na piersi wywnioskowałem, że jest to zapewne lider tego klanu. Oba koty szły blisko siebie, stykając się bokami. Wyglądało to tak naturalnie, iż stwierdziłem, że tę dwójkę łączy coś więcej niż przyjaźń. Posłałem liderowi chłodne spojrzenie, a on odpowiedział tym samym. Zatrzymał się razem ze swoją ... czyżby partnerką? Kilka kroków od nas. Kotka wlepiła we mnie nieruchome spojrzenie, a kocur spojrzał na szarą kotkę.- Warstripe, kto to jest? - zapytał neutralnym tonem, starając się wyprać go z nut ciekawości. Prawie się uśmiechnąłem, mając ochotę odpowiedzieć: "kot, ślepcu" jednak się powstrzymałem. Warstripe już otworzyła pyszczek by odpowiedzieć, kiedy postąpiłem dwa kroki do przodu.
- Jestem Darkheart. - przedstawiłem się, mierząc kocura uważnym spojrzeniem. Buras odwrócił spojrzenie w moją stronę, było zimne jak lód. Trzepnąłem ogonem jakby z pogardą i spojrzałem w głąb "obozu". - A więc to tu mieszkacie? - spojrzałem mrużąc oczy z "nudy", a tak naprawdę lustrując otoczenie i zapamiętując każdy szczegół. - Trochę mało miejsca. - prychnąłem, podążając kilka kroków w głąb. Za sobą usłyszałem syk Warstripe i jeżącą się sierść kocura. To była dla niego zniewaga i to w dodatku podwójna. Uśmiechnąłem się do siebie. W robieniu sobie wrogów byłem mistrzem nad mistrzami. Lider jednak nie dał się sprowokować, odwróciłem się zatem z powrotem do nich. Zignorowałem spojrzenie szarej kocicy, które ciskało we mnie błyskawice. Przyglądałem się z uwagą buro brązowemu kotu. Wiedziałem, że jest zły, jednak nie dał się sprowokować. Może nie jest takim znowu ostatnim rysim bobkiem?
- Co cię tu sprowadza ... Darkheart? - zapytał lider starając się rozluźnić mięśnie, które były napięte i gotowe do ataku. Poczułem lekki szacunek do kocura, który nie dał się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, jak przeciętny przywódca, który uważa, że jest pępkiem świata. Moje spojrzenie nadal było czujne i twarde, jednak znikła z niego pogarda i iskierki podłości.
- Nic. Jestem podróżnikiem, włóczę się z miejsca na miejsce. Trafiłem na wasze tereny przez przypadek, a później spotkałem Warstripe, która zaproponowała mi, że zaprowadzi mnie do lidera. - odpowiedziałem i lekko schyliłem łebek, by pokazać mu swój lekki szacunek, jednak nie na tyle by mógł to uznać za znak pokory. Nie należałem do żadnego klanu, byłem panem samego siebie, nie, liderem samego siebie. Tak więc miałem pełne prawo by traktować stojącego prze de mną kocura na równi z sobą. Kątem oka dostrzegłem, że od strony obozu zmierzają ku nam dwie postacie. Kiedy podeszły okazało się, że są to dwie srebrno - cętkowane kotki o puchatych ogonach, niczym miotły. Jedna miała dwukolorowe oczy - zielone i niebieskie oraz krótszą sierść niż druga kotka. Wyglądały jak siostry z jednego mitu, jednak zdradził ich wiek - ta długowłosa była starsza i .... poważniejsza? Mierzyła mnie nieufnym spojrzeniem, tymczasem ta druga mimo nieufności spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- Kto to jest? - zapytała sucho długowłosa i trzepnęła ogonem o ziemię w wyraźnym zdenerwowaniu. Odpowiedzi udzieliła, dotąd siedząca w milczeniu biało czarna partnerka lidera.
- Darkheart, podróżnik. - powiedziała i rzuciła mi nieufne spojrzenie. Wąsy lekko mi drgnęły, wszyscy spoglądali na mnie nieufnie, albo wrogo. Musiałem jakoś naprowadzić sytuację, albo zrobi się bardzo nieprzyjemnie.
- Tak, podróżnik. Natrafiłem na wasz klan zupełnie przypadkiem. - usiadłem na ziemi, owijając łapy ogonem, a w szczególności zakrywając białą łapę. - Jeśli chcecie odejdę stąd jeszcze tej nocy, choć wolał bym na trochę zostać i odpocząć od podróży. - powiedziałem, normalnym tonem. Warstripe zjeżyła się.
- Nie będziemy tolerować obcego na naszym terenie! - prychnęła w moją stronę.
- Nie należysz do klanu! - syknął ktoś inny.
- Nie chcemy przybłęd! - prychnął ktoś inny.
- Domowy pieszczoszek chce mieszkać w lesie. - stwierdził kolejny głos. Podniosła się niezła wrzawa, każdy kot chciał mi powiedzieć jak to mnie tu nie chcą. Przez chwilę, myślałem, że rozszarpią mnie na strzępy. Z rozwścieczonym tłumem nigdy nic nie wiadomo.
- CISZA! - krzyknął lider i natychmiast wszystkie głosy ucichły, a koty zwróciły głowy w kierunku kocura. Jedynie Warstripe obrzuciła mnie jeszcze ściszonym syknięciem. - Decyzja należy do mnie. - dodał brązowo - bury kocur i spojrzał na mnie jakby chciał mnie przewiercić wzrokiem na wylot. Wytrzymałem spojrzenie, jednak nie rzucałem mu żadnego wyzwania. Kocur westchnął.
- Możesz zostać w naszym klanie. Rozumiem, że jesteś wojownikiem? - zapytał. Skinąłem głową. Kocur lekko uśmiechnął się.
- A więc witaj Darkheart w Klanie Wilka, jestem Wolfstar, a to jest Mintleaf, Leafstripe i Rainymist nasz medyk. - wskazał kolejno na kotki. Pojąłem z lekkim zdziwieniem, iż są to wszyscy członkowie klanu. Mintleaf czule otarła się o bok kocura, ledwie zauważalnie i zapewne podświadomie. Leafstripe zmrużyła oczy i machnęła ogonem. Rainymist zaczęła mi się przyglądać, miałem wrażenie, że najbardziej ciekawi ją moje czerwone oko i przecinająca je blizna. Kiedy spojrzałem na Warstripe, ta zdawała się żałować decyzji przyprowadzenia mnie tu. Wolfstar odchrząknął by zwrócić uwagę kotów z powrotem na siebie.
- Darkhearcie, czy przyrzekasz być wierny klanowi i jego członkom? Czy przyrzekasz nie jeść puki klan nie zostanie nakarmiony? Czy przyrzekasz bronić go kosztem własnego życia? - zapytał ze śmiertelną powagą. Wstałem.
- Przyrzekam. - odpowiedziałem, lekko spuszczając głowę by znów ją podnieść.
- W więc mianuję cię wojownikiem Klanu Wilka! - zakończył lider, błyskając zielonymi oczami. Po tym uśmiechnął się i usiadł.
- Tak więc, pozostaje tylko jednak kwestia. - mówił. - Ktoś musi ci pokazać obóz, granicę, tereny i przekazać kodeks wojowników. - powiedział kocur i powiódł wzrokiem po zebranych. Po chwili ciszy odezwał się znajomy głos.
- Ja to zrobię. - powiedziała Warstripe i spojrzał na mnie zimno. - Skoro ja go tu sprowadziłam, to muszę dopilnować by niczego nie zepsuł. - dodała, prawie złowieszczo.
- No dobrze. - odpowiedział Wolfstar i oddalił się od nas. Po chwili inne koty, również zaczęły wracać do swoich zajęć. Zostaliśmy z Warstripe sami. Uśmiechnąłem się do niej ni to z sarkazmem ni to z przyjaźnią. Kotka prychnęła i machnęła ogonem kilka razy.

<Warstripe?>

niedziela, 1 listopada 2015


http://www.artemida.webd.pl/warriorcats/profile.php?mode=register

~~~~~~~~

Sowia nie należy do uroczych i śliczniusich kotków. W oczy rzucają się nieproporcjonalnie duże uszy, które w dodatku odstają na boki, co nadało by jej komiczny wygląd, gdyby nie zimne spojrzenie. Głowa ma kształt trójkąta, a pysk jest dłuższy niż u innych kotów. Jakby tego było mało jest niezwykle chuda, czy raczej szczupła, jako, że jej budowa jest wynikiem genów a nie odżywiania. Mimo to jest umięśniona, choć nie tak jak niektóre koty. Jej sierść jest krótka i ściśle przylegająca do ciała, czasami rozczochrana, gdyż ta kotka nie przykłada większej wagi do swojego wyglądu. Sowia Łapa ma smoliście czarne futro, które lśni w promieniach słońca NIE przechodząc w odcienie brązu. Kotka ta uważa, że największym atutem są jej oczy - duże okręgi o barwie jasnego pomarańczu wpadającego w żółty. Zazwyczaj chłodne i bystre. Sowia ma długie, ciemne i mocne pazury, tak jak szpony sowy, której imię nosi. Nos i poduszeczki łap tak jak reszta ciała czarne. Wąsy są średniej długości, proste w kolorze białym.

 Jej sierść jest krótka i gładka, biała w brązowe łaty, które występują: na głowie, jedna duża na grzbiecie - ciągnąca się do połowy ogona i mała ciapka na pyszczku oraz podobna na prawej przedniej łapie. Rzeczą, którą (chyba jako jedyną) uznaje za swój atut, są oczy. Średniej wielkości o niespotykanej barwie oliwki, która świetnie komponuje się z kolorem jej futra. Zawsze wyglądają na bystre i czujne, a jakiekolwiek odstępstwo od tej normy, może być oznaką choroby. Kotka ta ma mocne i długie pazury, biało - przeźroczyste. Poduszeczki jej łap są różowe, czasami zdarzy się ciemniejszy kolor (jak i z wiekiem będą ciemnieć). Białe wąsiki i różowy nosek dopełniają efekt słodkiej, acz niezbyt urodziwej kotki. 

~~~~

Jaka jest Oliwkowa Łapa? To wciąż młoda kocica, która jeszcze nie zasmakowała życia. Wciąż poznaje i uczy się na swoich błędach, a charakter wciąż ulega zmianom. Puki co jest to kotka zadziorna, czasami sarkastyczna i lekko pyskata. Mimo budowy, jest całkiem dobrą wojowniczką z czego korzysta w różnych sytuacjach. Potrafi być miła i sympatyczna, ale tylko w tedy gdy inny kot na to "zasłuży" (czyli według tego co tam dzieje się w jej łebku). Z Oliwkową jest ten problem, że ... niektóre koty przy pierwszym spotkaniu sądzą, iż mają przed sobą młodego kocura, a nie kotkę. 

~~~~

http://www.zoowioska.pl/galeria/wp-content/uploads/2014/09/cat-408709_1920.jpg
















Kotka ta jest wciąż młoda, a jej charakter cały czas się kształtuje.
Mimo to ma już wystarczająco dużo księżycy, by można było o niej stwierdzić co nieco.
Po pierwsze jest bystra i inteligentna, jednakże popełnia błędy i czasem może nie dostrzec całkowicie oczywistego faktu. Sowia Łapa ma duży szacunek dla starszych kotów, które są wojownikami oraz liderów. 
A jaka jest dla innych kotów? Sowia sprawia wrażenie chłodnej i bezwzględnej kotki, którą nie interesuje żadna bliższa relacja. 
Od czasu do czasu rzucona sarkastyczna odpowiedź, nie zaprzecza temu twierdzeniu. Jednakże nie należy oceniać kota po futrze. Tak naprawdę niewiele trzeba by Sowia z zimnej kotki, stała się roześmianym kociakiem, który uwielbia dobrą zabawę. Pesymistka tylko z wierzchu, tak naprawdę kierują nią optymistyczne myśli, skryte pod tą "zasłoną". Co jeszcze? Lubi żartować, często w najmniej odpowiedniej chwili. Zupełnie nie potrafi pocieszać, choć nie brak jej empatii. Jak przystało na swój wiek ciekawska. 
Już przy pierwszym spotkaniu, zazwyczaj można stwierdzić co sądzi się o tej kotce. Ona natomiast innych ocenia długo, choć najważniejsze mimo wszystko jest pierwsze wrażenie. Do jakiegokolwiek treningu będzie wkładać całe serce. Ma jasno określony cel - chce zostać najlepszą wojowniczką i mimo, że jest to naiwne i dziecinne marzenie, nie przestała do niego dążyć. Już teraz widać, że walka nie jest jej obca, choć ukrywa to skąd nauczyła się kilku ciekawych sztuczek. Uwielbia wspinać się na wszystko i po wszystkim, co może być nieco uciążliwe dla jej przyszłego mistrza. Nie ma najmniejszego lęku wysokości i czasami śmieje się z kotów, które mają z tym problemy. Nie przepada za wodą, jednak pokornie znosi deszcze i kałuże czy nawet mniejszy strumyk. W burzę uwielbia patrzeć się w niebo, choć nie jest to bezpieczne. W tedy nawet deszcz jej nie przeszkadza. 
Czasami bezwzględna, szczególnie dla wrogów. Wątpi czy potrafiła by pogodzić się z kimś od tak. Nie należy do kotów tolerancyjnych, jednak ... czasem jej serce mięknie. Sowia Łapa uwielbia noc i ciemność. Instynktownie porusza się praktycznie bezszelestnie. Pohukiwanie sowy uważa za dobry omen. Nie ma trudności z odczytywaniem emocji innych, sama umie prawie w każdej sytuacji przybrać neutralną minę i nie pokazywać po sobie uczuć. Tę umiejętność wciąż szkoli.
Warto mieć ją po swojej stronie.



















Stanistic Music