Moje łapki lekko zapadały się w świeżym puchu, który napadał tej nocy, lecz pod spodem warstwa ubitego śniegu nie pozwalała zapadać się głębiej. Przedzierałem się przez ośnieżony las z powrotem w kierunku terenów, które opuściłem kilka wschodów słońca temu. Myślałem, że wszystko się skończyło, że koty zwyczajnie miały dość siebie nawzajem, że to koniec ... Wróciłem do mojego samotniczego życia, gdzie najmniejszy szmer może zwiastować skrytobójcę. Znów zacząłem popadać w nałóg czujnego snu i bezszelestnego poruszania się w cieniu. Jednak, niespełna dwa dni temu usłyszałem nowinę od której wąsy zadrgały mi z niedowierzania. Podobno Kocie Oczy odrodziły się niczym feniks z popiołów! Tyle, że rozbiły się na kilka osobnych klanów, nieprzepadających za sobą. Nie chciałem znów zaczynać. Ponowne włóczenie się bez celu po lesie, nie było dla mnie przyjemną perspektywą. Los dał mi drugą szansę, szansę na powrót. Zamierzałem z niej skorzystać. No i teraz śnieg wlepia mi się w futro, łapy marzną na zimnym podłożu, a wiatr wieje prosto w pysk, aż muszę mrużyć oczy. W dodatku nie mam pojęcia do czego tak naprawdę wracam. Znałem dwa koty, nie licząc alfy, więc jaka jest szansa, że którekolwiek z nich przeżyło? A nawet gdyby, to w którym klanie się znajduje? Przełknąłem cisnące się do głowy wątpliwości. Po kilkunastu minutach, a może nawet kilku godzinach? W mój nos trafił zapach kotów, najprawdopodobniej z oznakowań na granicach jakiegoś klanu. Pociągnąłem mocniej, otwierając pyszczek, by lepiej czuć zapach. Niestety nie była to znajoma woń. Mimo to ruszyłem w jej kierunku. Szukam konkretnych dwóch osób, bądź tylko jednej z nich, tak, pewnego kocura o żółto - pomarańczowych oczach. Małe szanse by przeżył, ale jakoś nie mogłem uwierzyć by umarł. Za bardzo wyróżniał się z tłumu, by zginąć. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Jak to się mówiło? Nadzieja matką głupich? Możliwe, ale cóż mogłem na to poradzić? Lepiej mieć taki cel, niż żaden. Wyostrzając zmysły przekroczyłem granicę klanu, nie słyszałem nic poza szuraniem myszy, pod śniegiem. Ostrożnie zacząłem iść dalej. Śnieg nie ułatwiał mi sprawy, jeśli chodzi o bezszelestność, jednak nie zamierzałem od tak pokazywać swojej obecności. Długim ogonem zamiatałem podłoże za sobą, przykrywając ślady łap, warstwą białego puchu. Zachowanie dość podejrzane, ale czego na litość Gwiezdnego Klanu, oczekujecie od byłego skrytobójcy? Promiennego uśmiechu i niewinnego wzroku małego kociaczka? Niestety nie dysponuję tymi cechami. Okolica wyglądała na opustoszałą więc nadal posuwałem się do przodu, nagle usłyszałem ciche skrzypnięcie śniegu przed sobą. Zatrzymałem się w pozycji dość niewygodnej, jednak nie mogłem pozwolić sobie na drgnięcie. Powoli, dostosowując swoje ruchy do gołych gałęzi krzewów, przypadłem brzuchem do śniegu i podkradłem się bliżej źródła dźwięku. Zza gałęzi jałowca, zobaczyłem długowłosą kotkę o błękitnych oczach i futrze w różnych odcieniach szarości. Szła swobodnie, a z pyszczka zwisała jej leśna mysz. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, szczególnie, że kotka była sama. Wyślizgnąłem się spod krzaka.
- Hej. - zacząłem. Kotka gwałtownie obróciła głowę w moją stronę, prawie upuszczając mysz. - Mam do ciebie kilka pytań. - powiedziałem prosto z mostu, bo po co bawić się w słowne przepychanki? Szara ostrożnie położyła mysz na śniegu i spojrzała na mnie, dużymi oczami, próbując przewiercić mnie spojrzeniem.
- Jakie pytania? - zapytała z lekką nutą nieufności w głosie. Widać nie była przyzwyczajona do tego typu zdarzeń. Peszek.
- Znasz może kota o szarej, dymnej sierści z białymi znaczeniami i pomarańczowo - żółtymi oczami? Nazywa się Kyoukai. - powiedziałem. Kotka energicznie pokiwała głową, a we mnie wstąpiła nowa nadzieja. Czyżby Kyoka przeżył?
- Tak, znam. Jest przywódcą SnowClanu. - powiedziała. - A po co go szukasz? - dodała z ciekawością.
- To już moja sprawa. - mruknąłem. - W którym kierunku do SnowClanu? - wbiłem w nią, zimne spojrzenie szmaragdowych oczu. Kotka prychnęła.
- Skoro zadajesz tak głupie pytania i nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie to sam sobie znajdź Kyoukaia. - syknęła. Dla pozornego widza, kotka zdenerwowała się z byle powodu. Jednak z jej mimiki mogłem wyczytać, iż nie spodobała jej się moja tajemniczość i mało uprzejma odpowiedź. Chwyciła mysz w zęby i zamierzała odejść. Zmrużyłem oczy z wściekłości. Tułam się od kilku dni w śnieżycy, przemarzłem do szpiku kości, a teraz jakaś szara kotka myśli, że będę skakać wokół niej, byle tylko zdobyć odpowiedź. Może kiedyś bym tak zrobił, chociażby by ujść za przyjaznego typa. Teraz jednak, gdy mroźny wiatr targał moim futrem, nie miałem ochoty na jakiekolwiek pokojowe stosunki. Wbiłem czarne pazury, głęboko w śnieg. Mój prawy bok zafalował w miejscu niedaleko końca żebra. Spod skóry i sierści przebiło się coś na podobieństwo sznura; białe, lekko lepkie i ruszające się jak dodatkowa kończyna. Wystrzeliło wprost w kierunku kotki i owinęło się wokół jej szyi, szara wypuściła mysz, która upadła w biały puch, a sznur podniósł ją nad ziemię i przyciągnął do mnie, tak bym mógł spojrzeć w jej niebieskie oczy.
- Teraz ładnie odpowiesz na moje pytania, albo cię uduszę. - uśmiechnąłem się, uśmiechem którego nikt nie uznał by za radosny. Szara zamachała łapkami w powietrzu, a z jej pyska dobył się zduszony charkot. Upuściłem ją na ziemię i wciągnąłem sznur w siebie. Niebieskooka upadła na śnieg, łapczywie chwytając powietrze i spojrzała na mnie ze strachem, jakby zdała sobie sprawę z faktu, że jestem nieobliczalny. Może żeczywiście byłem? Podeszłem do niej i stanąłem tuż nad jej karkiem.
- To jak? W którą stronę do SnowClanu? - zapytałem, wyprowadzony z równowagi.
- Jesteś dwa dni drogi od granicy, musisz iść cały czas na zachód. - wydukała z lękiem. Dobrze. Byłem mocno wkurzony, zły i zmęczony. Nie wiem co bym zrobił gdyby kotka dalej trwała przy swoim "nie powiem". Czy posunął bym się do zabójstwa? Na szczęście nie musiałem tego sprawdzać. Nic nie mówiąc ruszyłem w kierunku zachodnim, tak jak poradziła mi szara, którą zostawiłem leżącą w śniegu. Z pewnością popełniłem błąd grożąc kotce, jednak co się stało to się nie odstanie. Co najwyżej Kyoka będzie zły, że nie wszystkie pionki poruszają się zgodnie z jego wolą, przez kocura, który potrafi wleźć komuś na szachownicę i mocno namieszać. Czy życie rzeczywiście jest grą? Dla niektórych z pewnością, jednak dla pionków, jest zazwyczaj czymś innym. Może właśnie dlatego dają się tak łatwo zmanipulować? Nie powiem bym kiedykolwiek miał ochotę robić to co Kyoka, jednak czasami, rzeczywiście muszę zrobić coś tak by inni "zatańczyli jak im zagram".
~*Dwie Noce później*~
Według słów szarej kocicy musiałem już być naprawdę blisko Klanu Śniegu. Między gałęziami drzew przebijały się promienie słońca, które były za słabe by stopić choćby odrobinę śniegu. Kilkanaście lisich długości później, wyczułem oznakowania, zapewne SnowClanu. Wciągnąłem głęboko w płuca powietrze, chyba wyczułem zapach Kyoukaia, ale z moim węchem nigdy nic nie wiadomo. Wolno ruszyłem w stronę granicy, a wiatr wiał mi prosto w pysk, jakby nie chciał bym wstąpił do Klanu Śniegu. Moją głowę zaczęły ogarniać wątpliwości. A jeśli Kyoukai nie przyjmie mnie do klanu? Uzna za rywala, zagrożenie? Potrząsnąłem głową, odpędzając uporczywe myśli i strzepując kilka zagubionych płatków śniegu. Włąśnie przekraczałem granicę klanu, nie mogę pozwolić sobie na wątpliwości! Śmielej niż się czułe, przekroczyłem granicę, która mocno "pachniała" różnymi kotami. Kilkanaście metrów w głąb klanu, wystarczyło bym natknął się na kota - klanowicza. Był to maluch o ciemnej sierści i ciekawskich oczach. Wyłoniłem się zza rozłożystego dębu i podeszłem do niego, starając się wygladać dość przyjaźnie. Kotek spojrzał na mnie lekko zdezorientowany.
- Cześć. To tereny SnowClanu? - wolałem się upewnić czy aby kocica nie wyprowadziła mnie w pole, bo w tedy należało by porządnie się zemścić. Kociak spojrzał na mnie z dziecięcą ciekawością, zupełnie pozbawioną strachu.
- Tak. Jestem Wolfsong. Kim jesteś? - odpowiedział. Uśmiechnąłem się do siebie. Kim jestem? Skrytobójcą, podobno byłym. Jakoś taka wersja przedstawienia się nie wydała mi się zbyt ... odpowiednia.
- Kotem. Szukam Kyoukaia. - powiedziałem. Kociak jakby trochę przygasł i mimowolnie dotknął blizny na pyszczku. Zaraz jednak podniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy.
- Mogę cię do niego zaprowadzić. - zaproponował. Właściwie czemu nie?
- Prowadź. - powiedziałem i ruszyłem za nim. Przyglądając się kątem oka kocięciu, zastanawiałem się dlaczego przygasł na wspomnienie Kyoki. Czyżby kocurowi udało się podpaść kociakowi? Pokręciłem głową. To nie moja sprawa, nie będę się wtrącał. Po co mi dodatkowe problemy? Najpierw zajmę się ułożeniem sobie życia, a dopiero potem mogę zacząć interesować się cudzym. Kilka minut później włóczenia się po zaśnieżonym gąszczu, znaleźliśmy się na niewielkiej polance. Słońce nieśmiało wychylało zza chmur, lekko oświetlając śnieg, który zdawał się iskrzyć. Wolfsong wskazał łapą na płaski kamień, znajdujący się z prawej. Skierowałem tam wzrok. Tyłem do nas stał na nim nie kto inny jak Kyoukai! Chyba właśnie skończył mówić coś do jakiegoś pręgowanego kota ... albo raczej kotki. Z lekko uniesionym ogonem, podeszłem do głazu.
- A więc betha w końcu doczekał się pozycji lidera. - na dźwięk mojego głosu, kocur błyskawicznie odwrócił się. Śmiało spojrzałem liderowi w oczy.
<Kyoka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz