Kojarzyłem tą całą Mintleaf, jest partnerką Wolfstar'a, czyż nie?
- Cóż, lubię moje obowiązki, a ostatnio nie dzieje się nic złego, więc nie mogę narzekać.- uśmiechnąłem się. Lubię moje obowiązki? I to jeszcze jak! Nie sądziłem, że takiemu samotnikowi jak ja spodoba się ganianie po granicach, polowania, pilnowanie terenu ... przynależenie do Klanu, który mnie akceptuje. Tak. To ostatnie było chyba tym, czego potrzebowało moje serce, uwięzione w klatce z samotności i cienia. Świadomość, że są koty, które staną w twojej obronie, które tolerują twój dziwny wygląd i nie pytają o przeszłość, którą zostawiłeś za sobą. To to czego szukałem przez wiele księżycy, nie zdając sobie z tego sprawy. A teraz znalazłem. Spojrzałem na Mintleaf. Niby wyglądała tak samo jak zazwyczaj, ale nie, coś się zmieniło. Kotka miała zaokrąglony brzuch i to bynajmniej nie od nadmiaru zwierzyny!
- Widzę, że klan się rozrasta. - uśmiechnąłem się. Kotka w pierwszej chwili nie załapała aluzji.
- Co? - zapytała, nie zdając sobie sprawy iż chodzi o jej jeszcze nienarodzone kocięta. Po chwili jednak, jakby ja olśniło, a na jej pyszczku pojawił się uśmiech. - Tak. - powiedziała i ledwo dostrzegalnie dotknęła brzucha łapką.
- Ile ich będzie? - zapytałem z czystej ciekawości. Usiadłem na ziemi owijając łapy ogonem. Nie musiałem pytać się kto był ojcem, przecież widać było, że Mintleaf i Wolfstar są partnerami! Kotka na moje pytanie jakby lekko się zasmuciła.
- Trzy. - odpowiedziała tylko. Zmrużyłem oczy.
- Coś jest nie tak, prawda? - zapytałem. Może Mintleaf nie chciała ze mną rozmawiać o tych sprawach? W końcu nie jestem kimś bliskim, ani nawet dobrym znajomym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz