piątek, 13 listopada 2015

Uciekać? Ja?! Gdyby nie to, że skoczyła na lisa, nazwał bym ją mysim móżdżkiem. Przecież jestem wojownikiem klanu wilka! Moim obowiązkiem jest bronić klanu, nawet kosztem własnego życia! Syknąłem przez zęby i zjeżyłem futro wzdłuż grzbietu. Biały lis o czerwonych ślepiach, próbował obrócić głowę i dosięgnąć zębami kotkę o długiej sierści. Zadziałałem instynktownie. Skoczyłem na głowę lisa, zatapiając pazury przednich łap za śnieżnobiałym uchem, a tylne wbiłem w miejsce połączenia żuchwy i czaszki. Lis pisnął z bólu i chwiejnie cofnął się o kilka kroków. Zaraz jednak doszedł do siebie i z wściekłym szczekaniem zaczął potrząsać głową, a gdy to nie pomogło zaczął skakać na wszystkie strony, wyrzucając w gorę raz grzbiet, a raz głowę. Dla pobocznego widza, mogło wyglądać to śmiesznie, jednakże żołądek podszedł mi do gardła na tej upiornej huśtawce. Z całych sił trzymałem się lisiej skóry, byle tylko nie spaść. Bo upadek z pewnością skończył by się śmiercią w białych szczękach. W końcu lisowi udało się zrzucić długowłosą kotkę, która przekoziołkowała po ziemi i zniknęła w kępie pokrzyw, wyrzucając w powietrze drobne płatki śniegu. Psowaty od razu rzucił się na swój łup, chcąc zabić kotkę. Wściekły zatopiłem zęby w jego uchu i zacząłem szarpać nim na różne strony. Krew polała się na biały śnieg, a ten pod wpływem ciepła zaczął lekko topnieć w miejscu gdzie spadła posoka. Lis otumaniony bólem i zaślepiony krwią ściekającą do oczu, miał już serdecznie dość walki. Chwiejnie spróbował się wycofać. Zeskoczyłem z jego łba, miękki lądując w białym puchu. Lis rzucił się do ucieczki, jednak ja byłem zaślepiony wściekłością. Cała ta sytuacja przypominała mi zdarzenie sprzed wielu księżyców. Zdarzenie od którego zacząłem patrzeć na świat w inny sposób. Wściekle trzepnąłem ogonem i skoczyłem w ślad za lisem. Ranny zwierz nie był zbyt szybki, a tym bardziej zwinny. Z łatwością wyprzedziłem go i skoczyłem  mu prosto do gardła. Lis spróbował zrobić unik, jednak każdy kociak wie, że wściekły kot, jest groźny przeciwnikiem. Zatopiłem kły w jego szyi, przez kilka sekund na niej zwisając. Lis próbował jeszcze walczyć. Ostrymi pazurami przejechał mi po prawym boku, a zaraz potem padł martwy na śnieg. Dookoła ciała zaczęła zbierać się czerwona kałuża. Kiedy spadła adrenalina, poczułem ból w miejscu gdzie dosięgły mnie jego pazury. Polizałem zranione miejsce, starając się zmyć krew. Rana na oko, nie wyglądała groźnie, jednak nadal bolała i krwawiła. Z goryczą uświadomiłem sobie, że zachowałem się głupio, atakując uciekającego lisa. Gwiezdnym niech będą dzięki, za to, że kodeks wojownika nie wspomina nic o zabijaniu uciekających drapieżników. Kiedy wspomniałem nazwę klanu, do głowy wróciła mi postać długowłosej kotki. Zacisnąłem zęby ze złością. Może i ostrzegła mnie przed lisem, ale nadal znajdowała się na terenie Klanu Wilka, a nie mogłem pozwolić by jakiś pieszczoszek wałęsał się po naszych terenach! Pobiegłem w miejsce gdzie ostatni raz ją widziałem, bezwiednie skręciłem między gołe gałęzie krzewu, by ukryć się przed jej wzrokiem. Naturalnie kotka mnie nie zauważyła, ani nie wyczuła (nie wspominając o usłyszeniu). Końcówka ogona lekko mi drgnęła, gdy na ugiętych łapach patrzyłem, jak zlizuje płatki śniegu z brązowo - czarnego futra, by te nie roztopiły się i nie wsiąkły w puszyste futro. Bez większych wyrzutów patrzyłem, jak rozgląda się zaniepokojona. Czyżby mnie szukała? Jej ogon lekko drgnął, gdy podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę, gdzie zniknął lis, a z nim ja. Teraz mogłem zauważyć, iż jest większa od przeciętnego leśnego kota, a choć śmierdziała dwunogami, w swoich ruchach miała coś z leśnego kota. Nie mogła pójść dalej! To tereny klanu! Fuknąłem na siebie i swoją naturę obserwatora czy raczej ... skrytobójcy. Wolno podkradłem się do niej i skoczyłem. Chciał bym powiedzieć, że nie wystawiłem pazurów, naprawdę ... jednak to własnie one zatopiły się w gęste futro kotki. Razem potoczyliśmy się po ziemi. Kotka była silna, a moje pazury nie mogły dosięgnąć jej skóry, przez grube futro. Mimo to przygniotłem ją do ziemi.
- Co ty robisz? - syknęła, chyba lekko zdenerwowana. A może zwyczajnie oburzona?
- Jesteś na terenach Klanu Wilka! - syknąłem, jednak bez nie wiadomo jakiej złości.- Nie powinnaś wchodzić na nasze tereny! - dodałem.
- Czym jest Klan? - zapytała, a jej oczy zrobiły się okrągłe z ciekawości. Zeskoczyłem z niej, nie mając ochoty zachowywać się jak ... ja. Zwyczajnie nie stanowiła zagrożenia, a jej pazury były stępione przez dwunogi. siadłem na śniegu. Przecież nikt mi nie zabronił rozmawiać o klanie, nie?
- To grupa kotów, które są dla siebie jak rodzina. Razem mieszkamy, polujemy i bronimy granic przed intruzami, którzy chcieli by zabrać nam naszą zdobycz, albo wymordować kocięta. - powiedziałem. - Mamy swój obóz w którym mieszczą się legowiska wojowników, którzy dbają o klan, terminatorów, uczniów wojowników, medyka, który leczy ranne koty i lidera, naszego przywódcy. - dokończyłem. Kotka usiadła na przeciwko mnie i owinęła łapy puszystym ogonem.
- A kocięta? - zapytała.
- Kocięta razem z matkami mieszkają w kociarni. Są w tedy zwolnione z obowiązków wojowników, a klan zajmuje się nimi. - powiedziałem. Kotka kiwnęła głową.
- A tak w ogóle dlaczego o to pytasz? - zapytałem, wbijając w kotkę świdrujące spojrzenie dwukolorowych oczu. Kotka spuściła wzrok i łapą trąciła kępkę śniegu. Cierpliwie czekałem na odpowiedź.

<Shadowrain? Przepraszam za tą walkę z lisem, nie wiem czemu tak dziadowsko mi dzisiaj wyszło opo ;_;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stanistic Music