środa, 4 listopada 2015

Nie byłem zbyt optymistycznie nastawiony do przedstawienia mnie liderowi. Już ja wiem o takich co nieco. Najpierw wydają się całkiem w porządku, niby zależy im na członkach klanu, a później okazuje się, że wszystko co robią to tylko "środki" by utrzymać władzę i mieć wpływy. Dla dobra ogółu są w stanie posłać każdego na śmierć. Zmarszczyłem nos i ruszyłem za Warstripe, takim krokiem by nie zdradzać do końca ile potrafię w sztuce bezszelestnego podkradania się. Nie ufałem kocicy za grosz, lecz nie wydawała się zła i może w innych okolicznościach nawet bym ją polubił. Mówiąc inne okoliczności mam namyśli kilkanaście ładnych księżycy temu, kiedy byłem naiwnym młokosem co wciąż miał mleko pod brodą.  Przerwałem rozmyślania na ten temat i skupiłem się na teraźniejszości. Przed sobą widziałem pręgowaną kotkę. Była odwrócona tyłem, ledwie krok czy dwa prze de mną. Mógłbym teraz skoczyć na jej grzbiet i wbić kły w kark - mógłbym ją zabić. Przez chwilę czułem nawet pokusą by to zrobić, nie czułem żadnej litości, a zanim ten jej cały klan by się zorganizował i zaczął mnie ścigać, tropy były by już całkowicie zmyte, a ja daleko stąd. Jednak nie zrobiłem tego, choć moje spojrzenie wciąż było wbite w kark kocicy, podświadomie obliczające kąt śmiertelnego skoku. Droga minęła nam w milczeniu. Po kilkunastu minutach, dotarliśmy do gąszczu krzaków, które mimo zbliżającej się Pory Nagich Drzew były zielone. Warstripe poprowadziła mnie wzdłuż nich, aż natrafiliśmy na "wejście", którym była większa przestrzeń między gałęziami. W milczeniu przyjąłem wiadomość, że wchodzimy do istnej fortecy. Najprawdopodobniej była to jedyna droga ucieczki, gdyby coś poszło nie tak, a przez krzaki było by niezwykle trudno się przedrzeć. Kotka zwinnie przeszła przez otwór, a mnie nie pozostało nic innego jak pójść w jej ślady. Wiedziałem, że pakuję się w poważne kłopoty. Teraz stałem na trawie wydeptanej przez wiele wschodów słońca, przez masę różnych kotów. Zmarszczyłem nos, czując wszędzie wokół koci zapach. Miałem wrażenie jakbym znalazł się w zamkniętej przestrzeni i prawie zatęskniłem za otwartym terenem lasu. Nerwowo drgnęła mi końcówka ogona, gdy z prawej strony zbliżyły się do nas dwa koty. Jedna to była biało - czarna kocica o poszarpanym uchu i miętowych oczach, drugi nieznajomy był brązowym, lekko burawym kocurem, któremu brakowało połowy ogona. Z gwiazdy na piersi wywnioskowałem, że jest to zapewne lider tego klanu. Oba koty szły blisko siebie, stykając się bokami. Wyglądało to tak naturalnie, iż stwierdziłem, że tę dwójkę łączy coś więcej niż przyjaźń. Posłałem liderowi chłodne spojrzenie, a on odpowiedział tym samym. Zatrzymał się razem ze swoją ... czyżby partnerką? Kilka kroków od nas. Kotka wlepiła we mnie nieruchome spojrzenie, a kocur spojrzał na szarą kotkę.- Warstripe, kto to jest? - zapytał neutralnym tonem, starając się wyprać go z nut ciekawości. Prawie się uśmiechnąłem, mając ochotę odpowiedzieć: "kot, ślepcu" jednak się powstrzymałem. Warstripe już otworzyła pyszczek by odpowiedzieć, kiedy postąpiłem dwa kroki do przodu.
- Jestem Darkheart. - przedstawiłem się, mierząc kocura uważnym spojrzeniem. Buras odwrócił spojrzenie w moją stronę, było zimne jak lód. Trzepnąłem ogonem jakby z pogardą i spojrzałem w głąb "obozu". - A więc to tu mieszkacie? - spojrzałem mrużąc oczy z "nudy", a tak naprawdę lustrując otoczenie i zapamiętując każdy szczegół. - Trochę mało miejsca. - prychnąłem, podążając kilka kroków w głąb. Za sobą usłyszałem syk Warstripe i jeżącą się sierść kocura. To była dla niego zniewaga i to w dodatku podwójna. Uśmiechnąłem się do siebie. W robieniu sobie wrogów byłem mistrzem nad mistrzami. Lider jednak nie dał się sprowokować, odwróciłem się zatem z powrotem do nich. Zignorowałem spojrzenie szarej kocicy, które ciskało we mnie błyskawice. Przyglądałem się z uwagą buro brązowemu kotu. Wiedziałem, że jest zły, jednak nie dał się sprowokować. Może nie jest takim znowu ostatnim rysim bobkiem?
- Co cię tu sprowadza ... Darkheart? - zapytał lider starając się rozluźnić mięśnie, które były napięte i gotowe do ataku. Poczułem lekki szacunek do kocura, który nie dał się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, jak przeciętny przywódca, który uważa, że jest pępkiem świata. Moje spojrzenie nadal było czujne i twarde, jednak znikła z niego pogarda i iskierki podłości.
- Nic. Jestem podróżnikiem, włóczę się z miejsca na miejsce. Trafiłem na wasze tereny przez przypadek, a później spotkałem Warstripe, która zaproponowała mi, że zaprowadzi mnie do lidera. - odpowiedziałem i lekko schyliłem łebek, by pokazać mu swój lekki szacunek, jednak nie na tyle by mógł to uznać za znak pokory. Nie należałem do żadnego klanu, byłem panem samego siebie, nie, liderem samego siebie. Tak więc miałem pełne prawo by traktować stojącego prze de mną kocura na równi z sobą. Kątem oka dostrzegłem, że od strony obozu zmierzają ku nam dwie postacie. Kiedy podeszły okazało się, że są to dwie srebrno - cętkowane kotki o puchatych ogonach, niczym miotły. Jedna miała dwukolorowe oczy - zielone i niebieskie oraz krótszą sierść niż druga kotka. Wyglądały jak siostry z jednego mitu, jednak zdradził ich wiek - ta długowłosa była starsza i .... poważniejsza? Mierzyła mnie nieufnym spojrzeniem, tymczasem ta druga mimo nieufności spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- Kto to jest? - zapytała sucho długowłosa i trzepnęła ogonem o ziemię w wyraźnym zdenerwowaniu. Odpowiedzi udzieliła, dotąd siedząca w milczeniu biało czarna partnerka lidera.
- Darkheart, podróżnik. - powiedziała i rzuciła mi nieufne spojrzenie. Wąsy lekko mi drgnęły, wszyscy spoglądali na mnie nieufnie, albo wrogo. Musiałem jakoś naprowadzić sytuację, albo zrobi się bardzo nieprzyjemnie.
- Tak, podróżnik. Natrafiłem na wasz klan zupełnie przypadkiem. - usiadłem na ziemi, owijając łapy ogonem, a w szczególności zakrywając białą łapę. - Jeśli chcecie odejdę stąd jeszcze tej nocy, choć wolał bym na trochę zostać i odpocząć od podróży. - powiedziałem, normalnym tonem. Warstripe zjeżyła się.
- Nie będziemy tolerować obcego na naszym terenie! - prychnęła w moją stronę.
- Nie należysz do klanu! - syknął ktoś inny.
- Nie chcemy przybłęd! - prychnął ktoś inny.
- Domowy pieszczoszek chce mieszkać w lesie. - stwierdził kolejny głos. Podniosła się niezła wrzawa, każdy kot chciał mi powiedzieć jak to mnie tu nie chcą. Przez chwilę, myślałem, że rozszarpią mnie na strzępy. Z rozwścieczonym tłumem nigdy nic nie wiadomo.
- CISZA! - krzyknął lider i natychmiast wszystkie głosy ucichły, a koty zwróciły głowy w kierunku kocura. Jedynie Warstripe obrzuciła mnie jeszcze ściszonym syknięciem. - Decyzja należy do mnie. - dodał brązowo - bury kocur i spojrzał na mnie jakby chciał mnie przewiercić wzrokiem na wylot. Wytrzymałem spojrzenie, jednak nie rzucałem mu żadnego wyzwania. Kocur westchnął.
- Możesz zostać w naszym klanie. Rozumiem, że jesteś wojownikiem? - zapytał. Skinąłem głową. Kocur lekko uśmiechnął się.
- A więc witaj Darkheart w Klanie Wilka, jestem Wolfstar, a to jest Mintleaf, Leafstripe i Rainymist nasz medyk. - wskazał kolejno na kotki. Pojąłem z lekkim zdziwieniem, iż są to wszyscy członkowie klanu. Mintleaf czule otarła się o bok kocura, ledwie zauważalnie i zapewne podświadomie. Leafstripe zmrużyła oczy i machnęła ogonem. Rainymist zaczęła mi się przyglądać, miałem wrażenie, że najbardziej ciekawi ją moje czerwone oko i przecinająca je blizna. Kiedy spojrzałem na Warstripe, ta zdawała się żałować decyzji przyprowadzenia mnie tu. Wolfstar odchrząknął by zwrócić uwagę kotów z powrotem na siebie.
- Darkhearcie, czy przyrzekasz być wierny klanowi i jego członkom? Czy przyrzekasz nie jeść puki klan nie zostanie nakarmiony? Czy przyrzekasz bronić go kosztem własnego życia? - zapytał ze śmiertelną powagą. Wstałem.
- Przyrzekam. - odpowiedziałem, lekko spuszczając głowę by znów ją podnieść.
- W więc mianuję cię wojownikiem Klanu Wilka! - zakończył lider, błyskając zielonymi oczami. Po tym uśmiechnął się i usiadł.
- Tak więc, pozostaje tylko jednak kwestia. - mówił. - Ktoś musi ci pokazać obóz, granicę, tereny i przekazać kodeks wojowników. - powiedział kocur i powiódł wzrokiem po zebranych. Po chwili ciszy odezwał się znajomy głos.
- Ja to zrobię. - powiedziała Warstripe i spojrzał na mnie zimno. - Skoro ja go tu sprowadziłam, to muszę dopilnować by niczego nie zepsuł. - dodała, prawie złowieszczo.
- No dobrze. - odpowiedział Wolfstar i oddalił się od nas. Po chwili inne koty, również zaczęły wracać do swoich zajęć. Zostaliśmy z Warstripe sami. Uśmiechnąłem się do niej ni to z sarkazmem ni to z przyjaźnią. Kotka prychnęła i machnęła ogonem kilka razy.

<Warstripe?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stanistic Music