I inne badziewia tego typu, autorstwa: sowa38/borderka/ZewKrwi
wtorek, 23 lutego 2016
Wygląd:
Imię: Silverwing (ang. Srebrne Skrzydło)
Poprzednie imiona: Silverkit, Silverpaw
Płeć: Kotka
Klan: Klan Kruka
Wiek: 48 księżycy
Stanowisko: Wojowniczka, która z przyjemnością została by zastępcom.
Cechy Charakteru: Jaka jestem? Trudno stwierdzić to w kilku zdaniach. Kiedyś miałam możliwość stania się miłą i posłuszną koteczką, która potrafi słodko się uśmiechać. Może mogłabym żyć w moim rodzinnym klanie i mieć gromadkę kociąt. Niestety moje przeznaczenie zmierzało w zupełnie innym kierunku, a marzenia były tylko odległą iluzją. Wydarzenia o których opowiem w historii zrobiły ze mnie cichą bestię. Moje sumienie mocno ucierpiało, jestem praktycznie wyprana z emocji, potrafię zachować zimną krew w większości sytuacji, ale to wcale nie jest zaletą. Jest to świadectwem mojego psychicznego uszczerbku. Na początku, jak i przez większość czasu jestem dość chamską osobą, która już od progu zraża do siebie inne koty. Mogę sprawiać wrażenie osoby, którą nic nie obchodzi, ale to nie prawda. Nie mam wszystkiego gdzieś i często robię wszystko by uniknąć katastrofy. Małomówna - tak właśnie powie o mnie większość kotów. Czasami jednak zabieram głos, a każde słowo jest dokładnie przemyślane. Jedno określenie potrafi wyrazić całą moją osobowość - Cicha Woda. Cicha i zabójcza jednocześnie, to właśnie ja. Jestem nieprzewidywalna i bystra, niewiele umknie mojej uwadze. Doskonalę radzę sobie z przeszkodami i z łatwością pokonuję przeciwników, którzy zwiedzeni pozorami nie doceniają mnie. Nie jestem brutalną i bezwzględną egoistką. Gdzieś we mnie, całkiem blisko powierzchni tlą się uczucia takie jak: litość, empatia i współczucie. Niestety bardzo rzadko mają okazję do ujawnienia się. Humor (szczególnie czarny) i sarkazm to u mnie podstawa, nie zawsze jednak tak przejawiam swoje poczucie humoru. Przecież potrafię się śmiać! Potrafię być nieśmiała, ale rzadko mi się to zdarza. Zazwyczaj cechuje mnie śmiałość i odwaga. Potrafię być cierpliwa jeśli chodzi o czekanie na ofiarę, czy śledzenie kogoś, jednakże jeśli chodzi o inne koty ... mogę stać się wybuchowa, kiedy ktoś mnie mocno wkurzy. Potrafię sprawić, że z mojego pyszczka znikną wszelkie ślady emocji i nie będzie można nic wyczytać z mojej miny bądź spojrzenia. Czasami lekkomyślna, jednak jeśli ważą się sprawy wszystkich kotów to staję się prawdziwym strategiem, który rozważa wszystkie za i przeciw nim podejmie decyzję. Potrafię być poważna oraz uparta niczym osioł. Zawsze dążę do celu, nie ważne co stanie mi na przeszkodzie - jedynym przeciwnikiem przed którym się złamię to tylko i wyłącznie śmierć. Mam bardzo silną wolę, dzięki czemu nie wyciągniesz ze mnie żadnych informacji - nie ważne czy torturami czy za pomocą innych sposobów. Potrafię oprzeć się większości z nich. Mam wielkie poczucie odpowiedzialności i obowiązku. Mimo, iż mogę sprawiać wrażenie kogoś zimnego i nienadającego się na towarzyszkę, potrafię pomóc jeśli znajdziesz się w trudnej sytuacji. Dla prawdziwego przyjaciela stanę się miłą (na swój sposób) i niezastąpioną towarzyszką przygód. Nie jestem typem dyplomatki, ale nie jestem też zupełnie upośledzona w tej dziedzinie. Potrafię wyciągnąć prawie wszystkie informacje od kogo tylko zechcę - wystarczy odpowiednie spojrzenie i ostry pazur tuż przy gardle. Walczę uczciwie lecz stosuję wiele sztuczek, o których istnienie nie podejrzewa mnie przeciwnik. W walce charakteryzuję się pomysłowością, sprytem i szybkością. Czasami zatracam się w stanie bitewnego upojenia i nie istnieje dla mnie nic innego, prócz mnie i przeciwników. Trudno mnie pokonać. Można powiedzieć że mam wiele kocich istnień na sumieniu, raczej "pokojowym aniołkiem" mnie nie nazwiesz. Wolę wojnę niż sojusz, z pewnymi wyjątkami. Nigdy nie ucieknę z pola bitwy i będę walczyć do końca. Instynktownie poruszam się bezszelestnie i wypatruję niebezpieczeństw. Budzi mnie najmniejszy szmer, gdyż rzadko zasypiam naprawdę głęboko. Mam jedną bardzo ważną i prostą zasadę – dobro klanu nader wszystko. Jestem dzięki temu bardzo istotną wojowniczką (jak i łowczynią). Potrafię syczeć na inne koty, które zalazły mi za skórę, lecz w rzeczywistości to Kodeks Wojownika jest u mnie zawsze na pierwszym miejscu. W bardzo niewielu wypadkach może mi się zdarzyć złamanie go i to bynajmniej z jakiś mało ważnych pobudek! Zawsze pamiętam o szacunku do starszych, wyższych rangą czy o samym Gwiezdnym Klanie!
Moce: Powietrze. Jej specjalnością jest wzmacnianie się powietrzem.
Mentor: Bloodstar
Uczniowie: ///
Historia: Mój rodowód jest naprawdę zagmatwany. Mój ojciec - Featheryshadow był czarnym jak węgiel kocurem o bursztynowych ślepiach. Pochodził on z Klanu Gromu, którym rządził jego ojciec Bloodstar. Pewnego razu spotkał on kotkę o zgrabnych ruchach i szczupłej sylwetce, która go zauroczyła. Była ona szaro - biała o oczach niebieskich jak niebo. Miała na imię Grayfur (i wkrótce miała zostać moją matką). Pochodziła ona z wrogiego Klanu Rzeki. Pohasali sobie razem po granicy i okazało się, że Greyfur jest w ciąży. I tu pojawił się problem - mój jakże miły i kochany tatuś, chciał by kocięta zostały wojownikami Gromu, a mama oczywiście chciała by przynależały do jej klanu. Było to powodem wielu kłótni, które coraz bardziej oddalały od siebie parę kotów. W końcu mój ojciec zgodził się, żeby kocięta przez jakiś czas były w Klanie Rzeki. Grayfur czuła, że nie powinna mu ufać, mimo to przystała na jego propozycję. Przez jakiś czas wszystko zdawało się być całkiem jak dawniej. Znów razem spacerowali wzdłuż brzegu granicznej rzeki, nocami patrząc w gwiazdy. Koniec nastał z dniem gdy przyszłam na świat. Grayfur urodziła mnie, jako swoją pierworodną córkę, później na świat przyszli Dirtykit, Shinykit i Foxkit. Kotka była bardzo szczęśliwa, gdyż był to jej pierwszy miot i wszystko przebiegło bez żadnych komplikacji, a kocięta były duże i zdrowe. Po kilku dniach od naszych narodzin, do Grayfur przyszedł Featheryshadow. Czule polizał kotkę po czole, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z naszej czwórki, która wtulała się w matczyny brzuch. Moim pierwszym wspomnieniem, jakie zachowałam jest chwila w której dostrzegłam jak oczy mojego ojca lśnią złowieszczo w promieniach wschodzącego słońca.
- Greyfur, kochanie, pamiętasz jak rozmawialiśmy o tym, że kocięta powinny należeć do Gromu? - zagadnął słodkim tonem. Poczułam jak moja mama drgnęła nerwowo.
- Przecież zgodziłeś się by zostały ze mną. - odpowiedziała z udawanym spokojem w głosie. Kocur uśmiechnął się i machnął ogonem.
- A co się stanie, gdy zabraknie cię na tym świecie? - zapytał z błyskiem w oku.
- Co?! Nieee! - tylko tyle zdołała powiedzieć Grayfur, nim długie pazury wbiły się w jej klatkę piersiową i brzuch, a lśniące kły rozerwały gardło. Szare ciało upadło na podłogę, zwiotczałe, bez życia. Featheryshadow uśmiechnął się.
- No chłopaki, czas zabrać kociaki! - zaśmiał się radośnie, oblizując pazury z krwi, po czym schylił się i wziął Dirtykit'a. Do legowiska weszły dwa kolejne kocury. Jeden był duży i rudy, a drugi mniejszy i bury. Ten pierwszy wziął mnie, a tamten Shinykit'a. Mała Foxkit schowała się w ściółce, a jej futro dawało wspaniały kamuflaż. Nikt nie zauważył, że brakuje jednego kocięcia. Ja i moi bracia zostaliśmy przyjęci przez Klan Gromu. Naszą przybraną matką została Yellowleaf. Nasze dorastanie wyglądało normalnie, nie ukrywano przed nami naszej przeszłości z tym wyjątkiem, że już za młodu wpajano nam nienawiść do Klanu Rzeki. Ale ja nie zapomniałam wyglądu oczu mego ojca w tamtej chwili. Z czasem jednak wspomnienia zaczęły się zacierać, a ja powoli traciłam wiarę we własne podejrzenia. W końcu nadszedł czas na mianowanie nas terminatorami. Dirtykit stał się Dirtypawem i uczniem Featheryshadow'a. Shinykit został Shinypawem, a przydzielona mu mistrzyni nosiła imię Redstorm Moim mentorem został Bloodstar. Był on liderem Gromu, jak również ojcem mojego ojca. Był to surowy mentor i przywódca. Rządził twardą łapą, a uśmiech rzadko gościł na jego pysku, często używał sarkazmu jako humoru. Mimo to był sprawiedliwy i przy bliższym poznaniu dało się go polubić. Wzbudzał we wszystkich kotach nie strach, a szacunek. Również we mnie. Jeśli myślicie, że traktował mnie lepiej bo byłam jego wnuczką, to się mylicie. Przez pokrewieństwo krwi, wymagał ode mnie więcej niż od innych terminatorów. Treningi były mordercze i bardzo rzadko kończyły się bez żadnych uwag. Nie faworyzował mnie. Wojownikiem zostałam najpóźniej z mojego rodzeństwa i kilku innych kociaków. Bloodstar był dobrym nauczycielem, szanowałam go, ale także lubiłam. Połączyła nas więź, jaka łączy mistrza i ucznia. Dzięki jego morderczym treningom stałam się prawdziwą wojowniczką, która mimo swojej szczupłej sylwetki była zdolna pokonać nawet doświadczonego wojownika. Mimo to moje życie nie było usłane różami. Mój charakter od początku był jakiś ... inny. Stroniłam od towarzystwa. Owszem bawiłam się z innymi kociętami, jednak nie byłam zbyt rozmowna. Przez to nikt tak naprawdę mnie nie rozumiał, a kiedy stawałam się coraz lepsza w walce i łowach, inne kocięta zaczęły mnie unikać. Koniec końców okazało się, że mam tylko kilku przyjaciół. Mojego mistrza Bloodstar'a, mojego brata Dirtypaw'a i Shinypaw'a. Trochę kiepsko, prawda? Nim otrzymałam tytuł wojownika, zaczęła się wojna. Najpierw wyglądało to jak zwykły konflikt, który z czasem zaczął się zaostrzać. Był to spór między Klanem Gromu i Klanem Rzeki. Wszystko zaczęło się od wizji naszego medyka. Miał on sen w którym widział wielką wojnę, a później ujrzał szczęśliwe koty, żyjące w jednym klanie. Bloodstar cenił medyka i wziął sobie do serca jego przepowiednię. Zapragnął połączyć wszystkie klany w jeden wielki Klan Gromu. Z czasem rozpętał wojnę, w którą wplątały się pozostałe klany - Cienia i Wichru. Tytuł wojowniczki otrzymałam tuż po swojej pierwszej bitwie, w której udało mi się pokonać kilku dużo większych wojowników. Byłam naprawdę szczęśliwa, że w końcu mam tą samą rangę co moi bracia. Szczęście nie trwało długo. Wojna nadal trwała. Koty były u skraju załamania, rzeki spłynęły krwią, a zwierzyna uciekła na spokojniejsze tereny. Bloodstra nieustannie podążał za swoim marzeniem, nie myśląc do końca racjonalnie. Mimo to stałam wiernie u boku mego mistrza i posłusznie wykonywałam wszystkie jego polecenia. Problem pojawił się, gdy trafiłam do oddziału Featheryshadow'a, który był brutalnym mordercą. Kazał nam zabijać przeciwników, nawet tych którzy błagali o litość. Nie chciałam tego robić, ale mojemu bratu - Dirtyclawowi to nie przeszkadzało. Nie poznawałam go. Trening z ojcem zmienił go zupełnie. Z miłego kocura, stał się kopią ojca. Czułam jak z każdym dniem oddalamy się od siebie, aż w końcu z naszej więzi nie zostało prawie nic. Walczyłam dalej, aż w końcu zostałam odwołana z tego oddziału. Okazało się, że Bloodstar przeżywał właśnie swoje ósme życie. Nie można było dopuścić do śmierci lidera, więc jako jego była terminatorka i wojowniczka Silverwing, miałam go osobiście chronić i wspomagać w walce. Mój dziadek nie zmienił się, gdy przymknęło się oko na jego obsesję na punkcie połączenia klanów. Mimo, iż powoli zaczęłam uważać całą tę wojnę, za jeden wilki błąd, posłusznie trwałam u boku Bloodstar'a. Do czasu aż poznałam kogoś. Kogoś obcego, ale jednak znajomego. Kogoś kto nareszcie mnie rozumiał, kogoś takiego jak ja. Nosiła imię Foxheart. Walczyła po stronie Klanu Rzeki, przeciw mojemu ojcu. Mimo tych okoliczności, zaczęłyśmy się spotykać (w sensie zaczęłyśmy rozmawiać), aż w końcu narodziła się między nami prawdziwa przyjaźń. Wszystko nawet się ułożyło, mimo iż moim życiem rządziła walka i żądza mordu. Moje życie legło w gruzach gdy Bloodstar stracił życie, ale nie to było najgorsze. Prawdziwą katastrofą było to, że Featheryshadow zabił mojego mistrza, odbierając mu jego ostatnie życie. Sam stał się Featherystrem i zaczął rządzić żelazną i brutalną łapą. Nie mogłam znieść jego widoku. Nigdy nie łączyła nas więź, jaka powinna łączyć ojca i córkę. Wciąż pamiętałam ten błysk nim straciłam matkę. Teraz odebrał mi mojego mistrza, który tak naprawdę był dla mnie jak ojciec. Mimo wewnętrznego konfilktu nadal byłam lojalna Klanowi Gromu i walczyłam pod jego rządami. Featherystar był mordercą i marnym wojownikiem. Szybko stracił swoje pierwsze trzy życia, gdy stanął na czele klanu (każdy chciał go zabić). Jego żady były brutalne. Zmieniły Klan Gromu w bandę oszalałych zabójców, którzy mordowali innych z zimną krwią To już nie było dążenie mojego ojca do zjednoczenia klanów, lecz krwawa rzeź. Dużo rozmawiałam o tym z moją siostrą - Foxheart. Chciałyśmy to powstrzymać, lecz nie miałyśmy pomysłu jak. Rozważałam nawet dołączenie do Klanu Rzeki by walczyć przeciw mojemu ojcu, który z gromowiczów zrobił morderców. Moje plany, marzenia i nadzieję legły w gruzach, gdy zobaczyłam jak Featherystar zabija Foxheart. Krew się we mnie zagotowała. On wiedział. Wiem to. Zabił własną córkę, tak jak matkę. Nie mogłam tego znieść podbiegłam i ... zabiłam go. Wszystkie koty były zdruzgotane. Przez całe moje życie byłam posłuszna i lojalna. Nigdy nie opierałam się rozkazom. Byłam przykładem idealnego wojownika. Aż do teraz. Gryzłam go tak, aż w końcu odebrałam mu wszystkie życia. Moje kły spłynęły krwią. Na końcu się rozpłakałam. Gdyby teraz była przy mnie Foxheart, nie wahała by się mnie pocieszyć. Nie krytykowała by. Patrzyła by się tym swoim wyrozumiałym i ciepłym wzrokiem ze siostrzanym współczuciem. Jednak ona nie żyła. Nikt nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Wszystkim Klanom ulżyło że zginął sadystyczny dyktator. Wszystkim prócz jednego - Dirtyclaw'a. Wściekły kocur rzucił się na mnie, a ja w samoobronie zabiłam go. Po tym zdarzeniu uciekłam. Wiem, że klany połączyły się w jedno pod chwiejnym panowanie następcy gromu - Shinystar'a. Mimo to nie miałam zamiaru tam wracać. Straciłam wszystkie osoby które kochałam. Grayfur, Bloodstar, Foxheart, Dirtyclaw ... nie chciałam patrzeć na jeszcze jedną śmierć, choćby obcego kota. Wiedziałam, że Shinystr'a z pewnością przyjął by mnie z powrotem. Byłam jego siostrą, a on podobnie jak ja nie żywił ciepłych uczuć względem ojca. Mimo to wiedziałam, że nie dała bym rady. On nie rozumiał co czułam. Był dla mnie prawie obcy. W oczach zakręciły mi się łzy. Wiele nocy spędziłam rozpaczając nad sobą i swoim życiem. W końcu jednak wzięłam się w garść. Zwiedziłam wiele miejsc, poznałam nowe koty. Zaprzyjaźniłam się z Mintpaw, która podobnie jak ja uciekła ze zjednoczonego klanu. Pochodziła z Klanu Wichru. Nie została ze mną długo, gdyż wybrała życie domowego pieszczoszka. Ja nie mogłam pójść w jej ślady. Nie dała bym rady odrzucić mojej przeszłości, nawet gdy gościło w niej tyle krwi i rozpaczy. Wędrowałam wiele dni i nocy. Spotkałam nawet Klan Krwi, który zaproponował mi dołączenie. Zrezygnowana dołączyłam do miejskich morderców. Po księżycu odeszłam. Czułam się zbrukana, zmieszana z błotem i krwią. Chciałam być taka jak Bloodstar, a skończyłam jak Dirtyclaw. Żałosne. Minęło kilka księżyców, podczas których tułałam się to tu, to tam, powoli godząc się ze sobą i swoim losem. Pewnej nocy miałam sen w którym spotkałam się z Foxheart i Bloodstarem. Powiedzieli mi żebym dołączyła do klanu, który znajdę idąc na wschód. Zrobiłam tak jak mi poradzili. I tak tu trafiłam.
Partner: Nie posiada. Ani partnera, ani romantyzmu.
Rodzina: [ znak * przy imieniu oznacza Gwiezdny Klan, a znak ^ oznacza Miejsce +Gdzie Brak Gwiazd]
- Mama: Grayfur * (Szare Futro)
- Przybrana Matka: Yellowleaf * (Żółty Liść)
- Ojciec: Featheryshadow ^ (Pierzasty Cień) z czasem Featherystar (Pierzasta Gwiazda)
- Dziadek od strony ojca: Bloodstar * (Krwawa Gwiazda)
- Bracia: Dirtyclaw ^ (Brudny Pazur), Shinyfang (Lśniący Kieł)
- Siostra: Foxheart * (Lisie Serce)
Cechy szczególne: Niebieskie oczy, charakterystyczne ułożenie łat, bardzo charakterystyczna budowa i sylwetka, która przywodzi na myśl kota orientalnego + duże uszy.
Inne zdjęcia:
Głos: https://www.youtube.com/watch?v=crDL5Gcn0Rs
Właściciel: sowa38 [gra o konikach]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz