sobota, 19 marca 2016

Od

Od Kyler'a CD Malagi

Suczka zaprowadziła mnie do medyka. Po drodze miałem czas przyjrzeć jej się uważniej. Bez wątpienia miała w sobie krew dalmatyńczyka. Mimo długich łap, była ode mnie mniejsza. Jakoś szczególnie mnie to nie obchodziło. Powoli podążałem przed siebie, rozglądając się po zamku lecz moje myśli szły zupełnie inną drogą. Nie podobało mi się jej spojrzenie. Chłodne i ostrożne, takie które szuka najmniejszej nienormalności w zachowaniu innego psa. A już zwłaszcza w takiej przybłędzie jak ja. Gdyby ktokolwiek dowiedział się kim jestem i co potrafię, z pewnością nie pożył bym zbyt długo. Może i jestem doskonałym wojownikiem, ale gdyby rzuciły się na mnie wszystkie psy i otoczyły w zamkniętej przestrzeni jaką jest ten zamek, nie miał bym najmniejszych szans. Jasnowidz ze mnie żaden. Muszę jak najszybciej poznać nowy teren, bym mógł się po nim swobodnie poruszać. Oczywiście do tego trzeba czasu ... a o ten musza się postarać samodzielnie. Podobnie jak o informacje.
- Co to za miejsce? - zapytałem jakby od niechcenia, przyglądając się budynkowi od środa. Nie da się ukryć iż wystrój nijak miał się do typowych grot czy jam, jakie zamieszkiwały niektóre sfory. Widać, że psy w pełni korzystały z możliwości chwytania przedmiotów i stania na tylnych łapach.
- Sfora. - powiedziała moja "towarzyszka". Skrzywiłem się w duchu. Tyle to ja już wiem, ale co to dokładnie za miejsce? Nie jest przecież pierwszymi lepszymi ruinami. Dałem sobie jednak spokój z dalszym wypytywaniem suczki. Jak nie chce powiedzieć to nie powie, a dalsze pytania tylko wzmogą jej ostrożność. Nie jestem szpiegiem, a więc dlaczego miałbym zachowywać się jak on? Nie przyszedłem tu w żadnym konkretnym celu (no dobra, medyk by się przydał), ale poniekąd trafiłem tu przypadkiem. Nie zamierzam zaczynać mordu bez żadnego celu czy znaczenia. Rozlew krwi jest rzeczą dobrą, ale z umiarem. Nie chcę umierać. Śmierć jest dla tchórzy. A więc będę musiał zdobyć się na jeszcze lepsze aktorstwo ... powiedzmy takiego miłego psa, ale nie nazbyt ufnego. O, i to będzie miało sens, prawda? Korytarze tworzyły prawdziwy labirynt. Może sprawiały takie wrażenie, bo wychowałem się w lesie, pośród drzew i otwartej przestrzeni? Może. Uważnie oglądałem każdy napotkany skrawek, choć przez tępo jakie narzuciła dalmatynka, nie miałem na to zbyt wiele czasu. Instynkt podpowiadał mi, że suczka chce się mnie jak najszybciej pozbyć. Może to i dobrze. Jej niebieskie oczy śledzące z uwagą każdy mój ruch nie są mi do szczęścia potrzebne. Przeszliśmy jeszcze kilka metrów i naszym oczom ukazały się drzwi. Suczka zapukała, a z gabinetu lekarskiego (jak się domyśliłem) wyszedł medyk. Był podobny do mnie wzrostem, a jego umaszczenie wskazywało na bycie owczarkiem. Dalmatynka wyjaśniła mu szybko o co chodzi. Pies skinął głową i zaprosił mnie gestem do siebie. Kulejąc przekroczyłem próg jego gabinetu, wchodząc do środka. Mimochodem zarejestrowałem zamykające się drzwi i szybkie kroki suczki. Widocznie mój instynkt nie kłamał. Zdziwiłbym się gdybym znów ją zobaczył. Teraz jednak moje spojrzenie spoczęło na uśmiechniętym owczarku.
- Witaj, połóż się tam - wskazał łapą jakiś ... materac? Łóżko? Nie wiem. - Zaraz obejrzymy twoją ranę. - dodał. Nie zamierzałem się sprzeciwiać czy pyskować. Nie lubiłem mieć ran, które mnie spowalniają i utrudniają ruch. A tym bardziej nie chciałem żadnej infekcji. No i miałem być miły. Podszedłem i ułożyłem się na materacu. Pies podszedł o mnie i zaczął oglądać ranę. Do tego pysk mu się nie zamykał.
- Gdzieś się tak urządził, chłopie? - zagadnął.
- Zaatakowali mnie bandyci. - odpowiedziałem, dając się wciągnąć w rozmowę. Im więcej mówisz tym bardziej sprawiasz wrażenie miłego, sympatycznego i godnego zaufania.
- Bandyci, hę? - mruknął po czym zaczął przeczyszczać mi ranę wodą i jakimś innym płynem. Skrzywiłem się z bólu. Oczywiście umiałbym zachować kamienny wyraz pyska, ale to nie pasuje do osoby, którą miałem udawać.
- Tak. Było ich trzech, wszyscy uzbrojeni, ale głupi. Nie było zbyt wielką sztuką ich pokonać, a potem zwiać. - powiedziałem.
- Trzech? No, no ... trzeba uważać w dzisiejszych czasach. Ostatnio dzieją się dziwne rzeczy. - mruknął pod nosem, przechodząc do owijania rany bandażem.
- Dziwne rzeczy? - zapytałem, czując, że zaraz dowiem się czegoś istotnego.
- Ano. Ostatnio jest nas coraz mniej. Nie wiem zbyt wiele, ale psy się niepokoją. A przynajmniej niektórzy. - powiedział. Skończył bandażować mi łapę i odsunął się z uśmiechem.
- Przejdź się. Zobaczymy czy dobrze leży. - powiedział. - Ano właśnie! Nie przedstawiłem się! Jestem Alan. - powiedział uśmiechając się. Zszedłem z materaca i przeszedłem kilka kroków. Bandaż trzymał się mocno i nie było mowy o tym by spadł z byle powodu.
- Dziękuję. Jestem Kyler. - powiedziałem, zwracając swe dwukolorowe oczy na Alana. Ten uśmiechnął się.
- Nie ma za co. Jak będziesz kiedyś potrzebował pomocy to przyjdź do mnie. - zamachał ogonem, kiedy wyszedłem z gabinetu lekarskiego. Potrząsnąłem łbem. Udawanie nie jest rzeczą przyjemną, ale można się przyzwyczaić. Trochę szkoda, że nie byłem milszy dla tej suczki. Może była by bardziej przyjazna i skora do rozmowy. No trudno. Puki co mam jednego "przyjaciela" a to już coś. Spojrzałem na biały bandaż, który puki co nie przesiąkł krwią. Widać było, że Alan zna się na swojej robocie. Moje ucho drgnęło, gdy usłyszałem kroki. Wydały mi się jakby znajome ... Podniosłem łeb i spojrzałem na psa. Moim oczom ukazała się ta sama dalmatynka, która mnie tu przyprowadziła. Jej widok lekko mnie zdziwił. Co ona tu robi?
- O hej. Myślałem, że nie chcesz mnie widzieć na oczy. - powiedziałem z uśmiechem godnym zawodowego aktora.
- Bo nie chcę. Mam cię zaprowadzić do Avalona. - powiedziała twardo, po czym odwróciła się i zaczęła iść. Z uśmiechem nieschodzącym z pyska ruszyłem za suczką, doganiając ją.
- Kim jest Avalon? - zapytałem z ciekawością.
- Alfą. - powiedziała tonem, który nie wskazywał na jakąkolwiek chęć do rozmowy. Musiałem trochę się natrudzić by dotrzymać jej tempa z kulejącą łapą.
- Jak masz na imię? - zapytałem, zmieniając temat. Dostrzegłem jak jej uszy drgnęły.
- A co ci do tego? - warknęła ze złością, jednak dość opanowanym głosem. Wzruszyłem ramionami (czego nie mogła widzieć).
- No bo skoro już mnie oprowadzasz ...
- Wcale cię nie oprowadzam!
- ... to wypadało by znać swoje imiona. - dokończyłem, ignorując jej wypowiedź. Muszę przyznać, że widocznie działałem jej na nerwy. I to nie moją prawdziwą naturą, ale sztuczną przyjaźnią! Ciekawe. Zazwyczaj psy lubią gdy nie panuje między nimi cisza. Ta suczka musi naprawdę być nieufna w stosunku do obcych.
- Jestem Kyler. - przedstawiłem się. - Możesz mówić mi Ky. - dodałem z uśmiechem.
- Malaga. - mruknęła suczka nie odwracając głowy i jeszcze bardziej przyśpieszając. Przewróciłem oczami.
- Nie pędź tak, bo znów będziesz musiała zaprowadzić mnie do medyka. - powiedziałem, lekko rozbawiony. Czasami trudno jest mi odróżnić siebie od swojej maski. Może dlatego, ze moje maski są nadal mną? To nie tylko zwykłe udawanie, to jakby osobna cześć charakteru, którą mogę założyć kiedy chcę. Być może taki bym był, miły, uprzejmy i towarzyski gdyby nie moja przeszłość. Może są to skrawki takiego mnie jakim mogłem być? Kogoś kto nie przeszedł tego piekła, tych spojrzeń, tych treningów? Zacząłem rozważać jakby to było urodzić się gdzie indziej ... na przykład tutaj. Kim bym w tedy był? Też zabójcą? A może nauczycielem szczeniąt? Trudno powiedzieć. Zanim się obejrzałem doszliśmy do komnaty Avalona. Malaga zapukała i na słowo "wejść" pchnęła drewniane drzwi. Szybko rozejrzałem się po komnacie, po czym mój wzrok skupił się na owczarku niemieckim.
- To ty jesteś tym nowym psem? - zapytał dla upewnienia się. Skinąłem głową. Malaga zaczęła się powoli wycofywać i choć czyniła to ukradkiem, alfa spojrzał na nią.
- Malago, zostań jeszcze. - powiedział głosem łagodnym, acz nieznoszącym sprzeciwu. Suczka ze złością, lecz posłusznie usiadła w tej samej linii co ja, lecz na drugim końcu sali.
- A więc jak masz na imię? - zapytał, wwiercając się we mnie spojrzeniem pary mądrych oczu.
- Kyler. - powiedziałem z uśmiechem, patrząc się bez strachu prosto w jego brązowe ślepia.
- Chciałbyś dołączyć do sfory Royal Dogs? - zapytał. Oh, a więc po to kazał mi tu przyjść. Mimo, że jest tak dużo psów, widocznie lubią wzbogacać się w nowych członków. W końcu to świeża krew, prawda? Zastanowiłem się chwilę. Ostatnio podróż zaczęła mnie nużyć, a ten zamek wyglądał ciekawie i był pełny oryginalnych charakterów (zerknąłem ukradkiem na Malagę). Tak więc czemu nie? W towarzystwie zawsze weselej nie? Jak to się mówi "w kupie siła", a jakoś specjalnie nie mam ochoty na podchody z obcymi, głupimi łucznikami i nożownikami. Tu będzie o wiele bardziej zabawnie.
- Tak. - powiedziałem. Avalon zaczął mówić zasady i warunki pozostania w sforze. No wiecie: nie zabijaj, nie kradnij, nie sikaj w zamku ... Zgodziłem się bez większego zastanowienia. Reguły jak wszędzie, a jak coś będzie mi nie pasować to i tak da się to jakoś obejść. Owczarek uśmiechnął się.
- A więc witamy w Royal Dogs! - powiedział uroczyście, po czym przeniósł spojrzenie na Malagę, która próbowała zabić mnie spojrzeniem. - Malago, była byś tak miła i zajęła się nim przez pierwszych kilka dni? - zapytał, a ja zaśmiałem się w duchu. No to wpadłaś. Pomyślałem z uśmiechem na pysku.

<Malaga? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stanistic Music