Wkurzyłem się. Byłem zły na siebie, za swój idiotyczny pomysł odnośnie walki w garażu. Byłem wściekły na Malagę za to, że siłą zerwała ze mnie moją maskę i odkryła czarną dziurę - pustkę, bez charakteru i osobowości. Byłem wkurzony na te zapchlone collie, które musiały nas zaatakować.
Płonąłem od środka, a każdą komórkę mojego ciała wypełniał gniew, który znalazł ujście w postaci warkotu i wilczego spojrzenia. Szarpnięciem otworzyłem drzwi i zatrzasnąłem je tak, że huk rozszedł się po komnacie i bliskich pomieszczeniach. Zacisnąłem szczeki. Miałem ochotę coś zniszczyć, wbić w to zęby i szarpać aż rozleci się na drobne strzępy, obojętnie co by to było: zwierze, dwunóg, poduszka ... Cokolwiek. Musiałem się ogarnąć, ale kto myśli o uspokojeniu się, kiedy w jego wnętrzu szaleje burza napędzana furią? No właśnie, bardzo niewiele osób. Podbiegłem do własnego łóżka, chwyciłem w zęby najbliżej leżącą poduszkę i zacząłem ją drzeć na strzępy. Prucie się materiału brzmiało jak rozdzierana skóra, puch wylatujący ze środka był krwawymi ochłapami, a pękający szew brzmiał w moich uszach jak odgłos łamanej kości. Kiedy skończyłem, cała komnata była pokryta białym pierzem z poduszki, oraz strzępkami poszewki. Otrzepałem się, bardziej po to by przywołać się do porządku, niż po to by strzepnąć z siebie pióra i rozejrzałem się w okół. Dobrze, że skończyło się tylko na poduszce. Kto wie do czego mogła by doprowadzić furia, kiedy nie zaspokoił bym swej żądzy krwi poduszką? Aż prawie współczuję moim sąsiadom. Prawie.
Teoretycznie powinienem posprzątać i ukryć ślady swojej "zbrodni", ale zwyczajnie byłem zbyt wściekły by spróbować odnaleźć spokój w tak rutynowym zajęciu jak sprzątanie. Zamiast tego, większość piór zmiotłem do jednego z kątów, by tam poczekały, aż najdzie mnie ochota na porządki. Wziąłem głęboki oddech i walnąłem się na łóżko. Miękki materac zapadł się pode mną, a puszysta kołdra zachęcała do poleżenia na niej trochę dłużej. Zamknąłem oczy i odpłynąłem w stan, który nie był jeszcze snem, ale letargiem gdzieś na pograniczu jawy a nocnych marzeń. Przeleżałem tak z dobrych kilka minut, gdy obudziło mnie pukanie do drzwi. Lekko jęknąłem wstając. Medyk opatrzył mnie tuż po sytuacji z garażem, ale jak widać środki przeciwbólowe mają swój limit działania. Rana na nodze, chyba znowu się otworzyła. Cholera. Lekko utykając podszedłem do drzwi i otworzyłem je zdecydowanym ruchem. Na moim pysku widniał wyćwiczony uśmiech, ale znikł natychmiast gdy tylko zobaczyłem kto dobijał się do drzwi. Malaga.
- Czego? - burknąłem tonem który nie zachęcał do rozmowy. Miałem nadzieję nie widzieć dalmatynki przynajmniej do końca tego dnia, a tu proszę. Sama przylazła z tym swoim nieugiętym spojrzeniem niebieskich oczu, zupełnie nie odpowiadających jej cętkowanemu umaszczeniu.
- Przyszłam z propozycją. Zaprosisz mnie do środka? - zapytała. Miałem ochotę warknąć "nie" i zatrzasnąć jej drzwi przed nosem. Może rzeczywiście powinienem tak zrobić? Aczkolwiek mówiła coś o propozycji ... no i znała moją tajemnicę, moją tożsamość ... czułem się przed nią odkryty, zbyt widoczny. I za to byłem na nią tak wściekły. Wpuściłem ją do środka, zamykając drzwi, które lekko trzasnęły.
- Naucz mnie walczyć. - trzeba przyznać, że nie owijała w bawełnę. Uniosłem jedną brew, zbyt zły by przybrać wyraz zdziwienia. "Naucz mnie walczyć" ona tak na serio? To nie żadna kpina? Kto normalny ... Ech, dajmy sobie spokój z tym porównywaniem się do normalnych. Mnie i Maladze daleko było od określenia "normalność". Lekko zmarszczyłem nos.
- Jeszcze czego. - parsknąłem z nuta kpiny w głosie. - Od razu mówię, żebyś poszukała sobie innego nauczyciela. - nie miałem zamiaru jej widzieć przynajmniej przez najbliższe godziny, a może i dni? Jakoś sobie poradzę, znajdę innego przewodnika. Może i zachowywałem się jak nadąsany szczeniak, ale prawdę było, że jeszcze nigdy nikt nie odkrył mnie z taką łatwością. Nikt nie powiedział, że mu to nie przeszkadza ... Wszyscy się mnie bali, a ja w obawie o zachowanie tajemnicy, mordowałem ich na miejscu. Tymczasem Malaga nie była taka. Powiedziała prosto z mostu co o tym sądzi i czego ode mnie oczekuje. Chce nauczyć się walczyć, chociaż wie, że będzie się uczyła od mordercy. Zamrugałem oczami, którymi próbowałem dostrzec co też kryje się w tej nakrapianej głowie. Moje decyzje i zachowanie były kierowane złością i furią, paląca potrzebą ucieczki od osoby, która stanowi potencjalne zagrożenie. A jeśli złość się myli? Malaga nie wyglądała na kłamcę, przynajmniej nie w tej chwili. A jaki sens miało by wydawanie swojego nauczyciela? Czy uczeń nie zostałby również obarczony winą?
- A jeśli zapłacę? - propozycja suczki przerwała moje myśli. Widać dalmatynka wzięła moje milczenie za odmowę, ale upór kazał jej dalej próbować. Pytanie brzmiało: czy warto się zgodzić czy może lepiej odmówić? Czy jak wyrzucę ją za drzwi z niczym, to jeszcze kiedyś ją zobaczę? Czy będę mógł czuć się bezpiecznie, wiedząc, że ona wie? Niestety nikt nie udzielił mi odpowiedzi. Musiałem podjąć decyzję teraz, wiedząc, że to od niej zależy całkiem sporo.
- Zastanowię się ... - mruknąłem niepewnie. - I nie chcę pieniędzy ani innych tym podobnych. Kiedyś mi zapłacisz w inny sposób. - powiedziałem, już bez warkotu w głosie. To śmieszne, ale nie byłem warczącą kulą furii skrytą pod maską. To co za nią ukrywałem było wrakiem, bezosobowym, nijakim istnieniem, które nie miało prawa ujrzeć światła. Ani zły ani dobry. Nijaki, szary jak reszta psów, morderca bez skrupułów. I właśnie dlatego miałem kolorową maskę, która rozświetlała trochę tą szarość i to nie tylko dla innych, lecz dla mnie samego także. Nie chciałem wariować. Jeszcze nie. Lubiłem fałszywy uśmiech i szczenięce wygłupy, choć nie były moje. Należały do cech straconych przed laty, których już nigdy nie odzyskam. Mogłem się z tym pogodzić, rozpaczać, albo uczynić z nich idealną maskę. Wybrałem najlepszą z opcji.
- Ziemia do Kylera! - usłyszałem głos suczki, po czym zdałem sobie sprawę, że na chwilę odleciałem. Zastrzygłem uszami i spojrzałem twardo na dalmatynkę. - To jak? - zapytała, wyraźnie oczekując odpowiedzi. Odwróciłem głowę, patrząc gdzieś za siebie, na świat za oknem.
- Niech ci będzie. - mruknąłem. - Ale będziesz się uczyć na moich warunkach. - dodałem, znów spoglądając na Malagę. Po złości zostało bardzo niewiele, tylko zimne spojrzenie i marszczący się co jakiś czas nos. Może ta decyzja nie jest taka zła? Może.
***
Chciała się uczyć walki? Ona? Nie byłem pewien czy to taki dobry pomysł, by zostać czyimś nauczycielem. Zbyt wiele mogłem jej przekazać, a nie chciałem mieć kogoś z równymi umiejętnościami w dodatku wiedzącego co kryje się pod szczenięcą maską. Z drugiej strony byłem tym nowym, który dopiero wyrabiał sobie miejsce w hierarchii sfory. Może pomoc tej suczce mogła by mi pomóc wybić się trochę wyżej w opinii innych? Zmierzyłem Malagę chłodnym spojrzeniem, niepewny co odpowiedzieć na jej propozycję. Mówiła coś o zapłacie, aczkolwiek płacić można na różne sposoby, nie tylko pieniędzmi. Po za tym nigdy nie pożądałem kasy czy innych dóbr materialnych, dotąd wystarczyły mi moje własne umiejętności i przyjemność płynąca z noszenia maski.
- To jak? - zapytała suczka, chyba lekko zirytowana, aczkolwiek zdeterminowana by uzyskać twierdzącą odpowiedź.
- Pomyślmy ... - mruknąłem, podchodząc do Malagi. Zacząłem ją powoli okrążać, jednocześnie patrząc się na nią w sposób który przywodził na myśl kupca, oglądającego towar niepewnej jakości. Szedłem blisko niej, praktycznie się o nią ocierając. Dalmatynka rzuciła mi spojrzenie, które mogło być wyrazem złości, irytacji jak i niepewności, wyrażanej przez agresję. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Suczka była tylko jedną z marionetek tego świata i zdawało się, że nie próbuje wybić się poza szary tłum. Przynajmniej aż do teraz. Zatrzymałem się tuż przed nią. Spojrzałem w jej oczy chłodnym niczym stal wzrokiem.
- Dlaczego mam cię nauczyć walki? - zapytałem. - Dlaczego chcesz walczyć? Przecież jesteś tylko suczką, w dodatku farmerką. Nie potrzebne ci moje umiejętności, wystarczy, że masz instynkt jak każdy inny pies. - powiedziałem, patrząc na nią uważnie. Nie wiem czy zdawała sobie sprawę z faktu, że ją sprawdzam. Nie zamierzam uczyć byle kogo, a tym bardziej pustej suki, co mimo swoich umiejętności stchórzy na widok byle przeciwnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz