czwartek, 30 czerwca 2016

Nie lubię upałów, są sto razy gorsze od mroźnych wiatrów i ulewnych dni. Moją twarz wykrzywiał lekki grymas niezadowolenia. Miałem gdzieś, co pomyślą o tym mieszkańcy San Marino. Ich zdanie obchodziło mnie równie mocno co zeszłoroczny śnieg. Razem z Eną kierowaliśmy się w stronę naszej "bazy", która niestety, była z dwie godziny drogi stąd. Na ulicy nie było nawet strzępka cienia w którym można by się schronić przed słońcem. 
Jak wrócę do Londynu to wszyscy wezmą mnie za murzyna. 
Uśmiechnąłem się kwaśno, jednak wyraz ten zniknął równie szybko co się pojawił. Droga upływała nam we względnej ciszy. 
- Pójdźmy na lody. - ciszę przerwał głos dziewczyny. Spojrzałem na nią zaskoczony. Że co proszę? - Ja stawiam. - dodała z uśmiechem. Miałem ochotę spytać, co znaczy ta zmiana nastroju i nastawienia. Jakiś czas temu była chłodna i opanowana, a teraz? Teraz zachowuje się, jakby nie miała kilkuset lat na karku, a najwyżej osiemnaście. W pierwszej chwili chciałem odmówić. Ale ... miałem ochotę na coś chłodnego, a do bazy pozostało jeszcze trochę drogi. 
- Yhm ... niech będzie. - powiedziałem, nie do końca przekonany. Ena chyba się ucieszyła, w każdym razie na jej twarzy pojawił się uśmiech. 

 ~*~

Siedzieliśmy przy niewielkim, okrągłym stoliku w jednej z licznych kawiarenek. Pomieszczenie urządzone było w lekko przesłodzonym stylu, co niekoniecznie mi pasowało, aczkolwiek panował tutaj miły chłód, a personel mówił płynnie po angielsku. Większość klientów wybrała miejsca na zewnątrz i tylko około cztery osoby siedziały w środku (nie licząc mnie i Eny). Dziewczyna tak jak obiecała zapłaciła za dwa lody. Pewnie przysłowiowy "dżentelmen" odmówił by i sam zapłacił, ale mnie było daleko od osoby takiego pokroju. Rozmowa nam się nie kleiła. W większości była to moja wina, gdyż nie byłem zbyt rozmownym człowiekiem i jedynie mruczałem coś pod nosem. Cisza była wręcz przytłaczająca, a atmosfera gęstniała z minuty na minutę. Nawet ja nie czułem się komfortowo w takiej sytuacji, mimo, że przecież przywykłem do tego, że ludzie zwykli omijać mnie szerokim łukiem. Westchnąłem. Trzeba coś z tym zrobić.
A znałem tylko jeden sposób na to by zabawić się w normalnego człowieka. Maska. 
W jednej chwili na mojej twarzy pojawił się naturalny uśmiech. Nawet po oczach nie można było by rozpoznać, ze udaję. 
- To jak tam u ciebie? - zapytałem, a dziewczyna zamrugała oczami, lekko zaskoczona zmianą mojego zachowania. 

Ena?
Zarażam bezwenem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stanistic Music