środa, 29 czerwca 2016

Gdy już myślałem, że misja zakończona, z kuchni dobiegł dźwięk tłuczonego szkła. Instynktownie obróciłem się w kierunku dźwięku i pobiegłem do sąsiedniego pomieszczenia. Moim oczom ukazała się niewielka zniszczona, ale nie brudna kuchnia w której unosił się zapach wanilii i świeżego chleba oraz około dwunastoletni dzieciak siedzący na blacie. Chłopak patrzył na nas intensywnie brązowymi oczami w których nie było nawet cienia strachu. Szczerze miałem to gdzieś. Nie obchodzi mnie sytuacja tego dzieciaka. Już wykonałem większą część mojego zadania, on był tylko kolejną przeszkodą, którą należy pokonać albo zniszczyć. Chłopak machał nogami, zupełnie nie przejmując się nami. Jego oczy śledziły nasze sylwetki, ale wyrażały jedynie obojętność, zero strachu czy nawet zainteresowania. Spiąłem wszystkie mięśnie i w sekundę znalazłem się tuż przy nim. Nomi czy człowiek? Miałem ochotę go o to zapytać, ale nie było to wskazane. Pewnie i tak nie potrafi mówić po angielsku, więc była by to tylko strata cennych sekund. A jeśli jest dzikusem, to nie zamierzam umożliwić mu użycia mocy. W głowie miałem poprzednią wypowiedź Eny, że nie powinienem zabijać osób, które nie były wskazane przez górę. Nie zamierzałem narażać się tylko dlatego, że nie miałem ochoty zajmować się żywymi ludźmi. Moja ręka jak poprzednio wystrzeliła do przodu i opadła na ramię chłopaka. Zamierzałem go potraktować niewielkim wyładowaniem, które spowoduje, że straci przytomność, ale nie umrze. Jednak kiedy tylko go dotknąłem, zauważyłem, że jego oczy zaświeciły dziwnym blaskiem. Cholera! To jedyne co przyszło mi do głowy, kiedy chłopak znikł i pojawił się w progu kuchni po czym rzucił się do ucieczki. A to sukinsyn. Teleporter się znalazł. Oczywiście rzuciłem się w pogoń za uciekającym, bo co innego mogłem zrobić? Pozwolić mu uciec? Po moim trupie. Chłopak wbiegł do pokoju i pognał prosto do okna, po czym znikł. W kilka sekund dotarłem do okna, które szybko otworzyłem. Dzieciak stał na ulicy pod oknem i pokazał mi język. Zazgrzytałem zębami z wściekłości, po czym wyskoczyłem przez okno. Przewrót przez ramię zamortyzował siłę skoku i po chwili byłem z powrotem na nogach. Dzikus uśmiechał się od ucha do ucha, stojąc jakieś dwa metry ode mnie. Po raz któryś przeklinałem pogodę w San Marino. Gdyby ulica była mokra, mógłbym porazić chłopaka z odległości. W końcu wszyscy wiedzą, że woda przewodzi prąd. Niestety, w obecnej sytuacji nie było mowy o takiej sztuczce. I dlaczego do cholery, ubrałem się jak nastolatek? Może i było gorąco, ale całą broń miałem razem z płaszczem i maską. Pewnie robię z siebie głupka przed panią Generał. Jak miło. Wielki Perseusz z Mamorimasu wykiwany przez dwunastoletniego dzikusa. Nie ma mowy by tak to się skończyło. I tak właśnie zaczął się berek na śmierć i życie. Chłopak nie był szybki, ale potrafił się teleportować. Najprawdopodobniej tylko w zasięgu wzroku, choć mógł się przecież bawić. Ulica była wyludniona, a okna okolicznych domów pogrążone w ciemności. Trochę ułatwiało to zadanie, gdyż nie trzeba było uważać na widzów. Nasza "zabawa", wbrew pozorom nie trwała długo. Dzikus schował się za rozwalającym się samochodem, do którego ja przyłożyłem rękę. Metal też przewodzi prąd, dzieciaku. Lekkie mrowienie w ręce i dźwięk ciała upadającego na ziemię. Zdjąłem rękę z pojazdu i nie śpiesząc się już, podszedłem do chłopaka. Można by uznać, że nie żyje, gdyby nie fakt, że jego klatka piersiowa lekko poruszała się gdy oddychał. I co teraz? Nie mogłem go tu od tak zostawić. Dzikusy miały umrzeć. Ale ten nie został wskazany jako cel ... Sprawnym ruchem podniosłem go i zabrałem z powrotem. do mieszkania. To oczywiste, że nie mogłem puścić go wolno, ale czy zabicie go jest częścią misji? Pewnie tak. Zostaliśmy tu przysłani by zabić WSZYSTKIE dzikie Nomi. Przyłożyłem mu rękę do głowy i poczułem na sobie wzrok Eny. Nie obejrzałem się jednak. Mogła by dostrzec w moich oczach pytanie, a ja nie zamierzałem zdradzać się z wahaniem i wątpliwościami. Mrowienie. Wyładowanie. Ostatni wdech. Śmierć. I już, tylko tyle wystarczy by kolejna dusza odeszła z tego świata. Położyłem chłopaka na ziemi z myślą, że już więcej nie będzie mi zawadzać w misji. Wstałem i przeniosłem, teraz już chłodne i opanowane, spojrzenie na dziewczynę. 
- Zabiłeś go. - powiedziała, tak jakby stwierdzała fakt. Miała dziwną minę, której nie potrafiłem wsadzić do żadnej kategorii. Wzruszyłem ramionami.
- Był dzikim Nomi i tak by go zabili. - powiedziałem, patrząc się prosto w niebieskie oczy dziewczyny. Misja zakończona, lepiej czy gorzej, to teraz nieważne. Powinniśmy się zbierać z tego mieszkania. Ktoś zajmie się trupami, to nie nasza robota. 

Ena?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stanistic Music