Na słowa dziewczyny zaśmiałem się. I nie był to dźwięk, jaki nakazała mi wydać moja maska, a mój własny śmiech, który nie do końca był serdeczny. Niby śmiech, a jednak równie dobrze mógłby tak śmieć się rekin, gdy rozbawi go reakcja jego ofiary, którą zamierza pożreć. Nie chce bym czuł się nieszczęśliwy? Moje dzieciństwo było Piekłem, a moje życie nieustanną walką, nawet teraz, kiedy prawa człowieka powinny chronić nas wszystkich. Niestety, jestem zabójcą. Szczęście to bezpieczeństwo i tyle. A reszta to drobne niedogodności. Po za tym moja maska jest częścią mnie. Nie przeszkadza mi. Rzekłbym, że jest bardzo wygodna i miło się w niej chodzi. Mój śmiech był krótki. Po sekundzie lub dwóch przestałem. Wciąż z uśmiechem na ustach zamieszałem, lekko podtopione, czekoladowo - śmietankowe lody.
- Myślisz, że jestem nieszczęśliwy z powodu wymuszonej rozmowy? - powiedziałem, patrząc się prosto w jej oczy. Dziewczyna wytrzymała moje spojrzenie.
- Tak, tak właśnie sądzę. - powiedziała pewnie, choć w jej postawie dostrzegłem lekkie wahanie. Na mojej twarzy znów pojawił się lekko rekini uśmiech.
- W takim razie jestem zmuszony coś o sobie powiedzieć. - wbiłem łyżeczkę w śmietankowego loda. - Ja nie udaję, ani niczego nie wymuszam. To moja maska, a maski są po to by je nosić. - Ena pokręciła głową, przerywając mi.
- A czym się różni maska od udawania? - prychnęła. Mogłem się spodziewać tego pytania, zanim zdążę jej to wyjaśnić. Czasami jednak nie ma co owijać w piękne słówka i robić wykłady, kiedy można coś komuś powiedzieć wprost.
- Czym? Maska jest dostosowana do osoby, która ją nosi. Idealna maska jest jak wygodne ubranie, zapominasz, że ją masz na sobie. Nie uwiera, nie gniecie i możesz ją mieć przez cały czas, bez względu na okoliczności. - powiedziałem, przenosząc wzrok na lody i biorąc do ust porcję śmietankowego.
- Ale jak można być szczęśliwym, cały czas kryjąc się za maską? - powiedziała, cały czas uparcie trwając przy swoim.
- A co znajduje się pod maską? - odpowiedziałem. - Morderca zdolny zabić kogo zechce? Potwór w ludzkiej skórze? - spojrzałem w jej oczy. - Czyli mam zabijać, bo w tedy jestem "szczęśliwy"? - ostatnie słowo wręcz wyplułem. - Nie, to tak nie działa. - tym razem wziąłem odrobinę czekoladowego, dając jej chwilę na odpowiedź ... no i chciałem zjeść te lody.
- Nie, ale nie lubię kiedy ludzie muszą coś przy mnie udawać, a w tym wypadku szczęście. - powiedziała.
- A skąd wiesz, że nie jestem szczęśliwy? - odbiłem piłeczkę.
- Bo zakładasz maskę. - prychnęła, próbując zmrozić mnie spojrzeniem. Jezusie! Ponarzekał bym trochę na jej upór, ale przynajmniej mamy jakiś temat do "rozmowy".
- A jeśli lubię ją zakładać? - zapytałem, odsuwając od siebie pustą miseczkę z łyżeczką.
- To niemożliwe. Po za tym musimy się zbierać. - powiedziała, rzucając krótkie spojrzenie na moją miseczkę po lodach. Mojej uwadze nie umknęło, że nie zjadła do końca swoich, tylko części pozwoliła się rozpuścić. Dziewczyna zaczęła podnosić się z krzesła, ale chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem. Z powrotem klapnęła na krzesełko.
- Zanim pójdziemy, odpowiedz na pytanie. - powiedziałem, puszczając jej nadgarstek.
Ena?
Cuchnie bezwenem.
Też tego nienawidzę :c
I nie nadaję się do pisania dialogów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz